Reklama

Moja miłość do niej zapłonęła pięć lat temu. Niedługo potem postanowiliśmy zacząć wspólne życie. Liczyłem na to, że niedługo staniemy na ślubnym kobiercu. Niestety, nic z tych rzeczy.

Reklama

Joanna nie popierała idei małżeństwa

– Niepotrzebne są żadne świstki, żeby udowodnić, że darzy się kogoś uczuciem – twierdziła, mimo iż nigdy nie usłyszałem od niej słów „kocham cię”.

Nie miała ochoty nawet wybrać się ze mną do domu moich rodziców na grilla.

– Przecież doskonale wiesz, że nie jem mięsa. No i nie czuję się dobrze w towarzystwie ludzi, których nie znam – narzekała.

– Kochanie, to nie jest impreza organizowana z myślą o tobie, tylko urodziny mojej mamy – wtrąciłem. – A poza tym, znając ją, z pewnością przyszykuje coś bezmięsnego tylko dla ciebie.

Zapewnienia nie przekonywały mojej wybranki. Nadal ściskała w dłoniach książkę, chociaż mógłbym się założyć, że nawet w nią nie zerknęła. Ubrałem się i zamierzałem wyjść.

– To cześć – nachyliłem się w kierunku Asi i cmoknąłem ją w głowę.

– Masz zamiar mnie tu zostawić? W końcu tylko w niedzielę możemy spędzić trochę czasu we dwoje…

– Urodziny mojej mamy są tylko raz w roku i nie odpuszczę ich z powodu twojej diety bezmięsnej.

– Zaczekaj chwilkę. Zaraz będę gotowa – dobiegł mnie jej głos.

Wszystko robiłem dla niej

Minęło parę chwil, a przemierzaliśmy drogę samochodem, pogrążeni w milczeniu. Asia nie musiała długo szykować się przed wyjściem. W każdej chwili wyglądała zjawiskowo. Siedziała obok mnie, ubrana w czerwone spodnie 3/4 i jasnoniebieską koszulkę. Emanowała świeżością, cudownym zapachem i urodą.

Moje serce zapłonęło do niej pięć lat temu. W krótkim czasie zdecydowaliśmy się na wspólne mieszkanie. Dla uniknięcia rodzinnych dociekań, określałem ją mianem swojej przyszłej żony.

Rodzice oraz mój brat uważali, że najwyższy czas, abym wziął ślub. W tamtym okresie nie odczuwałem takiej potrzeby. Nie zaprzątałem sobie głowy wizją założenia rodziny i posiadania potomstwa. Mieliśmy przytulne mieszkanko i niezłą pracę. Co roku w czasie letniego urlopu wybieraliśmy się nad Bałtyk. Muszę przyznać, że niebyt przepadałem za plażowaniem, ale moja Aśka wprost nie wyobrażała sobie wakacji spędzonych inaczej.

Tak naprawdę prawie wszystko, co robiłem, było dla mojej ukochanej Asi. Nasza rodzina rzadko nas odwiedzała, ale w gruncie rzeczy mi to nie przeszkadzało. Aż do momentu…

Tamto grillowanie wryło mi się w pamięć

– Mareczku, Asiu… kochani! Ale się cieszę, że dotarliście – mamusia wyściskała nas serdecznie zaraz po przekroczeniu progu. – Zapraszam was na taras, kiełbaski już się smażą, a dla ciebie, Joasiu, przygotowałam małą niespodziankę – mama puściła do mnie oko.

Mama świetnie orientowała się, że Joanna preferuje kuchnię bezmięsną. Była również świadoma, że wpada w złość, gdy ktoś zwraca się do niej zdrobniale „Joasiu”. Kiedyś jednak przyznała mi się, że nie potrafi tego zmienić. Kiedy bowiem mówi do niej pełnym imieniem „Joanna”, to tak jakby sugerowała, że są dla siebie jakimiś obcymi osobami. Moja matka traktowała ją jak kogoś bliskiego, jak należącą do naszej rodziny osobę.

Wtedy przyszło mi do głowy pytanie: „Czemu zwracam się do swojej lubej pełnym imieniem – «Joanno»? Nawet gdy jesteśmy sami, nawet w sypialni, w trakcie gorących chwil, nie potrafię powiedzieć do niej zdrobniale – Asiu, Joasiu”.

Mój brat Maciek, szwagierka Anka wraz z pociechami oraz ojciec podeszli się z nami przywitać. Joanna, rzecz jasna, nie przepada za nadmiernie wylewnym okazywaniem czułości. Zauważyłem, że tylko podsunęła buzię pod policzek Anki, nie całując jej.

– Jak leci, brachu? – zwróciłem się do Maćka.

Nasze spotkania są sporadyczne

Nie wiedziałem nawet, jaki temat poruszyć w rozmowie z nim.

– No sam spójrz… dzieciaki rosną jak na drożdżach, a moja żona także na wadze – parsknął śmiechem, przesuwając czule dłonią po brzuchu Ani.

– Wujaszku, chodź porzucać z nami rzutkami – Jasiek i Stasiek nie pozwolili mi dłużej tkwić przy stole.

– Idź i pobaw się z chłopakami, zanim podamy posiłek – odezwała się moja rodzicielka.

– Dziadziuś dołączy do gry, no nie? – dociekał mały Staś.

– Raczej nie, ktoś musi mieć oko na grilla – tata ostudził zapał chłopców. – Ale może wasz ojciec albo ciocia Asia… – urwał, bo w tej chwili moja śliczna partnerka posłała mu spojrzenie pełne zdumienia.

Ostatecznie tylko ja rzucałem z dzieciakami rzutkami. Gdy skończyliśmy jeść, zaciągnęli mnie też do gry w karty. Nastrój był iście radosny.

Chłopaki wrzeszczały z uciechy, a mój brat sypał dowcipami jak z rękawa. Ojciec nucił pod nosem i pokazywał nam z dumą swoje róże oraz jakieś drzewko o śnieżnobiałych listkach. Mama wraz z żoną brata, która lada moment miała wydać na świat małą Basię, kreśliły wizje na kolejne miesiące. Czułem się naprawdę świetnie

To był dla mnie czas relaksu i wytchnienia

– Chodź, Mareczku. Dochodzi szesnasta – Aśka wstała gwałtownie od stołu.

– Zostały jeszcze desery lodowe, a później przejdziemy się razem nad rzeczkę. Po co ten pośpiech? Masz ochotę już wracać do tego zadymionego miasta? – mama nie rozumiała decyzji Joanny.

– Jestem zawalona pracą. Mareczku, wracamy. Dzięki za wszystko…

– Słuchaj, bierz auto. Ja się tu jeszcze pokręcę – powiedziałem, zaskakując samego siebie. – Poproszę potem Maćka, żeby mnie odwiózł – zerknąłem na brata, który przytaknął skinieniem.

Joanna wzięła kluczyki, ale nawet się nie odezwała. Posłała mi tylko lodowate spojrzenie, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Wpatrywałem się w nią. Przed oczami stanęły mi obrazy z naszego pięcioletniego związku. Jeśli chciałem gdzieś wyjść ze znajomymi zawsze musiałem się o to zacięcie dopraszać.

Przez długi czas odmawiałem udziału w spotkaniach towarzyskich u kumpli oraz w rodzinnych świętach, a jeśli już się pojawiałem, to sam. Moje relacje z dawnymi przyjaciółmi rozpadły się za sprawą Joanny. Dałem się jej przekonać, że mój kolega Piotrek to kiepskie towarzystwo, bo skończył tylko technikum, Agata i Jacek mają dzieci, więc odpadają, Magda gada jak najęta i ciężko to znieść…

Najchętniej siedziała w domu

Ciągle słyszałem też stwierdzenia typu: „Tak rzadko mamy dla siebie czas” lub „Boli mnie głowa, nigdzie nie idę”. O tym, by ktokolwiek wpadł do nas w gości, nie mogło być nawet mowy: „Chyba nie sądzisz, że będę usługiwać całej tej bandzie?” – pytała moja wybranka.

Choćbym sam zorganizował całą imprezę, to i tak dla Asi przebywanie w otoczeniu "nieznajomych” w naszych czterech ścianach byłoby zbyt wyczerpujące. Wtedy, podczas wizyty u moich rodziców, dotarło do mnie, że moja ukochana stopniowo, na przestrzeni kilku lat, odebrała mi mój świat.

Odseparowała mnie od wszystkich, którzy darzyli mnie miłością i przyjaźnią. Od ludzi, z którymi zawsze potrafiłem się dogadać i na których mogłem polegać w trudnych chwilach. Uświadomiłem sobie, że przez nią zachowuję się samolubnie, bo nawet najbliższym – rodzicom czy rodzeństwu – nie dawałem nic od siebie.

Wyniosłem się

Kiedy przekroczyłem próg mieszkania, moja dziewczyna już spała. Pomimo panujących ciemności, dostrzegałem jej niezwykłą urodę, a jednocześnie czułem, jak bardzo jest dla mnie nieosiągalna.

Sen długo nie nadchodził. Kolejnego dnia, po powrocie z pracy, zabrałem się za pakowanie swojego dobytku – ciuchów i książek. Choć to ja odpowiadałem za spłatę kredytu mieszkaniowego, nie wyobrażałem sobie dalszego dzielenia lokum z Joanną. Czekała mnie totalna reorganizacja mojego dotychczasowego życia.

Wszystko potoczyło się łagodniej, niż przypuszczałem. Cztery tygodnie po tym niezapomnianym grillu Asia spakowała manatki i wyniosła się na własną rękę. Póki co daję sobie czas, aby moje serce doszło do siebie. Kiedy już tak się stanie, umówię się ze znajomymi, a przy okazji być może uda mi się poznać jakąś fajną dziewczynę… Muszę tylko pilnować, żeby nie stroniła od „nieznajomych”.

Reklama

Marek, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama