„Gdy córka powiedziała, że jest w ciąży, złapałam się za głowę. Okazało się, że to najmniejszy z naszych problemów”
„Tadeusz był wściekły. Twierdził, że trzeba to zakończyć raz na zawsze. Jak oni mają wątpliwości, to niech idą do sądu. I poszli. Patryk złożył pozew o ustalenie ojcostwa. Dla mnie to było jak policzek”.

- Redakcja
Nie jestem kobietą, która szuka dramatów. Przez większość życia marzyłam tylko o jednym – o spokojnym domu, w którym pachnie niedzielnym obiadem. I przez wiele lat udawało mi się to marzenie spełniać. Mieszkamy na obrzeżach miasta, w domku z ogródkiem, który mój mąż Tadeusz własnoręcznie zrobił. Nie mamy wielkiego majątku, ale nigdy też nie głodowaliśmy. Życie było zwyczajne – praca, obiad, telewizja. I jedna córka. Kinga.
Od dziecka była trochę inna. Nie chodzi o to, że była zła, po prostu nigdy nie dało się jej przewidzieć. Kiedy inne dziewczynki tuliły lalki, ona karmiła podwórkowe koty. Kiedy dzieci z klasy jechały na zieloną szkołę, ona nagle dostała jakiejś histerii, że chce zostać w domu. Miała swoje humory, swoją osobowość. Ale kochaliśmy ją i staraliśmy się wychować, jak trzeba. Na porządną dziewczynę.
Nie zawsze było łatwo. Czasem potrafiła trzasnąć drzwiami, kiedy zabraliśmy jej telefon. Czasem płakała bez powodu i mówiła, że nikt jej nie rozumie. Ale nawet kiedy miała swoje pierwsze miłości, nie ingerowaliśmy. Byli razem długo, prawie dwa lata. Wydawało się, że to coś poważnego. Kiedy się rozstali, Kinga była kompletnie rozbita. Siedziała godzinami w swoim pokoju, przestała jeść, nie chciała mówić.
Coś się zmieniło
Usiadła przy stole, jakby chciała nam powiedzieć, że zgubiła telefon. Była blada, miała ściągnięte brwi i rozdygotane ręce. Tadeusz zdążył nalać sobie herbaty, a ja właśnie wyciągałam placek z piekarnika, kiedy wypaliła:
– Jestem w ciąży.
Zamarłam z rękawicą kuchenną w ręce. Nie od razu do mnie dotarło, co powiedziała.
– Jak to w ciąży? – odezwał się w końcu.
– Z Patrykiem – odpowiedziała. – Ojcem jest Patryk.
Poczułam, jak coś osiada mi na klatce piersiowej. W pierwszej chwili najgłośniejsza była moja własna naiwność. Przecież z Patrykiem zerwała prawie trzy miesiące temu. Widzieliśmy jej łzy, słyszeliśmy, jak w nocy szlochała w poduszkę. Nigdy więcej o nim nie wspominała, nigdy nie powiedziała, że się jeszcze spotykają.
– Jesteś pewna? – zapytałam, patrząc jej w oczy. – Że to jego dziecko?
– Tak – odpowiedziała bez cienia wahania.
Wypierał się
Tadeusz wstał z krzesła, przeszedł się wzdłuż kuchni, wrócił i oparł się o framugę. Widziałam, że nie wie, co powiedzieć.
– No to będziemy dziadkami – powiedział w końcu, próbując się uśmiechnąć. – I trzeba będzie porozmawiać z Patrykiem.
– Nie będzie łatwo – rzuciła Kinga cicho. – On już się z kimś spotyka. Zaręczył się tydzień temu.
Poczułam, jak robi mi się gorąco. Tydzień temu zaręczyny! Moja córka siedzi tutaj z dzieckiem w brzuchu, a on obiecuje innej, że ją poprowadzi do ołtarza! Wstałam i bez słowa wyszłam z kuchni. Zamknęłam się w pokoju i wykręciłam jego numer.
– To Lucyna, mama Kingi. – mówiłam zimno. – Może wiesz, po co dzwonię?
– Nie mam pojęcia…
– Nie masz pojęcia? Wiesz, że Kinga jest w ciąży?
– Tak, ale…
– Ale co? – przerwałam mu. – Zostawiłeś ją, zaręczyłeś się z inną i chcesz, żeby to wszystko się rozmyło? Żebyśmy się nie odezwali?
– Ale to nie jest moje dziecko…
– Weźmiesz za to odpowiedzialność. Chcesz czy nie.
Rozłączyłam się.
Przycisnęłam go
Wróciłam do kuchni, ręce mi się trzęsły. Tadeusz spojrzał pytająco. Pokręciłam głową.
– Tchórz – powiedział. – Po prostu tchórz. Ale nie odpuścimy.
– Trzeba będzie nagłośnić sprawę – odpowiedziałam. – Niech nie myśli, że się wymiga. Nie z nami.
– Doprowadzimy go do odpowiedzialności. Choćby nie wiem co.
Kinga siedziała bez słowa. Patrzyła w talerz, jakby to nie jej dotyczyło. Zaczęło się niewinnie. Ktoś coś powiedział na osiedlu, ktoś spojrzał dziwnie w sklepie. Ludzie zawsze lubią gadać. My nie milczeliśmy. Mówiłam, co się stało, każdemu, kto chciał słuchać. Że Patryk zostawił naszą córkę z brzuchem, że teraz zaręczył się z inną, jakby nic się nie wydarzyło. Tadeusz robił to samo. Uważał, że trzeba mówić prawdę, bo jak się nie nagłośni, to wszyscy uznają, że wina leży po stronie Kingi.
Niektórym sąsiadom to się nie podobało. Jedna z nich, znajoma matki Patryka, powiedziała mi na chodniku, żebym nie robiła cyrku. Nie wytrzymałam. Zaczęłam krzyczeć, że niech najpierw porozmawia ze swoją koleżanką, która wychowała chłopaka bez kręgosłupa. Następnego dnia zadzwoniła do mnie matka Patryka.
Miała pretensje
– Co pani sobie wyobraża? – zaczęła od razu.
– A pani co? Może się pani wstydzi, że wychowała kogoś, kto nie potrafi być mężczyzną?
– Może pani córka nie mówi całej prawdy? Może to nie jest jego dziecko?
– Proszę uważać na słowa – syknęłam. – Bo jak was pozwę, to się skończą uśmieszki.
Tadeusz był wściekły. Twierdził, że trzeba to zakończyć raz na zawsze. Jak oni mają wątpliwości, to niech idą do sądu. I poszli. Patryk złożył pozew o ustalenie ojcostwa. Dla mnie to było jak policzek. Zamiast zapytać, porozmawiać, to on od razu do papierów. Kinga przyjęła to bez słowa. Siedziała w swoim pokoju, nie komentowała. Jakby jej nie dotyczyło.
– Przeżywa to – powiedział Tadeusz.
Ale ja zaczynałam mieć wątpliwości. Nie do końca wiedziałam, czy to jeszcze smutek, czy coś innego. Sąd wyznaczył termin. Pojechaliśmy razem: Kinga, ja i Tadeusz. Patryk przyszedł z narzeczoną, nawet nie spojrzał w naszą stronę. Zrobiono badania. Lekarz był rzeczowy, bez emocji. Potem trzeba było czekać.
Dosłownie oniemiałam
Cisza trwała dwa tygodnie, w końcu przyszły wyniki. Otworzyłam kopertę przy stole.
– Patryk nie jest ojcem – przeczytałam powoli.
Tadeusz wstał bez słowa, oparł się o framugę. Kinga siedziała nieruchomo. Ani słowa. Nie zaprzeczyła, nie płakała. Po chwili wstała i zamknęła się w swoim pokoju.
– To niemożliwe – powiedziałam do Tadeusza.
Nie odpowiedział, tylko pokręcił głową. Poszłam do niej wieczorem. Chciałam z nią porozmawiać.
– Kinga… – zaczęłam cicho.
Nie spojrzała. Odwróciła się do ściany.
Poznałam prawdę
– Powiedz mi prawdę – poprosiłam.
– To nie był Patryk. Ojcem dziecka jest kolega z uczelni.
Przez chwilę myślałam, że źle usłyszałam. Spojrzałam na nią, ale patrzyła gdzieś w bok.
– Kłamstwo? – zapytałam głucho. – Po co to wszystko?
– Chciałam, żeby cierpiał – odpowiedziała. – Chciałam mu zniszczyć życie, tak jak on mnie zniszczył.
– Przecież on też ma rodzinę – powiedziałam cicho.
– A ja co mam? – zapytała z zimną złością. – Też miałam życie. Też mi je odebrał.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Zabrakło mi słów. Siedziałyśmy w milczeniu. Ona spokojna, ja pełna wstydu.
Zostawiła nas
Wyprowadziła się miesiąc po porodzie. Powiedziała tylko, że nie daje rady i że musi przemyśleć swoje życie. Zostawiła nam córkę – małą, spokojną, z jasnymi oczami. Nie zapytała, czy damy radę, nie poprosiła. Po prostu zostawiła.
Tadeusz od tej pory nie chciał o niej mówić. Kiedy próbowałam choćby wspomnieć o Kindze, wstawał i wychodził z pokoju. Powtarzał, że córki już nie ma, że nie chce mieć z nią nic wspólnego i żebym też przestała się martwić. A ja miałam ochotę krzyczeć. Martwić się? Jak mam się nie martwić, skoro własne dziecko zostawiło nam wnuczkę i poszło sobie?
Zajmowałam się wnuczką najlepiej, jak umiałam. Karmiłam, przewijałam, tuliłam. Ale kiedy wychodziłam do sklepu, czułam na sobie wzrok ludzi. Wiedzieli, mówili. Wiedziałam to.
Lucyna, 57 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po 50-tce wdałam się w romans z moim studentem. Nie patrzę na jego stopnie w indeksie, bo ma inne walory”
- „Nie było mi przykro, gdy zdrada zniszczyła moją rodzinę. Prawda uwolniła mnie od roli, której nie chciałam już grać”
- „Nie szukałam w pracy romansu dla kasy, a wdepnęłam w bagno. Skąd miałam wiedzieć, że jego żona odstawi taką szopkę”