Reklama

Jestem barmanką, chociaż nie planowałam wykonywania tego zawodu na dłużej. Pierwotnie chciałam tylko dorobić w trakcie studiów, ale minęło już siedem lat i pomimo skończonej socjologii nadal stoję za barem w Casablance.

Reklama

Zazdrościła mi

Czasami naprawdę mam dość tej roboty – chodzenie w szpilkach całą noc daje się we znaki, a ciągły hałas potrafi doprowadzić do szału, szczególnie gdy występują zespoły na żywo. Dobrze chociaż, że zakaz palenia wyrzucił palaczy na zewnątrz. Jest też jasna strona tej pracy – goście zostawiają spore napiwki, poznaję masę ciekawych ludzi, no i nie brakuje przystojniaków.

Spotkałam mnóstwo facetów w swoim życiu. Jestem świadoma tego, że się im podobam. To wszystko przekładało się na wysokie napiwki. Mój wygląd to nie wszystko – równie istotne jest to, że potrafię stworzyć świetną atmosferę. Od zawsze dobrze dogadywałam się z facetami – w końcu dorastałam z trzema braćmi i tatą, pomagając w serwisie aut.

Panowie wyczuwali, że nadaję na ich falach, a gdy dodać do tego odrobinę kokieterii, efekty były naprawdę niezłe. Z miesiąca na miesiąc moje zarobki rosły, co dawało mi prawdziwą satysfakcję.

– Ale ci dobrze – jęknęła Aśka, z którą mieszkam. – Ja tylko mogę marzyć o kasie, jaką ty potrafisz zgarnąć… I pomyśleć, że pracuję jako księgowa już tyle lat – powiedziała z rezygnacją.

– Za to prowadzisz normalny tryb życia, nie to co ja. Kiedy inni śpią, ja działam, a w dzień się wyleguję.

– Całe szczęście, że jeszcze nie zaczęłaś wysysać krwi swoim facetom – zażartowała, robiąc aluzję do mojego dość luźnego podejścia do życia.

Lubię facetów

Nie mogę zaprzeczyć – spotykałam się z wieloma mężczyznami. Trudno oprzeć się możliwościom, szczególnie że nigdy nie należałam do grona dziewczyn marzących o białej sukni, złotym pierścionku, gromadce potomstwa i własnym gniazdku. Po prostu kochałam dobrą zabawę! Chciałam czerpać z życia ile się da.

Postanowiłam sobie, że nigdy nie powtórzę błędów mojej mamy. Ona marnowała każdy dzień w kuchni, sprzątała mieszkanie i prała brudne skarpetki męża. Pod wieczór była tak wykończona, że zamiast łapać radość z życia, bez przerwy wszczynała awantury z tatą.

Choć zbliżałam się do trzydziestych urodzin, kompletnie nie myślałam o poważnym związku. Muszę przyznać, że czasem było to wyzwanie. Wystarczy powiedzieć facetom wprost, że nie chce się nic na poważnie, a od razu wpadają po uszy. Ile ja się musiałam namęczyć, żeby trzymać na dystans tych wszystkich zadurzonych kolesi.

Ostatnio musiałam zmierzyć się z taką sytuacją dotyczącą Tomka. Kolejne drinki lądowały przed nim na stole, a jego zwierzenia o złamanym sercu stawały się coraz bardziej chaotyczne. Wieczór zakończył się jego chwiejnym marszem po schodach w dół, ale kolejnego dnia zaskoczył mnie, przynosząc bukiecik róż.

– Dziękuję ci za to, że znalazłaś czas, by mnie wysłuchać – oznajmił, wręczając mi kwiaty.

Musiałam go zbyć

Kiedy się spotkaliśmy, od razu coś zaiskrzyło między nami. Skończyło się na tym, że wylądowaliśmy w jego mieszkaniu. Kolejnego dnia dostałam od niego telefon i znów zostałam u niego na noc. Czuć było to napięcie między nami. Jednak po jakichś dwóch tygodniach ciągłych spotkań zorientowałam się, że on chyba liczy na coś poważniejszego.

– Mówiłam ci już wcześniej: nie chcę chodzić na obiady do twojej mamy ani planować wspólnego życia pod jednym dachem. Tymczasem ty zacząłeś non stop wydzwaniać i kręcić się pod moim mieszkaniem. Robisz się naprawdę męczący – oznajmiłam stanowczo podczas rozmowy telefonicznej.

Zapytał łamiącym się głosem, jakby był małym chłopcem, któremu właśnie odebrano ulubioną zabawkę, czy to koniec naszego związku. Odpowiedziałam twierdząco i zakończyłam połączenie bez słowa.

Kompletnie go olewałam kiedy non stop dzwonił tego wieczoru. W następnych dniach kręcił się pod moim domem jak natrętny cień. Przestał dopiero gdy zobaczył mnie w objęciach pewnego byłego boksera. Swoją drogą, ta historia z pięściarzem nie potrwała zbyt długo – zaledwie dwa spotkania. On też się nie odezwał, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. W końcu już wtedy widywałam się z sympatycznym Mirkiem ze sklepu.

Oczarował mnie

Życie płynęło swoim rytmem. Moje przyjaciółki układały sobie życie rodzinne, rodziły dzieci i próbowały się zakorzenić. Tymczasem ja tkwiłam w swojej rutynie – wieczory za barem, potem do mieszkania, przeważnie nie sama, krótka drzemka i poranna kawa… Ciągle to samo.

Sebastiana poznałam całkiem niespodziewanie, nie w Casablance, ale w popularnym sklepie w śródmieściu, gdzie pracował. Wpadłam tam po nowe spodnie, a on bez skrępowania przyglądał się mojej pupie.

– Pomożesz mi znaleźć odpowiedni rozmiar, czy wolisz dalej się gapić? – rzuciłam w jego stronę.

Doradzał mi przy wyborze spodni, a potem zaproponował, żebyśmy razem wyskoczyli na kawę. W głowie układałam sobie już scenariusz paru randek – raz moglibyśmy posiedzieć w moim mieszkaniu, innym razem w jego, może zjeść gdzieś razem przy świecach, a na końcu czuły buziak przed rozstaniem i czekanie na kolejne spotkanie.

Sprawy początkowo układały się dokładnie tak, jak chciałam – przyjeżdżał do Casablanki w nocy, zazwyczaj jakieś pół godziny zanim kończyłam pracę. Razem wsiadaliśmy na jego motocykl i pędziliśmy przez opustoszałe ulice do jego domu. Lubiłam spędzać z nim czas nie tylko ze względu na fizyczną bliskość, ale również dlatego, że znalazłam w nim bratnią duszę i świetnie się rozumieliśmy.

Był niesamowity

Jego aparycja była niezwykła – głębokie, brązowe oczy, nos zadarty ku górze, bujna fryzura i skóra w śródziemnomorskim odcieniu. Kompletnie straciłam dla niego głowę, pierwszy raz od bardzo dawna.

Minął miesiąc i przez cały ten czas byliśmy nierozłączni. Kompletnie zapomniałam o innych znajomych. Każdą wizytówkę od zainteresowanych mną mężczyzn od razu wyrzucałam.

– To chyba miłość? – spytała zaciekawiona Aśka.

– W takim facecie nie da się nie zakochać. Jest po prostu niesamowity – powiedziałam z rozmarzeniem i opowiedziałam jej parę szczegółów. Zobaczyłam, jak na twarzy przyjaciółki maluje się zawiść.

– Zamierzasz kontynuować tę znajomość? – dociekała.

– Czemu miałabym przestać? Jest nam razem wspaniale. Wiesz, to taki typ ryzykanta. Uwielbia motocykle, ekstremalny sport, ciągle szuka nowych wrażeń. Tworzymy świetną parę – odpowiedziałam bez wahania.

Po pewnym czasie Sebastian zaprosił mnie na weekend nad morze. Zapewnił, że spędzimy wspaniały czas – i faktycznie tak było. Następne dwa dni spędziliśmy głównie w pokoju hotelowym. Wychodziliśmy jedynie coś zjeść, po czym od razu pędziliśmy z powrotem do naszej prywatnej przystani.

Zadurzyłam się

– Muszę ci przyznać rację! – wykrzyknęłam do Aśki, gdy wróciłam. – Totalnie się zakochałam!

– To lepiej nie daj mu tego za szybko odczuć, bo wiesz, co sama zawsze powtarzasz: facet weźmie nogi za pas – przestrzegała mnie kumpela.

– Daj spokój, z Sebkiem sprawa wygląda zupełnie inaczej, my po prostu idealnie do siebie pasujemy – odpowiedziałam rozpromieniona.

Radość nie gościła u mnie zbyt długo. Któregoś dnia postanowiłam zrobić mu niespodziankę i odwiedzić jego sklep bez zapowiedzi. Kiedy przekroczyłam próg z uśmiechem zakochanej dziewczyny, zobaczyłam coś, co sprawiło, że stanęłam jak wryta. W pustym sklepie mój Sebastian całował się z jakąś długonogą laską ubraną w motocyklową kurtkę. Stałam jak sparaliżowana, a on nawet nie drgnął na mój widok.

– Cześć! Świetnie, że przyszłaś. Poznajcie się, to jest Sylwia – tak nas sobie przedstawił.

– Spotykasz się z kimś innym? – spytałam drżącym głosem, a on spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły.

– My z Sylwią już od pięciu lat mamy taki układ, prawda, skarbie? – mrugnął do niej i klepnął ją w tyłek! – Kiedyś razem graliśmy muzykę, ale to stara historia…

Byłam zdruzgotana

Wyszłam stamtąd bez słowa pożegnania. Przez kolejne trzy dni czekałam aż Sebastian zadzwoni, ale cisza. W końcu czwartego dnia wpadłam na genialny plan – upić się porządnie ginem i do niego zadzwonić.

– Co ty mi zrobiłeś, idioto?! Myślałam, że to, co między nami jest, to coś szczególnego, a ty mnie po prostu wrzuciłeś do swojej kolekcji! – wrzasnęłam przez telefon.

– Kotku, może najpierw sprostujmy jedną rzecz: czy to nie ty jesteś tą laską z Casablanki, która uwielbia się bawić? – odpowiedział.

– Kompletnie nie wiem, o co ci chodzi – odparłam zdumiona.

– Parę miesięcy temu poszłaś do łóżka z moim kumplem. A gdy zaczęliśmy się widywać i przez przypadek zobaczył cię ze mną, wspomniał mi, że lubisz niezobowiązującą rozrywkę, więc pomyślałem, że mogę to pociągnąć dłużej. Nie szukałem niczego poważnego, sądziłem, że to jasne – wyjaśnił.

Nie mogę się odnaleźć

Strasznie mi brakuje Sebastiana. Wpadłam w monotonię – wykonuję podstawowe czynności życiowe, ale wszystko, co robię i o czym myślę, kręci się wokół niego. Starałam się do niego odezwać jeszcze parę razy, ale wyraźnie pokazał, że nie ma ochoty na żadne spięcia.

– Jak dalej będziesz urządzać mi sceny, kontrolować moje relacje i mówić, co mam robić, to wybacz, skarbie… Nie chcę się w nic angażować – stwierdził w czasie ostatniej rozmowy i poprosił, żebym odpuściła sobie kolejne telefony. – Przykro mi, maleńka, ale to, co do ciebie czułem, już przeminęło – rzucił na pożegnanie.

Chodzę po domu jak struta i nie mogę znaleźć pocieszenia, nawet u swojej przyjaciółki Aśki.

– No sorry, ale sama się o to prosiłaś! Latami robiłaś wodę z mózgu facetom, łamałaś im serca na prawo i lewo, to teraz nie narzekaj – powiedziała mi ostatnio z wyraźną nutą złośliwości.

„Co za bzdury!” – przeleciało mi przez głowę, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to prawda. Fakt – igrałam z uczuciami facetów, kręciłam nimi jak chciałam i ciągnęło się to całymi latami. Mam tylko jedno na swoje usprawiedliwienie – nigdy wcześniej nie wiedziałam, że zranione uczucia mogą przynosić taki ból!

Reklama

Maja, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama