Reklama

Zupełnie nie rozumiem, co się dzieje – spojrzałam z niepokojem na Adama. – Przecież nigdy nawet się nie spóźniała, a tu już piętnaście minut, jak powinna być.

Reklama

– A wydawała się taka odpowiedzialna – mój narzeczony pokręcił głową. – Jednak na tych młodych zupełnie nie można polegać.

– Nie mów tak, coś musiało się stać – jeszcze raz wystukałam numer Asi, opiekunki Justynki, jednak jej komórka była wyłączona. – To jest solidna i odpowiedzialna dziewczyna – spojrzałam na zegarek. – No, ja nie wiem, co będzie, za pięć minut muszę wyjść.

Ja nie wiem, czy mama powinna

Adam spojrzał na mnie z bezradną miną. Jak co dzień przyjechał po mnie; razem jeździliśmy do pracy, bo nasze biura znajdowały się w tym samym budynku. Odkąd zaczęłam pracować, córeczką zajmowała się najpierw teściowa, a potem, jakieś pół roku temu, gdy stan jej zdrowia na to nie pozwalał, do dziecka przyjeżdżała Joasia, dziewczyna, którą poleciła mi przyjaciółka. I nigdy nie miałam z nią żadnych kłopotów, była niezwykle solidna, miała dobry kontakt z małą. A dzisiaj proszę, nie tylko nie przyjechała, ale nawet słowem nie dała znać, co się dzieje. To było do niej zupełnie niepodobne.

– Przecież ja mogę zostać z Justysią – gdzieś nad nami usłyszeliśmy czyjś cichy głos.

Uniosłam głowę. Na podeście, przechylona przez poręcz schodów stała babcia Mania, moja teściowa. To znaczy, była teściowa. Zdziwiłam się trochę, bo nie miała na sobie szlafroka, jak co rano, ale spodnie i sweterek, była ubrana jak do wyjścia. Ale nie było czasu się teraz nad tym zastanawiać, sytuacja robiła się coraz bardziej nerwowa.

– Przecież ja sobie poradzę ze wszystkim, Justynka jest już dużą dziewczynką – mówiła babcia Mania, schodząc po schodach. – Zajmowanie się własną wnuczką, to przecież nie wymaga wiele wysiłku.

Popatrzyłam na Adama... No, zupełnie nie wiedziałam, co mam zrobić w tej sytuacji. A trzeba było podjąć jakąś decyzję i to szybko. I wiedziałam, że będę musiała zrobić to zupełnie sama, Adam w kwestii mojej teściowej i Justynki zawsze dostosowywał się do mnie.

– Ja nie wiem, czy mama powinna – powiedziałam niepewnie. – Przecież lekarz powiedział…

– A tam lekarz…! – teściowa machnęła ręką. – Ja wszystko mogę robić, zajmę się małą, ugotuję obiad, pójdziemy na spacer, ułożymy puzzle i poczytam jej – wymieniała te czynności jednym tchem, jak gdyby bała się, że jej przerwę. – No przecież kiedyś opiekowałam się nią i było dobrze.

Tak wiele jej przecież zawdzięczałam

Nie mogłam się chyba jednak zgodzić, aby teściowa została z Justynką. Była po zawale i lekarze kazali się jej oszczędzać. Ale ona, przyzwyczajona do ruchu, do krzątania się po domu, do robienia wszystkiego samodzielnie, nie słuchała ich. Nieraz prosiłam ją przecież, żeby zostawiła jakąś robotę, żeby posiedziała w fotelu, poczytała. Za nic nie chciałam dopuścić, aby się przemęczała. Ale ona miała mi to za złe, sądziła, że odtrącam jej pomoc, uważam, że do niczego już się nie nadaje. A ja tylko chciałam, żeby się oszczędzała bardziej. No, nigdy bym sobie tego nie wybaczyła, gdyby coś złego się jej stało przeze mnie.

Wiele zawdzięczałam tej kobiecie. Była mi bliższa niż matka i wtedy, po tragicznej śmierci mojego męża Tomasza, cztery lata temu, to ona wspierała mnie swoją siłą, dawała nadzieję, że będzie lepiej, że wszystko się jeszcze jakoś ułoży. A przecież straciła swoje jedyne dziecko, Tomek był jej oczkiem w głowie i sensem życia. Mogła się załamać, tak jak ja, ale ona stanęła twardo przy mnie i maleńkiej Justysi i pomagała w codziennych sprawach. Moi rodzice byli daleko, na drugim końcu Polski, a ona zapomniała o swoim bólu i rozpaczy i pilnowała, żebym wróciła do normalnego życia.

