„Dziewczyna rzuciła mnie, bo nie miałem stałej pracy. Od tamtej pory wstydzę się mówić na randkach o swoich zarobkach”
„Nie lubię mówić o swojej pracy. Niestety kiedyś już komuś zaufałem. I to się na mnie zemściło. Karolina. Mieliśmy razem poważne plany. Najpierw zachwycała się, że jestem niezależny, a potem powiedziała mi w twarz, że nie będzie z kimś, kto nie wie, co chce robić w życiu”.

- Redakcja
Zdarza się, że milknę w środku zdania, kiedy rozmowa schodzi na pieniądze. To taki mój wewnętrzny alarm: nie mów za dużo, bo znów ktoś cię oceni. Pracuję jako freelancer – grafika, zlecenia, raz coś na logotyp, raz na social media. Zmienni klienci, różne stawki, brak urlopu i jeszcze większy brak pewności, co będzie za miesiąc. Teoretycznie sam sobie jestem szefem, ale czasem mam wrażenie, że jestem też swoim największym krytykiem.
Nie lubię mówić o swojej pracy – nie dlatego, że się jej wstydzę. Po prostu kiedyś już komuś zaufałem. I to się na mnie zemściło. Karolina. Mieliśmy razem plany. Mieszkanie, podróże, jakieś nasze „kiedyś”. Na początku zachwycała się tym, że „idę swoją drogą”, że „jestem niezależny”. A potem powiedziała to zdanie. To jedno zdanie, które mnie prześladuje do dziś:
– Nie mogę być z kimś, kto nie wie, co chce robić w życiu.
Nie powiedziała tego głośno. Powiedziała to cicho. I to bolało jeszcze bardziej. Od tamtej pory nie byłem w związku. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu nie wiem, czy jeszcze umiem się do kogoś zbliżyć.
Poznałem znowu kogoś
– No więc... poznałem kogoś – powiedziałem, mieszając herbatę, choć już dawno ostygła.
Marta uniosła brwi, zatrzymała się z widelcem w połowie drogi do ust.
– Serio? Ty? – zapytała z niedowierzaniem. – No to gratuluję, bracie. Jak się nazywa?
– Anka – odparłem szybko. – Poznaliśmy się na grupie w necie, tej od grafików.
– I co, rozmawiacie? Spotykacie się?
– Była raz u mnie. Kolacja. Fajnie było – wzruszyłem ramionami, próbując zbagatelizować sprawę.
– No to może w końcu wyjdziesz z tej swojej jaskini. Powiedziałeś jej, co robisz?
Zamilkłem. Marta tylko patrzyła.
– Mateusz…
– Nie muszę od razu wszystkiego mówić – burknąłem. – Co, mam na wstępie walić jej wykład o tym, ile faktur wystawiłem w tym miesiącu?
– A ona nie ma prawa wiedzieć, z kim rozmawia?
– Nie ukrywam, że pracuję. Po prostu nie wchodzę w detale.
– Bo boisz się, że jak usłyszy „freelancer bez stałego dochodu”, to wyjdzie i już nie wróci.
Milczałem.
– Nie jesteś tym, ile masz na koncie – powiedziała łagodniej. – Ale jak chcesz, żeby ktoś cię polubił, to najpierw musisz przestać się siebie wstydzić.
– Łatwo ci mówić – mruknąłem. – Ty zawsze byłaś tą silną.
– A ty zawsze udajesz, że nic cię nie rusza.
Podniosłem się.
– Dzięki za obiad.
– Mateusz...
– Muszę wracać. Mam zlecenie.
Wyszedłem, trzaskając drzwiami. Prawda była taka, że nie miałem żadnego zlecenia. Po prostu nie wiedziałem, jak powiedzieć siostrze, że naprawdę boję się zbliżyć do Anki. Bo jeśli znów ktoś mnie zostawi przez to, kim jestem, chyba nie podniosę się drugi raz.
Lęk mnie paraliżował
– Wyglądasz na zestresowanego – Anka roześmiała się, kiedy podałem jej makaron. – Nie planujesz mi się oświadczyć przy kolacji, prawda?
