„Gardziłem pracą żony, dopóki nie straciłem swojej. Nagle musiałem prosić ją o każdą złotówkę”
„Pracowała jako asystentka w tej małej firmie, w której robiła, co jej kazali. Czasem wydawało mi się, że połowę czasu przynosi tylko kawę, drugą połowę rozkłada papiery. Patrząc na nasze różnice w pensjach, nie dało się ukryć, że to ja jestem odpowiedzialny za dom”.
- Redakcja
Wszystko w moim życiu miało swoje miejsce. To, co robiłem, i to, co miałem, było dobrze przemyślane, zaplanowane. Lubiłem porządek – w pracy, w finansach, i w ogóle. Może to kwestia mojego stanowiska, ale fakty były takie, że w moim wieku pewne rzeczy trzeba mieć już stabilne, a nie oglądać się za siebie. Tak myślałem – to był mój świat. Kasia była jego częścią, choć muszę przyznać, że coraz częściej nie potrafiłem jej zrozumieć.
Pracowała jako asystentka w tej małej firmie, w której robiła, co jej kazali. Czasem wydawało mi się, że połowę czasu przynosi tylko kawę, drugą połowę rozkłada papiery. Patrząc na nasze różnice w pensjach, nie dało się ukryć, że to ja jestem odpowiedzialny za dom.
Miałem pretensje do żony
Pewnego wieczoru nie wytrzymałem. Wróciłem zmęczony, z głową pełną spotkań i maili, które do jutra musiałem przeczytać. Kasia właśnie kończyła obiad – skromnie, na szybko, coś z ryżem i warzywami. Siadając, westchnąłem, przeglądając jej stos papierów na stole. Znów z tym wróciła do domu. Ściągnąłem brwi i położyłem widelec, zanim zdążyłem spróbować.
– Kasiu, nie sądzisz, że mogłabyś znaleźć coś… lepszego? – zapytałem mimochodem, jakbyśmy rozmawiali o pogodzie.
– Co masz na myśli? – spytała, przerywając krojenie marchewki.
– No… – oparłem się o krzesło, obserwując ją uważnie – rozglądać się za czymś bardziej ambitnym? Z wyższą pensją? Przecież nie musisz trzymać się tego miejsca w nieskończoność.
Spojrzała na mnie, wyraźnie zaskoczona, ale w jej oczach pojawił się cień złości, którego się nie spodziewałem.
– Adam, wiem, że to nie są zarobki, jakie masz ty, ale nie każdy jest dyrektorem, wiesz? – Jej głos zabrzmiał ostro, jakby chciała postawić granicę.
– Nie każdy jest dyrektorem – powtórzyłem, wzdychając z lekceważeniem. – Ale wiesz, że to na moich zarobkach opiera się nasz dom. Myślałem, że rozumiesz, o co mi chodzi.
Kasia milczała przez dłuższą chwilę, mieszając coś w garnku, po czym cicho powiedziała:
– Adam, cenię tę pracę, naprawdę. I staram się, ale chyba nigdy tego nie dostrzegasz. To, co robisz ty, nie jest jedyną ważną rzeczą w tym domu.
– Proszę cię – prychnąłem. – To ja tu pracuję na stabilizację, na rachunki, na kredyt. Ty jesteś zadowolona z pracy, którą można by było potraktować jako hobby. Samą satysfakcją chyba nie zapłacimy za dom, prawda?
Kasia spojrzała na mnie z czymś pomiędzy rozczarowaniem a smutkiem, ale nic już nie odpowiedziała. Wracając do swoich papierów, odwróciła się ode mnie, a ja pomyślałem, że w sumie nie będę nalegał na dalszą rozmowę. Wszystko, co chciałem powiedzieć, już powiedziałem.
Nagle straciłem pracę
Dzień, w którym wezwano mnie na „ważne spotkanie”, zaczął się jak każdy inny. Zostawiłem rozgrzaną kawę, by w pośpiechu ruszyć do biura, gdzie miałem omówić nowe projekty. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Wszedłem do sali, gdzie czekało już dwoje przełożonych z jakimiś plikami w dłoniach. Atmosfera wydawała się dziwnie napięta. Usiadłem, wciąż nie wiedząc, co mnie czeka.
– Adam, wiesz, że ostatnio borykamy się z trudnościami… – zaczęła Maria, moja bezpośrednia przełożona, patrząc na mnie poważnie. – Musimy podjąć trudne decyzje kadrowe.
Poczułem, jak serce mi przyspiesza. Zacząłem gorączkowo myśleć, że przecież jestem jednym z najważniejszych pracowników! Ale zanim zdążyłem coś powiedzieć, Maria wyciągnęła papiery z wypowiedzeniem. Chyba się z nimi spierałem, ale niewiele pamiętam. Jak przez mgłę słyszałem ich wyjaśnienia, ale nie miało to już znaczenia. Zostałem bez pracy.
Wieczorem w domu siedziałem w milczeniu. Kasia podała mi kolację, patrząc uważnie.
– Adam, na pewno sobie poradzimy. To tylko przejściowe – powiedziała cicho, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zirytowany, odsunąłem się.
– Nie rozumiesz. Ja nie mam czasu na jakieś… „przejściowe problemy”. Muszę znaleźć coś porządnego.
Kasia patrzyła na mnie z troską, ale ja tylko odwróciłem wzrok, czując się, jakbym nagle stracił grunt pod nogami.
Byłem poirytowany
Minęło kilka tygodni, a ja wciąż nie miałem nowej pracy. Wysłałem dziesiątki CV, przebrnąłem przez kilka rozmów, ale żadna oferta nie nadchodziła. Z dnia na dzień zaczynałem rozumieć, jak wielu jest na rynku specjalistów – a każdy z nich młodszy, tańszy i pełen ambicji, które ja uważałem za dawno zdobyte. Po raz pierwszy poczułem coś, czego nigdy wcześniej nie znałem – strach, że mogę już nie być potrzebny.
W tym czasie Kasia nie mówiła nic. Zaczęła przejmować wszystkie większe wydatki. To ona robiła zakupy, opłacała rachunki, a ja patrzyłem, jak pieniądze, które odkładałem na czarną godzinę, zaczynają szybko topnieć. Pewnego wieczoru, siedząc przy kuchennym stole, obserwowałem ją, jak przegląda stos rachunków.
– Nie myślisz, że to poniżające? Że ja muszę liczyć na twoją… pensję? – wycedziłem nagle, nie patrząc jej w oczy.
Kasia odłożyła długopis i spojrzała na mnie ostro.
– Poniżające? Robię wszystko, żeby nas utrzymać. Ty siedząc w domu czujesz się lepszy od kogoś, kto na to pracuje?
Jej słowa przecięły ciszę jak nóż. Przez chwilę siedzieliśmy naprzeciw siebie, a ja poczułem coś, czego się nie spodziewałem – wstyd, że to ona mnie teraz utrzymuje i że muszę prosić o kasę.
Zacząłem interesować się żoną
Każdy kolejny dzień bez pracy pogłębiał moje poczucie bezsilności. Wstawałem późno, choć i tak nie miałem dokąd się spieszyć. Czasem przeszukiwałem portale z ofertami, czasem po prostu przeglądałem wiadomości, patrząc bezmyślnie na ekran. I każdego wieczoru patrzyłem, jak Kasia wraca z pracy, zmęczona, ale… nie wiem, jak to opisać. Była jakby pewniejsza siebie.
Pewnego dnia wróciła z dużą, ciężką teczką. Wyciągnęła z niej stertę papierów, potem rozłożyła je na stole w kuchni i zaczęła coś przeglądać. Podszedłem bliżej, przyglądając się, jak przekładała dokumenty.
– Co to? – zapytałem, próbując ukryć zaskoczenie.
– Nowe projekty – odparła rzeczowo, nie podnosząc wzroku. – Mam teraz więcej zadań w firmie, a że daję sobie radę, dostaję też trochę trudniejszych tematów.
Poczułem, jak coś ściska mnie w środku. Jeszcze niedawno to ja byłem tym, który wracał z projektami, który zarządzał, czuł się potrzebny. Teraz Kasia przejęła tę rolę. Gdy wróciła do czytania, próbowałem jeszcze coś powiedzieć, żeby przebić się przez to dziwne napięcie między nami.
– Kasiu… – zacząłem cicho. – Może opowiesz, czym się teraz zajmujesz? Chciałbym zrozumieć, jak to teraz wygląda.
Spojrzała na mnie chłodno, jakby moje słowa nie miały dla niej żadnego znaczenia.
– Adam, naprawdę sądzisz, że teraz mnie to interesuje? Przez lata nie liczyło się, co robię, prawda? Więc może teraz po prostu pozwól mi robić swoje.
Patrzyłem na nią, nie mogąc znaleźć słów.
Zajmowałem się domem
Każdy kolejny dzień odkrywał mi coś, czego wcześniej nie dostrzegałem. Miałem teraz mnóstwo czasu na myślenie, aż za dużo. Zacząłem zajmować się domem – robiłem pranie, gotowałem, sprzątałem. Początkowo czułem się przy tym nieswojo, jakbym zajmował się czymś poniżej moich możliwości. Ale z czasem dostrzegłem, ile to wymagało organizacji i ile wysiłku Kasia wkładała w to wszystko na co dzień. Niby drobiazgi, ale kiedy robiło się je codziennie, stawały się ciężarem, który nosiła sama przez lata.
Pewnego wieczoru, po kolacji, zebrałem się na odwagę, by jej podziękować. Może nawet przeprosić. Usiadłem naprzeciwko niej, gdy przeglądała jakieś dokumenty przy kuchennym stole.
– Kasiu – zacząłem, starając się, żeby mój głos brzmiał szczerze – dopiero teraz rozumiem, ile to wszystko cię kosztowało. Nigdy nie dostrzegałem, ile musiałaś z siebie dawać…
Uniosła wzrok, ale zamiast wdzięczności zobaczyłem w jej oczach chłodny dystans.
– Dobrze, że w końcu to widzisz. Szkoda, że tak późno – odpowiedziała bez emocji, wracając do swoich papierów.
Jej słowa zapadły mi w pamięć jak kamień wrzucony do głębokiej wody. Poczułem, jak bardzo nasza relacja się zmieniła, jakby coś nieodwracalnie się urwało. Przestałem być dla niej wsparciem, którego potrzebowała, a ona… przestała mnie potrzebować.
Czułem się niepotrzebny
Kasia wracała teraz późno i prawie nie rozmawialiśmy. Zauważyłem, że w wolnych chwilach uczyła się nowych rzeczy – zapisała się na kurs z zarządzania, potem na szkolenie z negocjacji. Nawet jej szef wspominał o awansie, co jeszcze rok temu wydawałoby mi się żartem. To ona teraz dźwigała naszą codzienność, finansowała, decydowała o wydatkach. Byłem świadkiem, jak staje się kimś zupełnie innym, niezależnym, jakby jaśniejszym. A ja? Mój dawny świat rozsypał się jak domek z kart.
Nie mogłem już dłużej znieść tej ciszy między nami. Pewnego wieczoru, gdy Kasia wróciła zmęczona, ale z tym specyficznym błyskiem w oczach, zebrałem się na rozmowę. Musiałem wiedzieć, co dla niej teraz jest najważniejsze, czy w ogóle jeszcze coś dla niej znaczymy. Usiadłem obok niej, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.
– Kasiu, co się z nami dzieje? Mam wrażenie, że… już mnie nie potrzebujesz – zacząłem cicho, czując, jak te słowa zawisły w powietrzu.
Kasia spojrzała na mnie, jakby rozważała, czy w ogóle warto mi odpowiadać.
– Potrzebuję? – Jej głos był spokojny, ale pełen chłodnej pewności. – Potrzebowałam wsparcia, ale nigdy go nie miałam, Adam. Teraz mam siebie. I chyba to mi wystarczy.
Jej słowa uderzyły mnie mocniej, niż mógłbym się spodziewać. Siedziałem w milczeniu, próbując zebrać myśli, ale czułem, jak coś się we mnie zapada. Patrzyłem na kobietę, którą znałem od lat, a jednocześnie czułem, jakbym widział ją po raz pierwszy.
Oddaliliśmy się od siebie
Od tamtej rozmowy minęły tygodnie, ale jej słowa wciąż brzmiały mi w głowie. Miałem wrażenie, że Kasia była blisko, ale stała się nieosiągalna, jakby dystans między nami urósł do takiej wielkości, że nie sposób go było pokonać. Codziennie, gdy wracała z pracy, widziałem, jak wchodzi do domu z podniesioną głową, pełna energii, którą wcześniej gasiliśmy rutyną. Już się nie tłumaczyła, kiedy wychodziła wcześniej, by spotkać się z kimś z pracy, już nie pytała, czy ja czegoś potrzebuję.
Kiedyś nasze dni upływały tak samo – śniadania, wspólne wieczory, filmy, plany wakacyjne, drobne kłótnie o bzdury. Teraz wszystko, co robiliśmy, działo się osobno. Jej śmiech, kiedy odbierała telefon w drugim pokoju, wydawał mi się dziwnie obcy, jakby Kasia, którą znałem, przestała istnieć. A ja? Siedziałem, przeglądając kolejne oferty pracy, które coraz częściej pozostawały bez odpowiedzi.
W końcu dotarło do mnie, że Kasia, odkrywając siebie na nowo, przestała potrzebować tego, co ja miałem jej do zaoferowania. A może nigdy tego nie potrzebowała, tylko mi się wydawało?
Adam, 41 lat