Reklama

Od lat żyłem w przekonaniu, że coś w moim życiu nie idzie tak, jak powinno. Praca, którą wykonywałem, nigdy nie dawała mi satysfakcji, a co gorsza, nie przynosiła też pieniędzy, które pozwoliłyby nam żyć bez wiecznego martwienia się o rachunki.

Reklama

Z Beatą, moją żoną, kłóciliśmy się o wszystko, co tylko związane było z pieniędzmi. Ona zawsze oszczędna, planująca każdy grosz, a ja, zmęczony wiecznym zaciskaniem pasa, marzyłem o chwili wytchnienia, o odrobinie luksusu, którego nigdy nie zaznaliśmy.

Pewnego dnia, gdy wróciłem z pracy, czekała na mnie wiadomość, która na zawsze miała zmienić nasze życie. Wujek Adam – ekscentryczny samotnik, którego widywałem raz na kilka lat – zmarł, zostawiając mi spadek. Kwota była ogromna. Byłem w szoku. W jednej chwili wszystko, o czym marzyłem, wydawało się możliwe. Z jednej strony czułem, że w końcu los się do mnie uśmiechnął, ale z drugiej, głos Beaty w mojej głowie szeptał ostrzeżenia. Ignorowałem je. To był czas na zmiany.

Żona była na mnie zła

– Rzuciłem pracę! – oznajmiłem, wpadając do domu z szerokim uśmiechem na twarzy.

Czułem się, jakbym wygrał los na loterii. Beata, stojąc przy kuchence, odwróciła się do mnie z niedowierzaniem. Oczy miała szeroko otwarte, a w jej spojrzeniu było coś, co mówiło: „Co ty znowu narobiłeś?”. Podszedłem bliżej, próbując opowiedzieć jej o wszystkim naraz, ale ona wciąż stała w milczeniu, jakby czekała na jakiś wybuch.

– Tomek, co ty powiedziałeś? – jej głos drżał z irytacji.

Wzrok, którym mnie mierzyła, przypominał mi wszystkie poprzednie kłótnie o pieniądze, wszystkie noce, kiedy zasypiała, mając do mnie pretensje, że nie zarabiam wystarczająco.

Beata, mamy spadek! Nie muszę już pracować. W końcu możemy żyć, jak należy – zrobiłem krok w jej stronę, gotów opowiedzieć o swoich wielkich planach. Luksusowe wakacje, nowy samochód, inwestycje, które miały przynieść jeszcze więcej pieniędzy.

– Oszalałeś? – zapytała, przekrzywiając głowę w swoją typową, sceptyczną manierę. – A co, jeśli te pieniądze się skończą? Co wtedy? Z czego będziemy żyć?

Zawsze widziała problemy tam, gdzie ja widziałem szanse. Nie zamierzałem słuchać jej ostrzeżeń. Miałem plan.

Żyłem jak król, ale do czasu

Kilka miesięcy później coś zaczęło się psuć. Na początku nie zwracałem na to uwagi – przecież mieliśmy teraz pieniądze. Nie musiałem się już martwić o rachunki, a nasze życie zaczęło przypominać coś, o czym marzyłem od lat. Wakacje w tropikach, nowy samochód, kosztowne prezenty dla Beaty. I choć ona ciągle ostrzegała mnie, bym uważał, nie mogłem przestać.

Jednak pewnego dnia otworzyłem aplikację bankową i zamarłem. Suma, którą zobaczyłem, była dużo mniejsza, niż się spodziewałem. Początkowo myślałem, że to błąd, ale nie – pieniądze topniały szybciej, niż zakładałem. Beata od dawna mówiła, że wydajemy za dużo, że powinniśmy planować na przyszłość, ale ja byłem zaślepiony chwilą. Kiedy wieczorem pokazałem jej stan konta, wybuchła.

– Mówiłam ci, że to tak się skończy! Dlaczego mnie nie słuchałeś?! – Jej głos był pełen goryczy, a ja nie miałem żadnej sensownej odpowiedzi. Czułem, że moje plany wymykają się spod kontroli, ale wciąż nie chciałem przyznać, że to była moja wina.

– Myślałem, że inwestycje przyniosą zyski… – zacząłem się tłumaczyć, ale widziałem, że ona już przestała mnie słuchać. W jej oczach dostrzegłem strach, którego nigdy wcześniej tam nie widziałem.

Utopiłem mnóstwo kasy

Zdesperowany udałem się do Jacka, mojego przyjaciela. To on doradzał mi, by zainwestować pieniądze. Wiedziałem, że sprawy się komplikują, ale nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle. Siedzieliśmy w barze, a ja próbowałem wyciszyć w sobie rosnącą panikę.

– Słuchaj, Jacek, musimy coś zrobić. Te inwestycje... one miały być bezpieczne, miały przynieść zyski. Co teraz? – mój głos brzmiał o wiele bardziej zdesperowanie, niż chciałem to przyznać. Jacek siedział naprzeciwko mnie z piwem w ręku, nie podnosząc wzroku.

– Tomek, rynek się załamał. Nic na to nie poradzisz. Teraz nie ma co wycofywać pieniędzy, bo już ich prawie nie ma – odpowiedział sucho, jakby rozmawialiśmy o pogodzie, a nie o moim życiu, które rozpadało się na kawałki.

– Jak to?! Mówiłeś, że to pewna inwestycja! – Głos mi się załamał, a dłonie zaczęły drżeć.

– Tomek, to był twój wybór. Ryzyko było zawsze, a ty je podjąłeś. Nie zrzucaj winy na mnie.

To było jak uderzenie w twarz. Wiedziałem, że ma rację, ale nie mogłem przestać go obwiniać. W jednej chwili wszystko, na co liczyłem, rozsypało się jak domek z kart.

Znów czułem się jak biedak

Kiedy wróciłem do domu, Beata siedziała przy stole, otoczona stertą papierów. Widziałem, że przygotowywała coś ważnego, ale nie miałem odwagi zapytać. W końcu to ona przerwała ciszę.

– Tomek, musimy sprzedać dom. Inaczej nie damy rady. Nie mamy już oszczędności, a ty nie masz pracy. – Jej głos był zimny i wyprany z emocji. Zrozumiałem, że już dawno podjęła tę decyzję.

– Nie mogę... To wszystko moja wina – powiedziałem cicho, a łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu. Beata spojrzała na mnie z mieszanką złości i rozczarowania.

– Nigdy nie powinienem był rzucać pracy. Powinienem był cię słuchać.

– Tak, powinieneś był – jej odpowiedź była brutalnie szczera. W tej chwili zrozumiałem, że straciłem nie tylko pieniądze, ale także jej zaufanie.

Sprzedaż domu oznaczała ostateczny upadek. Wiedziałem, że już nigdy nie będzie tak, jak wcześniej. Przegraliśmy.

Wróciliśmy do starego życia

Ostatecznie musieliśmy sprzedać dom. Przenieśliśmy się do małego mieszkania na obrzeżach miasta, a ja wróciłem do pracy, choć już nie na stanowisko menadżera. Beata przestała mi ufać, a ja przestałem ufać sobie. Mimo że próbowałem naprawić nasze relacje, coś w niej się zmieniło. Nie było już wspólnych rozmów o przyszłości, nie było marzeń. Pieniądze, które miały nas wyciągnąć z problemów, stały się przyczyną ich pogłębienia.

Nigdy wcześniej nie czułem się tak samotny, mając rodzinę u boku. Czasem lepiej żyć w niedostatku, ale z czystym sumieniem, niż ulec pokusie łatwych pieniędzy, które w końcu doprowadzają cię na samo dno.

Reklama

Tomasz, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama