Reklama

Nie pamiętam dnia, w którym nie czułabym się winna. Na wsi winą otacza się kobiety jak chustami – że za dużo mówią, że za mało, że samotne, że bezdzietne, że zbyt smutne albo zbyt wesołe. A ja byłam winna wszystkiego po trochu. Miałam trzydzieści dwa lata i nadal mieszkałam z matką. Teresa lubiła powtarzać, że „kobieta, która nie ma mężczyzny, to jak pies bez pana – niby żyje, ale po co?”. Więc żyłam obok niej, na palcach, przez lata nie podejmując żadnej decyzji, bo i tak każda była zła. Aż przyszła wiadomość o śmierci Karoliny – siostry matki. Pamiętam, że mama tylko pokiwała głową i powiedziała:

Reklama

– Dziwaczka jedna. I tak długo się utrzymała.

Dwa tygodnie później odebrałam list polecony – testament. Mieszkanie w starej kamienicy, trzy pokoje, kuchnia z oknem, widok na miasto. Karolina przepisała je właśnie mnie. Matka oczywiście się wściekła. Że mogłam to sprzedać. Że nie poradzę sobie sama. Ale ja spakowałam walizkę i wyjechałam. Pierwsza noc w nowym miejscu... Leżałam na kanapie pośród zapachu kurzu i przeterminowanych perfum. I wtedy zadzwoniła matka.

– Co? Już się boisz?

Znalazłam kilka kopert

Nie zdążyłam jeszcze rozpakować wszystkich kartonów, kiedy usłyszałam pukanie do drzwi. Trzy rytmiczne uderzenia, jakby ktoś czekał na ten moment od dawna. Otworzyłam niepewnie. Na progu stała kobieta po sześćdziesiątce – ubrana w poplamiony fartuch, z mocno pomalowanymi ustami i fryzurą pamiętającą lata dziewięćdziesiąte.

– No w końcu! – rzuciła bez przywitania. – Myślałam, że jeszcze z tydzień będzie tu pusto. Bożena jestem, z trzeciego. – Wyciągnęła rękę, nie czekając na moją reakcję. – Ty to musisz być siostrzenica Karoliny.

– Magda – odpowiedziałam, ściskając jej dłoń.

Bożena bez zaproszenia weszła do środka, rozejrzała się, jakby chciała ocenić, co zostawiła po sobie Karolina.

– Mieszkanie po takiej kobiecie nie będzie ciche. – Westchnęła, siadając na krześle przy stole. – Ale przecież rodzina to rodzina, prawda?

Zanim zdążyłam zapytać, co dokładnie ma na myśli, pokręciła głową i wstała.

– Dobrze, nie będę przeszkadzać. Ale jakby co, jestem pod trójką. Gdyby zaczęły dziać się… rzeczy.

Zamarłam. Jakie rzeczy? Po jej wyjściu wróciłam do przeglądania szafek. W jednej z nich, schowaną pod starymi serwetkami, znalazłam kopertę. A właściwie – kilka kopert. Wszystkie zaadresowane do mnie. Moje nazwisko, mój adres na wsi. Ale żadna z nich nigdy nie została wysłana. Rozdarłam pierwszą. I wtedy coś we mnie zadrżało. Pismo Karoliny – znajome, drobne litery. „Magda, jeśli to czytasz, znaczy, że w końcu tu jesteś...”

Ręce mi się trzęsły

Kolejnego dnia zadzwoniłam do matki. Nie potrafiłam dłużej tłumić w sobie niepokoju. List Karoliny był dziwny – pełen niedopowiedzeń, emocjonalny, jakby pisany w pośpiechu. Była w nim mowa o tym, że „prawda w końcu musi się ujawnić” i że „teraz to moje miejsce, niezależnie od tego, co powie Teresa”.

– Coś się stało? – głos matki był oschły jak zawsze.

– Znalazłam listy. Od Karoliny. Do mnie. Nigdy ich nie wysłała. Wiedziałaś o tym?

Cisza po drugiej stronie była jak betonowa ściana.

– Karolina zawsze była dziwna – rzuciła w końcu. – Nie ma co rozgrzebywać starych historii.

– Ale dlaczego pisała, że to moje miejsce? Że prawda wyjdzie na jaw?

Matka zaśmiała się nerwowo.

Pewnie coś sobie ubzdurała. Zresztą, czytałaś te jej książki? Nawet do kościoła przestała chodzić, już wtedy coś się z nią działo. Miała fantazję. Ty też lepiej przestań się nią zajmować.

– Może mi coś wytłumaczysz? – powiedziałam ciszej. – Czemu ona pisała, że ty…

– Magda, przestań! – syknęła. – Nie mieszaj się w przeszłość, która nie była twoja.

I zanim zdążyłam zapytać więcej, rozłączyła się. Patrzyłam w ekran telefonu. Ręce mi się trzęsły. Przeszłość, która nie była moja?

Zobaczyłam Bożenę z sąsiadem

Zaczęło się niewinnie – trzask drzwi na korytarzu, potem niewyraźne szepty. Nie podsłuchiwałam celowo. Po prostu... nie zamknęłam drzwi na zasuwę, a dźwięk był tak blisko, że zatrzymałam się w miejscu. Przez uchyloną szparę zobaczyłam Bożenę z sąsiadem spod piątki – wysokim, chudym facetem w rozciągniętym swetrze. Igor. Tyle wiedziałam z tabliczki na drzwiach.

– Mówię ci, że nie powinna była tu wracać – szeptała Bożena. – Karolina wiedziała, co robi. Miała powód, żeby nie zostawić tego mieszkania Teresie.

– Ale i tak zostawiła je Magdzie – odpowiedział Igor. – A to znaczy, że Magda i tak się dowie. W końcu to w jej krwi.

Zamrugałam. W mojej krwi?

– Jak Teresa się dowie, że Magda już coś wie, znów ją zamknie w tej swojej emocjonalnej klatce. Jak zawsze – dodała Bożena.

– Za późno – powiedział Igor. – Magda już tu mieszka.

Usłyszałam kroki – zbliżali się. Wróciłam szybko do kuchni, serce waliło mi jak oszalałe. Ich słowa wciąż dźwięczały mi w głowie. W mojej krwi? Kiedy wieczorem usiadłam na podłodze i rozłożyłam kolejne listy Karoliny, ręce mi się trzęsły. W jednym z nich pisała: „Nie wiem, ile jeszcze czasu mam, ale musisz wiedzieć. Teresa... nie była osobą, za którą się podawała”. To nie był dramat. To była zapowiedź czegoś większego. Czegoś, co dotyczyło mnie.

Coś przede mną ukrywały

List był zmięty, jakby Karolina długo trzymała go w dłoni, zanim odważyła się go włożyć do koperty. Przeczytałam go trzy razy, a i tak miałam wrażenie, że nie rozumiem, co właśnie się wydarzyło. „Nie mogłam cię wtedy zatrzymać. Teresa była silniejsza. Ale to ja cię kochałam naprawdę”. Siedziałam na podłodze w kuchni, oparłszy plecy o lodówkę. Na kolanach leżała koperta, a wokół mnie porozrzucane kartki. Nie umiałam tego poskładać. Jak to „zatrzymać”? Jak to „kochałam naprawdę”? Czy to była metafora? Czy... Wstałam gwałtownie, przewracając krzesło. Przeszłam się po pokoju. Raz, drugi. Próbowałam złapać oddech, ale coś ściskało mi gardło. W końcu wybuchnęłam. Ze złości. Z bezradności.

– Co ty mi zrobiłaś, mamo... – wyszeptałam. Albo może to Karolina? Bo teraz już nie byłam pewna, która z nich była moją matką.

Zaczęłam walić pięściami w szafki. Tak po prostu. Bezwładnie, głucho. Potem opadłam na kolana, przyciskając czoło do podłogi. Płakałam tak, jak nie płakałam od lat. Kiedy już nie miałam siły, sięgnęłam po telefon. Tomek. Nie myślałam o nim od miesięcy. A jednak jego numer był nadal w moich kontaktach. Zadzwoniłam. Po trzecim sygnale odebrał.

– Magda?

– Mogę się z tobą spotkać? – zapytałam. – To... ważne.

Całe życie żyłam w kłamstwie

Spotkaliśmy się w małej kawiarni przy dworcu. Tomek siedział przy stoliku w rogu, jak zawsze trochę zgarbiony, z tą samą miną, jakby w każdej chwili chciał się wycofać. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Był jedyną osobą, przy której czułam się kiedyś naprawdę bezpiecznie. Teraz nie wiedziałam, jak zacząć.

– Wyglądasz… inaczej – powiedział, kiedy usiadłam.

– Tak się czuję – odpowiedziałam i od razu poczułam, że łzy napływają mi do oczu. – Tomek, ja chyba całe życie żyłam w kłamstwie.

Opowiedziałam mu wszystko. O liście Karoliny. O słowach Bożeny i Igora. O tym, że Teresa mogła nie być moją matką. Mówiłam, a on słuchał – nie przerywał, tylko co jakiś czas marszczył brwi i kiwał głową.

– Magda, może po prostu to zostawisz? – powiedział w końcu cicho. – Nie każda prawda jest potrzebna.

Zirytowałam się.

– A może prawda była mi potrzebna od samego początku – syknęłam. – Całe życie mi czegoś brakowało. Teraz wiem dlaczego.

Tomek wziął łyk kawy, odwrócił wzrok.

– Nie chcę, żebyś znów wpadła w coś, co cię zniszczy – powiedział.

Wstałam.

– Nikt już nie będzie mi mówił, co mam robić. Ani matka, ani Karolina, ani ty.

Kiedy wróciłam do mieszkania, przestałam się wahać. Musiałam porozmawiać z Igorem. To on chyba wie najwięcej.

Wreszcie poczułam się wolna

Nie pojechałam już do Tomka. Nie zadzwoniłam do matki. Nie szukałam jednak Igora. Usiadłam przy stole w kuchni po Karolinie i wpatrywałam się w listy. Część z nich przepaliłam nad świeczką. Inne schowałam z powrotem do kopert. Tak, jakby jeszcze nie był czas. Może nigdy nie będzie. Wstałam. Wyszłam na balkon. Miasto szumiało jak ocean. Obce, obojętne, ogromne. Ale coś się zmieniło. Nikt nie stał nade mną z zegarkiem, z oceną w oczach. Nikt nie mówił, że przesadzam. Byłam sama. I wreszcie – byłam wolna. Nie potrzebowałam odpowiedzi. Nie musiałam wiedzieć wszystkiego. Bo cokolwiek Teresa czy Karolina by zrobiły, kimkolwiek były – ja mogłam wreszcie oddychać swoim powietrzem. Wróciłam do środka i przekręciłam klucz w zamku. Mieszkanie zadrżało cicho, jakby w podziękowaniu.

Magda, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama