Reklama

Kolejna sprzeczka między nami. Trudno zliczyć, która to już, ale tym razem jest inaczej. Patrzyłem na twarz Marysi, całą czerwoną od emocji. Spoglądała na mnie wściekłym wzrokiem i nie dawała mi dojść do głosu.

Reklama

– Daj mi się w końcu wygadać, błagam!

– Mam już tego dość. Po prostu nie mogę tak żyć, koniec z tym wszystkim. Odchodzę od ciebie!

– Uspokój się i wytłumacz mi o co chodzi. Coś się stało?

Byłem ideałem

– Ty nie pasujesz, to, co między nami, nie działa, a ja jestem najgorszym przypadkiem. Mam dość patrzenia, jak na mnie spoglądasz tymi swoimi współczującymi oczami. Nie potrzebuję więcej wybaczania. Twoja szlachetność doprowadza mnie do mdłości. Tak samo jak te twoje mądre gadki i przemądrzały ton. Po prostu się stąd wynoś!

– Może zrobię ci ciepłą herbatkę?

– Wypad stąd!

– Proszę cię, Marysiu, posłuchaj…

– Daj spokój z tym proszeniem. Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz? Ja po prostu chcę żyć normalnie. Potrzebuję móc popełniać błędy, czasem zrobić coś złego, być zwyczajnie niedoskonała! Ale gdy jesteś obok, to wydaje się niemożliwe, tak mnie tłamsisz swoją obecnością, że ledwo mogę złapać oddech. Ta twoja nieustanna życzliwość mnie przytłacza!

– Kochanie, posłuchaj…

– Nie nabierzesz mnie już więcej na tę udawaną troskę! – wpadła mi w słowo, zanim zdążyłem cokolwiek wyjaśnić. – Każdym gestem, każdym słowem sprawiasz, że czuję się winna, tylko po to, by później móc wspaniałomyślnie mi wybaczyć. Z tym sztucznym uśmieszkiem na twarzy. Ale już się nie nabieram na te pozory! Jesteś fałszywy do szpiku kości. Doskonale wiem, co kryje się w twojej głowie.

Zarzuciła mnie pretensjami

W tamtej chwili mój umysł był kompletnie pusty. Czułem pulsowanie w głowie. Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby Marysia używała wobec mnie takiego tonu, co naprawdę mnie przeraziło. Strach przed jej ewentualnym odejściem mieszał się z lękiem, że może jednak miała rację. Najbardziej przerażała mnie myśl, że to wszystko mogło być prawdą. Może faktycznie za bardzo uwierzyłem w swoją wyższość.

Strasznie korciło mnie, żeby wypić kubek herbaty. Albo połknąć coś na nerwy. W rogu pomieszczenia skulony siedział Ciapek, tak wystraszony, że nawet nie drgnęły mu uszy. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, dostrzegłem w jego oczach ten sam lęk, który czułem.

– Wolałabyś, żebym był gorszy? – rzuciłem bez zastanowienia.

Niepotrzebnie to powiedziałem. Ciapek tylko zamrugał zdziwiony.

– W tej chwili nie oczekuję od ciebie kompletnie niczego. Mogę ci jednak dać pewną radę, przyjmij ją jako bezpłatną pomoc terapeutyczną. Wolałabym, żebyś po prostu był normalnym facetem, zamiast jakąś dziwną świętością z niezrozumiałymi zasadami. Gdy myślę o tym, jak bardzo musiałam być zagubiona, że związałam się z kimś takim jak ty, i tak długo nie widziałam, że jesteś jednym wielkim oszustem, to aż chce mi się ryczeć nad własnym losem.

– Naprawdę sądzisz, że aż tak bardzo przesadzam?

Musiałem odreagować

– Nigdy się nie zastanawiałeś, czemu ani Wiolka, ani twoje własne dzieci nie chcą mieć z tobą kontaktu?

– To faktycznie było okrutne. To kiedy się stąd zabierasz?

– Od razu. W tym momencie. Po co dalej udawać, że wszystko jest w porządku.

Kiedy to powiedziała, udała się do pokoju szykować bagaże.

– No chodź, piesku, przejdziemy się – zdecydowałem zabrać Ciapka na przechadzkę.

Nasz czworonożny przyjaciel bezszelestnie podszedł do drzwi ze spuszczonym ogonem i ostrożnie trącił pyszczkiem wiszącą przy wejściu smycz. Ruszyliśmy w dół klatką schodową. Naciągnąłem kaptur, chroniąc się przed mżawką. Spacerowaliśmy alejkami osiedlowego parku, które lśniły od wilgoci.

Różne osobliwe pomysły kłębiły się w moim umyśle. Jeden z nich był szczególnie natrętny i wciąż powracał, wypierając pozostałe. „Ha! Nabrałam cię porządnie! Przecież wiesz dobrze, że jesteś moją miłością i zostanę z tobą na zawsze”. Marysia śmiała się radośnie, przeczesując mi włosy dłonią.

Minęliśmy miejsce, gdzie przed siedmioma laty spotkałem płaczącą Marysię – wtedy postanowiłem sprawić, by przestała się smucić. Parę miesięcy wcześniej Wiolka zostawiła mnie, zabierając ze sobą nasze dzieci.

Olśniła mnie

Ciapek, będący wtedy małym szczeniakiem, wyprzedził mnie i wskoczył na ławkę, żeby polizać Marysię po twarzy. Byłem pewien, że czworonożny przyjaciel to najlepszy sposób na rozpoczęcie rozmowy. Marysia olśniewała urodą i młodością. Razem z Ciapkiem też prezentowaliśmy się całkiem nieźle.

– Przepraszam za jego bezpośredniość – odezwałem się.

– Nie szkodzi, naprawdę.

– Na jego miejscu zareagowałbym identycznie…

– To znaczy, że też by pan mnie polizał?

Na jej twarzy wciąż błyszczały łzy, choć teraz pojawił się też delikatny uśmiech.

– No cóż… właściwie tak. Dziwi to panią?

– Trochę tak. Wydaje mi się, że dzisiaj prezentuję się okropnie.

– Proszę dać spokój. Jak można wyglądać piękniej niż pani?

Biedna Marysia zalała się łzami, ponieważ jakiś kretyn ją rzucił. Może i trochę nakombinowała, ale czy to powód, żeby się tak zachować? Ja na jego miejscu bym przy niej został. Nawet gdyby totalnie wszystko poprzewracała do góry nogami? Absolutnie, nigdy bym jej nie opuścił!

To był pechowy wieczór

– Przepraszam szefa, nie poczęstowałby mnie pan papierosem? Dopiero co wróciłem z długiej drogi.

– Niestety nie mam, bo nie palę – odpowiedziałem z uśmiechem. – Ale chętnie postawię ci piwko.

Dałem mu pięciozłotową monetę.

– W porządku, zgoda. Życzę kierownikowi, żeby ten dzień miał dobry koniec. Proszę potraktować to poważnie. Daję słowo.

Całkiem ciekawe, pijaczyna z wyczuciem sytuacji. Dokładnie kogoś takiego szukałem. Oby ten parszywy dzień jakoś się zakończył. Chociaż raczej nie ma na to szans.

– Może byśmy zrobili jeszcze jedno okrążenie? – zwróciłem się do psa.

Przemoczony kaptur i buty – no pięknie. Porażka na całej linii. Maria pewnie kończy się właśnie pakować. W sumie nigdy nie przeniosła się do mnie na dobre – zostawiła sobie swoje małe mieszkanie, więc teraz ma dokąd wrócić.

Kiedy wyszliśmy poza teren parku, zrobiło się już kompletnie ciemno. Żółtawe światło ulicznych latarni nadawało wszystkiemu złowrogi wygląd. Nagle poczułem na twarzy chlapnięcie brudnej wody. Samochód zatrzymał się kawałek dalej, a kierowca wyskoczył i ruszył w moją stronę. Miałem ochotę nauczyć tego drania szacunku.

Byłem cały mokry

– Bardzo przepraszam, kompletnie nie rozumiem, jak mogłam to zrobić. Naprawdę. Przez ten mrok pana nie dostrzegłam. Nigdy wcześniej nie widziałam w tym miejscu takiego wielkiego dołu pełnego wody… Strasznie mi wstyd! Najmocniej przepraszam!

Za kierownicą siedziała pani. Melodyjność jej głosu sprawiła, że cała złość momentalnie się ulotniła. Mógłbym jej słuchać bez końca.

– Nie zostawię pana w tej sytuacji, doprowadzę do porządku pańskie ubranie i wykąpię pieska, a później wszystko wysuszymy. Zapraszam do mojego domu, który jest po sąsiedzku…

Kiedy wycierała moje policzki serwetką, mój pies obserwował tę scenę z wyraźnym zainteresowaniem.

– Proszę dać spokój, nie trzeba się o nas martwić, bo i tak już jesteśmy mokrzy do suchej nitki. Od trzech godzin krążymy w tej okolicy.

– Absolutnie nie. Musicie pojechać do mnie.

– Naprawdę, proszę się nie kłopotać, pani bliscy mogą mieć pretensje…

Trzeba łapać okazję

– O jakich bliskich pan mówi? Jestem singielką! Nie zostawię was tutaj w takim stanie. Sprawa zamknięta.

Chwyciła mocno moje ramię i ruszyliśmy w stronę bramy. Z ciemnego kąta wyszedł podejrzany typ, trzymający browar w ręce.

– Czy szanowna pani nie poczęstowałaby mnie fajeczką?

– Ech, Tolek, codziennie o to samo żebrzesz. Masz, weź wszystkie.

– Dziękuję pięknie szanownej pani i tradycyjnie życzę, aby reszta dnia była dla pani pomyślna.

Mrugnął do mnie znacząco.

Kiedy dotarliśmy z powrotem do mieszkania kolejnego dnia, Marysia zdążyła się wyprowadzić. Zostawiła straszny chaos po swoim pobycie. Muszę ogarnąć ten nieład, zanim Marzena wpadnie do mnie o osiemnastej. Mam wrażenie, że ostatnimi czasy wszystko dzieje się w jakimś zawrotnym tempie.

Reklama

Karol, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama