Reklama

Patrzyłam na kwotę premii, która właśnie wpłynęła na moje konto, i czułam radość. To był największy sukces w mojej karierze. Wszystkie godziny spędzone w pracy, wszystkie poświęcenia, przyniosły w końcu owoce. Ale zamiast euforii, czułam coś innego – ciężar, który coraz bardziej mi ciążył.

Reklama

Piotr od dłuższego czasu patrzył na mnie inaczej. Jego uśmiech, kiedy wchodziłam do domu, zniknął. Nasze rozmowy stały się powierzchowne, a dotyk – obcy. Wiedziałam, co się dzieje, choć starałam się to wypierać. On czuł, że coś jest nie tak. I miał rację.

Szef nie był mi obojętny

Paweł. Zaczęło się niewinnie – kilka miłych słów, drobne przysługi w pracy, pochwały. Byłam ambitna, chciałam więcej. Paweł, mój przełożony, dawał mi to, czego brakowało w domu. Czułam się doceniona, ważna. Potem były kolacje, spotkania po godzinach, aż w końcu to, czego się obawiałam, ale jednocześnie pragnęłam – romans. Przekroczyłam granicę, której nie da się cofnąć.

Teraz, patrząc na tę premię, zastanawiałam się, ile naprawdę kosztował mnie ten sukces. Piotr jeszcze nic nie wiedział, ale wyczuwał. Z każdym dniem stawał się bardziej chłodny, bardziej zamknięty. A ja nie wiedziałam, jak to wszystko naprawić, bo czy w ogóle chciałam? Paweł wciągnął mnie w świat, który mnie fascynował i przerażał jednocześnie. Czułam, że balansuję na cienkiej linii i że prędzej czy później wszystko się zawali.

Mąż ciągle miał do mnie pretensje

Weszłam do domu, z ulgą zamykając za sobą drzwi. Piotr siedział w kuchni, wpatrzony w telefon, jakby nawet nie zauważył, że wróciłam.

– Cześć – rzuciłam, zdejmując płaszcz. – Miałam dziś niesamowity dzień w pracy. Dostałam premię, najwyższą w mojej karierze!

– Super – odpowiedział bez emocji, nie odrywając wzroku od ekranu.

Zmarszczyłam brwi. Ostatnio wszystko było między nami napięte, ale dziś spodziewałam się choć odrobiny entuzjazmu. Podeszłam do stołu, usiadłam naprzeciwko niego.

– Piotrze, to naprawdę duża sprawa. To oznacza, że nasza przyszłość…

Nasza przyszłość, czy twoja? – przerwał, unosząc wzrok. – Nie wydaje ci się, że w tym wszystkim jest trochę za dużo Pawła?

Zamarłam, czując zimny dreszcz na plecach.

– Co ty sugerujesz?

– Słyszałem, że widziano was razem... po pracy. Kolacje, spotkania. Myślisz, że jestem ślepy? – jego głos stał się twardy.

– To tylko praca! – próbowałam się bronić.

– Naprawdę? Bo dla mnie wygląda to na coś więcej niż tylko służbowe kolacje.

– Piotr, przestań. To są tylko spotkania biznesowe, nic więcej! – próbowałam opanować drżenie w głosie, ale on patrzył na mnie z taką surowością, jakby już wszystko wiedział.

– Spotkania biznesowe... – prychnął. – Zawsze kończą się późnym wieczorem, prawda? A te uśmiechy, które wymieniacie w biurze, też są służbowe?

Serce zaczęło mi bić szybciej. Nie mogłam tak po prostu wszystkiego zaprzeczyć, ale nie mogłam też się przyznać. To było zbyt skomplikowane.

Paweł po prostu docenia moją pracę. Dzięki niemu osiągnęłam to, co mam – brzmiało to jak usprawiedliwienie, ale wcale nie czułam ulgi, wypowiadając te słowa.

– Osiągnęłaś coś jeszcze, oprócz premii? – Piotr wstał, a jego spojrzenie stało się twardsze. – Wiesz, co jest najgorsze? Że ty nawet nie widzisz, jak się od siebie oddaliliśmy. Paweł daje ci wszystko, czego potrzebujesz, a ja? Ja jestem tylko tłem.

– To nie tak... – próbowałam zacząć, ale on już mnie nie słuchał.

Odwrócił się i wyszedł z kuchni, zostawiając mnie samą z ciężarem, którego nie potrafiłam unieść.

Zaczynałam czuć presję

Następnego dnia po pracy umówiłam się z Pawłem. Nie w biurze, nie na szybkie spotkanie między raportami, ale w restauracji, gdzie zwykle załatwialiśmy „służbowe” kolacje. Tym razem jednak coś było inaczej. Wszedł do lokalu, uśmiechając się do mnie, ale ja już nie czułam tego znajomego ciepła. Wiedziałam, po co tu jestem. Musiałam wszystko wyjaśnić.

– Musimy porozmawiać – zaczęłam, zanim jeszcze usiadł.

To zabrzmiało poważnie – odparł, siadając naprzeciwko mnie i odkładając telefon na stół.

– Piotr… zaczyna coś podejrzewać – powiedziałam, próbując zebrać myśli. – Nasze spotkania, te wszystkie kolacje... To zaczyna być problemem. W naszym małżeństwie...

Paweł uniósł brew, a jego twarz przybrała wyraz zaskoczenia.

– Myślałem, że wszystko jest pod kontrolą. Przecież nikt o tym nie wie.

– Ale on czuje... – przerwałam. – On widzi, że coś się zmieniło. Paweł, musimy przestać. Muszę... naprawić swoje małżeństwo.

Paweł wziął głęboki oddech, a jego uśmiech zbladł.

– Aniu, myślałem, że rozumiesz. To, co mamy, to więcej niż praca. Nie możesz tak po prostu tego zakończyć – jego ton był cichy, niemal przekonywający.

– Co więcej? – zapytałam, czując, jak narasta we mnie niepokój.

– Nie możesz zaprzeczyć, że jesteśmy blisko. Nie tylko zawodowo – powiedział, pochylając się nieco w moją stronę. – Jesteś dla mnie kimś więcej, niż tylko pracownicą.

Nie chciałam ciągnąć romansu

Siedziałam tam, przyglądając się Pawłowi, jakby po raz pierwszy zobaczyłam, kim naprawdę jest. Jego słowa uderzyły mnie mocniej, niż mogłam się spodziewać. Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa.

– Paweł, to nie miało być nic więcej – w końcu przemówiłam. Głos miałam cichy, ale stanowczy. – Ja mam męża, rodzinę. To był błąd, i nie mogę tego ciągnąć.

– Błąd? – uniósł brwi, wyraźnie zaskoczony. – Przecież sama wiedziałaś, w co się pakujesz.

Zacisnęłam dłonie pod stołem. Wiedziałam, że z każdym jego słowem pogrążam się coraz głębiej. Paweł już nie patrzył na mnie jak na swoją współpracownicę, której pomagał w rozwoju kariery. Widział we mnie kogoś, kogo miał na własność. A ja, zamiast powiedzieć „nie”, szłam dalej.

– Paweł, to się musi skończyć – powiedziałam z mocą, której sama się nie spodziewałam. – Zniszczyłam swoje małżeństwo. Nie mogę pozwolić, żeby to zaszło dalej.

To brzmiało jak szantaż

Paweł zaśmiał się krótko, bez śladu ciepła.

– A myślisz, że możesz po prostu wrócić do domu, do Piotra, i udawać, że nic się nie stało? Myślisz, że on tego nie wyczuje? Już to wie, Anno. Przepadłaś.

Słowa uderzyły mnie jak zimny prysznic. Wiedziałam, że ma rację. Piotr już mnie podejrzewał, a Paweł był przekonany, że między nami jest koniec.

– Wiesz co? – kontynuował Paweł. – Nie mogę cię do niczego zmusić, ale prędzej czy później wrócisz. Bo tego chcesz. Może nawet bardziej niż myślisz. I pamiętaj, że w tej firmie wszystko zależy ode mnie, zwolnienia także.

Nie odpowiedziałam. Wstałam, czując w sobie gniew, żal, a przede wszystkim poczucie, że muszę odejść, zanim będzie za późno. Wychodząc, czułam jego spojrzenie na plecach, ale nie obejrzałam się ani razu.

Mąż miał dosyć moich kłamstw

Kiedy wróciłam do domu, było ciemno. Piotr nie czekał na mnie, jak to kiedyś bywało. Ostatnio przestaliśmy się zauważać. Gdy weszłam do salonu, zastałam go siedzącego na kanapie, z dłońmi zaciśniętymi na kolanach. Z daleka czułam jego gniew i rozczarowanie.

– Gdzie byłaś? – zapytał chłodno, nawet na mnie nie patrząc.

– Musiałam porozmawiać z Pawłem – odpowiedziałam, próbując brzmieć spokojnie, choć w środku gotowało się we mnie od emocji. – To był ostatni raz.

Piotr wreszcie na mnie spojrzał, a w jego oczach zobaczyłam coś, co mnie zabolało. Nie gniew, nie wściekłość – ale smutek, którego nie dało się ukryć.

– Ostatni raz... – powtórzył z nutą goryczy. – A ile razy to już było wcześniej? Ile razy wmawiałaś sobie, że to tylko praca? Że nic nie znaczą? A teraz chcesz, żebym uwierzył, że wszystko można naprawić?

Zacisnęłam dłonie, czując, jak łzy cisną mi się do oczu.

– Piotrze, to nigdy nie miało się tak skończyć. Nie chciałam cię skrzywdzić... – powiedziałam drżącym głosem.

– Ale skrzywdziłaś. I nawet nie wiem, czy ci na mnie zależy, czy tylko na tym, żeby ukryć swoje błędy – jego słowa były jak sztylety, trafiające prosto w moje serce.

Milczałam. Wiedziałam, że nie mam jak się bronić. Wszystko było prawdą. Myślałam, że mogę balansować między dwoma światami, ale teraz jeden z nich runął.

– Wiesz co, Anna? – Piotr nagle wstał, wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie tak, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy. – Może to dla ciebie sukces, ale dla mnie to koniec. Dłużej tego nie zniosę.

– Piotr, proszę... – zaczęłam, ale on już ruszył w stronę drzwi.

Nie ma już o co walczyć – powiedział zimno, chwytając kurtkę. – Zniszczyłaś wszystko.

I zanim zdążyłam go powstrzymać, zamknął za sobą drzwi, zostawiając mnie w martwej ciszy. Siedziałam na kanapie, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknął Piotr. Mieszkanie wydawało się teraz przerażająco puste. Każdy dźwięk, każdy szelest zdawał się przypominać, co straciłam. Mój sukces? Premia? Wszystko to nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Spojrzałam na telefon. Wiadomości od Pawła. Zignorowałam je. To już nie miało sensu. Przegrałam wszystko, co było naprawdę ważne.

Reklama

Anna, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama