Reklama

Wigilia miała być początkiem najpiękniejszego etapu mojego życia. Byliśmy u rodziców Mateusza, świętowaliśmy dzień przed naszym ślubem. Dom tętnił ciepłem: zapach pierników unosił się w powietrzu, a blask świątecznych światełek odbijał się od okien. Patrzyłam na Mateusza, który śmiał się z ojcem, i czułam, że nie mogłam wybrać lepiej.

Reklama

Wszystko było dopięte na ostatni guzik

Planowaliśmy ten dzień od miesięcy. Suknia czekała na mnie w sypialni, obrączki były gotowe, a ja byłam pewna, że nasza przyszłość będzie piękna. Wiedziałam, że Mateusz jest mężczyzną mojego życia – czuły, lojalny, zawsze obok, gotów mnie wspierać. Po kolacji poszłam na górę, by chwilę odetchnąć. W drodze do sypialni zatrzymałam się na schodach, słysząc głosy dochodzące z kuchni. Mateusz rozmawiał z matką.

– Mateusz, jesteś pewien? – zapytała Maria, jej ton był delikatny, ale z nutą troski.

– Czasami się zastanawiam, czy to wszystko nie dzieje się za szybko – odpowiedział cicho Mateusz.

Zamarłam. Uderzyły mnie te słowa, jakby w jednej chwili cały mój świat zaczął się chwiać. Dlaczego to mówił? Był taki pewny, taki zdecydowany. Maria odetchnęła głęboko.

– Każdy ma chwile zwątpienia przed ślubem – powiedziała. – Ale kochasz ją, prawda?

– Oczywiście, mamo, ale… co, jeśli nie będę wystarczająco dobry? – jego głos zadrżał.

Nie słuchałam dalej. Wróciłam do pokoju z bijącym sercem. Czy nasza miłość była tylko iluzją? Wszystkie moje dotychczasowe przekonania zaczęły się rozsypywać.

Bałam się, co będzie jutro

Rano czułam się, jakby ktoś odebrał mi powietrze. Moje ręce drżały, kiedy sięgałam po suknię, a łzy cisnęły się do oczu, gdy myślałam o tamtej rozmowie. Mateusz zachowywał się, jakby wszystko było w porządku, ale ja nie mogłam uwolnić się od wątpliwości. Ceremonia była jak z bajki. Kościół wypełnił się blaskiem świec, Mateusz trzymał moją dłoń z taką czułością, że niemal uwierzyłam, że tamte słowa były jedynie echem jego stresu. Przysięgaliśmy sobie miłość i wierność, a ja z każdym słowem czułam, jak serce ściska mi się z lęku.

Podczas wesela próbowałam ukryć swoje rozterki. Mateusz rozmawiał z gośćmi, śmiał się, tańczył, ale ja wciąż analizowałam każde jego spojrzenie, każdy gest. Czy to była szczerość, czy jedynie gra? Moja przyjaciółka Anka zauważyła, że coś jest nie tak. Podczas przerwy na świeżym powietrzu podeszła do mnie.

– Agata, wszystko w porządku? Wyglądasz na przygnębioną – zapytała, marszcząc brwi.

– Podsłuchałam rozmowę Mateusza z jego matką – zaczęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. – Powiedział, że nie wie, czy jest gotowy na ten ślub.

Anka spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– Kochanie, każdy się boi przed ślubem. To ogromny krok. Ale widziałam, jak na ciebie patrzy. On cię kocha.

Chciałam w to uwierzyć. Ale w moim sercu kiełkowało ziarno wątpliwości, które nie dawało mi spokoju.

Przestałam o tym myśleć

Podróż poślubna, która miała być spełnieniem marzeń, zamieniła się dla mnie w pole pełne niewidzialnych pułapek. Mateusz był kochający, troskliwy, jak zawsze. A jednak coś we mnie wciąż krzyczało, że muszę być ostrożna. Spędzaliśmy wieczory nad brzegiem morza, patrząc na zachodzące słońce. Mateusz trzymał moją dłoń, opowiadał o planach na przyszłość, a ja wpatrywałam się w niego, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania, które mnie dręczyły.

– Jesteś jakaś nieobecna – zauważył pewnego wieczoru. – Co się dzieje?

– Nic, po prostu jestem zmęczona – skłamałam, próbując ukryć swoje emocje.

Mateusz spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Wiem, że coś cię gryzie. Powiedz mi, o co chodzi.

Przez chwilę chciałam wszystko wyznać. Powiedzieć mu, że słyszałam jego rozmowę z matką, że jego słowa sprawiły, że zaczęłam kwestionować naszą przyszłość. Ale bałam się, że to tylko pogorszy sytuację.

– To tylko stres. Daj mi czas, Mateusz – powiedziałam, unikając jego spojrzenia.

Mateusz westchnął, ale nie naciskał. Był cierpliwy, jak zawsze. Ale ja czułam, że coś między nami zaczyna pękać.

Niepewność mnie zżerała

Po powrocie z podróży poślubnej wszystko wydawało się wracać do normy, ale ja wciąż nie mogłam zapomnieć o Wigilii. Słowa Mateusza były jak cień, który rzucał się na każdy nasz wspólny moment. Każda drobna różnica zdań, każdy moment, w którym się nie zgadzaliśmy, wydawały mi się potwierdzeniem, że jego wątpliwości były prawdziwe. Mateusz zauważył, że coś jest nie tak, ale nie rozumiał, co się dzieje.

– Dlaczego jesteś taka chłodna? – zapytał pewnego wieczoru, kiedy odmówiłam wspólnego oglądania filmu. – Mam wrażenie, że coś cię ode mnie odpycha.

– Po prostu jestem zmęczona – odpowiedziałam, jak zawsze.

– Nie wierzę ci – powiedział z determinacją. – Agata, powiedz mi, co się dzieje.

Nie wytrzymałam. Łzy napłynęły mi do oczu, a słowa wyrwały się z moich ust, zanim zdążyłam je powstrzymać.

– Słyszałam, jak mówiłeś do mamy, że nie wiesz, czy jesteś gotowy na ten ślub.

Mateusz zamarł.

– Słyszałaś to?

– Tak – odparłam, czując, jak moje serce wali jak szalone. – I od tamtej pory nie mogę przestać myśleć o tym, co to oznaczało.

Chciał mnie uspokoić

Mateusz usiadł naprzeciwko mnie, biorąc głęboki oddech. Jego oczy zdradzały zmęczenie, ale w jego spojrzeniu widziałam coś jeszcze – determinację.

Muszę ci to wyjaśnić – zaczął, chwytając moją dłoń, choć wyraźnie czuł, jak się opieram. – Wiem, jak bardzo cię zraniłem, ale musisz zrozumieć, co mną kierowało tamtej nocy.

– Kierowało? – przerwałam, wciąż drżąc z emocji. – Mateusz, to były wątpliwości. Wątpliwości, o których mi nie powiedziałeś, a które zrujnowały moje poczucie bezpieczeństwa.

Mateusz pokiwał głową, jakby zgadzał się z każdym moim oskarżeniem.

– Tak, miałem wątpliwości. Ale nie takie, jakie myślisz. Nie kwestionowałem naszej miłości ani tego, czy chcę spędzić z tobą życie. Bałem się... siebie. Bałem się, że zawiodę ciebie, twoje oczekiwania, nasze wspólne plany.

Słowa te wryły się we mnie jak ostrze, otwierając kolejne pytania. Czy rzeczywiście to była prawda? Czy jego wątpliwości dotyczyły wyłącznie jego własnych obaw?

– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej? – zapytałam, próbując utrzymać równowagę w głosie, choć czułam, że lada chwila pęknę. – Dlaczego mówiłeś o tym swojej matce, a nie mnie?

Mateusz spojrzał na mnie z bólem.

– Bo wiedziałem, że ciebie to zrani. Mama zawsze mnie uspokaja, a ja potrzebowałem kogoś, kto powie, że wszystko będzie dobrze.

Zamilkłam na chwilę, analizując jego słowa. Z jednej strony rozumiałam jego potrzebę wsparcia, ale z drugiej czułam, że właśnie te rozmowy z matką wykluczyły mnie z jego świata. Mateusz spuścił wzrok. Widziałam, że te słowa go dotknęły, ale jednocześnie wiedziałam, że nie naprawią tego, co zostało zniszczone. Przez resztę wieczoru unikaliśmy siebie, każde z nas pogrążone we własnych myślach. Wiedziałam, że nasz związek potrzebuje czegoś więcej niż wyznań, by wrócić do równowagi.

Chcę to jakoś poukładać

Po tamtej rozmowie między mną a Mateuszem pojawiła się cisza. Nie była to jednak spokojna cisza zrozumienia, a raczej pełna napięcia pustka, która zdawała się rosnąć z każdym dniem. Mateusz zaczął się starać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Codziennie przynosił mi kawę do łóżka, odwoził mnie do pracy i wracał po mnie, jakby te gesty miały zrekompensować to, co wydarzyło się w Wigilię. Ale ja wciąż nie mogłam uwolnić się od uczucia, że gdzieś w głębi serca nadal nie byłam pewna, czy jego miłość jest wystarczająco silna, by pokonać wszystkie przyszłe wyzwania.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem na kanapie. Mateusz, jakby zebrał się w sobie, odłożył na bok telefon i spojrzał na mnie z determinacją.

– Nie chcę żyć w tym napięciu. Chcę, żebyś mi powiedziała, czy kiedykolwiek mi wybaczysz.

– Nie chodzi o wybaczenie – odpowiedziałam cicho. – Chodzi o zaufanie, Mateusz. O to, czy mogę wierzyć, że w przyszłości będziemy razem walczyć z tym, co nas spotka.

– A czy mogę zrobić coś, żeby ci to udowodnić? – zapytał, a w jego głosie była desperacja.

Zastanowiłam się przez chwilę. Wiedziałam, że żadne słowa czy gesty nie rozwiążą od razu tego problemu.

– Musimy odbudować to, co zostało zniszczone. A to wymaga czasu – powiedziałam szczerze.

Przez kolejne dni zaczęliśmy nad tym pracować. Rozmawialiśmy więcej niż kiedykolwiek wcześniej, dzieliliśmy się swoimi obawami, planami, nadziejami. Każdy taki moment przypominał mi, dlaczego zakochałam się w Mateuszu, ale jednocześnie uświadamiał mi, że budowanie trwałego związku wymaga ogromnego wysiłku.

Nauczyłam się o nas wiele

Kilka tygodni później, siedząc w naszym nowym mieszkaniu, znów czułam się spokojniejsza. Nie dlatego, że wszystkie moje wątpliwości zniknęły – one wciąż istniały, jak cienie, które nigdy całkowicie nie odchodzą. Ale czułam, że Mateusz stara się mnie zrozumieć, a ja robiłam wszystko, by wybaczyć i zaufać mu na nowo.

Tamta Wigilia była dla mnie lekcją. Nauczyłam się, że każdy związek ma swoje słabości, chwile zwątpienia, które trzeba przepracować razem. Ale jednocześnie zrozumiałam, że miłość nie jest tylko uczuciem – to wybór, którego dokonujemy każdego dnia, pomimo naszych lęków i niedoskonałości.

Patrzyłam na Mateusza, który czytał coś na swoim telefonie, uśmiechając się do ekranu.

– Co cię tak bawi? – zapytałam z ciekawością.

– Właśnie znalazłem miejsce na nasz pierwszy wspólny urlop – odpowiedział, patrząc na mnie z iskrą w oczach. – Myślisz, że damy radę razem nauczyć się surfować?

Roześmiałam się, czując, jak odrobina ciepła wlewa się do mojego serca.

Może to być ciekawe wyzwanie – odparłam, podchodząc bliżej.

Wiedziałam, że jeszcze wiele przed nami – zarówno dobrego, jak i trudnego. Ale byłam gotowa stawić temu czoła. Razem z nim.

Reklama

Agata, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama