Reklama

Odkąd pamiętam, lubiłam ubarwiać swoje życie, a może nie chciałam przyznać się, że nie było ono idealne. Moi rodzice byli skupieni przede wszystkim na sobie. Pracowali całymi dniami, a wieczorami pochłaniały ich wieczne kłótnie. Nie chciałam dokładać im swoich kłopotów. Zawsze byłam gdzieś z boku. Czasem miałam wrażenie, że nawet oczekiwali ode mnie tego, żebym była niewidzialna. I ze wszystkim musiałam radzić sobie sama. Może właśnie dlatego, tak często uciekałam w świat wyobraźni.

Reklama

Nigdy nie byłam prymuską, nawet nie lubiłam się uczyć. Wiedziałam jednak, że rodzicom zależało na moich dobrych stopniach. Wymyślałam niestworzone historie, obracałam porażki w żart, byle tylko nie pokazać słabości. Żeby tylko nikt się nie domyślił, jak jest naprawdę i co czuję. Rodzice wierzyli mi bez zastrzeżeń, a może brali moje słowa za dobrą monetę. Zdarzało się jednak, że łapali mnie na mijaniu się z rzeczywistością.

– Dziecko drogie, po co tak kłamiesz. Nic ci dobrego z tego nie wyjdzie – mówiła mama, załamują ręce.

Tata rzadziej mnie przyłapywał na mówieniu nieprawdy, ale był o wiele surowszy.

Jesteś tchórzem. Tylko tchórze nie mają odwagi powiedzieć prawdy.

To jednak mnie nie przekonywało. Z czasem całe to „zmyślanie” wychodziło mi coraz lepiej. Mało kto potrafił wyłapać, kiedy blefuję, a kiedy nie. Aż do matury miałam dobre oceny ze wszystkich przedmiotów, chociaż za wiele się nie uczyłam. No cóż, potrafiłam okręcić sobie każdego nauczyciela w wokół palca. Koleżanki kuły po nocach i zazdrością patrzyły na moje świadectwa. Jednak moje życie nie było usłane różami. Nie umiałam znaleźć sobie chłopaka. Gdy wszystkie koleżanki z klasy umawiały się na randki, ja mogłam tylko o tym pomarzyć.

Starałam się zachować spokój

Mimo dobrych ocen moje życie tak potoczyło, że po liceum musiałam iść do pracy. A może chciałam. Chciałam być niezależna. Proszenie rodziców o pieniądze i wieczne wysłuchiwanie ich pretensji było dla mnie upokarzające. Pracowałam w sklepie, jako kelnerka, na poczcie, ale nigdzie nie czułam się dobrze. To nie był mój świat. A może po prostu tęskniłam za kimś, kto mnie pokocha i zaakceptuje mnie taką, jaką naprawdę jestem. Czas mijał, przyjaciółki i koleżanki wychodziły za mąż, rodziły dzieci, a ja wciąż byłam sama.

W co się ubierasz na ślub Weroniki i Mateusza? – zapytała mnie Aśka, podczas jednego z naszych spotkań.

– Nie wiem, czy w ogóle pójdę. Mam dosyć wścibskich pytań – odpowiedziałam niechętnie.

– Daj spokój! Takie coś ma cię powstrzymać przed dobrą zabawą na weselu?!

– Najwidoczniej – mruknęłam pod nosem.

– Wiesz co, mam pomysł. Idź na wesele z kumplem Michała. Kojarzysz Kubę?

– Co?! Nie jestem aż taką desperatką – powiedziałam stanowczo.

Byłam zła, że Aśka organizuje mi życie. Z drugiej jednak strony ten pomysł wcale nie był taki niedorzeczny. Przynajmniej znajomi przestaliby postrzegać mnie jak dziwoląga albo laskę, która działa na facetów jak strach na wróble. A z tego, co kojarzyłam, kumpel brata Aśki był całkiem przystojny.

– On jest sam, od kiedy rozstał się z dziewczyną, to jakoś mu się nie układa. To spoko facet, na pewno się dogadacie. Zresztą, nie musicie, bo będziecie tylko udawaną parą – Aśka zachęcała mnie, ale prawdę powiedziawszy, nie musiała. Już podjęłam decyzję.

– No dobra, w sumie, co mi szkodzi. Może faktycznie jest to jakieś wyjście – powiedziałam, starając się zachować spokój.

Aśka nie zamierzała zwlekać. Od razu napisała do znajomego. A ja miałam nadzieję, że ten pomysł wypali.

Nie chciałam robić sobie nadziei

Następnego dnia zadzwonił do mnie nieznany numer. Kuba? Odebrałam niepewnie. Nie chciałam robić sobie nadziei. Tym bardziej że ostatnio wydzwaniają do mnie jakieś ośrodki badania opinii publicznej albo jakiś telemarketing.

– Halo? – powiedziałam dość oschle.

– Cześć. Tu Kuba, wiesz który, co? – usłyszałam w słuchawce męski głos.

– Cześć. Pewnie Aśka ci mówiła, że potrzebuję „chłopaka na godziny” – powiedziałam ze śmiechem.

Czułam się zażenowana tą sytuacją, ale brnęłam dalej. Jak się powiedziało „a”, trzeba powiedzieć „b”.

– Tak, coś o tym wspominała. Jak dla mnie spoko. Ale ty stawiasz – powiedział żartobliwie.

– Jasne – zaśmiałam się.

Mimo że rozmawiałam z nim dopiero chwilę, poczułam do niego nić sympatii.

– No to jesteśmy umówieni.

– Nie rozłączaj się. Jest jeszcze jedna sprawa – powiedziałam szybko.

– Jaka?

– Spotkajmy się przed weselem. Chciałabym ustalić wspólną wersję, żebyśmy byli wiarygodni. No wiesz, kiedy się poznaliśmy i takie tam.

– Okej, ale ty nadal stawiasz – powiedział i się rozłączył.

Byłam mile zaskoczona

Umówiliśmy się tydzień przed weselem w jednej z osiedlowych kawiarni. Gdy przekroczyłam próg, Kuba już na mnie czekał. Czy się stresowałam przed spotkaniem? Nie. Nie miałam czym. Jedna niezobowiązująca akcja i nigdy więcej nie spotkam człowieka.

– Masz już plan? – Kuba zapytał bez ogródek.

– Nie, ale jestem dobra w improwizowaniu, a ty? – powiedziałam, siadając przy stoliku.

– Zależy z kim, ale tu liczę na twoją inicjatywę.

Zamówiłam kawę z bitą śmietaną i syropem, i zaczęłam wtajemniczać Kubę w swój plan.

– Jesteśmy razem jakieś trzy miesiące, poznaliśmy się w pracy… – mówiłam, a moja wyobraźnia zaczęła pracować na najwyższych obrotach.

Spotkanie upłynęło w miłej atmosferze. Dawno z nikim się tak nie śmiałam. Okazało się, że Kuba ma podobne poczucie humoru. Zamiast ustalać wspólną wersję zdarzeń, wymyślaliśmy totalnie absurdalne historie, które miały miejsce w naszym „związku”. I co najważniejsze, nie musiałam przy nim udawać. Bo przecież to nie była znajomość „na serio”. Po kawie zamówiliśmy herbatę, a potem jeszcze ciacho i sok z wyciskanych owoców. Znaliśmy się tylko z widzenia, a rozmawialiśmy jak starzy znajomi.

– I jeszcze jedna rzecz – powiedziałam poważnie.

Kuba spojrzał na mnie podejrzliwie.

– Co znowu? Myślałem, że już wszystko mamy ustalone?

– Cały wieczór spędzasz ze mną. Masz zakaz rozglądania się za innymi – powiedziałam pół żartem, pół serio. – Nie mam zamiaru się tłumaczyć, dlaczego „mój facet” rozbiera inne panny wzrokiem, jasne?

– Tak jest szefowo – powiedział Kuba, salutując.

Wyglądałam obłędnie

W dniu ślubu umówiliśmy się, że Kuba po mnie przyjedzie. Ubrałam się w malinową sukienkę z głębokim dekoltem, włosy miałam nakręcone, a Aśka pomogła mi zrobić makijaż. Wyglądałam obłędnie. Chciałam, żeby znajomym oko zbielało na mój widok. W ten sposób chciałam im utrzeć nosa. Gdy Kuba wszedł do mieszkania, myślałam, że padnę z wrażenia. W garniturze i malinowym krawacie wyglądał obłędnie.

– Gotowa? – zapytał, stojąc w przedpokoju.

– Tak – odpowiedziałam, wychodząc na klatkę schodową.

No to do dzieła! – powiedział, chwytając mnie za rękę.

Spojrzałam na niego zdziwiona.

– No co? Przecież jestem twoim „chłopakiem na godziny”. Tylko wcielam się w rolę – powiedział z błyskiem w oku.

Cały wieczór Kuba świetnie spisywał się w roli etatowego partnera. Okazało się, że jest też świetnym tancerzem. Bawiliśmy się razem przez cały wieczór, komplementując się nawzajem i trzymając za ręce. Było fantastycznie. Wiedziałam, że to była gra. Jednak miałam nieodparte wrażenie, że między nami jest coś więcej. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl i postanowiłam do niej nie wracać. Umowa to umowa.

Zrobiło mi się ciepło na sercu

Jakie było moje zdziwienie, gdy następnego dnia wieczorem zadzwonił do mnie Kuba.

– Hej, jak tam? Szefowa się wyspała? – zapytał się wesołym głosem.

Nie wiem, dlaczego, ale zrobiło mi się ciepło na sercu. Nie spodziewałam się tego.

– Tak, jak aniołek – powiedziałam spokojnie, ale we mnie pojawiła się cała gama emocji.

– Bo wiesz… – Kuba zaczął niepewnie. – Świetnie się z tobą bawiłem. I tak się zastanawiam, czy nie chciałabyś zostać moją „dziewczyną na godziny” na weselu kumpla? Za trzy tygodnie.

Zamurowało mnie. Myślałam, że to będzie jednorazowa akcja, później robiłam sobie nadzieję na wielką miłość, a teraz... Sama nie wiedziałam, co o tym sądzić.

– Tak, jasne, ale ty stawiasz – powiedziałam filuternie, chociaż gdzieś w głębi duszy zaczęłam panikować.

– Nie ma problemu. Ale pod jednym warunkiem – głos Kuby brzmiał zawadiacko.

– Jakim? – zapytałam nieco podejrzliwie.

– Spotkajmy się przed weselem. Musimy ustalić szczegóły, prawda?

Zaśmiałam się w duchu. Cwana bestia z niego. W tym momencie poczułam, że moje serce mocniej zabiło. Czy to możliwe, że się w nim zakochałam? A co, jeśli mu się nie podobam i jestem dla niego tylko „wymówką dla rodziny”? Nie wiedziałam. Byłam jednak pewna, że nie mogę odrzucić takiej szansy.

Złapałam bukiet panny młodej

Kolejne wesele było równie udane. Owszem, można się było czepiać dekoracji albo zimnego rosołu. Jednak to dla mnie nie miało najmniejszego znaczenia. Bawiłam się fantastycznie, a Kuba przez cały wieczór całą swoją uwagę skupiał na mnie. Gdy podczas oczepin złapałam bukiet panny młodej, nasze spojrzenia się spotkały. Miałam nieodparte wrażenie, że widzę oczach Kuby coś więcej.

– To przypadek? – powiedział rozbawiony, gdy podeszłam do naszego stolika.

– Nie sądzę – odpowiedziałam ze śmiechem, ale moje serce mocniej zabiło.

Kuba objął mnie w talii i bez słowa zaprowadził na parkiet. Nie protestowałam. Przetańczyliśmy całą noc. Kuba nie zapytał, czy będę jego nieudawaną dziewczyną. Ja nie dopytywałam się, jaki jest status naszej relacji. Po prostu byliśmy razem, cieszyliśmy się każdą chwilą. Pierwszy raz rozumiałam się z kimś bez słów. I to było najważniejsze.

Jesteśmy razem już dwa lata, niebawem odbędzie się nasz ślub. Jak się okazuje, życie lubi zaskakiwać. Nie wiem, co przyniesie nam przyszłość. Jestem jednak pewna, że z Kubą u boku nic nie będzie nam straszne.

Patrycja, 28 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama