„Dziadek traktował moich synów jak przybłędy, a mnie jak zakałę rodziny. Wszystko przez mroczną tajemnicę babci”
„Może miałam zbyt wygórowane oczekiwania, zbyt dużo wymagałam od człowieka, który jest już na pewno w podeszłym wieku... Czyżby matka miała słuszność, zalecając nam, abyśmy unikali tych wizyt?”.

- Alicja, 38 lat
– Mówię wam, wieś to naprawdę świetne miejsce – mówiłam do moich chłopców przed planowanym wyjazdem do Polski. – Wasz dziadek ma brodę niczym Święty Mikołaj i zawsze chętnie bawi się z młodszymi. Co więcej, na miejscu znajdziecie mnóstwo psów i kotów!
Zwłaszcza obecność różnych zwierząt na farmie wywoływała u bliźniaków nieokiełznaną euforię. W naszym domu w Londynie jedynymi zwierzętami, które mogli posiadać, były rybki, a te nie nadają się do pieszczot. W rzeczywistości starszy mężczyzna był dla nich prapradziadkiem, ale dla nas wszystkich było łatwiej nazywać go dziadkiem. Jako młoda dziewczynka, uwielbiałam odwiedzać wiejski dom, ponieważ w przeciwieństwie do moich zapracowanych rodziców, dziadek zawsze miał dla mnie czas i słodycz wyciągniętą z dna swojej sztruksowej kieszeni, lub plaster miodu prosto z ula...
Z jakiegoś powodu nie potrafię dobrze przypomnieć sobie babci. Być może dlatego, że była powściągliwa i rzadko się uśmiechała, co wówczas interpretowałam jako wyraz niechęci do mnie. Z drugiej strony, jej umiejętności kulinarne były niesamowite. Dlatego, kiedy mieszkałam w pobliżu, często zmykałam do niej na obiad.
Kiedy dziadek z entuzjazmem ustawiał mnie na swoich kolanach, wspólnie zajadaliśmy się zalewajką z ziemniakami. Następnie, wtulona w jego flanelową koszulę, wsłuchiwałam się w opowieści, które często były pełne krwi i grozy oraz zazwyczaj kończyły się niespodziewanym zakończeniem. W ramach relaksacyjnej terapii kładliśmy się na kanapie, gdzie nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy dziadek łaskotał mnie pod pachami. Pamiętam, że mama nie była tak oczarowana opowieściami dziadka, jak ja.
– Potem Ala boi się zasnąć, gdy światło jest zgaszone – wyjaśniała teściowi, lecz on ignorował jej narzekania.
Wyglądało na to, że moja mama i dziadek nie darzyli się zbytnią sympatią. Czułam to, choć nigdy nie usłyszałam od nich o tym żadnych konkretów. Oczywiście, moje poparcie zawsze było po stronie dziadka i nic nie mogło tego zmienić. Darzyłam go ciepłymi uczuciami, nawet kiedy dorosłam, dlatego chciałam, aby moje dzieci miały okazję go poznać, nim nieuchronna śmierć odeśle starca na zawsze. Miałam nadzieję, że te wizyty sprawią mu radość.
– Cóż, nie jestem pewna, Alu – mamusia wyraziła niepewność, gdy podczas telefonu nawiązałam do tego tematu. – Co prawda babcia zapewnia, że z radością was przyjmie, ale dziadek jest już w podeszłym wieku i możliwe, że nie ma już ani sił, ani tolerancji dla dzieci. Przywieźcie bliźnięta do nas, a do dziadka zajrzyjcie, kiedy tylko będziecie mieć na to ochotę.
W sercu zawsze nosiłam ten dom
Ale jaka to radość, zamienić to miasto na inne? Pragnęłam, aby Antek i Maciek mogli nacieszyć się świeżym powietrzem, skosztować prawdziwych owoców, popływać w naturalnym jeziorze, a nie w basenie pełnym chloru. Przyśniło mi się, aby usłyszeli tajemnicze historie opowiadane przez dziadka, usiedli na jego kolanach i poczuli zapach wosku pszczelego, którym zawsze pachniał, aby nie mogli powstrzymać śmiechu, gdy będzie łaskotał ich pod pachami...
Cóż, zachowanie moich rodziców nie było zbyt entuzjastyczne, co nie czyniło ich dobrymi kandydatami do tej roli. W moim postrzeganiu dziadek reprezentował ciepło domowego ogniska, czego nie da się odnaleźć w większych miastach. Dziadek, jako rodzime korzenie naszej rodziny, a moi partnerzy jako świeże pędy, musieli – jak uważałam – go spotkać, aby prawidłowo rozwijać się w przyszłości i mieć odpowiednie przykłady, gdy sami staną się założycielami rodziny. To wszystko może brzmieć nieco przesadnie, ale na wygnaniu ludzie często doświadczają nostalgicznych wyobrażeń, którym trudno się oprzeć.
– Życzę ci szczęścia – sarkastycznie odpowiedział mój mąż, kiedy przedstawiłam mu moją koncepcję.
Wyglądało na to, że mniej tęsknił za wszystkim, co pozostawiliśmy w naszej ojczyźnie. Czy możliwe, że było to spowodowane jego intensywną pracą i brakiem czasu na przemyślenia? Także teraz nie mógł polecieć z nami, ponieważ w jego firmie było zbyt wiele zadań do wykonania.
– Lećcie – uspokajał moje poczucie winy. – Chłopcy tylko skorzystają na tym doświadczeniu przed wyjazdem do Szkocji.
Opowiadał o swoim odpoczynku, podczas którego między innymi postanowił wybrać się na wycieczkę z bliźniakami w górski teren. Wyprawa ta miała charakter męski, maksymalnie uproszczony i, w miarę możliwości, ekstremalny... On poszukiwał nowych doświadczeń, ja natomiast przypominałam sobie to, co minęło. Tak właśnie wyglądał nasz związek, ale radziliśmy sobie całkiem dobrze.
Tak więc dotarłam nareszcie do domu, który od dawna był w moim sercu, oraz do osób, które tworzyły jego wyjątkową atmosferę. Na progu stanęła babcia w swoim niezastąpionym, kuchennym fartuchu, szeroko rozkładając ręce na powitanie. Uśmiechała się. Chłopcy, z pewnym dystansem, stanęli za mną i pozwolili się objąć, ale tylko po tym jak ja to zrobiłam.
Nie ulega wątpliwości, że czas okazał się dla babci łagodny. Mimo że nie uchronił jej od zmarszczek i siwizny, to jednak jej sylwetka była wciąż atrakcyjna. Trzymała się prosto i emanowała energią. Dziadek natomiast zdecydował się na golenie swojej imponującej brody, co nie wpłynęło na jego młodzieńczy wygląd. Podeszłam do niego i spontanicznie przytuliłam, jednak nie odpowiedział na mój gest, wydając się nawet skrępowany tak serdecznym powitaniem. Odsunął mnie na odległość, na jaką mógł rozłożyć ręce, po czym ocenił mnie wzrokiem od stóp do głów.
– Już nie jesteś dla mnie małą księżniczką – oznajmił.
Spojrzałam w stronę babci, ona jednak nadal uśmiechała się, oferując chłopcom soczyste jabłka, które wyjęła z kieszeni.
– Chyba trochę podrosłam, dziadziu – odparłam. – Ale za to przyprowadziłam małych brzdąców.
– Przecież to chłopcy – dziadek wzruszył ramionami z obojętnością, odwrócił się i poszedł do domu.
Czułam się jakbym dostała policzek...
– Stał się dziwakiem na starość – babcia starała się załagodzić atmosferę. – Proszę, wejdźcie do środka. Upiekłam dla chłopców ciasto z rabarbarem, ty zawsze je uwielbiałaś. No, chodźcie, dzieciaczki.
Obejmując ręką prawnuków, pokierowała ich w stronę kuchni. Nie zwrócili na mnie uwagi – albo przyciągnął ich zapach drożdżowego ciasta, albo magia babci. Magia, której nigdy nie byłem w stanie dostrzec... Czyżby na starość dziadkowie zamienili się rolami?
Nie byłem w stanie zrozumieć tego, ale zdecydowałam, że rozwiążę tę tajemnicę. Nie przemierzyłam tak długiego dystansu, aby teraz odegrać rolę obrażonej damy i powrócić do Manchesteru, pozbawiona jakichkolwiek pozytywnych wspomnień. Przeniosłam nasze bagaże do małego pokoju na strychu, w którym spałam jako mała dziewczyna.
