„Dzięki andrzejkowej wróżbie odkryłam kłamstwo męża. Drań myślał, że nigdy się nie dowiem, co nawywijał”
„Wieczorem, gdy zostałam sama, wyciągnęłam swoją obrączkę. Przez chwilę obracałam ją w palcach, przypominając sobie, co obiecywaliśmy sobie przed laty. Miłość, wierność, uczciwość. Teraz wydawało się, że musimy budować wszystko od nowa”.
- Redakcja
Niebo było gęsto zasnute chmurami, jakby listopad postanowił w tym roku rzucić wyzwanie każdemu, kto próbował zachować pogodny nastrój. Mimo to, andrzejkowy wieczór w mieszkaniu Marty tętnił ciepłem świec i śmiechem przyjaciół. Lubiłam te spotkania – były jak plaster na codzienny chaos. Marta, moja najlepsza przyjaciółka, była urodzoną organizatorką. Ustawiła w salonie długi stół z karteczkami, misą wody na lanie wosku i innymi akcesoriami, które miały uprzyjemnić nam wieczór wróżb.
Z jednej strony cieszyłam się, że mogłam wyrwać się z domu. Z drugiej – miałam w głowie Pawła. Ostatnio był jak nieobecny – wiecznie zamknięty w sobie, późno wracający z pracy, rzucający półsłówka na pytania o nasz wspólny czas. Niby nic konkretnego, ale w małżeństwie takie drobnostki są jak rysy na szkle. Zaczynasz zauważać, że coś się kruszy, zanim jeszcze zdasz sobie sprawę, jak głęboko sięga pęknięcie. Nie byłam pewna, czy to tylko stres, czy może coś więcej.
To miała być dobra zabawa
– No dobrze, dziewczyny, zaczynamy! – Marta klasnęła w dłonie, przesuwając wzrokiem po nas, jak generał przed bitwą. Na stole leżały karteczki z różnymi słowami: „miłość”, „szczęście”, „zdrada”, „kłamstwo”, „pieniądze”. Obok nich miska pełna obrączek zawieszonych na nitkach. – Każda z was weźmie swoją obrączkę, a ja będę trzymać nitkę. Patrzymy, nad którym słowem się zatrzyma.
Początkowo nikt nie chciał być pierwszy, ale po chwili zabawa zaczęła się rozkręcać. Kolejne obrączki kręciły się, by zatrzymywać się na „miłości” czy „szczęściu”, co wywoływało wybuchy śmiechu. Ja też uśmiechałam się od ucha do ucha, próbując zignorować narastający w środku niepokój.
– Anka, twoja kolej – rzuciła Marta, podając mi nitkę z moją obrączką.
Zawahałam się, choć nie wiedziałam czemu. Nitka uniosła się nad stołem, a obrączka zaczęła kołysać się delikatnie, jakby nie mogła się zdecydować. Po chwili nagle zastygła. „Kłamstwo.”
Zapadła cisza. Marta, wieczna żartownisia, zaśmiała się pierwsza.
– No to pięknie, Anna, ktoś cię robi w balona!
– Daj spokój, Marta, obrączka po prostu się źle kręciła – rzuciłam, zmuszając się do śmiechu. Ale w środku coś ścisnęło mnie za gardło. Dlaczego akurat „kłamstwo”?
Tego wieczoru już nie mogłam wyrzucić tego słowa z głowy.
Mąż nie miał obrączki
Kilka dni później, w piątkowy poranek, zauważyłam coś dziwnego. Paweł zbierał się do pracy, jak zwykle w pośpiechu, upychając dokumenty do torby. Byłam zajęta robieniem kawy, ale kątem oka coś przykuło moją uwagę. Jego dłoń. Była naga – brak obrączki.
– Paweł, a gdzie twoja obrączka? – zapytałam odruchowo, nie odwracając się od ekspresu.
Zamarł na sekundę, zanim odpowiedział.
– Ach, chyba zostawiłem ją w pracy. Musiałem zdjąć, bo przeszkadzała mi, kiedy pisałem – rzucił niedbale, ale coś w jego głosie zabrzmiało sztucznie.
Obróciłam się i spojrzałam na niego uważniej. Zwykle pewny siebie, teraz unikał mojego wzroku.
– Od kiedy to przeszkadza ci obrączka? Nosisz ją od siedmiu lat – zauważyłam, podając mu kubek z kawą.
Wziął łyk i skrzywił się lekko, jakby był to gorzki smak, nie kawa.
– Daj spokój, Anka. Co za różnica? To tylko obrączka. Nie przesadzajmy – odpowiedział, zerkając na zegarek. – Muszę lecieć, bo się spóźnię.
Obserwowałam, jak wychodzi, trzaskając drzwiami. „Tylko obrączka”? Nie, to nie była drobnostka. W naszym małżeństwie symbolika zawsze miała znaczenie. A teraz coś było nie tak.
Tego wieczoru przejrzałam szufladę w łazience, gdzie Paweł zwykle zostawiał swoje rzeczy. Ani śladu obrączki. Próbowałam tłumaczyć sobie, że dramatyzuję, ale w głowie wciąż wracało jedno słowo: „kłamstwo”. Czy to możliwe, że Paweł rzeczywiście coś przede mną ukrywał?
Z konta ubyło nam kasy
W sobotni wieczór, z kubkiem herbaty w dłoniach, siedziałam przy laptopie i przeglądałam wyciągi z naszego wspólnego konta. Miało to być uspokajające – dowód, że nic złego się nie dzieje. Zamiast tego serce zaczęło mi przyspieszać.
Kilka dni temu Paweł wyciągnął większą kwotę. Dwieście złotych, potem kolejne trzysta. To nie były nasze standardowe wydatki. Czułam, jak pod wpływem tych cyferek w głowie narastała burza.
– Co robisz? – Marta nachyliła się nad ekranem. Była u mnie na wieczornej herbacie, starając się poprawić mi humor.
– Sprawdzam coś. Ostatnio Paweł... coś się zmieniło. I te dziwne transakcje – odpowiedziałam cicho, choć w mieszkaniu byłyśmy same.
Marta usiadła naprzeciwko mnie, zmarszczyła brwi i powiedziała wprost:
– Myślałaś, żeby go o to zapytać?
Zacisnęłam usta. – Pytałam. Powiedział, że to „nic takiego”.
– Słuchaj, Anna, może on naprawdę ma jakiś problem, ale boi się powiedzieć. Faceci czasem myślą, że muszą wszystko ogarniać sami – Marta wzruszyła ramionami.
Te słowa zapadły mi w pamięć, ale nie dawały ukojenia.
Mąż unikał tematu
Następnego dnia, gdy Paweł wrócił z pracy, nie wytrzymałam.
– Możemy porozmawiać? – zagadnęłam go od razu, gdy zdjął płaszcz.
– O czym? – zapytał, próbując uciec wzrokiem.
– O pieniądzach. Co to za wypłaty z naszego konta? – Wstałam, wyciągając rękę z telefonem, na którym miałam otwarte zestawienie.
Zmarszczył brwi, a potem uniósł ręce, jakby chciał odeprzeć niewidzialny atak.
– Naprawdę teraz będziemy o tym rozmawiać? Anna, przestań. Wszystko jest pod kontrolą – rzucił, próbując zakończyć rozmowę.
– Nie, Paweł, nie jest pod kontrolą. Nie nosisz obrączki, nie mówisz mi, co się dzieje... Co ukrywasz? – naciskałam, choć czułam, że mój głos się łamie.
– Anna, powiedziałem, że poradzę sobie z tym! – warknął, po czym poszedł do sypialni, trzaskając drzwiami.
A ja zostałam w salonie, czując, jak zimna pustka wkrada się między nas.
Odkryłam prawdę
Nie minęły dwa dni, gdy w kieszeni płaszcza Pawła znalazłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach – pokwitowanie z lombardu. Na kawałku szarego papieru widniała data sprzed tygodnia i jedno słowo, które uderzyło mnie jak obuchem: „obrączka”.
Paweł wrócił do domu późnym popołudniem, zmęczony i rozdrażniony. Nie zamierzałam czekać ani owijać w bawełnę. Stałam w kuchni z pokwitowaniem w dłoni.
– Możesz mi to wytłumaczyć? – zapytałam bez emocji, choć w środku gotowałam się z wściekłości.
– Co to jest? – Jego spojrzenie padło na papier, a twarz przybrała wyraz winy.
