Reklama

Wigilijne przygotowania jak co roku zmieniały nasz dom w pole bitwy. Moja żona, z naręczem talerzy w rękach, rzucała komendy, które odbijały się od dzieci jak od ściany.

Reklama

– Robert, czy możesz w końcu coś zrobić z tym stołem? Serwetki leżą gdzieś w kącie, a ty stoisz jak słup soli! – krzyczała z kuchni.

Michał i Kasia udawali, że pomagają, ale ich twarze, zapatrzone w telefony, mówiły więcej niż ich słowa.

– Odłóżcie to i pomóżcie matce – warknąłem, zniecierpliwiony ich postawą.

Po co ten cyrk? – burknął Michał, nie podnosząc wzroku. – I tak nikt nie przyjdzie poza nami.

Zatrzymałem się na chwilę przy stole, spoglądając na pusty talerz, który od zawsze zostawialiśmy dla niespodziewanego gościa. Dziadek Henryk wierzył, że w Wigilię zawsze trzeba być gotowym na cud.

Dzwonek do drzwi! – zawołała Kasia.

Spojrzałem na żonę, a potem na drzwi. Otworzyłem je i zobaczyłem mężczyznę w zniszczonym płaszczu. Najpierw pomyślałem, że to bezdomny, ale coś mi podpowiadało, że to nie jest przypadkowa osoba.

– Dobry wieczór. Czy mógłbym… poprosić o coś do jedzenia? – zapytał cicho.

Nie zastanawiając się długo, odsunąłem się na bok.

– Proszę wejść – powiedziałem i zaskoczyłem tym sam siebie.

Wszyscy byli w szoku

Po chwili mężczyzna usiadł na brzegu krzesła, zgarbiony, jakby chciał jak najmniej rzucać się w oczy.

Robert, co ty sobie myślisz? – zaczęła żona szeptem, choć jej wzrok ciskał pioruny.

– To Wigilia. A to wolne miejsce jest dla takich jak on – odpowiedziałem spokojnie, choć czułem, że ten argument nie wystarczy.

Michał i Kasia przyglądali się mężczyźnie z wyraźnym dystansem.

Jak się pan nazywa? – zapytałem, żeby przerwać milczenie.

– Jan. Jan Kowal – odpowiedział, unikając mojego wzroku.

Żona postawiła na stole półmisek z barszczem, ale jej ruchy były mechaniczne. Atmosfera przy stole była ciężka, niemal namacalna. Wszyscy usiedli na swoich miejscach, ale nikt nie myślał o tradycyjnych daniach.

Bywałem tu kiedyś... z Henrykiem – odezwał się Jan nagle, łamiąc ciszę.

Odłożyłem łyżkę i spojrzałem na niego zdziwiony.

– Znałeś mojego dziadka?

Mężczyzna skinął głową.

Byliśmy przyjaciółmi. Dawno temu.

Żona zmierzyła mnie spojrzeniem, które mówiło: „i co teraz?”. Ale nie odezwała się.

To nie był przypadek

Jan zaczął opowiadać o młodości, o pracy z dziadkiem na budowie i wspólnych marzeniach.

– Henryk zawsze mówił, że w życiu najważniejsze są trzy rzeczy: rodzina, honor i pomoc tym, którzy tego potrzebują – powiedział z uśmiechem.

Dziadek nigdy o tobie nie wspominał – zauważyłem ostrożnie.

Jan spuścił wzrok.

– Bo pewnie nie chciał. Zawiodłem go.

Żona, która do tej pory milczała, nie wytrzymała.

Jak można zawieść takiego człowieka? – zapytała chłodno.

Jan westchnął ciężko.

– Zniknąłem, kiedy najbardziej mnie potrzebował. Wstydziłem się.

Opowiedział, jak pożyczył od Henryka pieniądze, których nie mógł zwrócić, i jak zamiast stanąć twarzą w twarz z problemem, po prostu odszedł.