Dbała o wszystko, cały dom był na jej głowie, dziecko też, do tego walczyła z moją depresją. Uważała, że najlepszym lekarstwem na zapomnienie i przeżycie żałoby po mężu będzie praca. Poruszyła wtedy wszystkie swoje znajomości i załatwiła mi świetną posadę w prywatnej firmie. I okazało się, że miała rację, powoli odżywałam, wracałam do normalności. Ale w tym swoim egoistycznym zapamiętaniu w bólu i rozpaczy zapomniałam, że przecież ona straciła swojego jedynego syna, że też cierpi jak każda matka.

Dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy któregoś dnia przewróciła się w łazience i straciła przytomność. Przeszła rozległy zawał. Jak mówili lekarze, była to spóźniona reakcja organizmu na traumę, jaką była dla niej śmierć syna. Zaopiekowałam się teściową. Tak wiele jej przecież zawdzięczałam... To dzięki niej byłam dzisiaj w tym miejscu, na etacie głównej księgowej w dużej firmie, z uporządkowanym życiem. A dzięki tej pracy poznałam Adama, prawnika, który miał kancelarię w tym samym biurowcu. Mężczyznę, który z przypadkowego znajomego z windy stał się przyjacielem, a nawet kimś zdecydowanie bliższym.

Niepokoiła mnie ta sytuacja

Po czterech latach od śmieci mojego męża przyszedł chyba czas, żeby ułożyć sobie życie na nowo. A Adam był człowiekiem, którego obdarzyłam uczuciem i zaufaniem. Przy tym mężczyźnie stałam się znowu młodą, szczęśliwą kobietą. Justysia zdrowo rosła, lubili się z Adamem, wiedziałam, że będzie dla niej dobrym ojcem. I chociaż babcia Mania też okazywała mu sporo życzliwości, niepokoiłam się, jak to będzie dalej. Nie chciałam, żeby teściowa poczuła się w jakiś sposób niepotrzebna czy odrzucona w tym moim nowym życiu. Mieszkałyśmy przecież wciąż w jednym domu, który kiedyś był jej domem rodzinnym. Po naszym ślubie przepisała go na syna i na mnie. A po śmierci Tomasza, ten piękny stary dom stał się moją własnością.

Sądziłam, że teściowa nie ma mi za złe tego, że związałam się z nowym mężczyzną, ale co będzie, gdy Adam z nami zamieszka? Nie bardzo wiedziałam, jak mam jej powiedzieć, że chcemy pobrać się i to szybko, bo od dwóch miesięcy pod moim sercem biło inne małe. Ale teraz nie było czasu o tym myśleć, musiałam szybko coś postanowić, bo Asia nadal nie odbierała telefonu.

– Naprawdę, Monisiu, jedźcie do pracy, ja zajmę się wszystkim – teściowa patrzyła na mnie prosząco. – Udowodnię ci, że jeszcze mogę się do czegoś przydać.

– Ale mamo, nie o to chodzi – zaczęłam się wahać, bo czas naglił. – No dobrze, w takim razie zostań z Justysią, może ta Asia jeszcze dojedzie, a jakby coś było nie tak, to zaraz dzwoń do mnie na komórkę.

– Nic się nie stanie – zobaczyłam, jak kobieta oddycha z ulgą, jej twarz rozjaśnił uśmiech. – No jedźcie, już jedźcie, bo się spóźnicie – zrobiła taki gest ręką, jakby zamierzała nas wypchnąć z domu.

W drodze do biura podzieliłam się swoimi wątpliwościami z Adamem. Bo jednak niepokoiła mnie ta sytuacja. Justynka była żywym, rozbrykanym dzieckiem, bałam się, że babcia za nią nie nadąży i nie poradzi sobie z małą. Jednak Adam był innego zdania, widział kiedyś, jak teściowa opowiadała jej jakąś bajkę i dziewczynka siedziała zasłuchana, wpatrzona w nią przez dłuższy czas.

– Ona ma świetne podejście do dzieciaka – pokręcił głową. – A mała ją uwielbia.

– Wiem – uśmiechnęłam się. – Tylko też pamiętam, co mówili lekarze o tym, żeby się oszczędzała – popatrzyłam na niego z uwagą. – Ale intryguje mnie ta Asia, co się mogło stać, przecież jutro jak ona nie przyjdzie, to znowu będziemy mieli problem, babci nie można tak eksploatować.

Co ty wygadujesz?

Postanowiłam, że po pracy pojadę do mieszkania dziewczyny i wszystkiego się dowiem. Wynajmowała kawalerkę na dalekim osiedlu, ledwie tam trafiłam. Akurat ktoś wychodził z bramy, nie skorzystałam więc z domofonu. Musiałam zadzwonić kilka razy, zanim mi wreszcie Asia otworzyła. Na jej twarzy widziałam resztki snu, widać dopiero podniosła się z łóżka. Popatrzyła na mnie trochę nieprzytomnym wzrokiem i jej oczy rozszerzyły się ze zdumieniem. Wyglądała, jakby się mnie wystraszyła.

– To pani? – szepnęła. – Przepraszam, odsypiałam noc, kumpela miała urodziny.

– Nie przyszłam cię pytać o noc – przerwałam jej zdenerwowana. – Dlaczego nie pojawiłaś się dzisiaj rano, nie odbierasz telefonu, co się dzieje?

Zmieszana, cofnęła się krok w głąb mieszkania.

– Nie mogłam przyjechać – odparła.

– Coś się stało? – spytałam. – Zarwałaś noc, bo byłaś na imprezce u koleżanki i dlatego nie przyjechałaś? To, chociaż powinnaś mnie uprzedzić, przecież wiesz, że rano muszę wyjść do pracy, z kim miałam zostawić Justynkę?

– Ale – zmieszała się jeszcze bardziej. – Przepraszam, nie chciałam, żeby pani miała kłopot, starsza pani mówiła… – urwała nagle i popatrzyła na mnie ze strachem.

Teraz to już zupełnie niczego nie rozumiałam.

– A co moja teściowa ma do tego, że nie przyszłaś do Justynki? – patrzyłam na nią zdumiona. – Co ty wygadujesz, dlaczego zasłaniasz się babcią małej? – napadłam na nią, bo zaczynała mnie ta dziwna sytuacja denerwować.

I wtedy dziewczyna się rozpłakała.

To było coś, co nie mieściło mi się w głowie

– Ja już sama nie wiedziałam, co mam robić – pociągnęła nosem. – Ale potrzebowałam tych pieniędzy, bo zalegamy z czynszem i właściciel chciał nas wyrzucić… A starsza pani mi je dała i powiedziała, że nie będę musiała ich zwracać, tylko żebym nie przychodziła i nie odbierała telefonu od pani.
Nie wierzyłam własnym uszom.

– Moja teściowa zapłaciła ci, żebyś nie przyszła do dziecka? – powtórzyła za Aśką. – I nie odbierała moich telefonów?

– No tak – dziewczyna skinęła głową.

– Ale dlaczego? – nie z tego nie rozumiałam.

– Ja nie wiem – pisnęła dziewczyna.

To było coś, co nie mieściło mi się w głowie. Oburzona zbiegłam po schodach, zdecydowana zrobić teściowej porządna awanturę. Bo jak ona mogła mi coś takiego zrobić, ona, która zawsze była dla mnie wsparciem. I nagle przyszło mi do głowy, że może ona ma do mnie żal o Adama, o to, że inny mężczyzna zajął przy mnie miejsce jej zmarłego syna. I tak naprawdę wcale jej się to nie podoba, że chcę sobie ułożyć życie od nowa. Więc co będzie, jak jej powiem wreszcie o naszym rychłym ślubie, o i tym, że spodziewam się dziecka. Czy w tej sytuacji będziemy musiały się z Justynką wyprowadzić z naszego domu? Bo, chociaż należał do mnie, wiedziałam, że wobec tej całej niechęci teściowej, Adam nigdy nie zgodzi się tam zamieszkać. Nie rozumiałam tylko jednego. Dlaczego ona się z tym wszystkim tak dotąd ukrywała, nigdy przecież jednym słowem ani gestem nie dała mi do zrozumienia, że się jej to wszystko nie podoba?

Jak mogło ci to w ogóle przyjść do głowy?

Weszłam do domu z ciężkim sercem. I natychmiast podbiegła do mnie Justynka, radośnie podskakując.

– A babcia zrobiła mi lane kluseczki do zupy – zaklaskała w rączki. – I razem przygotowałyśmy podwieczorek, dla ciebie też, sama mieszałam galaretkę – mała ciągnęła mnie do kuchni. – Chodź, zobacz, jaka jest pyszna.

– Poczekaj, kochanie, zjem na pewno, ale najpierw muszę porozmawiać z babcią, więc idź pobawić się trochę u siebie – podniosłam wzrok na teściową, która w tym momencie weszła do holu.

Widziałam, jak rzuciła mi szybkie spojrzenie i uśmiech zgasł na jej twarzy. Mała zniknęła za drzwiami swojego pokoju, a ja stałam tak naprzeciwko jej babci i nie wiedziałam, jak mam zacząć tę rozmowę. Ale ona mi pomogła.

– Byłaś u Asi, prawda? – spytała i natychmiast dodała, nie czekając na moją odpowiedź. – A więc już wszystko wiesz…

– Tak, wiem i nie rozumiem, jak mama mogła mi to zrobić – głos mi drżał. – Dlaczego, mamo, wytłumacz mi to – emocje tak mną szarpały, że o mało co się nie rozpłakałam.

– Bo chciałam ci udowodnić, że mogę ci być jeszcze do czegoś potrzebna, że mogę wciąż ci pomagać, nawet jak wyjdziesz za Adama – powiedziała cicho. – Słyszałam, jak mówiłaś do kogoś przez telefon, że możesz mieć ze mną kłopot, bo nie wiesz, jak ja to przyjmę, jak mi powiesz – popatrzyła na mnie z rozpaczą. – Co chciałaś mi powiedzieć, że musimy się rozstać, że jestem już wam niepotrzebna, że mam się wyprowadzić?

Byłam tak zaskoczona tym, co usłyszałam, że przez moment nie mogłam wydobyć z siebie jednego słowa.

– Mamo, ale co ty mówisz… – wyjąkałam w końcu.

– Wiem, że będziesz miała nowe życie, że się pobierzecie z Adamem, widzę przecież jak na siebie patrzycie – głos nagle się jej załamał, oparła się o ścianę, jakby sił jej zabrakło. – I chyba jesteś w ciąży, prawda? – patrzyła na mnie ciepło. – Ja będę dobrą babcią dla tego maleństwa też, tak jak dla Justynki – umilkła, schowała twarz w dłoniach. – Tylko nie każ mi odchodzić z waszego życia.

Podbiegłam do niej, objęłam mocno ramionami, przycisnęłam usta do jej policzka, chciałam za wszelką cenę powstrzymać ten potok słów.

– Mamo, przestań, nawet tak nie myśl – całowałam jej twarz, czując pod wargami słoną wilgoć jej łez. – Proszę, jak mogło ci to w ogóle przyjść do głowy – tuliłam ją, jakby była dzieckiem, jej ramiona drżały, nie mogłam jej uspokoić.

– Już doszłam do siebie po tym zawale, mogę zajmować się Justysią, dzisiaj ci to udowodniłam – płakała. – A przy maleństwie też ci pomogę, mało śpię w nocy, więc będę do niego wstawać. A z tą Asią musiałam tak zrobić, wybacz mi, ale tyle razy ci mówiłam, że nie potrzebujemy niańki, bo ja mam się już dobrze, ale ty mnie nie chciałaś słuchać. A ja ci pokazałam dziś, że mogę być jeszcze przydatna.

– Ale w taki sposób pokazałaś? – krzyczeć mi się chciało na takie argumenty teściowej, ale opanowałam się. – Już dobrze mamo, będę cię od dzisiaj słuchać – starałam się ją uspokoić, bo ona nie mogła tak się denerwować, chociażby ze względu na swoje serce. – A przy maleństwie, jak się już szczęśliwie urodzi, to wykorzystam cię do ostatnich granic, obiecuję – objęłam ją, zaprowadziłam do pokoju, usadziłam w fotelu.

Ona ma wielkie serce

A potem przy herbacie długo rozmawiałyśmy. Wyjaśniłam jej, o co chodziło w tej podsłuchanej przez nią rozmowie telefonicznej. Rzeczywiście, mówiłam wtedy o kłopocie, jaki mogę z nią mieć, ale chodziło mi o to tylko, jak jej powiedzieć o moich planach na życie, żeby nie poczuła się właśnie urażona i odtrącona. A ona zrozumiała to zupełnie na odwrót.

Złość na teściową szybko mi przeszła. I tak naprawdę byłam pełna podziwu dla jej uporu. Nie wiem, czy ja bym się zdobyła na to, żeby w takich okolicznościach walczyć o swoje miejsce w rodzinie, o miłość. Miłość matki i ukochanej babci, którą zawsze była i będzie. I dla tego maluszka, które się urodzi, także.
A wieczorem, gdy Adam wpadł na obiad, opowiedziałam mu o wszystkim. Mój mężczyzna roześmiał się tylko.

– No, przyznam, że nie doceniałem tej twojej… mamy, i jej wielkiego serca – pogłaskał mój brzuszek. – Dobrze, że nasz maluch będzie miał taką babcię.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama