„Dziwiło mnie, że ten mądry, dowcipny i przystojny facet nadal jest sam. Gdzieś tu był haczyk albo tajemnica”
„Stwierdziłam, że musi być z nim coś nie halo, bo gdyby faktycznie był taką świetną partią, to dlaczego pojawił się na ślubie siostry w pojedynkę? I niby z czego powinnam była skorzystać? Czy to znaczy, że jestem taką życiową niedojdą, że mój kuzyn czuje się w obowiązku podsyłać mi potencjalnych chłopaków?”.
- listy do redakcji
Wstyd przyjść samej na wesele
Z niezbyt wielką ochotą jechałam na ślub kuzyna. Miałam ku temu sporo powodów. Głównie dlatego, że niedawno zerwałam z facetem, z którym byłam blisko dwa lata. Niby rozeszliśmy się pokojowo, stwierdzając zgodnie, że niewiele nas łączy. Niby sama od jakiegoś czasu nosiłam się z tą myślą. No i teoretycznie poczułam ulgę, że ten związek dobiegł końca, bo odnosiłam wrażenie, że więcej mnie to kosztuje stresu, niż daje mi korzyści.
Ale mimo wszystko czułam się trochę przygnębiona. To był dla mnie policzek i osobisty zawód – albo coś ze mną jest nie tak, skoro nasza relacja się rozpadła, albo nie umiałam znaleźć odpowiednich facetów. Niezależnie od przyczyny, raczej nie czułam się jak zwyciężczyni, która powinna otwierać szampana.
Łukasz miał narzeczoną mieszkającą w odległości 200 km od naszego miasta, co sprawiło, że perspektywa samego dojazdu na miejsce wprawiała mnie w przerażenie. Trzeba było ruszyć w drogę bladym świtem, bez możliwości odwiedzenia kosmetyczki czy fryzjera. Byłam przekonana, że po wielogodzinnej podróży autobusem w piekielnych temperaturach będę ledwo zipać ze zmęczenia!
Mieliśmy zarezerwowany nocleg w hotelu na miejscu. Problemem było to, że dotarliśmy tam około 12, a ceremonia ślubna rozpoczynała się dwie godziny później, co oznaczało, że ledwo starczało czasu na odświeżenie się i zmianę ubioru, o wypoczynku nie wspominając. Perspektywa zabawy w towarzystwie kompletnie nieznajomych osób, w zupełnie obcej okolicy, także niezbyt mnie pociągała. Ale cóż mogłam zrobić? Łukasz od zawsze był dla mnie niczym brat, więc nie chciałam go rozczarować swoją nieobecnością.
Dlaczego ten koleś tak się na mnie patrzy?
Podróż naprawdę była koszmarna. W autokarze brakowało klimy, a choć było jeszcze wcześnie rano, panował straszliwy upał. Wujaszkowie już zaczęli poprawiać sobie humory, co doprowadziło ciotki do rozpaczy i furii.
– Ej, no coś takiego! Naprawdę chcecie pijani do kościoła iść? Przecież to żenada jakaś! – narzekały kobiety.
– Kilka głębszych jeszcze nikogo nie zabiło! – chichotali mężczyźni.
Dotarliśmy na miejsce zdecydowanie później niż planowaliśmy, było już sporo po dwunastej. Co chwilę ktoś musiał skorzystać z toalety albo zatrzymywaliśmy się, żeby kupić coś do picia. Poza tym w samochodzie panowała duchota i niektórzy pasażerowie czuli się kiepsko.
Mimo że podróżowaliśmy z gromadką dzieciaków, to dorośli byli przyczyną kilku dodatkowych, nieuwzględnionych w planie postojów. Po przyjeździe wskoczyłam pod prysznic, założyłam sukienkę i zrobiłam makijaż. Fryzurą zajęła się moja siostra Kaśka – udało jej się ułożyć moje włosy w całkiem fajny, niedbały kok. Następnie całą ekipą ruszyliśmy w stronę kościoła.
Od razu rzucił mi się w oczy pewien gość, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Przez moment zastanawiałam się, czy aby nie założyłam kiecki na odwrót albo czy nie mam rozmazanej maskary pod oczami, ale Kaśka zapewniła mnie, że wszystko jest ok. Początkowo chciałam go zlekceważyć, mimo że strasznie mnie wkurzało to, jak się na mnie patrzył. Ale gdy skończył się pierwszy taniec, miałam dość. Podeszłam do Łukiego i jego świeżo upieczonej małżonki, żeby się dowiedzieć, co to za świr i czemu się tak na mnie gapi.
– Luz, to mój brat – Ania się roześmiała. – Nie jest świrem, niczego złego się po nim nie spodziewaj.
