„Dowiedziałem się o tym, że będę tatusiem i spanikowałem. Chciałem pomagać innym, a zostawiłem matkę mojego dziecka”
„Rodzice zawsze myśleli, że pójdę w ich ślady i razem stworzymy własny gabinet. To był ich wymarzony plan na przyszłość. Dopiero w drodze do Niemiec dotarło do mnie, że muszę wziąć sprawy w swoje ręce i sam pokierować swoim losem”.
- Listy do redakcji
Właśnie spełniało się to, co zawsze pragnąłem osiągnąć. Początkowo sprawiało mi to radość. Ale ten moment trwał krótko. Zanim zdałem sobie sprawę, że to wszystko nie było moim planem na życie. Nie o tym marzyłem… Więc o czym tak naprawdę marzę?
Jadąc pociągiem z Krakowa do Berlina, nie spiesząc się zbytnio, zmierzałem w stronę realizacji swoich pragnień. W prywatnym gabinecie dentystycznym już na mnie czekała wyśniona posada, a oprócz tego nowe mieszkanie i kilkuletnie auto – upominek od mamy i taty za ukończenie sześcioletnich studiów oraz pomyślnie zaliczony egzamin końcowy.
Wszystko stało przede mną otworem
Byłem przekonany, że odniosę sukces i za parę lat stanę się stomatologiem o renomie wykraczającej poza granice kraju, a w każdym razie przynajmniej dobrze znanym w Polsce. Porzucałem dotychczasową część swojego życia, aby wszystko rozpocząć od nowa, bardziej pomyślnie. Jedynym minusem było to, że Ania nie mogła towarzyszyć mi w podróży. Była na przedostatnim roku studiów. Musiała je ukończyć. Ale potem… Potem sprowadzę ją do siebie.
Nagle do wagonu wparowała para – dziewczyna i chłopak. Wyglądali jak ogień i woda. On wystrojony w elegancką koszulę i materiałowe spodnie, ona w wysłużonych jeansach i luźnym swetrze. Usiedli tuż przy wejściu.
– Nie zapomnij o zrobieniu kompletu badań – przekonywał. – Pieniądze nie mają znaczenia. Poradzę sobie z ich zdobyciem.
– No dobrze, ale co zrobisz w takiej sytuacji, gdy inwestor znów ci nie zapłaci? – drążyła temat dziewczyna.
– Daj spokój, to nieistotne. Priorytetem jest wasze zdrowie, twoje i maluszka.
– Wiem o tym doskonale.
– Nie wyobrażam sobie, co bym zrobił, gdybym was stracił.
– Nic takiego się nie wydarzy – odparła.
Opuścili wagon, gdy pociąg zatrzymał się na kolejnym przystanku. Idąc razem po peronie, trzymali się za ręce. Już nie zwracałem uwagi na to, jak bardzo różnią się ich ubrania. Dostrzegłem tylko parę młodych, przepełnionych miłością osób, zmagających się wspólnie z przeciwnościami. Jakie to było urocze.
Jedyne czego im brakowało to kasa
Cóż, w naszym kraju niedobór pieniędzy niemalże w każdej sytuacji był największym problemem młodych ludzi.
Widok za szybą rozmazywał się, gdy patrzyłem w dal. Dostrzegłem jakby swoją ukochaną Anię, która pędziła w moim kierunku po świeżo zoranej ziemi. Jej długa sukienka falowała na wietrze w zabawny sposób. Sprawiała wrażenie, jakby spodziewała się dziecka. Cudownie... Tak bardzo pragnąłem wyciągnąć dłoń, przygarnąć ją do siebie, wtulić się w nią. Ale oddzielało nas coś więcej niż okno wagonu czy dystans... To mój lęk stanowił przeszkodę nie do pokonania.
– Zostawiasz mnie? – w jej spojrzeniu pojawiły się łzy.
– Wcale nie – odparłem cicho. – Jadę do pracy.
– Na ile?
– Trudno powiedzieć, skarbie.
– Ale przyjedziesz z powrotem?
– Nie mam pojęcia.
– No to jednak mnie zostawiasz.
Gdybym tylko mógł ją przytulić i ucałować, na pewno by zrozumiała.
– Jesteś dla mnie wszystkim – przyznałem szczerze. – Jak tylko skończysz studia, przyjedziesz do mnie.
Parsknęła śmiechem i pokręciła głową
– Nigdzie się stąd nie ruszam. To moje miejsce na ziemi. Tutaj żyją ludzie, którym jestem potrzebna. I tu zamierzam zostać, by dalej Robić to co kocham.
– A co ze mną?
