Reklama

Pierwszy bukiet czekał na mnie na biurku, kiedy wróciłam z lunchu. Różowe lilie, czerwone tulipany i białe róże. Elegancki, skomponowany z wyczuciem. Pachniał tak intensywnie, że czułam go jeszcze zanim weszłam do pokoju.

Reklama

– Ooo, ktoś tu ma tajemniczego wielbiciela – rzuciła Aneta, przysuwając się bliżej.

Na małej kartce wbitej między łodygi widniało jedno zdanie: „Dla najpiękniejszej”. Bez podpisu.

– Tomek się postarał? – Aneta uniosła brew.

Mój narzeczony nigdy nie wysyłał mi kwiatów. Uważał to za zbędny wydatek. Może jednak postanowił zrobić wyjątek? Uśmiechnęłam się lekko, ale coś w środku mnie uwierało. Nie umiałam powiedzieć co. Następnego dnia przyszedł kolejny bukiet. A potem jeszcze jeden.

Tylko wzruszył ramionami

Trzeci bukiet sprawił, że przestało mi być do śmiechu. Tym razem były to czerwone róże. Dwanaście jak w tandetnych filmach romantycznych. Przyniósł je kurier, a kiedy zapytałam, od kogo są, wzruszył ramionami.

– Mam tylko dostarczyć. Miłego dnia – powiedział i zniknął za drzwiami.

Zerwałam bilecik z bukietu. Znów brak podpisu. Jedno zdanie: „Piękno, które trzeba podziwiać”.

– I co? Tomek się rozkręcił? – zapytała Aneta, siadając na rogu mojego biurka.

– Chyba nie… – odparłam, marszcząc brwi.

Nie wyglądało to na jego styl. Ale kiedy wróciłam do domu, spytałam go wprost.

– To twoje kwiaty?

Narzeczony spojrzał na mnie znad laptopa, jakby pytała go o pogodę na Marsie.

Jakie kwiaty?

– Dostałam dziś kolejne, czerwone róże.

– Skarbie, przecież wiesz, że takie rzeczy są dla mnie bez sensu.

Westchnęłam i opadłam na kanapę.

– Więc kto je wysyła?

Tomek wzruszył ramionami.

Może masz adoratora?

Tylko że ja nie miałam adoratorów. Następnego dnia Aneta rzuciła podejrzenie na Michała – cichego i nieco zamkniętego w sobie kolegę z biura.

– Widziałam, jak się na ciebie gapił. Może nie ma odwagi zagadać, więc wysyła ci kwiaty?

To brzmiało absurdalnie. Ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak bardzo absurdalne okaże się wszystko, co miało nastąpić później.

Serce mi zamarło

Nie mogłam się skupić na pracy. Kolejny bukiet, kolejny anonimowy bilecik. Miałam dość. Jeśli Aneta miała rację i to Michał mi je wysyłał, wolałam wiedzieć od razu. Złapałam go w kuchni, gdy nalewał sobie kawę.

– Mogę cię o coś zapytać? – zaczęłam, opierając się o blat.

– Jasne – odparł, podnosząc na mnie wzrok.

To ty wysyłasz mi kwiaty?

Zakrztusił się kawą. Odstawił kubek i wytrzeszczył na mnie oczy.

– Co? Nie! – niemal się zaśmiał. – Skąd ten pomysł?

– Ktoś przysyła mi codziennie bukiety. Bezimienne bileciki, wielkie gesty… Aneta uważa, że to możesz być ty.

Michał pokręcił głową.

– Ja nawet nie wiem, jakie kwiaty się daje dziewczynom – powiedział, a na jego twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. – Nie jestem typem romantyka.

Uwierzyłam mu. Był szczerze zdziwiony, a nawet trochę przerażony moim oskarżeniem. Więc jeśli nie on… to kto? Kiedy wróciłam do swojego biurka, na telefonie czekał na mnie nowy SMS z nieznanego numeru. „Podobały ci się dzisiejsze kwiaty?” Serce mi zamarło. Michał nie kłamał. A ja właśnie uświadomiłam sobie, że to wcale nie jest urocza niespodzianka. To było coś znacznie gorszego.

Ktoś mnie śledził

Przez chwilę tylko patrzyłam na ekran. Czułam, jak moje palce wilgotnieją, a serce bije mi zbyt szybko. „Podobały ci się dzisiejsze kwiaty?” – te słowa wyglądały niewinnie, ale w kontekście tego, co się działo, wcale takie nie były. Ktoś nie tylko wysyłał mi bukiety, ale też wiedział, że je dostałam. Obserwował mnie. Z drżącymi dłońmi wystukałam odpowiedź: „Kim jesteś?”. Wiadomość została wyświetlona, ale nikt nie odpisał. Czekałam minutę, potem kolejne pięć, ale telefon milczał. Postanowiłam napisać do Tomka. Wytłumaczyłam mu, co się dzieje, licząc, że mnie uspokoi. Odpisał niemal od razu:

„Serio? Może to tylko ktoś z pracy, kto chce ci zrobić niespodziankę? Nie panikuj”.

Nie panikuj? Przecież właśnie się dowiedziałam, że ktoś mnie śledzi. Zadzwoniłam do niego, ale odebrał dopiero po kilku sygnałach. Jego głos był jak zwykle opanowany, aż za bardzo.

– To nie jest normalne. Najpierw kwiaty, teraz wiadomości. Czuję, jakby ktoś cały czas mnie obserwował.

– Może faktycznie masz wielbiciela? – zaśmiał się cicho. – To chyba miłe, prawda?

– Nie, to nie jest miłe. To mnie przeraża.

Westchnął, jakbym robiła z igły widły.

– Porozmawiamy w domu, dobrze? Nie stresuj się tym.

Nie stresuj się. Łatwo powiedzieć. Gdy wróciłam do mieszkania, długo stałam przy oknie, przyglądając się ulicy. Miałam wrażenie, że gdzieś tam, w cieniu zaparkowanych samochodów, stoi ktoś, kto na mnie patrzy.

Ręce mi drżały

Walentynki. Dzień, który dla większości kobiet oznacza kolację przy świecach i bukiet róż od ukochanego. Dla mnie stał się koszmarem. Kiedy weszłam do biura, poczułam, jak wszyscy na mnie patrzą. Na moim biurku piętrzyło się dziesięć ogromnych bukietów. Czerwone róże, białe lilie, tulipany, a nawet egzotyczne storczyki. Z każdej kompozycji wystawała mała, elegancka kartka. Serce zaczęło mi walić, gdy otworzyłam pierwszą z nich.

„Podoba ci się ta gra?”.

Przełknęłam ślinę i sięgnęłam po następną.

„Chciałem zobaczyć, jak zareagujesz”.

Kolejne bileciki różniły się jedynie słowami, ale wszystkie mówiły o tym samym – ktoś testował mnie, sprawdzał moją reakcję, bawił się mną. Ręce mi drżały, gdy otworzyłam ostatni.

„Wiedziałem, że mi powiesz. Dziękuję za lojalność, skarbie. Kocham cię”.

Pod spodem znajdował się podpis. Tomek. Poczułam, jak ogarnia mnie mdłości. To nie był żaden tajemniczy wielbiciel, żaden psychopata z biura. To był mój własny narzeczony. Zamknęłam się w łazience i wybrałam jego numer. Odpowiedział od razu, jakby na to czekał.

– Tomek… to ty? – wyszeptałam.

– Tak. – W jego głosie nie było ani śladu skruchy. – Chciałem zobaczyć, czy mi o tym powiesz.

Zrywam zaręczyny

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy wbiegłam do mieszkania. Tomek już tam był. Stał w kuchni, spokojny, jakby nic się nie stało. Na stole czekał bukiet czerwonych róż – od niego, oficjalny, walentynkowy.

Co to miało być?! – rzuciłam torebkę na podłogę. – To wszystko… to była twoja chora gra?!

Tomek spojrzał na mnie, jakby nie rozumiał, czemu się tak denerwuję.

Chciałem tylko sprawdzić, czy mi powiesz – powiedział, krzyżując ramiona. – I powiedziałaś. Więc w czym problem?

Patrzyłam na niego osłupiała.

– W czym problem?! Tomek, ty mnie śledziłeś, manipulowałeś mną, sprawdzałeś moją reakcję!

– Przesadzasz – westchnął. – Po prostu chciałem się upewnić, że niczego przede mną nie ukrywasz.

Ufałeś mi tak bardzo, że musiałeś mnie testować?!

Przez chwilę milczał, jakby rozważał, co powiedzieć.

– A gdybyś nic mi nie powiedziała? – zapytał w końcu.

Zrobiło mi się zimno.

– Myślisz, że mogłabym cię zdradzić, prawda? – wyszeptałam. – Dlatego to zrobiłeś.

– Nie. Ale chciałem się upewnić.

Patrzyłam na niego i czułam, jak coś się we mnie łamie. Nagle zobaczyłam go inaczej – nie jak mojego narzeczonego, tylko jak kogoś, kto chce mieć nade mną kontrolę. To był koniec.

– Zrywam zaręczyny – powiedziałam cicho, ale pewnie. – Wynoś się.

Tomek tylko zmrużył oczy.

– Na pewno? – spytał spokojnie, jakby myślał, że zmienię zdanie.

Nie zmieniłam. Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, potem sięgnął po klucze i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostałam sama. Ale po raz pierwszy od dawna mogłam oddychać swobodnie.

Straciłam iluzję

Tomek próbował jeszcze raz się ze mną skontaktować. Najpierw dzwonił, potem wysyłał SMS-y. „Przesadzasz. Zrobiłem to z miłości”. „Nie chciałem cię zranić”. „Porozmawiajmy”. Nie odpowiedziałam. Nie było już o czym rozmawiać.

Przez kilka dni czułam w sobie dziwną pustkę, ale nie z tęsknoty. Bardziej z szoku, że tak długo nie widziałam tego, co było oczywiste. Że mój własny narzeczony nie kochał mnie – on chciał mnie kontrolować.

Po pracy wróciłam do mieszkania i nagle ogarnęła mnie panika. Co, jeśli on wróci? Co, jeśli nie przyjmie do wiadomości, że to koniec? Następnego dnia zmieniłam zamki. Nie czekałam na kolejny bukiet, kolejne testy, kolejne manipulacje. Kiedyś myślałam, że miłość to kompromisy, że trzeba walczyć o związek. Teraz wiem, że jeśli ktoś każe ci udowadniać swoją lojalność, to wcale ci nie ufa. I wtedy to do mnie dotarło. Nie straciłam miłości. Straciłam iluzję. I dobrze mi z tym.

Reklama

Kinga, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama