„Gdy córka się wreszcie wyprowadziła, odzyskaliśmy z mężem wolność. Nie nacieszyliśmy się nią jednak zbyt długo”
„Gdyby nie nasza córka Lena, rozstanie byłoby tylko formalnością. Ale nie chcemy jej tego zrobić. Więc śmiejemy się przy obiedzie, przytulamy w jej obecności, odgrywamy nasz spektakl, dopóki siedzi na widowni”.

- Redakcja
Na zewnątrz jesteśmy obrazkiem z reklamy. Dom z ogrodem, trzy filiżanki na tarasie, dwoje rodziców i córka w szkole średniej. W środku – pęknięcia w ścianach i cisza, która drapie gardło. Piotr przemyka za moimi plecami, niemal bezszelestnie. Znam go lepiej niż kogokolwiek innego, a dziś nie potrafię powiedzieć, o czym myśli. Może o pracy. Może o tym, że znów nie kupił mleka.
Żyliśmy w iluzji
Kiedyś, dawno temu, ta kuchnia była pełna śmiechu. On gotował, ja tańczyłam między szafkami z kieliszkiem wina w dłoni. Byliśmy młodzi, zakochani, głupi w najlepszy sposób. Teraz jestem tylko zmęczona. I cicha.
Piotr był moją ostoją. W nim znajdowałam dom. Ale dom się rozsypał. Nie nagle – powoli, niepostrzeżenie. Jakby ktoś codziennie zabierał odrobinę ciepła, aż została tylko funkcjonalność. Gdyby nie nasza córka Lena, rozstanie byłoby tylko formalnością. Ale nie chcemy jej tego zrobić. Więc śmiejemy się przy obiedzie, przytulamy w jej obecności, odgrywamy nasz spektakl, dopóki siedzi na widowni.
Nie wiem, co boli bardziej – kłamstwo, które się rozciąga między nami, czy fakt, że tak bardzo się do niego przyzwyczaiłam.
W sobotę rano Lena zeszła do kuchni z tak promiennym uśmiechem, że aż mnie to zabolało. Miała na sobie tę białą bluzę z kapturem, w której wyglądała jak dziecko. Ale już nim nie była.
– Mamo, tato – powiedziała, siadając przy stole – muszę wam coś powiedzieć. Ale nie denerwujcie się, dobra?
– Słuchamy, kochanie – mąż odezwał się pierwszy, choć jego głos był zbyt spokojny, zbyt wyćwiczony.
– Postanowiłam się wyprowadzić z Adamem do Wrocławia. Mamy już upatrzone mieszkanie, nieduże, ale przytulne. I będę miała tam zajęcia na uczelni. No i… Po prostu chcemy spróbować. Razem.
Byliśmy w szoku
Poczułam, jak moje serce zamiera na ułamek sekundy, a potem zaczyna bić od nowa, ale wolniej, ciężej. Spojrzałam na Piotra. Uniósł brwi w udawanym zdziwieniu, potem uśmiechnął się blado.
– To… świetna wiadomość – powiedział. – Naprawdę się cieszę.
Lena mówiła dalej, pełna ekscytacji, gestykulując, rozmarzona. Opowiadała o kuchni z ceglaną ścianą, o tym, że Adam ma już pracę i że jego mama zna właścicielkę mieszkania. Patrzyłam, jak jej oczy błyszczą i jak z każdym słowem oddala się ode mnie. Od nas.
– Jesteście chyba zaskoczeni? – zapytała po chwili.
– Trochę – przyznałam. – Ale też… dumna jestem. Naprawdę. Odważna decyzja.
Piotr skinął głową, uśmiechając się jak ojciec z reklamy płatków śniadaniowych. Lena nie zauważyła niczego dziwnego. Przytuliła mnie z radością, potem jego. A potem wybiegła do swojego pokoju.
Świętowaliśmy wolność
Zostaliśmy sami w kuchni. Nagle bez roli, bez publiczności.
– No to wolność – powiedział Piotr, sięgając po kieliszek, który stał na kredensie od wczoraj. Nalał do niego resztkę czerwonego wina. Uniósł go w moją stronę. – Na nowy początek?
Podniosłam swój kubek z herbatą.
– Na zakończenie.
Kieliszki zabrzęczały cicho. Nie było wzruszeń. Tylko dwie osoby, które dawno temu przestały być razem, a dziś dostały niepisane pozwolenie, żeby przestać udawać.
Był późny wieczór, kiedy usłyszeliśmy szczęk klucza w zamku. Siedziałam już w piżamie, z książką, której nie czytałam. Piotr przysypiał na kanapie w salonie, z pilotem w dłoni i z wyłączonym telewizorem. Nie spodziewaliśmy się nikogo. Lena przecież wyjechała. Miała być szczęśliwa.
Drzwi otworzyły się powoli, skrzypiąc jak w tanim filmie. Zerwałam się z fotela. W progu stała Lena – w kurtce, z rozwichrzonymi włosami, jedną walizką i oczami tak opuchniętymi, że ledwo mogła je otworzyć. Twarz miała szarą. Nie musiała nic mówić. Wiedziałam.
– Lena… – podeszłam do niej i przytuliłam, ale ona wcale się nie rozkleiła. Stała sztywno, jakby ciało nie nadążało za emocjami. – Chodź, usiądź.
Wróciła załamana
Nie odpowiadała. Weszła powoli do salonu, zostawiając walizkę pod ścianą. Piotr wstał, zbity z tropu.
– Co się stało? – zapytał, ale głos mu zadrżał.
– Adam mnie zostawił – powiedziała cicho Lena, jakby to było imię obcego chłopaka, nie tego, z którym miała budować świat. – Wytrwał dwa dni. Potem powiedział, że to jednak nie to. Że nie jest gotowy.
Zaczęła płakać. Schowała twarz w dłoniach i osunęła się na kanapę. Poczułam, jak coś we mnie pęka. Jak bardzo chciałam wtedy ją ochronić, otulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze – choć sama nie wierzyłam już w żadne dobrze.
Uklękłam przy niej i objęłam ją ramieniem.
– Jesteś w domu – szepnęłam. – Już jesteś w domu, skarbie.
Piotr stał niepewnie, potem też usiadł, bliżej niż zwykle. Dotknął ramienia córki, niezdarnie, jakby nie wiedział, czy ma do tego prawo.
– Poradzimy sobie – powiedział.
Znów żyliśmy w iluzji
Lena przez łzy próbowała coś odpowiedzieć, ale tylko potrząsnęła głową. Wtedy poczułam, że muszę być silna. Dla niej. Muszę ubrać czułość jak płaszcz, nawet jeśli pod spodem jest tylko chłód i zmęczenie.
Zrobiliśmy herbatę. W trójkę siedzieliśmy przy stole, jakby nic się nie stało, jakby byliśmy rodziną. Lena mówiła coś o uczelni, o tym, że może spróbuje od nowa za rok. Ja kiwałam głową. Piotr siedział cicho. Kiedy Lena poszła się wykąpać, Piotr spojrzał na mnie znacząco.
– I co teraz? – spytał.
– Teraz znów gramy – powiedziałam.
Nie odpowiedział. Wstał, wyjął kieliszek, nalał sobie trochę whisky. Przez chwilę stał w milczeniu.
– Ciekawe, jak długo potrwa ta sielanka – rzucił z przekąsem i upił łyk.
Nie odpowiedziałam. Nie miałam siły.
Lena nie chciała już być sama. Zostawiła swój pokój, spała w salonie, zasypiała z moją dłonią w swojej, jak wtedy, gdy miała gorączkę w podstawówce. Rano wołała mnie do kuchni, robiła jajecznicę, a potem patrzyła, jak jemy razem, całą trójką, jak rodzina.
Wspierałam ją
– Jak dobrze was widzieć razem, jak dawniej… – powiedziała pewnego ranka, a ja zamarłam z widelcem w dłoni.
Piotr grał jak mógł. Przytulał mnie przy niej, zmywał naczynia, śmiał się z jej żartów. Ja gotowałam z nim kolację, jakbyśmy byli zgodnym małżeństwem.
Było po północy. Siedzieliśmy z Piotrem w kuchni, każde z kubkiem herbaty, każde osobno. Nie mieliśmy już siły udawać.
– Nie kocham cię od lat – powiedziałam cicho.
Piotr westchnął, spojrzał w bok.
– Nigdy się nie dowie, jeśli jej nie powiemy.
– I po co ma wiedzieć? Żeby myślała, że wszystko było kłamstwem?
Nie zauważyliśmy, że Lena stoi w drzwiach.
– Więc to wszystko było kłamstwem?
Zamarliśmy.
– Lena… – zaczęłam, ale podniosła rękę.
– Nie chcę tego słuchać.
Odwróciła się i uciekła, trzaskając drzwiami. Po chwili usłyszeliśmy zgrzyt zamka. Pobiegłam za nią, ale było już za późno. Stałam na schodach w kapciach, z bijącym sercem, i wiedziałam jedno – wszystko runęło. I nie wiedziałam, czy coś z tego da się jeszcze złożyć.
Anna, 47 lat
Czytaj także:
- „Nienawidziłam teściowej przez 15 lat, aż podsłuchałam jej rozmowę z synem. Okazało się, że cały czas mnie broniła”
- „Prezent z okazji Dnia Matki odmienił moje życie. Córka narzekała, że mam zacząć żyć, więc teraz się zdziwi”
- „Mąż mnie znudził, więc zmieniłam go na inny model. Wolę klepać słodką biedę, niż więdnąć w luksusie z nudziarzem”