Reklama

Kiedy musiałem wybrać dla mojej ukochanej prezent, spędzało mi to sen z powiek. Całe noce były nieprzespane, bo myślałem tylko o tym, co jej sprawić, żeby w końcu ujrzeć błysk radości w jej oczach. Mimo że naprawdę dawałem z siebie wszystko, to za każdym razem efekt był taki sam – ona kręciła nosem na to, co dla niej wymyśliłem.

Reklama

Zbliżała się nasza rocznica ślubu

Ogarnął mnie strach, bo zdałem sobie sprawę, że moja ukochana spodziewa się fantastycznego prezentu. I znów zacząłem intensywnie myśleć. Nie spałem po nocach… No i co? Nic, kompletnie nic. Pustka w głowie. Chciałem dyskretnie wypytać, co by chciała dostać, ale nie usłyszałem nic konkretnego. Jedyne, co mi powiedziała, to że podarunek powinien być użyteczny i ładny.

Zupełnie nie rozumiałem, co ona przez to rozumie, więc byłem stuprocentowo przekonany, że po raz kolejny kupię nie to, co trzeba. Aż tu nagle, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało, stał się cud. Było to na dwa tygodnie przed naszą rocznicą.

Beata wybrała się z wizytą do swojej przyjaciółki. Kiedy wróciła, wyglądała na trochę przygnębioną. Zdziwiło mnie to, bo zazwyczaj po takich posiadówkach była radosna i pełna werwy. A teraz nagle zrobiła się markotna. Postanowiłem ją podpytać i wtedy dowiedziałem się, że jej kumpela zainwestowała w mega kosztowny wielofunkcyjny obot kuchenny.

– I to przez to masz taki kiepski nastrój? – zapytałem zaskoczony.

Zobacz także

– No jasne, bo ja też chciałabym taki sprzęt. Ty nie masz pojęcia, jak to cacko ułatwia gotowanie. Obiad da się przygotować w zaledwie parę minut – odpowiedziała.

Chciałem właśnie skomentować, że doskonale gotuje nawet bez tych gadżetów, ale ugryzłem się w język.

Wpadłem na pomysł

To był właśnie ten prezent, który nie dość, że praktyczny i śliczny, to jeszcze jest jej marzeniem! Fakt faktem, że kiedy zerknąłem do sieci i zobaczyłem, ile kosztuje to cudo, mój zapał momentalnie wyparował. Ale po namyśle i sprawdzeniu, ile kasy mam odłożonej, znowu poprawił mi się humor.

Kocham swoją żonę i wreszcie chciałem jej sprawić coś, co by ją naprawdę ucieszyło. Zdecydowałem się na finalizację transakcji i kliknąłem przycisk „zamawiam”. Po upływie paru dni miałem już paczkę w rękach. Gdy chowałem ją w garażu, rozpierała mnie duma. Wyobrażałem sobie scenę, w której ona otwiera karton, a jej oczy błyszczą z zachwytu, po czym zarzuca mi ręce na szyję.

Beata specjalnie z okazji rocznicy zorganizowała uroczystą kolację. Kiedy rozkładała talerze i sztućce na stole, ja wniosłem z garażu spore kartonowe opakowanie.

– Proszę, to prezent dla mojej ukochanej… Jako wyraz wdzięczności za dziesięć lat, których dane nam było spędzić razem – oznajmiłem, niespodziewanie poruszony chwilą.

– Bardzo dziękuję, ciekawa jestem, co to może być – od razu z zapałem zabrała się do odwijania podarunku.

W końcu trafił w jej ręce. Liczyłem na zachwyt i entuzjazm, a tu cisza jak makiem zasiał.

– To jest robot do gotowania? – w końcu przerwała milczenie, wymawiając każde słowo powoli i z naciskiem.

– No tak. Identyczny model jak u twojej przyjaciółki. Nie podoba ci się?

– Podoba? Chyba sobie kpisz! Jak śmiałeś mnie tak potraktować! – wyrzuciła z siebie i zanim zdążyłem zareagować, obrażona schowała się w pokoju.

Pukałem w drzwi, ale nie chciała ich otworzyć. Czułem się rozczarowany i kompletnie skołowany. Nie miałem zielonego pojęcia, czemu Beata tak się zachowała.

Nie wiedziałem, o co chodzi

Żeby rozwiązać tę dziwną sytuację, sięgnąłem po telefon i zadzwoniłem do swojej mamy. Kiedy streściłem jej całą historię, w słuchawce usłyszałem tylko głębokie westchnienie.

– Nic dziwnego, że Beatka się zdenerwowała – stwierdziła po chwili.

– A to czemu? – zareagowałem ze zdumieniem.

– Mówiąc krótko, poczuła się jak jakaś pomywaczka czy gosposia, a nie atrakcyjna kobieta, którą kochasz.

– Serio? Mamo, ale to totalny absurd!

– Może dla ciebie, ale nie z jej perspektywy. Nie bez powodu istnieje powiedzenie, że panie pochodzą z Wenus, a panowie z Marsa.

– I co w tej sytuacji powinienem zrobić?

– Kiedy opuści pokój, przeproś ją za nieprzemyślany prezent. I postaraj się jakoś to naprawić. Kocha cię, więc na pewno ci przebaczy – odpowiedziała mama i zakończyła rozmowę.

Ona chyba oszalała

Tego wieczoru Beata nie opuściła pokoju, a nawet nie uchyliła drzwi. W związku z tym samotnie zjadłem kolację i udałem się na spoczynek do salonu, kładąc się na sofie. Tuż przed zaśnięciem przyszła mi do głowy myśl, że jutro pozbędę się tego przeklętego robota. Liczyłem, że w ten sposób przynajmniej częściowo zmażę swoje winy i udobrucham moją żonę.

Jak sobie założyłem, tak też uczyniłem. Zaraz po przebudzeniu starannie opakowałem paczkę i wezwałem kuriera. Ale ledwo odłożyłem telefon, z sypialni wyszła Beata.

– Co robisz? – warknęła nieprzyjaźnie.

– Pozbywam się nieudanego prezentu. Wiem, że go nie chcesz – odpowiedziałem.

Rzuciła mi mordercze spojrzenie.

– Oszalałeś? Nawet o tym nie myśl! W tej chwili zadzwoń i odwołaj kuriera! – wykrzyknęła.

– Nie rozumiem. O co ci chodzi? – popatrzyłem na nią zaskoczony.

– Nasza rocznica już minęła – odpowiedziała z rozmarzonym uśmiechem.

– Czyli jak? Ten robot ma u nas zostać? – dopytałem dla pewności, bo zupełnie mnie wytrąciła z równowagi.

– Dokładnie. Przyda się do gotowania. A tak w ogóle to dalej czekam na prezent z okazji rocznicy. Mam nadzieję, że wreszcie dasz mi coś, co mi się spodoba – oznajmiła, po czym wzięła karton i zaniosła go do kuchni.

Kompletnie tego nie rozumiem

Po kilku minutach usłyszałem jej rozmowę z przyjaciółką. Przechwalała się, że jest teraz dumną właścicielką supernowoczesnego robota kuchennego. Mówiła, że sprawiłem jej taki prezent zupełnie bez powodu, po prostu z dobroci serca.

Szczerze mówiąc nie wiem, jak ona jej to opisała, ale sądząc po tym, jak Beatka zareagowała, to jej przyjaciółka była zazdrosna, że ma takiego cudownego i szczodrego faceta. Byłem zadowolony, że już po całej aferze i że ze złego charakteru stałem się nagle dobrym.

Wciąż nie sprawiłem ukochanej prezentu z okazji naszej rocznicy ślubu, ponieważ tradycyjnie brak mi pomysłu, co mógłbym jej podarować. Liczyłem po cichu, że może wypadnie jej to z głowy, ale nic z tego. Codziennie, kiedy przekraczam próg domu po pracy, spogląda na mnie z nadzieją.

Chyba pozostaje mi tylko zadzwonić do mamusi i poprosić, aby pomogła mi wybrać coś stosownego. Mam obawy, że jeśli po raz kolejny popełnię błąd, to zbankrutuję. Ten zakupiony przeze mnie robot to strzał w kolano, który jeszcze długo da mi się we znaki…

Wojtek, 37 lat

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama