Reklama

Nigdy nie znałem swojego ojca. W domu nie mówiło się o nim prawie wcale. Kiedy byłem młodszy, czasem dopytywałem mamę, kto to był, ale za każdym razem słyszałem to samo: „Nie był wart, by o nim mówić”. I tyle. Jakby ten temat był z góry skazany na ciszę. Potem przestałem pytać. Miałem przecież mamę i dziadka – dwóch najbliższych mi ludzi, choć bardzo różnych.

Reklama

Mama, Agnieszka, była troskliwa i łagodna, ale miała w oczach ten smutek, który nie znikał nawet przy świątecznym stole. A dziadek Jan? Ostry jak brzytwa. Twardy, zamknięty, z przeszłością wypisaną w zmarszczkach i spojrzeniu. Ale to jemu najwięcej zawdzięczam – to on nauczył mnie jeździć na rowerze, wbijać gwoździe, być chłopakiem z krwi i kości. Zawsze miałem wrażenie, że on też coś ukrywa.

„Dziś pojedziemy gdzie indziej”

1 listopada. Szykowałem się jak co roku – czarne jeansy, kurtka, znicze w torbie. Mama już krzątała się w kuchni, krojąc chleb na kolację, a dziadek dopijał kawę przy stole. Pomyślałem, że wszystko jak zawsze. Ale wtedy usłyszałem jego głos:

– Michał. Dziś nie jedziemy na stary cmentarz.

Zamarłem. Spojrzałem na mamę, ale ona jakby się skurczyła, udając, że nic nie słyszy. Dziadek wstał, założył płaszcz i chwycił za kluczyki.

– Jedziemy. Musisz coś zobaczyć.

Całą drogę milczeliśmy. Asfalt był mokry po porannym deszczu, a w radiu leciała cisza – żadnej muzyki, tylko komunikaty o korkach i wypadkach. Dziadek nawet nie włączył ogrzewania. Dłonie miałem lodowate. W końcu zjechaliśmy z głównej drogi i wjechaliśmy między drzewa. Nie znałem tej okolicy.

Zatrzymaliśmy się przy starym, zaniedbanym cmentarzu. Żadnych tłumów. Cisza, której nie dało się zignorować. Dziadek ruszył przodem, pewnym krokiem, jakby znał każdy grób. Po chwili stanął przy jednym z nich. Na płycie widniało: Tomasz M.

– Kto to? – zapytałem, czując jak serce bije mi mocniej.

Dziadek nie patrzył na mnie. Patrzył na ten grób.

– Tomasz. Twój ojciec.

– Ale… przecież… powiedziano mi, że...

– Wiem, co ci powiedziano – przerwał. – Ale teraz musisz znać prawdę.

Zaniemówiłem. Stałem jak wryty.

Kim on był?!

Po powrocie do domu nie zdjąłem nawet kurtki. Wszedłem do kuchni, gdzie mama właśnie wyciągała chleb z torebki. Spojrzała na mnie i od razu zbladła. Wiedziała.

– Czemu nigdy mi nie powiedziałaś, że Tomasz był moim ojcem? – wypaliłem bez ceregieli.

W dłoniach zacisnęła ten chleb tak mocno, że się zgniótł. Przez dłuższą chwilę nic nie mówiła. Potem usiadła przy stole i spuściła głowę.

– Nie chciałam, byś wiedział, kim był naprawdę.

– To znaczy kim? – głos mi się załamał. – Całe życie żyłem w kłamstwie. Dlaczego?

– Chciałam cię ochronić, Michał… On był… niebezpieczny – wyszeptała.

– Ale był moim ojcem! A ja nic o nim nie wiem! – uderzyłem dłonią w stół. – Nawet jak wyglądał! Nie miałem zdjęcia! Nazwiska! Nic!

– Myślałam, że to lepiej… że nie będziesz musiał dźwigać tego...

– Czego?! – przerwałem. – Dźwigać czego?! Kim on był?! Mordercą?! Pijakiem?! Kimś tak strasznym, że trzeba go wymazać z historii?

Mama zaczęła płakać. Nie szlochała. Po prostu łzy spływały jej po policzkach w milczeniu. Ale nie odpowiedziała. Nie padło żadne słowo więcej.

Stałem tam, drżący, z uczuciem, jakby całe moje życie właśnie się rozpadło. A ona po prostu siedziała. Bezbronnie. Cicho.

Wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Mam prawo znać wszystko

W nocy obudził mnie hałas – skrzypienie krzesła, szum czajnika, ciche kroki. Spojrzałem na zegarek: 2:37. Dom powinien spać. Wyszedłem z pokoju i bezszelestnie zbliżyłem się do kuchni. Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałem głos dziadka.

– Powinnaś mu była powiedzieć dawno temu. Już jako nastolatek pytał.

– Wiem – mama odparła cicho. – Ale zawsze bałam się, że jak się dowie, to zacznie szukać w nim odpowiedzi na wszystko.

– Boisz się, że będzie taki jak Tomasz?

– Boję się, że pomyśli, że ma być.

Zapadła cisza. Dziadek westchnął głęboko.

– A może nie musiałby się niczego bać, gdyby znał całą prawdę?

– On całe życie żył bez ojca. Tyle razy widziałam to w jego oczach. Ten niedopowiedziany smutek. Ale jak miałam mu mówić? „Twój ojciec nas zostawił i nigdy nie zapytał, jak się czujemy?”

Zrobił więcej, niż zostawił – w głosie dziadka słychać było napięcie.

Nie wytrzymałem. Wszedłem do kuchni. Ich twarze pobladły.

– Mam prawo znać wszystko – powiedziałem spokojnie, choć serce waliło mi jak młot. – Nie chcę żyć w kłamstwie. Kim był? Czemu odszedł? Czemu mnie nie znał?

Mama spojrzała na mnie oczami pełnymi łez.

– Michał… on nie odszedł. To ja odeszłam.

Nawet nie zapytał?

– Odeszłaś? – zapytałem, czując, jak powietrze gęstnieje.

Mama skinęła głową. Zaparzyła herbatę, ale nie piła. Dłonie trzymała wokół kubka, jakby szukała w nim ciepła, którego nie mogła znaleźć nigdzie indziej.

– Miałam dziewiętnaście lat, a on był jak żywioł. Piękny, pewny siebie, uwodzicielski. Szybko się zakochałam. A on… miał swoje tajemnice. Znikał, wracał, mówił, że robi to dla nas. Że wszystko się ułoży. Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, nie uciekł, ale też niczego nie zmienił.

– A potem?

– Potem było tylko gorzej – odezwał się dziadek. – Był pełen planów, ale nie miał żadnych fundamentów. Praca – byle jaka. Odpowiedzialność – żadna. Przestawał odbierać telefony, unikał nas, a kiedy przyjeżdżał, był jak ktoś zupełnie obcy.

– Nigdy go nie poznałem, mamo – powiedziałem. – Nie przyszedł. Nie napisał. Nawet nie zapytał?

– Nie – odpowiedziała. – Kiedy wyjechał po raz ostatni, miałeś może trzy miesiące. Powiedział, że potrzebuje czasu. I tyle go wzięło, że już nie wrócił. Dwa lata później dowiedziałam się, że zginął w wypadku. Sam. Nikt go nie szukał.

– I co zrobiłaś?

– Postanowiłam, że dam ci życie bez niego – odpowiedziała. – Nie dlatego, że go nienawidziłam. Ale dlatego, że nie chciałam, byś szukał go w sobie.

Patrzyłem na nią długo. A w głowie kołatało tylko jedno: „Czy naprawdę można zniknąć z życia własnego dziecka… ot tak?”

Cisza przy grobie

Wróciłem tam dwa dni później. Sam. Bez słowa do mamy, bez zapowiedzi dla dziadka. Po prostu wsiadłem na rower i pojechałem. Cmentarz był niemal pusty. Święto minęło, znicze dogasały, a liście zalegały między grobami, jakby nikt nie miał już siły ich sprzątać.

Stanąłem przy jego nagrobku. Tomasz M. Mój ojciec. Imię, które brzmiało teraz dziwnie znajomo. Usiadłem na zimnej ławce. Wiał wiatr. Nikt mnie nie widział, nikt nie słyszał. Wypuściłem z siebie pierwszy oddech.

– Nie znałem cię. I chyba to boli najbardziej – powiedziałem cicho. – Nie wiem, jaki był twój głos. Co cię wkurzało. Czybyś się ze mnie śmiał, czy byłbyś dumny.

Zamknąłem oczy.

– Ale jestem twoim synem. I muszę z tym żyć. Chociaż… cholera, sam nie wiem jak. Może nie pokocham. Może nie wybaczę. Ale chcę zrozumieć.

Znicz zgasł, jakby na potwierdzenie. Ustawiłem nowy. Zwykły, bez ozdób.

– Nie wracasz już w moich myślach jako cień. Nie jako strach i tęsknota. Tylko jako człowiek. Z krwi i kości.

Michał, 23 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama