„Dziadek przepisał mi dom w spadku. Rodzina pluła na mnie jadem, licząc, że zmięknę i się podzielę”
„– Twoja matka… Mówi, że teraz nie ma gdzie mieszkać, bo zabrałaś jej dom, który jej się należał… – powiedziała. Zatkało mnie. – Przecież ona ma własne mieszkanie! – wykrztusiłam w końcu. – No właśnie też mnie to zdziwiło… – Wanda zawahała się. – Ale Marek też powtarza, że jesteś zimna i chciwa. Że zostawiłaś rodzinę bez niczego”.

- Redakcja
Śmierć dziadka Antoniego była dla mnie ciosem, choć przecież wiedziałam, że to musiało się kiedyś wydarzyć. Miał osiemdziesiąt dwa lata, a jego serce od dawna przypominało stary zegar, który raz chodzi, raz staje. Ale kiedy zadzwoniła do mnie mama i powiedziała krótkie:
– Lena, dziadek nie żyje...
...świat się zatrzymał.
Siedziałam wtedy przy kuchennym stole, obracając w palcach filiżankę z zimną herbatą. Nie odpowiedziałam nic. Matka westchnęła ciężko i dodała sucho:
– Pogrzeb w sobotę. Nie spóźnij się.
Odłożyłam telefon i przez dłuższą chwilę patrzyłam w przestrzeń. Właśnie straciłam jedyną osobę, która naprawdę mnie kochała. Dziadek Antoni był dla mnie kimś więcej niż rodziną – był moim domem. To on nauczył mnie czytać, to z nim grałam w szachy i słuchałam opowieści o dawnych czasach, gdy świat był prostszy. To on mówił mi, że jestem wyjątkowa, nawet kiedy cała reszta rodziny zdawała się tego nie dostrzegać. Jeszcze nie wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną.
Mieli do mnie pretensje
Tydzień po pogrzebie spotkaliśmy się w kancelarii adwokackiej. Nie spodziewałam się niczego dobrego, ale to, co nastąpiło, przeszło moje najgorsze obawy. Przyjechałam chwilę przed czasem. W recepcji siedziała młoda kobieta, która uśmiechnęła się uprzejmie i wskazała drzwi do gabinetu. Kiedy weszłam, matka, wujek Marek i ciotka Aneta już tam byli. Ich miny mówiły wszystko – nie byli tu po to, by mnie wspierać.
– No, w końcu – mruknęła matka, jakbym kazała im czekać godzinę.
Za biurkiem siedział mecenas, starszy, siwowłosy mężczyzna o surowym wyrazie twarzy. Spojrzał na mnie znad dokumentów, a potem odchrząknął.
– Dziękuję, że państwo przyszli. Przejdźmy od razu do rzeczy. Antoni K. sporządził testament, w którym jedyną spadkobierczynią uczynił swoją wnuczkę, Lenę K.
Zapadła cisza, przerywana tylko cichym szumem klimatyzacji. Czułam, jak ściany gabinetu nagle się kurczą.
– Że co proszę?! – Matka zerwała się z miejsca.
– Chyba się pan pomylił – dodał wujek Marek, ściskając dłonie w pięści.
– Nie ma żadnej pomyłki – odparł spokojnie adwokat. – To była świadoma i dobrowolna decyzja.
– To niesprawiedliwe! – Matka spojrzała na mnie, jakbym była złodziejem. – Dziadek by tego nie chciał!
– Mamo, ale to jego wola – próbowałam wyjaśnić, choć wiedziałam, że to nic nie da.
– Wola, wola… Może wcale nie wiedział, co robi! – rzuciła ciotka Aneta, mrużąc oczy. – Był stary, mogło mu się coś pomieszać!
– To było przed jego chorobą, w pełni świadomy – wtrącił mecenas.
– Lena, chcesz nam to zrobić? – Wujek nachylił się nade mną. – Może podzielisz się domem? To przecież rodzinny majątek…
Serce waliło mi jak oszalałe. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie mogłam wydobyć głosu. Wtedy dotarło do mnie, że oni nie widzą we mnie wnuczki Antoniego. Widzieli przeszkodę do usunięcia.
