„Żonie zachciało się rozwodu, więc uknuła intrygę, by obarczyć mnie winą. Niech sobie nie myśli, że taka z niej cwaniara”
„Serce waliło mi jak oszalałe. Musiałem to jakoś odkręcić. Gdy wszedłem do środka, wiedziałem, że jest już za późno. W salonie stała spakowana walizka. Ewa siedziała na kanapie, z rękami splecionymi na kolanach, patrząc w przestrzeń”.

- Redakcja
Wiedziałem, że miłość to nie tylko wielkie uniesienia. To codzienność – poranne kawy, ciche wieczory przed telewizorem i wspólne posiłki. Miałem z żoną właśnie takie rytuały i swój własny, spokojny świat. Może nie było w nim już tej samej ekscytacji co na początku, ale była bliskość. Nie planowałem niczego zmieniać. Służbowy wyjazd do Warszawy miał być jak każdy inny – kilka dni poza domem, spotkania, kolacje biznesowe, powrót do pustego pokoju hotelowego. Nic nadzwyczajnego. Ale czasem wystarczy jedna chwila, jeden nieprzemyślany krok, żeby wszystko się posypało. Nie przypuszczałem, że po tym wyjeździe coś się zmieni.
Nie cofnąłem się
Wieczór w hotelowym barze miał być tylko sposobem na zabicie czasu. Nic wielkiego – kilka maili wysłanych z laptopa, szybka kolacja i sen. Delegacje zawsze wyglądały tak samo. Ale tym razem coś poszło inaczej. Zmysłowa kobieta pojawiła się nagle i usiadła przy stoliku obok. Miała długie, smukłe palce i uśmiech, który mnie zaintrygował. Starałem się nie zwracać na nią uwagi, ale w pewnym momencie sama mnie zaczepiła. Nie pamiętam, o co mnie zapytała. Pamiętam za to, jak się śmiała. Pamiętam, jak przesunęła kosmyk włosów za ucho, jak patrzyła na mnie tak, jakbym był kimś więcej niż tylko zmęczonym facetem z obrączką na palcu. Rozmowa potoczyła się naturalnie – zbyt naturalnie. Nie szukałem flirtu, a jednak...
Nie wiem, kiedy to się stało. Może wtedy, gdy położyła dłoń na moim nadgarstku, może w momencie, gdy pochyliła się bliżej, obniżając głos do szeptu. A może wtedy, gdy oboje wiedzieliśmy, że przekroczyliśmy granicę, choć nikt jeszcze nie wykonał żadnego ruchu.
– Powinieneś już iść – powiedziała, ale jej oczy mówiły coś innego.
Nie był to romans, nawet nie była to zdrada w pełnym znaczeniu tego słowa. Ale kiedy pocałowała mnie w półmroku korytarza prowadzącego do pokoi, nie cofnąłem się. Odpowiedziałem tym samym. Przez ułamek sekundy czułem jej ciepłe usta, zapach perfum, dreszcz ekscytacji i strachu jednocześnie. A potem cofnąłem się gwałtownie, jakby ktoś nagle podstawił mi lustro przed twarz.
– Nie mogę – wykrztusiłem.
– Wiem – uśmiechnęła się z czymś, co mogło być rozczarowaniem. – Dobrej nocy.
Nie mogłem spać. Wpatrywałem się w sufit, czując, jak wyrzuty sumienia z każdą minutą stają się coraz cięższe. To był tylko pocałunek. Tylko moment. Ale czułem, że zrobiłem coś, czego nie da się cofnąć. Jeszcze nie wiedziałem, jak szybko to wszystko do mnie wróci.
Czułem się jak winny
Odkąd wróciłem do domu, czułem, że coś jest nie tak. Ewa unikała mojego wzroku. Nie pytała o delegację, nie słuchała moich opowieści o spotkaniach i klientach. Nie zrobiła sceny, nie wypytywała, nie oskarżała. Po prostu patrzyła na mnie tak, jakby coś w niej umarło. Próbowałem zachowywać się normalnie. Rozpakowałem walizkę, wziąłem prysznic, usiadłem obok niej na kanapie. Odsunęła się delikatnie, ale wystarczająco, bym to zauważył.
– Coś się stało? – zapytałem w końcu, choć znałem odpowiedź.
– Nie.
– Jesteś zmęczona?
– Może.
Milczałem przez chwilę, szukając słów, ale każde wydawało się niewłaściwe. Czułem się winny, choć nikt mnie jeszcze nie osądził.
– O co chodzi?
Odłożyła kubek na stolik i w końcu na mnie spojrzała.
– A powinno chodzić o coś konkretnego?
Serce zaczęło mi walić. Brzmiała… inaczej. Jakby czekała, aż sam się pogrążę.
– Po prostu mam wrażenie, że jesteś jakaś… inna.
Uśmiechnęła się krzywo.
– A ty? Jesteś taki sam jak zawsze?
Wtedy już wiedziałem. Ona wie. Może nie znała szczegółów, może nie miała dowodów, ale czuła to. Wiedziałem, że to dopiero początek.
W głowie miałem tylko jedno
Nie mogłem spać. Wpatrywałem się w sufit, a obok Ewa oddychała równo, jakby spała spokojnie. Jakby nic się nie stało. Ale przecież się stało. Nie wiedziałem tylko, ile wie. Czy ktoś jej powiedział? Czy to tylko intuicja? A może coś więcej? W pewnym momencie zerwałem się z łóżka i wyszedłem do kuchni. Oparłem się o blat, zaciskając dłonie w pięści. W głowie miałem tylko jedno – tę kobietę. Nie znałem jej imienia ani nazwiska. Wiedziałem tylko, jak pachniała, jak się śmiała, jak spojrzała na mnie tuż przed tym pocałunkiem. Sięgnąłem po telefon. Zawahałem się. Co ja właściwie próbowałem zrobić? Odszukać ją? Upewnić się, że istniała? Otworzyłem przeglądarkę i wpisałem nazwę hotelu. Może ktoś ją oznaczył na zdjęciu? Może znajdę coś, co mi podpowie, kim była? Nic. Jakby jej nie było.
– Nie śpisz?
Odwróciłem się gwałtownie. Ewa stała w progu, owinięta kocem.
– Nie mogłem – powiedziałem, starając się zabrzmieć normalnie.
– Coś cię dręczy? – zapytała cicho, a w jej głosie usłyszałem coś, co mnie przeraziło.
Spokój. Jakby wiedziała więcej, niż byłem gotów przyznać. Jakby czekała, aż sam powiem jej prawdę. Tylko że ja wciąż nie wiedziałem, jak bardzo byłem winny.
Poczułem prawdziwy strach
Od rana czułem, że coś wisiało w powietrzu. Ewa krzątała się po kuchni jak zawsze, ale w jej ruchach było coś mechanicznego, jakby odgrywała rolę żony, którą przestała być. W końcu usiadła naprzeciwko mnie przy stole.
– Ciekawe, czy było warto – rzuciła, mieszając herbatę.
Zamarłem.
– Co? – wydusiłem, czując, jak żołądek zaciska mi się w supeł.
Podniosła na mnie wzrok. Nie było w nim złości. To było gorsze. Obojętność.
– Nie udawaj.
Serce waliło mi w piersi. Skąd ona wiedziała?
– Kto ci powiedział? – spytałem, starając się zachować spokój.
Uśmiechnęła się smutno.
– Nieważne. Ważne, że wiem.
Wtedy dotarło do mnie, że nie miała żadnych dowodów. Tylko przeczucie. Ale to wystarczyło. Chciałem coś powiedzieć, wyjaśnić, może nawet skłamać, ale każde słowo wydawało się niewłaściwe. Nie było dobrego wyjścia. Żona wstała, wzięła swój kubek i wyszła z kuchni, zostawiając mnie samego. Wtedy po raz pierwszy poczułem prawdziwy strach.
Wpadłem w pułapkę
Telefon zadzwonił, gdy siedziałem w samochodzie przed domem. Nie miałem odwagi wejść do środka, nie po tej rozmowie z Ewą. Wpatrywałem się w ekran. Nieznany numer. Odebrałem.
– Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o mnie – powiedział znajomy głos.
Zamarłem.
– Kim ty jesteś? – syknąłem, ściskając telefon w dłoni.
Z drugiej strony linii usłyszałem cichy śmiech.
– Proszę cię… Nie zachowuj się, jakbyśmy się nie znali.
Zacisnąłem powieki. Ona. Ta kobieta z hotelowego baru.
– Czego chcesz? – wyszeptałem.
– Może powinieneś się raczej zapytać, czego chce twoja żona? – odpowiedziała spokojnie.
Serce podeszło mi do gardła.
– Co to ma znaczyć?
– To znaczy, że Ewa wie więcej, niż myślisz – W jej głosie była satysfakcja. – Zresztą… łatwo jej było powiedzieć.
Coś zaczęło mi się składać w całość. Jej uśmiech w barze, ta pewność siebie, sposób, w jaki prowadziła rozmowę…
– Ty ją znasz... – powiedziałem powoli, jakbym dopiero teraz do tego dotarł.
I wtedy przypomniałem sobie jedno ze zdjęć Ewy z wakacji. Ona tam była.
– Judyta... – wyszeptałem, czując, jak robi mi się zimno.
– Brawo. Tylko trochę za późno.
Rozłączyła się. Zrozumiałem, że to nie był przypadek. To była pułapka.
Padłem ofiarą prowokacji
Serce waliło mi jak oszalałe. Wysiadłem z samochodu i pobiegłem do mieszkania, wciąż trzymając telefon w spoconej dłoni. Musiałem to jakoś odkręcić. Ale gdy wszedłem do środka, wiedziałem, że jest już za późno. W salonie stała spakowana walizka. Ewa siedziała na kanapie, z rękami splecionymi na kolanach, patrząc w przestrzeń. Obok niej leżał telefon – na pewno to ona dała mi numer do tej kobiety.
– Pozwól mi wyjaśnić… – zacząłem, ale podniosła rękę, uciszając mnie jednym gestem.
– Nie musisz. – Jej głos był spokojny, ale obcy. – Wszystko już wiem.
Usiadłem naprzeciwko niej, czując, jak osuwa mi się grunt spod nóg.
– To była prowokacja, tak? – zapytałem cicho.
– Powiedzmy, że… test. – Spojrzała na mnie i po raz pierwszy zobaczyłem w jej oczach coś więcej niż tylko chłód. Zawód. – Tyle lat byliśmy razem. Myślałam, że cię znam.
– To był tylko jeden pocałunek – powiedziałem desperacko.
Uśmiechnęła się smutno.
– Jeden wystarczył.
Wstała, podniosła walizkę i ruszyła do drzwi.
– Ja… – chciałem powiedzieć coś, cokolwiek, co by ją zatrzymało.
Zatrzymała się na chwilę i spojrzała na mnie przez ramię.
– Wiesz, co jest najgorsze? Nie to, że mnie zdradziłeś. Najgorsze jest to, że myślałeś, że nigdy się nie dowiem.
Trzasnęły drzwi. Zostałem sam. Jeden pocałunek. Jeden błąd. Jeden ruch za późno.
Bartek, 39 lat