Zrozumiałem swój błąd za późno. Kiedy próbowałem się z nim skontaktować, już go nie było – dodał cicho.

Michał spojrzał na mnie z czymś, co wyglądało jak zrozumienie, a Kasia w końcu przerwała milczenie:

To dlatego zawsze zostawiał to wolne miejsce? I kazał nam o tym pamiętać?

Jan spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale nic nie powiedział.

Obcy mężczyzna mówił prawdę

Po chwili Jan wyjął z kieszeni zniszczone zdjęcie i położył je na stole.

– Chciałem wam pokazać, że nie kłamię – powiedział cicho.

Na fotografii był mój dziadek Henryk i młody Jan, uśmiechnięci, z dumą pozujący na tle niedokończonego mostu.

Anna podniosła brwi, jakby chciała znaleźć coś, co podważy tę historię.

– Wygląda na autentyczne – przyznała niechętnie.

Jan spojrzał na nią z pokorą.

To była nasza młodość. Henryk miał wtedy wielkie plany. Zawsze wierzył, że można osiągnąć wszystko, jeśli ma się wsparcie bliskich.

Michał przyglądał się zdjęciu z fascynacją.

– Myślisz, że dziadek by ci wybaczył? – zapytał nagle.

Jan uśmiechnął się smutno.

– Nie wiem. Ale chcę w to wierzyć.

To było niesamowite

Atmosfera w domu zaczęła się zmieniać. Kasia i Michał zadawali pytania o dziadka, o jego młodość, o wspólne przygody. Żona siedziała z założonymi rękami, ale widać było, że coś w niej pęka.

Dlaczego przyszedłeś właśnie teraz? – zapytała w końcu.

Jan spojrzał na nas z mieszanką smutku i nadziei.

– Bo Wigilia to czas, kiedy człowiek może próbować naprawić to, co jeszcze da.

Te słowa zawisły w powietrzu, jakby każdy z nas próbował je przetrawić.

Zbliżała się północ, kiedy Jan wstał od stołu. Dotąd siedzieliśmy niczym zahipnotyzowani.

– Dziękuję wam za wszystko. To była moja najpiękniejsza Wigilia od lat – powiedział, ukłonił się lekko i sięgnął po płaszcz.

Chcieliśmy go zatrzymać, ale Jan pokręcił głową.

– Może kiedyś znowu się zobaczymy – dodał, zanim wyszedł na mroźną noc.

Warto otworzyć się na innych

Następnego dnia, kiedy sprzątaliśmy po świętach, zauważyłem kopertę na stole. Była stara, pożółkła, a na niej widniał napis: „Henryk”. W środku znajdowały się listy. Jeden z nich szczególnie mnie poruszył:

„Drogi Henryku,
Żałuję, że nasze drogi się rozeszły. Byłeś dla mnie jak brat. Mam nadzieję, że kiedyś los pozwoli nam naprawić to, co zostało stracone.
Twój Jan”

Żona czytała list przez moje ramię.

– Jan musiał go szukać. Nigdy go nie zapomniał – powiedziała cicho.

Kasia spojrzała na pusty talerz, który nadal stał na stole.

Powinniśmy zawsze zostawiać to miejsce – powiedziała cicho.

Michał przytaknął.

– To nie tylko tradycja. To przypomnienie, że każdy zasługuje na drugą szansę.

Wieczorem, siedząc przy kominku, patrzyliśmy na migoczące światełka choinki.

– Myślisz, że Jan wróci? – zapytał Michał.

– Może. A może zostawił nam to, co najważniejsze – odpowiedziałem.

Wiedziałem, że od teraz wolne miejsce przy stole nie będzie tylko tradycją. Będzie symbolem wybaczenia i nadziei – dla tych, którzy odeszli, i dla tych, którzy jeszcze mogą wrócić.

Reklama

Robert, 45 lat

Reklama
Reklama
Reklama