– Najwyraźniej spodobałaś się chłopakowi – Łukasz wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Kiedy pokazywałem rodzinne fotki u Ani, Przemek ciągle o tobie wspominał. A ponieważ jest singlem, fajnym gościem i zaradnym, no i chyba leci na niego większość lasek, to powinno cię to cieszyć i powinnaś brać, co dają – dorzucił, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Przyznam szczerze, początkowo poczułam się mile połechtana – to zawsze miłe, gdy ktoś zwraca na ciebie uwagę. Szybko stwierdziłam, że musi być z nim coś nie halo, bo gdyby faktycznie był taką świetną partią, to dlaczego pojawił się na ślubie siostry w pojedynkę? I niby z czego powinnam była skorzystać?
Czy to znaczy, że jestem taką życiową niedojdą, że mój kuzyn czuje się w obowiązku podsyłać mi potencjalnych chłopaków? Że mam łapać każdą szansę, jaka się nadarzy, bo nic lepszego już mnie nie spotka? Co więcej, zaczęłam odczuwać dyskomfort pod jego czujnym wzrokiem. Jakby nieustannie mnie kontrolował. Poczucie swobody zniknęło…
Coś musiało być z nim nie tak
Cichaczem udałam się na balkon. Ponieważ był zwrócony w stronę wschodu, panował tam przyjemny cień. Podeszłam do balustrady i podziwiałam wspaniały park. Nie mogłam się nie zgodzić, że nowożeńcy podjęli świetną decyzję odnośnie do lokalizacji imprezy.
– Cześć, śliczna nieznajoma! Co słychać? – nagle dobiegł mnie męski głos i zobaczyłam Przemka. – Chociaż chyba nie powinno się mówić „nieznajoma” do kogoś, o kim już co nieco się wie, prawda? – dodał z uśmiechem.
– Doprawdy? Ciekawe, co takiego udało ci się ustalić na mój temat? – odparłam kpiąco, nawet nie siląc się na uprzejmość. – Wypytywałeś o mnie sąsiadów, a może masz jakieś paranormalne zdolności? Chyba że to ciągłe gapienie się sprawiło, że doznałeś jakiegoś objawienia? – rzuciłam z przekąsem.
– Nic to, że mnie ofuknęłaś – uśmiech wpełzł mu na twarz i kontynuował: – Justyna, zgadza się? Łukasz wspominał, że jesteś jego ulubioną kuzyneczką. Aha, i zapowiedział mi śliwę pod okiem, jakbym cię zdenerwował, a ty byś mu poskarżyła. No i chyba faktycznie masz dzisiaj kiepski dzień. Obawiam się, że lada chwila dojdzie do mordobicia między twoim kuzynem, a jego świeżo upieczonym szwagrem, czyli mną.
– W sumie, czemu nie? – odrzekłam. – Takie akcje weselne po latach wywołują salwy śmiechu – moja twarz rozpromieniła się uśmiechem.
Nasza konwersacja rozpoczęła się właśnie w ten sposób. Pomimo wcześniejszych uprzedzeń, zaczęłam spoglądać na Przemka życzliwym okiem. Faktycznie, okazał się być zabawny i błyskotliwy. Chyba nawet poczułam lekki smutek, gdy na taras wysypały się ciocie i babunie.
Nie było już szans na swobodną pogawędkę, podsłuchiwały nasze słowa, obserwowały uważnie, a ja odniosłam wrażenie, że wręcz specjalnie wylazły, by nas podsłuchać. Pod pretekstem skorzystania z toalety zakończyłam naszą pogawędkę. Idąc z łazienki, zostałam porwana do tańca najpierw przez mojego tatę, potem wujaszka, a gdzieś po drodze także przez pana młodego.
– Dawaj, opowiadaj! – starałam się przebić przez głośne dźwięki muzyki. – O co chodzi z tym facetem? Jest młody, całkiem niezły, ma poczucie humoru i nie ma dziewczyny? Coś mi tu nie gra!
Łukasz tylko się uśmiechnął.
– A ty mi powiedz – młoda, śliczna, pozytywna i wolna. O co tu chodzi? – dopiero po chwili załapałam, że mówi o mnie.
Nie schodziliśmy z parkietu
Jego słowa mnie zaskoczyły. Ale w gruncie rzeczy słusznie zauważył, że inni mogli oceniać mnie tak samo, jak ja oceniałam Przemka. Chyba na wyrost wyciągałam pochopne wnioski i doszukiwałam się problemów tam, gdzie ich nie było. Mimo to próbowałam nie angażować się za bardzo. Ale stawało się to coraz trudniejsze, bo zaledwie moment później usłyszałam głośne brawa, a Przemek poprosił mnie do tańca! Kręciliśmy się po parkiecie aż muzycy przestali przygrywać. Potem Przemek zabrał mnie z powrotem do stolika, mówiąc, że zaraz po mnie wróci. No i faktycznie – od tego momentu praktycznie cały wieczór przetańczyliśmy we dwoje.
Dochodziła dwunasta w nocy, więc zdecydowałam, że czas wracać do miejsca, w którym się zatrzymałam. Złapałam swoją torbę i pędem opuściłam lokal. Zbiegając po stopniach, zderzyłam się z Przemkiem. O mały włos się nie przewróciłam, ale chwycił mnie za dłoń, popatrzył prosto w moje oczy, a następnie posłał mi uśmiech i zapytał:
– Domyśliłem się, że to nie może być prawda! Jesteś jak z bajki o Królewnie Śnieżce, prawda? Kiedy zegar wybije dwunastą, wszystko wróci do normy – kreacja stanie się podartą szmatą, a powóz przeobrazi się w jakieś warzywo, dlatego w pośpiechu opuszczasz przyjęcie?
Parsknęłam śmiechem.
– Zdaje się, że chodziło ci o historię Kopciuszka, czyż nie?
Przez chwilę milczał, jakby się zastanawiał, po czym rzucił:
– No cóż, bajki to nie moja specjalność. Szczególnie te pisane z myślą o płci pięknej. Ale spokojnie, najistotniejsze szczegóły wbiłem sobie do głowy!
Kiwnęłam głową na znak, że się z nim zgadzam. Następnie opowiedziałam mu, czemu postanowiłam zdezerterować.
Taniec z welonem? Bez sensu!
– Oczepiny to dla mnie horror. Wszyscy się pchają, żeby złapać ten głupi welon, a potem musisz tańczyć z jakimś obcym gościem, najczęściej już mocno wstawionym, który myśli, że to świetna okazja, żeby cię pomacać. A na koniec jeszcze ten wymuszony całus… Fuuuj! – skrzywiłam się na tę myśl. – Ogólnie to lubię imprezy weselne, ale ten fragment to totalna porażka. No więc sam widzisz, że powód jest dość banalny i niestety, nie jestem żadną bajkową postacią typu Kopciuszek czy Śnieżka, tylko normalną laską z własnymi dziwactwami.
– Właśnie tak ma być – stwierdził z uśmiechem. – Dla mnie i tak nie ma nadziei, bo nie pochodzę z królewskiego rodu. Teraz przynajmniej mam jakieś szanse. Co powiesz na krótki spacer? – zaproponował, a widząc moje wahanie, pospiesznie wyjaśnił: – Chodzi o to, żeby jakoś przetrwać ten okropny obrzęd z welonem! Też mam obawy, że przyczepi się do mnie jakaś wstawiona druhna i zacznie mnie obmacywać, a na dokładkę będę zmuszony ją cmoknąć… – wykrzywił się tak zabawnie, że po raz kolejny wybuchnęłam gromkim śmiechem.
Jego dowcip i sposób wysławiania się zrobiły na mnie wrażenie. Tak naprawdę to chyba po prostu wpadł mi w oko. Do końca imprezy trzymaliśmy się razem. Nawet podczas poprawin przez przypadek wylądował tuż obok mnie. Wymieniliśmy numery, choć nie sądziłam, żeby ta relacja miała jakieś perspektywy. W końcu między nami było ponad 200 km! A kiedy wracałam do domu, uświadomiłam sobie, że ta myśl sprawia, iż ogarnia mnie coraz większy smutek.
Mimo wszystko Przemek był nieustępliwy i zdeterminowany. Zgodnie ze swoją obietnicą, każdego dnia wykonywał telefony i zasypywał mnie wiadomościami. Po miesiącu od naszego ostatniego spotkania złożył mi pierwszą wizytę. Od tego czasu pojawiał się u mnie systematycznie. Początkowo przyjeżdżał na jednodniowe wypady, a z czasem zaczął zostawać na całe weekendy. Ja również chętnie odpowiadałam na zaproszenia od Ani i Łukasza…
Pamiętacie, jak kiedyś autokar wiózł gości na ślub Ani i Łukasza? Teraz, za parę dni, autokar będzie jechał w drugą stronę. Zabawne, jak życie potrafi zaskoczyć, prawda? Oczywiście Ania i Łukasz będą z nami, w końcu gdyby nie oni, to byśmy się nie poznali. Dlatego też będą naszymi honorowymi gośćmi i świadkami na naszym ślubie. Jak to mówią, kto by pomyślał, że tak się wszystko potoczy!
Justyna, 29 lat