„Dziewczyna rzuciła mnie w walentynki, bo nie przyniosłem jej róż. Czy można kogoś zostawić z tak błahego powodu?”
„– Kupiłem dla ciebie bukiet róż, ale… po drodze spotkałem dziewczynę, która siedziała w parku i płakała. Dałem jej kwiaty. – Że co?! – parsknęła. – Chcesz mi powiedzieć, że kupiłeś dla mnie bukiet, ale uznałeś, że lepiej wręczyć go jakiejś obcej babie?!”.
![](https://images.immediate.co.uk/production/volatile/sites/58/2025/02/GettyImages-130889999-bcc4360-e1739351147635.jpg?quality=90&resize=980,654)
- Redakcja
Walentynki nigdy nie były dla mnie wielką sprawą. Nie przepadałem za tym świętem, ale Ola je uwielbiała, więc w tym roku postanowiłem się postarać. Po pracy wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem dla niej piękny bukiet czerwonych róż. Chciałem zobaczyć jej uśmiech, poczuć ten moment, kiedy rzuca mi się na szyję, szczęśliwa, że o niej pamiętałem. Wyszedłem na chłodne, lutowe powietrze, poprawiłem szalik i ruszyłem w stronę mieszkania. To był zwykły wieczór. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Nie wiedziałem, że w ciągu kilkunastu minut wszystko się zmieni, a ja wrócę do domu bez róż i bez dziewczyny.
Zrobiło mi się jej żal
Szedłem szybkim krokiem przez park, omijając kałuże na ścieżce. Było już ciemno, latarnie rzucały długie cienie na chodnik, a ja myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej dotrzeć do Oli. I wtedy ją zobaczyłem. Siedziała na ławce, skulona, z twarzą ukrytą w dłoniach. Ramiona lekko jej drżały. Minąłem ją, nie zwalniając kroku, ale coś nie dawało mi spokoju. Nie miałem pojęcia, kim była, ale wyglądała na załamaną. Zatrzymałem się kilka metrów dalej, wziąłem głęboki oddech i wróciłem.
– Przepraszam… wszystko w porządku? – zapytałem ostrożnie.
Podniosła głowę. Miała zaczerwienione oczy, a na policzkach ślady łez. Przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, czy w ogóle chce mi odpowiedzieć.
– Nie bardzo – powiedziała w końcu cicho.
Rozejrzałem się dookoła. Park był prawie pusty. Przez chwilę walczyłem ze sobą, bo nie znałem tej dziewczyny, a jednak nie potrafiłem po prostu odejść. W końcu, zanim zdążyłem się nad tym zastanowić, wyciągnąłem w jej stronę bukiet.
– To dla ciebie – powiedziałem.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Ale… to chyba nie tak miało wyglądać? – powiedziała, zerkając na wstążkę z serduszkami.
Uśmiechnąłem się krzywo.
– Miałem dać je dziewczynie. Ale chyba komuś innemu są bardziej potrzebne.
Niepewnie wyciągnęła rękę i wzięła bukiet. Spojrzała na róże, a potem znowu na mnie.
– Dziękuję – wyszeptała.
Uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem dalej. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że właśnie przez ten gest wszystko w moim życiu wywróci się do góry nogami.
Miała do mnie pretensje
Wbiegłem po schodach do mieszkania, czując, jak serce mi wali. Byłem spóźniony, a co gorsza – z pustymi rękami. Już w progu zobaczyłem Olę, siedziała na kanapie ze skrzyżowanymi ramionami i wyraźnie niezadowoloną miną.
– Gdzie byłeś? – zapytała, patrząc na mnie podejrzliwie.
Zdjąłem kurtkę, rozwiązałem szalik i odchrząknąłem.
– Miałem małe opóźnienie…
– I…? – uniosła brew. – Gdzie są kwiaty?
No tak. Wiedziałem, że prędzej czy później do tego dojdziemy. Wziąłem głęboki oddech i zacząłem mówić:
– Kupiłem dla ciebie bukiet róż, ale… po drodze spotkałem dziewczynę, która siedziała w parku i płakała. Nie wiem, co się stało, ale wyglądała na kompletnie załamaną, więc… dałem jej kwiaty.
Przez chwilę w mieszkaniu panowała cisza. Ola patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby nie wierzyła w to, co właśnie powiedziałem.
– Że co?! – parsknęła. – Chcesz mi powiedzieć, że kupiłeś dla mnie bukiet, ale uznałeś, że lepiej wręczyć go jakiejś obcej babie?!
– To nie tak… – zacząłem, ale przerwała mi, wstając z kanapy.
– Nie no, naprawdę, Mateusz, genialnie! Romantyczny gest na Walentynki, ale nie dla mnie, tylko dla jakiejś smutnej nieznajomej!
Podszedłem do niej, próbując ją uspokoić.
– Przecież to były tylko kwiaty. Chciałem pomóc…
– Tylko kwiaty?! – prychnęła, odsuwając się. – Myślisz, że o to chodzi? Ty po prostu postanowiłeś zabawić się w rycerza na białym koniu i nawet ci przez myśl nie przeszło, że mogłoby mi być przykro!
– Ola…
– Nie, Mateusz! Wiesz co? Mam dość – powiedziała, chwytając za swoją torbę.
Zamarłem.
– Co ty robisz?
– Wychodzę.
– Ola, nie przesadzaj…
– Przesadzam? – zaśmiała się gorzko. – Dzisiaj wręczyłeś bukiet innej. Ciekawe, co zrobisz następnym razem.
Chciałem ją zatrzymać, ale już wychodziła. Zanim trzasnęły drzwi, rzuciła mi jeszcze jedno spojrzenie.
– Nie dzwoń.
I tyle. Zostałem sam, z pustymi rękami i jeszcze bardziej pustym mieszkaniem. Nie spodziewałem się, że wszystko potoczy się aż tak źle.
Naprawdę się obraziła
Minęły dwa tygodnie, odkąd Ola trzasnęła drzwiami i zniknęła z mojego życia. Nie odzywała się ani razu. Ja próbowałem – pisałem, dzwoniłem, ale za każdym razem napotykałem mur milczenia. W końcu dałem sobie spokój. Jeśli miała mnie skreślić za coś takiego, może rzeczywiście nie byliśmy dla siebie. Starałem się wrócić do normalności. Praca, siłownia, weekendowe spotkania z kumplami – to miało mnie odciągnąć od myśli o Oli. I faktycznie, powoli zaczynałem się przyzwyczajać do nowej sytuacji.
Aż do pewnego poranka w biurze. Siedziałem przy komputerze, przeglądając raporty, kiedy usłyszałem zamieszanie przy wejściu. Spojrzałem w stronę drzwi i nagle zamarłem. Ona. Dziewczyna z parku. Stała na korytarzu w eleganckiej granatowej sukience, rozmawiając z moim szefem. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy – żadnych łez, żadnej rozpaczy. Trzymała w rękach teczkę z dokumentami i uśmiechała się lekko, choć w jej oczach widziałem cień tego smutku, który zapamiętałem.
Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Szef odchrząknął i spojrzał na mnie.
– Mateusz, podejdź na chwilę.
Wstałem powoli i podszedłem bliżej.
– Poznajcie się – powiedział szef. – To Kamila, moja córka. Zaczyna dziś u nas pracę. Kamila, to Mateusz, jeden z moich najlepszych ludzi.
Dziewczyna spojrzała na mnie i w jednej chwili widziałem, jak coś w niej drgnęło. Poznała mnie.
– My… chyba się już spotkaliśmy – powiedziała cicho.
Szef uniósł brwi.
– Tak?
Kamila uśmiechnęła się lekko i przez sekundę wydawało mi się, że zobaczyłem na jej policzkach rumieniec.
– Tak – przytaknęła. – Chyba można powiedzieć, że Mateusz już kiedyś uratował mi dzień.
Szef spojrzał na mnie z ciekawością, ale nie drążył tematu. Kamila spojrzała na mnie jeszcze raz i tym razem uśmiechnęła się szerzej.
Jakbyśmy znali się od zawsze
Praca z Kamilą okazała się… dziwnie naturalna. Mimo początkowego zaskoczenia szybko znaleźliśmy wspólny język. Była inteligentna, ambitna i miała świetne poczucie humoru. Czasami przyłapywałem się na tym, że czekam na te chwile, kiedy mogę jej coś wytłumaczyć, pokazać, pomóc. Z każdym dniem coraz bardziej czułem, że nasza znajomość zaczyna nabierać nowego wymiaru. Pewnego dnia, kiedy kończyliśmy pracę, Kamila podeszła do mojego biurka.