Na parterze Antek starał się nauczyć babcię języka angielskiego i obydwoje rozbawieni byli nieudolnymi próbami starszej kobiety, podczas gdy Maciek zjadał następny fragment ciasta, starając się jednocześnie utrzymać kota na swoich udach. Dostrzegłam dziadka przez okno, jak krążył wokół uli w naszym sadzie. Wyraźnie nie zwracał na nas uwagi.
Może miałam zbyt wygórowane oczekiwania, zbyt dużo wymagałam od człowieka, który jest już na pewno w podeszłym wieku... Czyżby matka miała słuszność, zalecając nam, abyśmy unikali tych wizyt? Może w tak zaawansowanym wieku najistotniejszym jest cisza, a ja ją zaburzyłam, pragnąc odnaleźć dawno zapomniane atmosfery?
Zdecydowałam, że nie będę naciskać
Gdyby dziadziuś nie wykazał zainteresowania bliższymi relacjami z prawnukami, muszę to zaakceptować. Chłopcy i tak z reguły wolą spędzać czas z babcią, co jej, jak się wydaje, dostarcza radości.
Zrezygnowałam zatem z gonienia za duchami minionych dni i skupiłam się na teraźniejszości. Okazało się, że moje diablice czuły się dobrze w tym domu i wszystko było tak, jak to sobie wyobrażałam, tylko że centralną postacią dla wszystkich okazała się babcia, nie dziadek. On wydawał się być nieobecny, nie interesował się naszymi sprawami i nie dążył do budowania więzi.
Mimo iż odpowiadał na pytania do niego kierowane, nie starał się utrzymywać konwersacji. Wolno było mu majstrować w swoim warsztacie. Chłopcy, po dwóch nieudanych próbach zaangażowania dziadka w swoje gry, zrezygnowali i starali się nie przeszkadzać mu. Bardziej skłonni byli do spędzania czasu z babcią, czasem dostarczając drewno do kuchni czy ziemniaki z piwnicy, ale przede wszystkim delektowali się smakołykami, które dla nich przygotowywała.
Pochwalili się, że są zafascynowani historiami opowiadanymi przez babcię, zwłaszcza tą o szklanej "dłoni", która nocami odwiedzała małą dziewczynkę i raniła ją do krwi. O Boże, przecież ja również byłam zaznajomiona z tą bajką, tylko że to dziadek mi ją opowiedział! Po niej nie mogłem zasnąć, jeżeli w pokoju nie paliło się światło... Chłopcy wydawali się być bardziej odporni, prawdopodobnie te wszystkie kreskówki, które oglądali, sprawiły, że trudno było ich przestraszyć.
Moja wizyta miała jednak jakieś znaczenie
Choć idealizowany obiekt mojego podziwu nie spełnił pokładanych weń oczekiwań, to moja babcia z niewątpliwą godnością podołała sytuacji. W piątym dniu jednak zdarzyło się coś, co zakłóciło mój spokój. Właśnie wszyscy przebywaliśmy na tyłach domu. Babcia razem z chłopcami rozwieszała pranie, dziadek przygotowywał drewno na opał, a ja na ławce przed domem zajmowałam się wycinaniem śliwek, kiedy nagle przez bramę wkroczyła mała dziewczynka. Wyglądała na osiem, może dziewięć lat, czyli była w wieku moich chłopców. Zrobiła pokłon w stronę dziadka i zdecydowanie zapytała:
– Dzień dobry, moja mama chciała się dowiedzieć, czy mógłby nam pan sprzedać słoik miodu.
Zaskakująco, dziadzio jakby odzyskał młodość. Wyprostował się i z miłością spojrzał na małego intruza, na jego obliczu dostrzegłam uśmiech. Trudno w to uwierzyć, ale był to pierwszy uśmiech, jaki widziałam, odkąd przybyliśmy!
– A kto to przyszedł do nas? – zapytał łagodnie. – Czy to nie moja mała królewna? Podejdź do dziadka, podejdź, królewno, porozmawiamy o tym miodzie.
Stary dziadzio usadowił się na pniu drzewa i wyciągnął dłonie w kierunku małej dziewczynki. Widać było, że są dobrze zaznajomieni, ponieważ malutka bez wahania podeszedła do niego.