– Jasne, że nie – odparłem i próbowałem się uśmiechnąć, ale wyszło sztywno. – Po prostu rzadko mam gości.
– To widać – rozejrzała się po mieszkaniu. – Ale lubię minimalizm. Choć przydałby się jakiś kwiatek. Albo kot.
– Kot zdechłby z głodu. A kwiatek z zaniedbania – rzuciłem i natychmiast pożałowałem. Brzmiało gorzej, niż miało.
Anka nie skomentowała. Jadła powoli. Czułem, że zaraz zapyta. I nie pomyliłem się.
– Więc… czym dokładnie się zajmujesz? Mówiłeś coś o grafice?
Wbiłem wzrok w talerz.
– Trochę projektuję. Banery, loga, czasem coś do druku. Freelancerka.
– Brzmi fajnie. Lubisz to?
– No… w sumie tak. Choć bywa ciężko. Nieregularnie.
– Rozumiem. A czujesz, że to coś, co chcesz robić na dłużej?
Zawiesiłem się. To pytanie brzmiało dokładnie jak tamto, które kiedyś usłyszałem od Karoliny.
– A kto to dzisiaj wie? – rzuciłem od niechcenia. – Każdy robi, co może, nie?
Uśmiechnęła się lekko, ale w oczach miała coś, co mnie zaniepokoiło. Jakby czekała na coś więcej. Może prawdę? Zaproponowałem wino, żeby zmienić temat. Przysiadła bliżej, rozluźniona, a ja nagle poczułem, że robi się ciepło. Tylko że nie przez nią. Przez lęk. Bo jeśli ją zbyt blisko dopuszczę, może zobaczyć, co ukrywam. A wtedy zniknie. Jak Karolina.
Nie chodziło tylko o kasę
– Stary, ty serio masz z tym problem? – zapytał Wojtek przez mikrofon. – Że dziewczynie nie mówisz, ile zarabiasz?
– Nie chodzi tylko o kasę – westchnąłem. – Chodzi o to, że czuję się jak dzieciak bez planu. Anka pracuje w agencji, ma szefa, biuro, urlop. A ja?
– A ty masz święty spokój i robisz to, co lubisz. Myślisz, że ona tego nie widzi?
– Widzisz, kiedyś już komuś ufałem. I usłyszałem, że „nie jestem wystarczająco dorosły, by tworzyć coś trwałego”. Od tej pory…
– ...od tej pory uciekasz – wciął się Wojtek. – Nie budujesz relacji. Tylko je udajesz.
Zamilkłem.
– Prawda się obroni. Tylko ją najpierw trzeba wypowiedzieć – dodał ciszej.
– A jeśli to, co mam do powiedzenia, sprawi, że ona odejdzie?
– To znaczy, że nigdy nie była twoja – odparł spokojnie.
Złapałem się za kark. Zawsze miałem Wojtka za luzaka bez filtra, ale czasem mówił rzeczy, które trafiały mnie między żebra.
– Wiesz, co mnie najbardziej boli? – zapytałem cicho. – Że nawet jeśli Anka powie: „Spoko, to nie problem”, ja jej i tak nie uwierzę. Bo sam nie wierzę w siebie.
Po drugiej stronie zrobiło się cicho.
– Ty nie masz problemu z dziewczyną. Ty masz problem z lustrem – powiedział w końcu Wojtek. – I dopóki nie spojrzysz sobie w oczy i nie powiesz: „jestem okej taki, jaki jestem”, to zawsze będziesz się chował. A nikt nie pokocha chłopaka, który ciągle ucieka.
Przez chwilę tylko siedziałem. W ciszy. Z włączonym mikrofonem i głową pełną niewypowiedzianych słów. Wiedziałem, że muszę podjąć decyzję. Przestać się ukrywać, albo znów wszystko schrzanić.
Wciąż nie mogłem uwierzyć
– Dzięki, że przyszłaś – powiedziałem, otwierając jej drzwi.
Anka miała luźny sweter i związane włosy. Naturalna. Bez zbroi. Ja czułem, jakbym miał zaraz wyjść na front.
– Coś się stało? – zapytała, wchodząc ostrożnie do mieszkania.
Zamiast odpowiedzi podałem jej kubek herbaty i usiedliśmy na kanapie.
– Pamiętasz, jak pytałaś, czy to, co robię, daje mi stabilność?
Kiwnęła głową.
– Skłamałem. A raczej… przemilczałem.
Westchnąłem głęboko.
– Trzy lata temu byłem z kimś. Z Karoliną. Wtedy próbowałem rozwijać się jako grafik, ale ledwo wiązałem koniec z końcem. Ona pracowała w korpo, zarabiała porządnie. W pewnym momencie powiedziała, że nie może być z kimś, kto nie wie, co chce robić w życiu. I odeszła.
Anka słuchała w milczeniu.
– Od tamtej pory boję się, że każda kobieta, która dowie się, że nie mam etatu, nie mam szefa, nie mam stałych dochodów… uzna mnie za dziecko w skarpetkach, nie faceta.
Zamilkłem. Poczułem, jak dłonie mi się pocą.
– Bałem się, że jeśli powiem prawdę, pomyślisz, że nie jestem facetem na poziomie.
Anka postawiła herbatę na stole i odwróciła się do mnie.
– A wiesz, co ja widzę?
Spojrzałem niepewnie.
– Gościa, który mimo wszystko się stara. Który nie ucieka, tylko próbuje. I to robi różnicę.
Zrobiło mi się ciepło. Ale jednocześnie… nie wierzyłem. Nie w nią. W siebie. Czy naprawdę wystarczy „starać się”? Czy to coś zmienia? Uśmiechnęła się, ale ja nie potrafiłem odwzajemnić. Bo choć słowa były piękne, w głowie wciąż słyszałem tamto ciche cholerne zdanie Karoliny.
Zrozumiałem wszystko
Zobaczyłem ją pod kawiarnią. Karolina. Stała z papierowym kubkiem, rozmawiając przez telefon. Tak samo wyprostowana, elegancka. Jakby czas się dla niej zatrzymał. Zanim zdążyłem zawrócić, spojrzała prosto na mnie.
– Mateusz? – zdziwienie, potem ten lekko sztuczny uśmiech. – Wow. Minęły wieki.
– Hej… – wyjąkałem. – Tak, sporo czasu.
Podeszła. Pachniała znajomo. Jak jesień i jaśmin.
– Co u ciebie? Nadal rysujesz?
– Tak. Trochę grafik, trochę zleceń. Powoli.
– Fajnie. – skinęła głową. – Ja niedawno wróciłam z Pragi. Mój mąż tam dostał kontrakt.
Mąż. Kontrakt. Czyli wszystko zgodnie z planem.
– Miło słyszeć – odparłem cicho.
– Wiesz… – zaczęła po chwili. – Zawsze wiedziałam, że masz talent. Ale wtedy… po prostu się bałam. Nie umiałam być z kimś, kto ciągle szuka. Potrzebowałam... przewidywalności.
– Już nie szukam – przerwałem. – Teraz po prostu tworzę. I to wystarczy.
Zamilkła. Chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Nie było złości. Tylko niedokończone słowa sprzed lat.
– Cieszę się, że ci się układa – powiedziała w końcu.
– Ja też, że u Ciebie dobrze. Naprawdę.
Odeszła pierwsza. Bez dramatów, bez żalu. A ja stałem jeszcze chwilę. I zrozumiałem, że Karolina nie była moją porażką. To ja sam siebie wtedy nie akceptowałem. Ona tylko odbiła mi to w lustrze.
Mateusz, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W jesienne wieczory ogrzewał mnie nie mąż, lecz sąsiad. Powiało chłodem, gdy okazało się, że wciąż myśli o żonie”
- „Odziedziczyłam cały majątek po dziadku. Rodzina czuła się oszukana, ale to nie moja wina, że ukarał ich w spadku”
- „Mój partner obrażał się o wszystko, a potem wmawiał mi, że to ja robię z igły widły. Miałam dość tych fochów”