– Mateusz – zaczęła niepewnie, bawiąc się długopisem – wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale… chciałabym ci podziękować.
Zmarszczyłem brwi.
– Za co?
– Za tamten wieczór w parku. Nie miałeś pojęcia, kim jestem, a mimo to podarowałeś mi kwiaty. To był… cholernie ciężki dzień, a twój gest sprawił, że poczułam się choć przez chwilę lepiej.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Cieszę się, że pomogło.
Przez chwilę patrzyła na mnie, jakby się nad czymś zastanawiała.
– A… twoja dziewczyna? – zapytała nagle.
Westchnąłem.
– Była dziewczyna.
– Przez róże?
– Tak jakby – zaśmiałem się gorzko. – Uznała, że nie powinienem dawać kwiatów innej kobiecie.
Kamila przygryzła wargę i spuściła wzrok.
– Przepraszam.
– Nie masz za co – wzruszyłem ramionami. – Może tak miało być.
Kiwnęła głową, a potem nagle uśmiechnęła się nieśmiało.
– W ramach przeprosin… mogę ci postawić kawę?
Spojrzałem na nią, próbując odczytać coś z jej twarzy.
– Tylko kawę? – zapytałem żartobliwie.
– Na razie – odpowiedziała z błyskiem w oku.
I właśnie wtedy poczułem, że coś się zmienia. Że może ta historia wcale nie miała być o Oli. Może miała być o czymś zupełnie innym. Może miała być o Kamili.
Tak wygląda przeznaczenie
Nasza „tylko kawa” szybko zamieniła się w kolejne spotkania. Najpierw było niewinnie – wychodziliśmy po pracy, czasem na lunch, czasem na wieczorny spacer. Kamila była zupełnie inna niż Ola. Przy niej czułem się swobodnie, nie musiałem ważyć każdego słowa, nie czułem, że muszę udowadniać, że jestem „wystarczająco dobry”. Aż w końcu nadszedł ten wieczór.
Siedzieliśmy w małej kawiarni na uboczu miasta. Kamila właśnie opowiadała mi o jakiejś zabawnej sytuacji z dzieciństwa, kiedy nagle zamilkła. Jej spojrzenie stało się poważniejsze.
– Mateusz… – zaczęła, bawiąc się łyżeczką od cappuccino. – Mogę cię o coś zapytać?
– Jasne.
Wzięła głęboki oddech.
– Gdybyś mógł cofnąć czas… nie dałbyś mi wtedy tych kwiatów?
Zaskoczyło mnie to pytanie. Spojrzałem na nią i przez chwilę się zastanawiałem.
– Nie – odpowiedziałem szczerze. – Bo gdybym ich nie dał, to pewnie teraz byśmy tu nie siedzieli.
Kamila uśmiechnęła się delikatnie.
– A Ola?
Westchnąłem.
– Myślę, że Ola po prostu czekała na pretekst, żeby odejść. Ta sytuacja była tylko zapalnikiem.
Kiwnęła głową, a potem spojrzała mi prosto w oczy.
– Czyli nie żałujesz?
– Nie.
Nagle Kamila nachyliła się lekko do przodu.
– Wiesz, co jest najśmieszniejsze? – powiedziała cicho. – Może to głupie, ale… tamtego wieczoru, kiedy siedziałam na ławce i płakałam, wcale nie płakałam po moim byłym.
Zmarszczyłem brwi.
– Nie?
Pokręciła głową.
– Nie. Płakałam, bo czułam się cholernie samotna. Bo miałam dość fałszywych ludzi wokół siebie. Bo potrzebowałam czegoś, co przypomni mi, że na świecie są jeszcze dobrzy ludzie. I wtedy pojawiłeś się ty.
Patrzyłem na nią przez dłuższą chwilę. Coś ścisnęło mnie w żołądku.
– Kamila…
– Tak?
– Masz ochotę na jeszcze jedną kawę? Ale tym razem… u mnie?
Uśmiechnęła się szeroko.
– Chętnie.
I tak oto, w zwykłej kawiarni, w zwykły wieczór, zrozumiałem, że to, co zaczęło się od jednego przypadkowego gestu, mogło zmienić wszystko.
Mateusz, 28 lat