„Dostałam od kochanka kartę do konta i obietnicę luksusu. Myślałam, że to jest właśnie miłość, ale uczuć nie kupisz”
„Pochodzę z biednego domu. Mama zmęczona życiem, ojciec nieobecny. Od dziecka marzyłam, by ktoś się mną zaopiekował. Żeby nie martwić się o rachunki, tylko leżeć w czystej pościeli, pachnieć drogimi perfumami i nie liczyć każdej złotówki. Miałam 24 lata, gdy poznałam Marka. Był 15 lat starszy”.

- Redakcja
Dopiero niedawno zrozumiałam, jak bardzo się myliłam, sądząc, że luksus równa się miłość. Kiedyś uważałam, że jeśli mężczyzna daje ci kartę do konta i mówi „kupuj, co chcesz”, to musi kochać. A ja wreszcie jestem kimś ważnym. Pochodzę z biednego domu. U nas się nie mówiło „kocham”, tylko „czy starczy na chleb”. Mama była zmęczona życiem, ojciec – wiecznie nieobecny. Od dziecka marzyłam, by ktoś się mną zaopiekował. Żeby już nie martwić się o rachunki, tylko leżeć w czystej pościeli, pachnieć drogimi perfumami i nie liczyć każdej złotówki. Miałam 24 lata, gdy poznałam Marka. Był 15 lat starszy, przystojny, ustawiony. Najpierw restauracje, potem wakacje, w końcu karta do konta i słowa:
– Nie musisz pracować. Masz mnie.
– Wreszcie ktoś mnie kocha – powiedziałam wtedy przyjaciółce.
– Może… Ale pamiętaj, że miłość to nie karta z limitem – odpowiedziała z niepokojem.
Nie chciałam jej słuchać. Byłam pewna, że mam wszystko. A tak naprawdę nie miałam nic.
Coś we mnie pękło
Wieczór miał być nasz. Kupiłam nową sukienkę – krwistoczerwoną, obcisłą, z głębokim dekoltem. Miała mu się spodobać. Nawet zrobiłam jego ulubione tiramisu i wstawiłam do lodówki. Czekałam, patrząc co chwilę na telefon. W końcu napisałam:
– O której będziesz?
Marek odpisał dopiero po pół godziny:
– Nie dam rady dziś. Mam spotkanie z klientem. Ważna sprawa.
Zacisnęłam zęby. To nie pierwszy raz. Zadzwoniłam. Odebrał po trzecim sygnale.
– Marek, serio? Mieliśmy dziś mieć wieczór dla siebie.
– Natalia, proszę cię. Prowadzę firmę, nie mogę rzucić wszystkiego, bo ty zrobiłaś kolację.
– To nie chodzi tylko o kolację! – głos mi zadrżał. – Od tygodni się mijamy! Ciągle słyszę tylko „spotkanie z klientem” albo „interesy”. To, co z tego, że mam twoją kartę, skoro nie mam ciebie?!
– Kupiłem ci wszystko, czego chciałaś. Czego jeszcze oczekujesz?
– Ciebie!
– A nie tego chciałaś od początku? – zapytał chłodno.
Zamilkłam. Patrzyłam na siebie w lustrze – w tej czerwonej sukience, z makijażem, zrobionymi włosami. Jak maskarada. W tamtej chwili po raz pierwszy coś we mnie pękło. Pamiętam, że usiadłam na kanapie, wzięłam do ręki jego kartę i obracałam ją między palcami. Czy to naprawdę jest miłość? Nigdy nie powiedział mi, że mnie kocha. Nigdy mnie nie przytulił bez powodu. Wszystko było „na coś”. Tiramisu zostało w lodówce. Ja zostałam sama.
Lepiej płakać w Porsche
Pojechałam do mamy. Bez makijażu, w dresie, związałam włosy byle jak. Weszłam bez pukania – jak zawsze.
– Natalia? Co ty tu robisz tak wcześnie?
– Miałam wolne.
– A Marek? – zapytała podejrzliwie.
– Zajęty. Jak zwykle – mruknęłam, siadając przy stole.
Mama nalała mi herbaty. Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu. W końcu wypaliłam:
– Czuję się samotna. Chociaż mam wszystko.
– To nie narzekaj. Ja nigdy nic nie miałam – odpowiedziała jak automat, bez zastanowienia.
– Mamo, ja nie chcę być jak ty – wyrwało mi się. – Ja nie chcę tylko przetrwać. Ja chcę czuć, że ktoś mnie kocha, że jestem ważna. Nie tylko „zabezpieczona”.
Mama spojrzała na mnie jak na dziecko, które nie rozumie życia.
– Lepiej płakać w Porsche niż w autobusie.
Westchnęłam. Wiedziałam, że z nią nie pogadam. Ona nigdy nie oczekiwała niczego więcej niż spokoju i spłaconych rachunków. Uczyła mnie, że facet, który przynosi pieniądze, to już dar od losu. Ale ja… ja chciałam czegoś innego. Bliskości. Czułości. Prawdy. Marek dał mi wszystko, oprócz siebie. A ja... udawałam, że mi to wystarczy. Bo luksus ładnie wygląda na zdjęciach. Samotność już niekoniecznie. Patrzyłam przez okno na stare podwórko, które znałam od dziecka. Może nie było tam pięknie. Ale nikt nie udawał, że jest inaczej.
Nigdy nie czułam się tak tania
To był przypadek. A może przeznaczenie? Weszłam do jego gabinetu tylko po to, żeby zostawić mu notatki do spotkania. Nie słyszał, że otworzyłam drzwi. Stał tyłem, przy biurku, rozmawiał przez telefon.
– Tak, tak… Idealna. Ładna, cicha, nie zadaje pytań. Nie, nie wie nic. Myśli, że to coś więcej. Ale to tylko układ. Przecież wiesz, że ja nie angażuję się w takie historie.
Zamarłam. Nie ruszyłam się, nawet gdy się odwrócił. Spojrzał na mnie. Przez sekundę zmieszał się. A potem tylko wzruszył ramionami.
– Słyszałaś?
– To wszystko było tylko transakcją? – głos mi się załamał.
– Natalia… Ja cię nigdy nie okłamywałem. Sama chciałaś wierzyć, że to coś więcej. A ja dałem ci wszystko, prawda?
– Nie wszystko – szepnęłam. – Nie dałeś mi siebie.
– Bo tego nie było w pakiecie.
Nigdy nie czułam się tak tania. Jak jakiś towar. Jak dodatek do jego sukcesu. Miałam wyglądać, uśmiechać się i nie przeszkadzać. I przez chwilę... dokładnie tak żyłam. Wyszłam. Nie zabrałam ani płaszcza, ani torebki. Tylko tę kartę, którą kiedyś trzymałam jak święty Graal, zostawiłam na biurku. Tego wieczoru po raz pierwszy naprawdę nie wiedziałam, kim jestem bez niego. Ale już wiedziałam, kim nie chcę być.
Okłamywałam samą siebie
Spałam u Kasi. Przyjęła mnie bez pytań. Położyła koc na kanapie, podała kubek z herbatą i kazała się rozebrać z tej „mafijnej kreacji”, jak to ujęła.
– I co teraz? – zapytała cicho, gdy siedziałyśmy na podłodze, oparte o kanapę. – Co zrobisz?
– Nie wiem. Czuję się jak idiotka. Jakbym brała udział w jakimś przedstawieniu, które sama sobie wymyśliłam. On był tylko reżyserem. A ja się nawet nie zorientowałam, kiedy straciłam siebie.
Kasia objęła mnie jedną ręką.
– W końcu zrozumiałaś?
– Nie wiem, co bardziej boli – wyszeptałam – to, że on mnie nie kochał… czy to, że ja sama siebie tak okłamywałam.
– Natalia… Ty zawsze chciałaś, żeby ktoś cię uratował. Ale przecież nie o to chodzi. Nikt cię nie uratuje. Albo sama się wyciągniesz z bagna, albo w nim utoniesz.
Słuchałam jej, ale w głowie miałam wspomnienia, które wcześniej ignorowałam. Jak nigdy mnie nie dotykał z czułością, jak nie pamiętał mojej ulubionej potrawy, jak jego telefon był zawsze odwrócony ekranem do stołu... I nagle wszystko miało sens. A może raczej – wszystko straciło sens. Zgasiłyśmy światło. Leżałam na kanapie, patrzyłam w sufit. I po raz pierwszy od miesięcy nie miałam przy sobie nic markowego. Tylko własny ból. Ale ten był prawdziwy do szpiku kości.
Przez chwilę żałowałam
Zaczęłam od szukania pracy. CV pisałam z duszą na ramieniu, bo co miałam wpisać? „Utrzymywana przez zamożnego mężczyznę”? „Specjalistka od luksusu i udawania”? Przez kilka lat nie pracowałam nigdzie. Ale w końcu wysłałam zgłoszenie do małej agencji marketingowej. Dostałam się na rozmowę. Z nerwów bolał mnie brzuch, ale przeszłam dalej. Nie miałam już konta z nieograniczonym limitem. Miałam za to 300 zł i kanapki od Kasi. Wynajęłam pokój u starszej pani. Życie było nagle szare, ale... dziwnie spokojne.
Zaczęłam chodzić na terapię. Na początku tylko płakałam. Ale potem zaczęłam mówić. O tym, jak tata nigdy mnie nie przytulił, a mama wciąż powtarzała: „Byle ci było wygodnie, Natka”. Jak nauczyłam się, że wartość kobiety mierzy się metką na płaszczu. Pewnego dnia napisał do mnie Kuba. Chłopak, którego zostawiłam, gdy poznałam Marka.
– Spotkajmy się? – zapytał. – Po prostu porozmawiać.
Siedzieliśmy w kawiarni. Był taki sam jak dawniej – ciepły, prosty, szczery. Przez chwilę żałowałam.
– Wiesz – powiedział cicho – ja zawsze wiedziałem, że jesteś więcej warta niż to, co masz na koncie.
Spojrzałam na niego. I odpowiedziałam:
– A ja myślałam, że konto wystarczy mi za miłość.
I już wiedziałam, że chociaż nie umiem jeszcze kochać, to w końcu się tego nauczę. Już bez złudzeń.
Natalia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Oddałam oszczędności życia kochankowi. Obiecywał mi lukratywny biznes, a zostawił mnie z długami i połamanym sercem”
- „To ja płacę za randki i romantyczne kolacje, bo ukochany umywa rączki. Już ja mu wystawię paragon za tę zniewagę”
- „Gdy po godzinach sprzątałam cudze domy, trafiłam na byłego szefa. Ten stary grzyb nie pamiętał, co mi kiedyś zrobił”