– Snujesz własne plany na życie. Nie układałeś ich ze mną wcześniej. Trzymaj się. Żegnaj.
Z płytkiego snu wyrwał mnie huk drzwi do przedziału.
– Proszę przygotować bilety do kontroli – oznajmił głośno kontroler.
Włożyłem rękę do swojego plecaka. Miałem wrażenie, że to był tylko zwykły sen. Ale czemu wydawał się tak bardzo prawdziwy? Przypomniało mi się moje ostatnie spotkanie z Anią, które wyglądało niemal identycznie. Padło wtedy sporo gorzkich słów i pretensji. Polały się łzy. No i to okropne „żegnaj” na do widzenia. Ostatni raz, gdy widziałem swoją dziewczynę, miał miejsce parę miesięcy temu. Nawet nie chciała się ze mną pożegnać. Gdy wspomniałem jej o moim wyjeździe do Berlina, po prostu urwała ze mną kontakt.
Gdy wróciłem do mieszkania, okazało się, że nigdzie jej nie ma. Zero odzewu na komórce, a koledzy ze studiów również nic nie wiedzieli. Jakby się rozpłynęła w powietrzu. Ewentualnie grała w jakąś dziwną grę, a ja nie miałem pojęcia o co jej chodzi.
Pewnie sądziła, że cisza mnie wykończy
Ale nic z tego. Berlin dawał nowe możliwości – tak przynajmniej twierdził ojciec.
Do przedziału nagle wpadło kilka młodych dziewczyn. Gadały niesamowicie głośno. Nie chciałem tego słuchać, ale mimo wszystko ich rozmowa i tak wpadała mi w uszy. Wybrałem się więc na przechadzkę korytarzem. Przynajmniej tam nie było takiego hałasu.
– Serio, w ciąży jest? Jak to się stało? – doszedł mnie kobiecy głos.
– No tak po prostu, normalnie – odparł facet. – A matka ją z domu wyrzuciła.
– A co z facetem, który jest ojcem dziecka?
– Mówiła, że facet był przypadkowy, ale ja mam swoje podejrzenia. Dwa lata chodziła z Jackiem i jestem pewien, że to on jest ojcem dziecka, a jak się dowiedział, to uciekł.
Z Jackiem? Rany, ależ dziwny traf!
Zacząłem nadstawiać uszu.
– Ale zobacz, przecież człowiek nie rozpływa się tak nagle w powietrzu.
– Facet się nie ulotnił ot tak, tylko wszystko sprytnie ukartował. Wyjechał do pracy. A moja naiwna siostra nawet nie kiwnęła palcem, żeby go powstrzymać. Rozerwałbym gnojka na strzępy, jakbym go dorwał. Ale ona nie. Została na lodzie, bez szmalu i bez mieszkania, a mimo to niczego od niego nie chce. Bo niby po kiego grzyba być z kimś, kto jej nie kocha, przynajmniej tak mówi.
– Myślisz, że jej matce przejdzie i zgodzi się, żeby wróciła do domu?
– Wątpię. Poza tym ona raczej nie ma ochoty na powrót po całym tym zamieszaniu… Nawet nie masz pojęcia, jaka awantura tam się rozpętała. Całkowicie się odcięła. Od trzech miesięcy nie dała znaku życia. Dlatego próbuję ją odnaleźć. Boję się, że Anka zrobiła coś głupiego.
Wzdrygnąłem się, gdy usłyszałem imię
Ukradkiem spojrzałem na osoby prowadzące rozmowę. Facet wydawał się być w podobnym wieku co ja, a kobiety nie mogłem dokładnie zobaczyć, bo stała odwrócona do mnie plecami.
– Ale co głupiego mogłaby zrobić? – dociekała. – Sądzisz, że zdecydowała się na usunięcie?
– Nie, to do niej niepodobne. Szybciej by ze sobą skończyła.
– Przestań, to nie są żarty!
– Jakoś nie potrafię się z tego śmiać…
Wsiedli do przedziału, a ja zostałem na korytarzu, odprowadzając ich wzrokiem. Zastanawiałem się, czy rozmawiali o mojej Ani. Raczej nie, przecież nie wspominała, że ma brata. A może jednak miała rodzeństwo? Cholera, tak naprawdę niewiele mi o sobie opowiadała. Jakieś ogólne informacje. Tata nie żyje. Mama pracowała jako sekretarka. Ale co z braćmi lub siostrami?
Nigdy o tym nie mówiła, a ja głupi nie dopytywałem. Dlaczego, do licha, nie zadałem jej tego pytania wcześniej? Wyjąłem komórkę z kieszeni i wykręciłem numer do Ani. Liczyłem, że tym razem uda mi się do niej dodzwonić. Niestety, znów włączyła się automatyczna sekretarka. Nawet nie mogłem nagrać się po sygnale, bo jej poczta była zapchana po brzegi.
A niech to licho porwie! Dziewczyny, z którymi jechałem, poszły porozmawiać gdzieś koło łazienki. Mogłem wreszcie wrócić na swoje miejsce. Ten jednostajny odgłos kół pociągu mnie wkurzał. Nie potrafiłem usiedzieć na tyłku. Ale łazić po przejściu też mi się nie chciało.
Pomimo usilnych starań, w ogóle nie mogłem usnąć. Litery w powieści przestały tworzyć sensowne wyrazy. Nawet dźwięki muzyki płynące ze słuchawek nie dawały ani chwili ukojenia. Perspektywa przyszłości w Berlinie straciła swój urok. Do przedziału wtargnął starszy mężczyzna. Bez pytania kogokolwiek o zgodę, rozsiadł się na siedzeniu naprzeciwko.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? – rzucił pytanie. – Musisz pamiętać, że to twoje życie i nikt nie ma prawa, by za ciebie decydować– jego wzrok utkwiony był w punkcie gdzieś nad moją głową, więc nie miałem pewności, czy kieruje te słowa do mnie czy bardziej do siebie.
Facet najwyraźniej oczekiwał mojej odpowiedzi. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie mam do czynienia z jakimś świrem.
– Słuchaj, nie działaj pod wpływem emocji – powiedział spokojnie. – Wyjdź na dwór, przewietrz się, obejrzyj coś w telewizji. Nie spiesz się z decyzjami. Odezwę się jutro, wtedy pogadamy. Trzymaj się, córeczko.
Ach, no tak, gadał przez komórkę, to znaczy przez słuchawki. Nieźle mnie nabrał. Mimo to jego nagłe wtargnięcie do wagonu sprawiło, że zaczęłam się zastanawiać.
Zastanawiam się, czy wyjazd do Niemiec to dobry pomysł. To tata wpadł na to, żebym został dentystą, a ja po prostu chciałem nieść pomoc innym, kiedy rozpoczynałem naukę na uczelni. Moi rodzice zaplanowali całe moje życie. Dopasowałem się do ich wizji wspólnego gabinetu stomatologicznego – ojciec i jego syn. A co jeśli Ania faktycznie spodziewa się dziecka? Co jeśli została sama, bez nikogo bliskiego, kto by ją wspierał? A co jeśli coś się stało?
Przeniosłem się do wagonu, w którym była restauracja. Już wiedziałem, co powinienem zrobić. Wysiadłem z pociągu na najbliższym przystanku i ruszyłem w kolejną podróż. Podróż ku własnemu życiu. Czy tylko mi się zdaje, czy pociąg, którym wracałem, jechał po torach jakoś bardziej radośnie?
Spotkałem ją tam, gdzie się pierwszy raz
To było w ośrodku opieki dla maluchów, które chorują na nowotwory. Przysiadła obok posłania malutkiego, czteroletniego Jasia, opowiadając mu bajkę. Ot tak, po prostu. To właśnie za to ją pokochałem. Za jej wielkie serce przepełnione dobrocią i zwyczajnością. Przywołałem wspomnienia z czasów, gdy nie byłem jeszcze lekarzem, a jedynie wolontariuszem, co przynosiło mi ogromną radość i spełnienie.
Nawet krótki moment radości na twarzy małego pacjenta, który uwierzył, że wyzdrowieje, był dla mnie bardzo ważny. Z chęcią zapewniłbym te dzieciaki, że czeka je długie i zdrowe życie. Niestety, nie da się tego zagwarantować nikomu. Jako lekarz mogę ofiarować jedynie nadzieję na lepsze jutro, to ich szczęście. To niby niewiele, ale czasami to i tak bardzo dużo.
W tamtym momencie dotarło do mnie, że nie chcę być stomatologiem, a chcę zostać onkologiem dziecięcym i nieść nadzieję takim maluchom jak Jasiek.
– Skarbie… – wyszeptałem, uważając, by nie zburzyć ze snu chłopczyka.
Uniosła się powoli z miejsca, obracając ku mnie twarz. Tkanina jej sukienki ledwie zauważalnie podkreślała mały, lecz już dostrzegalny brzuszek. A więc faktycznie zostanę tatą.
– Jesteś tu, by powiedzieć „do widzenia”? – spytała opanowanym tonem.
– Jestem tu, żeby otoczyć cię… was opieką – oznajmiłem z przekonaniem.
Jacek, 26 lat