Zaczęli mnie szantażować
Nie minęła doba od spotkania u adwokata, a matka już do mnie zadzwoniła. Nie było w jej głosie pretensji ani złości – teraz brzmiała łagodnie, niemal matczynie, co powinno zapalić mi w głowie czerwoną lampkę.
– Lena, kochanie… Możemy porozmawiać? – zaczęła słodkim tonem.
– Słucham – odpowiedziałam ostrożnie.
– Wiesz… ta cała sytuacja… Przecież to dla nas wszystkich szok – westchnęła ciężko. – Twój dziadek… on pewnie myślał, że zrobisz z tym majątkiem coś dla rodziny. Może miał na myśli, że nam pomożesz?
Już wiedziałam, do czego zmierza.
– Mamo, wiesz, że nie zabrałam wam niczego. To była jego decyzja.
– Ale jesteśmy rodziną! – uniosła głos. – A ja? Ja się nim opiekowałam! A teraz co? Nic mi się nie należy?
– Masz mieszkanie, masz pieniądze…
– Jakie pieniądze?! – przerwała mi z oburzeniem. – Ledwo wiążę koniec z końcem! Myślisz, że to życie na wysokim poziomie? Że mogę sobie pozwolić na luksusy?!
Poczułam ścisk w żołądku. Mama od lat zarabiała dobrze, a jednak teraz próbowała przedstawić się jako ofiarę.
– Wujek Marek też jest w trudnej sytuacji… – dodała po chwili.
– On nigdy nie pracował – przypomniałam jej zimno.
– Bo miał trudne życie! – Matka zaczęła dramatyzować. – A Aneta? Myślisz, że nie byłoby jej łatwiej, gdybyś chociaż rozważyła podzielenie się?
– Nie – odpowiedziałam stanowczo.
Po drugiej stronie zapadła cisza, po czym usłyszałam zimne:
– Już nie jesteś moją córką.
Pojawiły się plotki
Po tamtej rozmowie matka przestała się do mnie odzywać. Na początku dzwoniłam, wysyłałam wiadomości, ale albo je ignorowała, albo dostawałam krótkie „Nie mam czasu”. Wujek i ciotka również zniknęli – przestali odbierać telefon, a kiedy przypadkiem spotkałam Anetę w sklepie, spojrzała na mnie z pogardą i odwróciła się na pięcie. Najgorsze przyszło kilka dni później, kiedy znajoma rodziny, pani Wanda, zadzwoniła do mnie z zaskakującym pytaniem:
– Lena, to prawda, że wyrzuciłaś matkę na bruk?
– Co?! – Prawie upuściłam telefon. – Kto tak powiedział?
– Twoja matka… Mówi, że teraz nie ma gdzie mieszkać, bo zabrałaś jej dom, który jej się należał…
Zatkało mnie.
– Przecież ona ma własne mieszkanie! – wykrztusiłam w końcu.
– No właśnie też mnie to zdziwiło… – Wanda zawahała się. – Ale Marek też powtarza, że jesteś zimna i chciwa. Że zostawiłaś rodzinę bez niczego.
Wtedy zrozumiałam – oni chcieli zniszczyć moją reputację. Tego samego dnia zauważyłam, że kilka osób usunęło mnie ze znajomych w mediach społecznościowych, a dalsza rodzina przestała odpowiadać na moje wiadomości. Stopniowo traciłam wszystkich. Tylko ja wiedziałam, że to nie ja odrzuciłam rodzinę. To oni zdecydowali, że bez pieniędzy nie jestem im do niczego potrzebna.
Czułam się samotna
Dom dziadka był teraz mój. Powinnam czuć satysfakcję – wygrałam walkę o spadek, zachowałam godność, nie uległam manipulacjom. Ale zamiast radości czułam pustkę. Siadałam wieczorami w dużym salonie, w którym kiedyś graliśmy w szachy, i wsłuchiwałam się w ciszę. Nie było już ciepłego głosu dziadka, który opowiadał mi historie z młodości. Nie było też nikogo innego. Rodzina mnie skreśliła, przyjaciele się oddalili.
Matka nie odbierała telefonów. Na wiadomości odpowiadała tylko jedno: „Nie mam córki”. Marek i Aneta rozpowiedzieli o mnie wszystko, co najgorsze. W sklepie sąsiadka odwróciła wzrok, jakbym była trędowata. Znajomi rodziny mijali mnie bez słowa. Miałam dom, oszczędności, wszystkie rzeczy po dziadku, ale nie miałam nikogo, z kim mogłabym dzielić swoje życie.
Któregoś wieczoru usiadłam w gabinecie dziadka i spojrzałam na jego zdjęcie.
– Co ja mam teraz zrobić, dziadku? – wyszeptałam do pustego pokoju.
Odpowiedziało mi tylko ciche tykanie starego zegara.
Nie dali mi spokoju
Minęły dwa miesiące ciszy, osamotnienia i myśli, które zataczały w głowie niekończące się kręgi. Wciąż zastanawiałam się, czy to wszystko było tego warte. Któregoś popołudnia ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam i zamarłam. Matka. Stała na progu, jakby z wahaniem, ale kiedy nie zamknęłam jej drzwi przed nosem, weszła do środka bez zaproszenia.
– Nieźle ci się tu mieszka – rzuciła, rozglądając się po salonie.
Jej spojrzenie prześlizgnęło się po mahoniowych meblach i książkach dziadka, jakby już wyceniała, ile można byłoby za nie dostać.
– Po co przyszłaś? – zapytałam chłodno, opierając się o framugę.
– Chcę porozmawiać – powiedziała tonem, który miał brzmieć pojednawczo, ale nie było w nim ciepła. – O nas. O rodzinie.
Nie odpowiedziałam, więc kontynuowała.
– Może faktycznie trochę przesadziliśmy. Ale ty też nie zachowałaś się fair. Nie pomyślałaś o innych.
Zacisnęłam zęby.
– O innych? – powtórzyłam. – O tych, którzy traktowali mnie jak złodziejkę, bo dziadek zapisał mi dom?
Matka westchnęła ciężko, jakby cała rozmowa była dla niej wielką udręką.
– Nie rozumiesz… To nie tak, że chcieliśmy ci coś zabrać. Po prostu... To było niespodziewane. Było dla nas oczywiste, że majątek przejdzie na mnie i Marka. A ty… ty nagle dostajesz akt własności i myślisz, że to jest normalne?
– To dziadek podjął tę decyzję – powiedziałam cicho, czując, jak gniew powoli rozchodzi się po moim ciele. – Dlaczego mnie za to karzecie?
Matka spojrzała na mnie, jakby nie rozumiała, o czym mówię.
– Bo nie powinnaś była tego przyjąć – oznajmiła zimno. – Mogłaś oddać. Mogłaś się podzielić.
Nie chcę takiej rodziny
Przez chwilę miałam wrażenie, że znowu jestem dzieckiem, że znowu staram się udowodnić matce, że na coś zasługuję. Ale tym razem nie miałam już wątpliwości, że nigdy nie byłam dla niej wystarczająco ważna.
– To nie był test, mamo – powiedziałam twardo. – Dziadek mi ufał i wiedział, co robi.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Myślisz, że pieniądze cię uszczęśliwią? – zapytała w końcu.
– Nie – odpowiedziałam. – Ale przynajmniej wiem, że nie muszę ich nikomu oddawać, żeby zasłużyć na miłość.
Zacisnęła usta, po czym podniosła torebkę z fotela i ruszyła do drzwi.
– Rób, co chcesz – rzuciła na odchodne. – Ale pamiętaj, że nie masz już rodziny.
Nie zatrzymałam jej. Kiedy zamknęłam drzwi, poczułam dziwną lekkość. Może naprawdę nie mam już rodziny. Ale przynajmniej wiem, na czym stoję. I po raz pierwszy od dawna czułam, że to ja decyduję o sobie.
Lena, 26 lat