– Usiądź na moich kolanach i opowiedz mi, co u was słychać. Tęskniłem za nowymi wieściami, wiesz, a nikt nie potrafi opowiadać tak jak ty. Zobacz, co dla ciebie przygotowałem.
W dłoniach staruszka dostrzegłam cukierek. Nie byle jaki, taki jaki dawał mi kiedyś, ale duży, czekoladowy i błyszczący magicznym blaskiem złota.
"Zmieniają się czasy, więc i przynęta musi być inna" – niechcący przemknęło mi przez myśl.
Jak przyciągnięta magnesem, obserwowałam coś, co rozgrywało się tuż przed moimi oczami, czując się, jakbym była świadkiem dobrze mi znanego spektaklu. Dziewczynka z gracją zasiadła na kolanach starszego pana, odkręciła czekoladę, którą zabrała z jego chropowatej, pełnej zmarszczek dłoni i wsadziła sobie ją do ust. Na jej obliczu zagościł błogi uśmiech. Pomimo pełnej buzi, zaczęła snuć opowieści o staruszku L., którego zabrało pogotowie, o Krysi z lokalnego sklepu, której mąż zadał ból, i o pijanym Dworaku, który przespał noc w rowie obok sklepów.
Starzec udawał, że jest niezmiernie zaintrygowany tym wszystkim, skinął głową, czasami się uśmiechnął... Miękko głaskał dziewczynkę jedną ręką po plecach, a drugą położył na jej nagich kolanach. Tylko tyle.
Brak jakichkolwiek niewłaściwych gestów czy ruchów. Na pierwszy rzut oka urocza scenka ze staruszkiem i małą dziewczyną zanurzonymi w przyjemnej konwersacji. Wiedziałam, że nie jestem obiektywna, ponieważ gnębi mnie urażony honor i gniew na starca, który zlekceważył moje dzieci, a okazał uczucie zupełnie obcej osobie.
Ale jakim to uczuciem je obdarzał?
Rzuciłam okiem na babcię. Zdawała się być niesamowicie absorbująca podczas rozwieszania pościeli, choć można było wyczuć u niej napięcie. Nie odzywała się już do niesfornych bliźniaków, próbując wygładzić niewidoczne zagniecenia na prześcieradle. Nie spoglądała w kierunku dziadka, jakby kompletnie nie dostrzegła małej dziewczynki, która nas odwiedziła.
Nie byłam w stanie skierować spojrzenia na dziadka, nie mogłam się do tego zmusić. Rzuciłam okiem na kuchnię, ale babcia, która była zaaferowana obieraniem ziemniaków, nie oderwała wzroku od garnka, kiedy wołałam chłopców, którzy bawili się za nią. Zdecydowałam się na długą wycieczkę do lasu z nimi, bo potrzebowałam spokojnej chwili, żeby wszystko sobie przemyśleć.
Zdecydowałam, że jeszcze tego dnia wrócimy do domu. Gdy przekazałam tę informację babci, nie zapytała, dlaczego skracamy czas naszego pobytu. Ale w momencie, gdy wchodziłam do taksówki, podeszła i ujęła moją dłoń.
– Wybacz mi, nigdy wcześniej ci o tym nie mówiłam, ale teraz nadszedł odpowiedni moment. Dziadek nie jest twoim biologicznym dziadkiem. Kiedy byłaś jeszcze mała, twoje urocze rysy twarzy przypominały moje, ale teraz, kiedy dorosłaś, jesteś podobna do swojego ojca. A... on nie jest w rzeczywistości synem twojego dziadka... – powiedziała z niskim głosem. – Jest mi tak bardzo przykro, Ala, powinnaś być wolna od wszelkiego żalu, powinnam być ja ta, która go odczuwa. On w ten sposób zemścił się za te wszystkie lata spędzone w kłamstwie. Wybacz mi.
Zwróciła się w moją stronę, a potem schyliła się pod ciężarem lat i przekroczyła próg domu, zamykając drzwi za sobą. Dziadek zasiedział na ławce. Kiedy zwróciłam na niego uwagę, pokazał mi gest pożegnania. Nie odpowiedziałam na jego gest. Wsiadłam do auta i bez patrzenia wstecz, opuściłam to miejsce. Nigdy więcej tam nie powróciłam, nawet na pogrzeb babci.