– Nie udawaj, że nie wiesz. Oddałeś obrączkę do lombardu? Dlaczego? – podniosłam głos, czując, jak napięcie wypełnia przestrzeń między nami.
Paweł westchnął i opuścił ramiona, jakby nagle stracił całą energię.
– Anna, nie chciałem cię martwić... Mam problemy finansowe. To tylko chwilowe.
– Problemy finansowe? I dlatego oddajesz coś, co symbolizuje nasze małżeństwo? – rzuciłam oskarżycielsko.
– Wpadłem w kłopoty, byłem w kasynie... – przyznał w końcu, unikając mojego wzroku.
Stałam, patrząc na niego w osłupieniu, czując, że grunt usuwa mi się spod nóg. Nasze małżeństwo, które uważałam za stabilne, nagle wydało się kruche i pełne rys.
Byłam zła i rozczarowana
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Paweł nerwowo obracał w palcach pusty kubek, a ja milczałam, nie wiedząc, co powiedzieć. Słowa, które przed chwilą usłyszałam, wciąż dudniły mi w głowie. Hazard. Długi. Obrączka w lombardzie.
– Aniu, wiem, że to brzmi źle, ale obiecuję, że to już koniec. Oddałem obrączkę, żeby spłacić część długu. Nie chciałem, żebyś o tym wiedziała. Chciałem cię chronić – powiedział, unosząc wzrok, ale jego spojrzenie spotkało się z moim chłodnym milczeniem.
– Chronić mnie? Oddając coś, co symbolizuje naszą miłość? – wyrzuciłam z siebie, czując, jak głos mi się załamuje. – Myślałeś, że ukrywając to przede mną, niczego nie zauważę?
– Bałem się, że mnie zostawisz – odparł cicho.
Zakręciło mi się w głowie. Czy naprawdę myślał, że kłamstwo było lepszym rozwiązaniem? Nie wiedziałam, co bardziej mnie boli – jego słabość czy brak zaufania do mnie.
– Wiesz, co mnie przeraża, Paweł? Nie to, że masz problemy. Każdy je ma. Ale to, że nie wierzyłeś, że możemy je rozwiązać razem – powiedziałam, wstając od stołu.
Zamknęłam się w sypialni, zostawiając go samego. W głowie miałam chaos.
Musimy to naprawić
Marta przyszła do mnie tego samego wieczoru, gdy napisałam jej krótką wiadomość: „Musimy pogadać”.
– Może to impuls, Anna. Ludzie robią głupoty, gdy są pod presją – powiedziała ostrożnie, próbując znaleźć jakieś usprawiedliwienie.
– Ale dlaczego nie powiedział mi wcześniej? Jak mam mu teraz zaufać? – spytałam, wpatrując się w swoją obrączkę, którą wciąż nosiłam.
Marta poklepała mnie po ramieniu. – Nie wiem, co ci doradzić. To twoja decyzja. Ale jeśli chcesz dać mu szansę, musisz być pewna, że on naprawdę chce się zmienić.
Wiedziałam, że Paweł musi to naprawić. Nie tylko długi, ale i to, co zniszczył między nami. Pytanie tylko, czy będę miała siłę, by jeszcze raz zaufać.
Tydzień później siedzieliśmy razem w biurze terapeuty, oboje napięci i milczący. Paweł zgodził się na terapię dla osób uzależnionych od hazardu, ja na rozmowy dla par. Wiedziałam, że to dopiero początek, a droga przed nami będzie długa i pełna wybojów.
Wieczorem, gdy zostałam sama, wyciągnęłam swoją obrączkę. Przez chwilę obracałam ją w palcach, przypominając sobie, co obiecywaliśmy sobie przed laty. Miłość, wierność, uczciwość. Teraz wydawało się, że musimy budować wszystko od nowa.
Wróżba z andrzejkowej nocy wciąż tkwiła mi w głowie. „Kłamstwo”. Czy miało nas na zawsze rozdzielić, czy stać się początkiem nowego etapu? Nie znałam odpowiedzi. Założyłam obrączkę na palec i spojrzałam w lustro. Może Paweł zawiódł, ale to ja musiałam podjąć decyzję. Jeszcze nie wiedziałam, jaką. Jedno było pewne: teraz to ja trzymałam nitkę, a przyszłość była w moich rękach.
Anna, 34 lata