Reklama

Imieniny nigdy nie były dla mnie wielką sprawą. Zwykle kupowałam sobie kawałek sernika, nalewałam kieliszek wina i czekałam, co wymyśli mój mąż. W tym roku miałam nadzieję, że może wreszcie się postara. Wiecie, że po kilkunastu latach małżeństwa człowiek zaczyna doceniać nawet drobne gesty – ładny flakonik, kolacja w restauracji czy choćby bukiet tulipanów z bazarku.

Reklama

Kiedy otworzyłam paczuszkę, którą z triumfem podał mi mój Piotr, poczułam się… cóż, lekko zażenowana. Tanie perfumy w plastikowym, które w dyskoncie stoją obok proszku do prania. Uśmiechnęłam się krzywo, bo co miałam zrobić?

– Piękne, dziękuję – wymamrotałam, a on wyglądał, jakby właśnie wręczył mi złotą biżuterię.

Myślałam, że to już koniec tej farsy. Że po prostu przełknę tę żenadę, wstawię buteleczkę na półkę i zapomnę. Jednak wtedy wpadła moja teściowa z prezentem. I, o matko jedyna, to był dopiero początek przedstawienia, które na długo zostanie w mojej pamięci.

Byłam złośliwa

Ledwo zdążyłam schować flakonik do łazienki, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i już po tonie głosu wiedziałam, że nadszedł moment próby.

– Wiktoria! – zawołała teściowa, niosąc w ramionach paczkę wielkości telewizora. – A Piotruś pamiętał o twoim święcie?

– Oczywiście – odparłam, zerkając na męża, który udawał zajętego poprawianiem kwiatka w doniczce. – Dostałam… bardzo wyjątkowy prezent.

– No to świetnie! – teściowa wparowała do salonu, stawiając pudło na stole. – Ale mój to dopiero cię zachwyci.

Piotr chrząknął nerwowo.

Naprawdę nie trzeba było – rzuciłam, licząc, że paczka okaże się pusta.

– Oj, nie bądź taka skromna – machnęła ręką. – Zasługujesz na coś wyjątkowego.

Zaczęłam rozrywać kolorowy papier.

– To… to… – szukałam słów. – Odkurzacz?

– Ale jaki! – teściowa aż klasnęła w dłonie. – Najnowszy model, sam jeździ po podłodze, zbiera kurz, a nawet mopuje.

Piotr zrobił się czerwony na twarzy.

– Mamo, czy ty musiałaś… – zaczął, ale przerwałam mu uniesioną dłonią.

– Dziękuję – powiedziałam z przesadnym uśmiechem. – Idealny prezent na imieniny dla kobiety. Zawsze marzyłam, żeby mój dom błyszczał.

– No widzisz! – rozpromieniła się teściowa. – Wiedziałam, że będziesz szczęśliwa.

– Szczęśliwa? – spojrzałam na Piotra. – Spełniona gospodyni domowa.

Mąż spuścił wzrok, a ja poczułam, że to dopiero początek przedstawienia.

Chciało mi się śmiać

Wieczorem, kiedy teściowa już wyszła, Piotr kręcił się nerwowo po pokoju, jakby szukał wymówki, żeby wyjść.

– No to pięknie – odezwałam się, siadając na sofie. – Ty mi dałeś perfumy z półki obok ketchupu, a twoja mama odkurzacz. Święto pełną gębą.

– Nie przesadzaj… – mruknął. – Przecież perfumy to romantyczny prezent.

– Romantyczny? – uniosłam brew. – One pachną jak płyn do toalety. Mogłeś od razu kupić kostkę zapachową do WC. Taniej by wyszło.

Piotr westchnął i opadł obok mnie na kanapę.

– Starałem się, naprawdę. W sklepie była promocja…

– Aha! – przerwałam mu.

– Nie o to chodzi – jęknął. – Chciałem ci coś kupić, żebyś się ucieszyła.

– No to faktycznie trafiłeś – prychnęłam. – Ale wiesz co? Najlepszy numer odwaliła twoja mama.

Mama chciała dobrze – odparł, broniąc się odruchowo. – Uważa, że praktyczne prezenty są najlepsze.

– Jasne – zakpiłam. – Następne imieniny pewnie dostanę komplet mopów albo karton proszku do prania. A może od razu wiadro, żeby było z fasonem?

Piotr spuścił głowę i milczał. Z jednej strony chciało mi się krzyczeć, z drugiej – to wszystko było tak absurdalne, że prawie śmieszne.

– Naprawdę nie oczekuję diamentów – powiedziałam w końcu – Jednak może raz w roku mogłabym być traktowana jak kobieta, a nie jak etatowa sprzątaczka.

Myślałam, że pęknę

Następnego dnia postanowiłam wypróbować prezent od teściowej. Urządzenie zgrabnie wyjechało z bazy i zaczęło krążyć po salonie, wydając z siebie dźwięki przypominające pomruk kota. Patrzyłam na to z przekąsem.

Idealny symbol mojego życia – mruknęłam. – Jeździ w kółko i zbiera śmieci.

W tym momencie zadzwonił telefon. Odebrałam z duszą na ramieniu.

Jak tam odkurzacz? – zapytała wesołym tonem. – Sprawdza się?

– Sprawdza się aż za dobrze – odparłam sucho.

– No widzisz! – ucieszyła się. – A Piotruś mówił, że byłaś taka wzruszona, kiedy dostałaś te perfumy.

Spojrzałam na męża, który akurat przechodził przez salon i udawał, że nie słyszy.

– Tak, wzruszona – powiedziałam lodowatym tonem.

– Oj, dziecko – zaśmiała się teściowa. – Wiem, że w głębi duszy jesteś szczęśliwa.

– O tak, szczęście mnie rozpiera – parsknęłam. – Perfumy, które pachną jak kostka do WC, i odkurzacz, który mnie zastąpi. Raj na ziemi.

Piotr nachylił się do mnie i syknął:

Możesz chociaż raz nie robić scen?

– Ja? – odwróciłam się do niego. – To twoja mama właśnie pyta o moje wzruszenia!

– Dzieci, nie kłóćcie się – rozległ się głos w słuchawce. – Najważniejsze, że jesteście razem.

– Razem, ale każdy w swoim świecie – mruknęłam, kończąc rozmowę.

Kiedy odłożyłam telefon, Piotr próbował złapać mnie za rękę.

Nie rób z tego tragedii…

– To nie tragedia – przerwałam mu. – To kabaret.

Nie robiłam sobie nadziei

Wieczorem, podczas kolacji, nie mogłam się powstrzymać. Mąż jadł kanapkę z szynką, a ja grzebałam widelcem w sałatce.

– Powiedz szczerze – zaczęłam – co tobą kierowało, gdy kupowałeś te perfumy?

– Chciałem, żebyś miała coś… ładnego – odpowiedział niepewnie. – Ładnie pachnącego.

– Ładnie? – uniosłam brew. – Ty w ogóle otworzyłeś tester, czy kupiłeś w ciemno?

Była promocja, ludzie brali, to pomyślałem… – urwał, widząc mój wyraz twarzy.

– Aha – przerwałam mu.

Piotr westchnął ciężko.

Zawsze coś znajdziesz, żeby się przyczepić.

– Nie przyczepić – sprostowałam. – Tylko zauważyć, że ja się staram, pamiętam, a ty robisz mi prezent, jakbyś kupował proszek do prania.

– No i masz odkurzacz od mamy – rzucił z przekąsem. – Praktyczny prezent.

– Świetnie, będę wspominać te imieniny, patrząc na świecące kafelki w kuchni – odparłam oschle. – A wiesz, o czym marzyłam?

– O czym? – spytał z lekką obawą.

– Żebyś zabrał mnie na spacer, kupił mi lody albo nawet głupi bukiet tulipanów. Nic wielkiego.

No to trzeba było powiedzieć – burknął.

– Po piętnastu latach małżeństwa naprawdę muszę ci mówić, że kobieta lubi kwiaty? – zapytałam, stukając widelcem o talerz.

Zapadła cisza.

Obiecuję, że się poprawię – powiedział Piotr w końcu.

Spojrzałam na niego i wiedziałam, że to tylko słowa. Jednak postanowiłam tym razem nie ciągnąć tematu. W końcu czasem cisza mówi więcej niż krzyk.

Byłam wściekła

Kilka dni później odwiedziła mnie sąsiadka. Zobaczyła odkurzacz stojący dumnie na środku salonu i od razu się zainteresowała.

– Ooo, ale cacko! – zachwyciła się. – Dostałaś od męża?

– Nie – odparłam chłodno. – To prezent od teściowej. Na imieniny.

– Na imieniny? – Halina wytrzeszczyła oczy. – Mój Henio to by się nie odważył…

– A mój Piotruś uznał, że do kompletu kupi mi perfumy – dodałam z ironicznym uśmiechem. – Z dyskontu.

– Masz ci los – roześmiała się Halina. – Ty to zawsze masz szczęście do prezentów.

– Szczęście? – parsknęłam. – Raczej pecha. Ale wiesz co? Już się przyzwyczaiłam. W końcu każdy dostaje to, na co zasłużył.

W tym momencie do pokoju wszedł Piotr. Usłyszał ostatnie zdanie i od razu się zjeżył.

– A co tym razem? – spytał. – Znów narzekasz?

– Nie narzekam – odparłam spokojnie. – Po prostu tłumaczę, że u nas prezenty to loteria. Raz odkurzacz, raz perfumy z promocji.

– Przesadzasz – mruknął. – Inne kobiety byłyby zadowolone.

– Może i tak – spojrzałam mu prosto w oczy. – Ale ja nie jestem „inne kobiety”.

Zapadła cisza. Halina udawała, że podziwia zasłony, a ja czułam, jak we mnie buzuje.

– Nie chcę wiele. Chcę tylko czuć, że ktoś mnie zna i rozumie. A nie, że wręcza mi pierwszy lepszy flakonik czy odkurzacz, bo tak jest łatwiej.

Nie odpowiedział.

Coś się między nami zmieniło

Tamte imieniny zapamiętam na długo. Po raz pierwszy powiedziałam Piotrowi wprost, co czuję. Zwykle machałam ręką, udawałam, że nie ma problemu. Tym razem nie potrafiłam. Kilka dni później przyniósł do domu bukiet tulipanów.

– Wiem, że zawaliłem – zaczął niepewnie. – Może to głupie, ale chciałem się zrehabilitować.

– Kwiaty są piękne – odpowiedziałam łagodniej, niż planowałam. – Ale wiesz, co jest ważniejsze? Żebyś mnie zauważył, docenił.

– Wiem – spuścił wzrok. – Czasem naprawdę się gubię.

– To może następnym razem, zamiast gubić się w markecie, zgub się ze mną w kawiarni – zaproponowałam z przekąsem.

Uśmiechnął się nieśmiało. I choć wiedziałam, że nie stanie się nagle romantykiem roku, to jednak coś drgnęło. Może tulipany zwiastowały małą odwilż. A odkurzacz? Jeździł po domu, zbierał kurz i… przypominał mi o teściowej. Za każdym razem, gdy ruszał w trasę, widziałam jej uśmiechniętą twarz i słyszałam słowa: „Wiedziałam, że będziesz szczęśliwa!”. No cóż, szczęście bywa względne. Jedni mierzą je w karatach, inni w bukietach tulipanów, a ja? Ja mierzę je w tym, że w końcu nauczyłam się mówić, czego chcę. I choć te imieniny były kabaretem, to dzięki nim może kolejne wypadną już jak prawdziwe święto. A jeśli nie… cóż, zawsze zostanie mi mój wierny odkurzacz–towarzysz.

Wiktoria, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama