Reklama

Z Ewką znałyśmy się od zawsze. W szkole siedziałyśmy razem w ławce. Ja zbierałam od nauczycieli same pochwały, ona nigdy nie usłyszała dobrego słowa. Bo niby za co? Nie miała za grosz talentu ani do nauk ścisłych, ani humanistycznych. W przeciwieństwie do mnie. W innych dziedzinach było tak samo. Osiągałam sukcesy w sporcie, podczas gdy Ewka podpierała ściany na ławce rezerwowych, ja miałam wielu przyjaciół, ona… tylko mnie.

Reklama

Gdy zaczęłyśmy dorastać i interesować się chłopcami, nadszedł najgorszy okres. Oczywiście dla niej, nie dla mnie. Jak łatwo się domyślić, taka szara mysz jak Ewa nie miała szans na zawładnięcie czyimś sercem. Bo ani ona ładna, ani mądra.

Pamiętam, jak któregoś razu wracałyśmy ze szkoły przez park i zaczepili nas chłopcy. Jeździli na desce, pili piwko i takie tam… No i zaprosili nas do siebie.

Cóż to był za wieczór! Przez dobre dwie godziny byłam w centrum zainteresowania. Przystojniacy prześcigali się w prawieniu mi komplementów, gdy tymczasem Ewa siedziała ze zwieszoną głową i speszona nie odzywała się ani słowem. Nawet przez chwilę zrobiło mi się jej żal, lecz nie na tyle, żeby wciągnąć ją w rozmowę…

To się stało w drugiej klasie liceum

W ostatni dzień marca moja bliska znajoma organizowała osiemnastkę, więc wybrałam się na nią z Ewą. Zabrałam ją tam z dobroci serca, bo przez pół dnia marudziła, że nie chce sama spędzać piątkowego wieczoru. Zwykle na takich imprezach zostawałam do białego rana, ale tym razem trochę przesadziłam z alkoholem, więc wyszłam wcześniej.

Zobacz także

Nawet nie pamiętam, czy powiedziałam Ewce, że wracam do domu. Zresztą była dużą dziewczynką, prawda? No i jak na dużą dziewczynkę przystało, poradziła sobie znakomicie. W sobotę koło dwunastej odebrałam od niej telefon.

– Poznałam faceta! – zawyła w słuchawkę, a mnie aż zatkało ze zdumienia.

Co takiego? Kogo poznała? ONA? Nie mogło to dojść do mojej świadomości.

– Chyba jeszcze nie wytrzeźwiałaś…– mruknęłam, a Ewa roześmiała się.

– Nie, nie! Mówię poważnie! – zapewniła mnie. – Jest teraz ze mną. Umówiliśmy się na kawę. Właśnie wyszłam do toalety, więc mogę gadać.

Jak to mówią: „Każda potwora znajdzie swego amatora”. Pytanie, kim on był?

– Jak ten amant wygląda? – spytałam, pewna, że to jakiś nieudacznik w okularkach i flanelowej koszuli w kratę.

Och! Jest wspaniały! Przystojny jak z obrazka – w jej głosie usłyszałam prawdziwy zachwyt. – Ma ciemne włosy, duże brązowe oczy i…

– Nie o to chodzi – przerwałam jej. – Pytałam, jak się ubiera. Modnie?

– Chyba tak – odparła, nieco zbita z tropu. – Nosi bluzę i szerokie spodnie.

„Niemożliwe! – krzyknęłam w duchu.

– Ewka i hiphopowiec?! Koń by się uśmiał. Nie uwierzę, póki nie zobaczę!”.

Jeszcze tego samego dnia spotkaliśmy się we trójkę w centrum handlowym.

Okazało się, że facet przyszedł na imprezę zaraz po tym, jak ja zniknęłam. Podobno Ewka mu się spodobała (no nie!), więc podszedł i zagadał. Dziwny jakiś! Ale, o dziwo, naprawdę był przystojny i naprawdę nosił szerokie spodnie, co wówczas było prawdziwym hitem wśród nastolatków. Tak, Daniel od razu mi się spodobał.

Szczypta tajemnicy, zakazany owoc. Pycha!

Nie do końca było tak, że w chwili, gdy go zobaczyłam, uknułam podły plan. Ja w zasadzie nic nie musiałam robić. Sam wpakował się do mojego życia, bez pytania o zgodę. Może i niespecjalnie protestowałam, ale trudno się dziwić – między nami była chemia! Nie planowałam tego!
Owszem, trochę irytował mnie fakt, że Ewka nagle przestała zabiegać o moją uwagę, i że zainteresował się nią fajny facet. Tego kompletnie nie rozumiałam. Ale nie przeszkadzało mi to aż tak, żeby specjalnie jej go odbijać. Po prostu samo tak wyszło.

Któregoś razu po wspólnym wieczorze, odprowadziliśmy Ewkę do domu i zostaliśmy sami. Za pół godziny miałam się spotkać z innymi znajomymi.

– Właściwie nie chce mi się jeszcze wracać do domu – powiedział Daniel, uśmiechając się do mnie. – Może odprowadzę cię na to spotkanie. Gdzie się umówiłaś?

Naprawdę dziś już nie pamiętam, jak to się stało, że nie dotarliśmy na miejsce. Ale spędziliśmy cudowny wieczór. To wtedy pierwszy raz mnie pocałował.

Opowiadał o Ewce, o tym, że w sumie to im się nie układa, bo ona jest nudna jak flaki z olejem i grzeczna niczym zakonnica. A nie takie kobiety mu się podobają.

– To dlaczego właściwie do niej podszedłeś? – zaśmiałam się i pogładziłam go po włosach. – Przecież po niej od razu widać, z kim ma się do czynienia.

– Nie wiem, może po to, żeby poznać ciebie? – odparł i wziął mnie w objęcia.

Od tej pory zaczęliśmy się spotykać. Nie ukrywaliśmy się z tym wcale.

– No co, chyba mam prawo iść z koleżanką na piwo? – odpowiadał, kiedy Ewa pytała, dlaczego znowu się ze mną umówił.

Oczywiście nie wprowadzaliśmy jej w szczegóły tych naszych spotkań. Aż tak okrutni nie byliśmy…

Powiem szczerze – ani razu nie poprosiłam go, żeby z nią zerwał. Nawet mi to do głowy nie przyszło z jednej prostej przyczyny – nie chciałam tego. Układ, w którym funkcjonowała nasza trójka, bardzo mi odpowiadał. Znów byłam górą. Bawiło mnie poczucie władzy, które miałam nad obojgiem. Szczypta tajemnicy, trochę spisku i kawałek zakazanego owocu. Pycha!

Gdyby Daniel zostawił Ewę, jego pocałunki nie smakowałyby już tak dobrze. Rozmawialiśmy wielokrotnie, co by było, gdyby… ale nie na poważnie.

– Nie możesz jej teraz zostawić, absolutnie. To ją zrani! – mówiłam, w duchu śmiejąc się z tych pustych słów.

Wszystkiego się wyprę! Na pewno mi uwierzy

Przedziwną satysfakcję sprawiało mi zgrywanie zatroskanej przyjaciółki, choć oboje wiedzieliśmy, że nigdy nią nie byłam. Gra pozorów wciągnęła mnie bez reszty!

I wszystko byłoby dobrze, mogliśmy tak trwać latami, a przynajmniej dopóki by mi się nie znudziło, gdyby ten idiota – w imię jakiejś miłości – nie zniszczył wszystkiego!

Przyszedł do mnie pewnego dnia z bukietem cholernych róż i powiedział:

– Nie mogłem dłużej czekać. Zrobiłem to.

– Co zrobiłeś? – zaniepokoiłam się nie na żarty.

No jak to co, zerwałem z Ewką! – wykrzyknął, jakby obwieszczał światu radosną nowinę.

Gdyby tylko ją zostawił, nie byłoby jeszcze tak źle. Po prostu odstawiłabym go w kąt, a sama poleciała pocieszać biedaczkę. Ale ten debil wszystko jej wypaplał!

Że się zakochał, że od dłuższego czasu spotyka się z kimś w tajemnicy. I że tym kimś jestem ja! Cholera jasna.

Zamknęłam kretynowi drzwi przed nosem, po czym zaczęłam gorączkowo zastanawiać się, co zrobić.

Najchętniej rzuciłabym wszystko i popędziła do Ewki natychmiast, żeby wcisnąć jej jakąś brednię, tyle że nic nie przychodziło mi do głowy. A przecież nie mogłam pokazać się u niej bez gotowej historyjki.

Całą noc myślałam i w końcu wymyśliłam. Wszystkiego się wyprę! Powiem, że Daniel coś sobie ubzdurał, ale ja nie mam z tym nic wspólnego. I przykro mi bardzo, że pierwszy strzał i już źle trafiła… Tak, proste rozwiązania są zwykle najlepsze.

Poszłam do niej następnego dnia rano. Niestety, za późno

Otworzyła mi matka Ewy.

Miała zapuchnięte od płaczu, przekrwione oczy, a w nich obezwładniający strach. Ręce jej się trzęsły jak narkomanowi na głodzie, ledwo zdołała wykrztusić z siebie tych kilka niewyraźnych słów.

– Znalazłam ją… Nie wiem...

Ja wiedziałam.

Rozejrzałam się wokół.

Reklama

W mieszkaniu panował chaos. Jacyś ludzie w białych kitlach krzątali się tam i z powrotem. Wydawali się całkiem spokojni. Było już po wszystkim.
Od tamtych wydarzeń minęło 10 lat. Mimo to często wspominam Ewkę. Trochę mi jej brakuje. Nigdy potem nie spotkałam tak oddanej i wpatrzonej we mnie osoby. Czy mam wyrzuty sumienia? Może i mam. Ale przecież nie kazałam Danielowi jej zostawiać. Wręcz przeciwnie! Ta historia tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie warto być słabym. Słaby zawsze, prędzej czy później, przegra!

Reklama
Reklama
Reklama