Reklama

Wiadomość, że Radek pragnie się ze mną rozwieść, uderzyła mnie jak piorun w bezchmurny dzień. Nie chodziło o to, że darzyliśmy się wciąż szaleńczym uczuciem, skądże znowu, płomień pożądania między nami zgasł już lata temu – zwyczajnie nie potrafiłam pojąć, co mu strzeliło do głowy! Układało nam się całkiem nieźle, dopiero co odświeżyliśmy nasze mieszkanie, a przede wszystkim – mieliśmy syna, który był dla nas całym światem…

Reklama

Nie wiem co mu odbiło

– Spotkałeś jakąś kobietę? – spytałam w tamtym momencie.

– Ależ skąd – odparł stanowczo. – Ale wiesz, takie życie na pół etatu do niczego nie prowadzi. Ni razem, ni osobno, aż w końcu rąbnie z impetem. Może lepiej to zakończyć, zanim zaczniemy się nienawidzić?

– No tak. Nasze dziecko będzie dorastać w rozbitym domu, bo ty masz ochotę zaczerpnąć świeżego powietrza. Ktoś ci czegoś odmawia? Stawia ci jakieś ograniczenia? – nie potrafiłam tego pojąć.

Wszelkie dyskusje spełzły na niczym, bo upierał się, że obłuda to najgorsza rzecz, jaką można zaszczepić dzieciakowi. Do tego, jak stwierdził, oboje jesteśmy w kwiecie wieku, więc po co marnować czas w związku, który już dawno nie ma sensu?

– A jednak kogoś masz – stwierdziłam z przekonaniem.

– Nie mam – ponownie zaprzeczył. – Ale kiedyś, kiedy odzyskam wolność…

Od momentu, gdy nasze postanowienia stały się ostateczne, głównym zmartwieniem było to, w jaki sposób przekazać te wiadomości naszemu Kamilkowi. Kto lepiej sobie z tym poradzi? Początkowo chciałam zrzucić ten ciężar na barki Radosława – w końcu to jego pomysł, żeby wszystko pozmieniać! Ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że powinniśmy razem stawić czoła temu wyzwaniu.

Musieliśmy mu powiedzieć

Jeśli nasz synek zobaczy, że między mamą a tatą nie ma wojny, to powinno złagodzić sytuację. Gdyby nie drogowskaz w postaci troski o jego samopoczucie, to pewnie sama bym się załamała… Można się oswoić z brakiem namiętności w związku, ale poczucie kompletnego odtrącenia potrafi totalnie człowieka załamać.

Nie spałam po nocach, zadając sobie pytanie, czy jestem aż tak okropna, że nie da się ze mną współegzystować pod jednym dachem, nawet jeśli nie liczę już na żadne pozytywne doznania.

W pewnym momencie jednak nadszedł czas, że powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Gdy opadły wszelkie emocje, a rozgoryczenie przygasło, musiałam przyznać mojemu byłemu rację co do tego połowicznego życia – fajnie było samemu o sobie stanowić, bez konieczności konsultowania tego z drugą osobą.

Koniec z kłótniami na temat wizyt u teściów albo moich rodziców. Przestaliśmy się sprzeczać, dokąd pojechać na urlop – w góry czy nad wodę. Obecnie ja zazwyczaj wylegiwałam się na piasku, mąż szwendał się po szlakach, a synek raz spędzał czas ze mną, a raz z tatą – i nad morzem, i na górskich wyprawach.

Nie był zmartwiony

Były mąż nie unikał spędzania czasu z naszym dzieckiem. Widywali się w każdy weekend, nierzadko wybierali się gdzieś razem – odniosłam wrażenie, że Kamil nie tylko na tym nie ucierpiał, a wręcz korzysta. Teraz tata faktycznie angażował się w zabawy z synem, jeździli na wycieczki rowerowe, chodzili na zajęcia sportowe, a nie jedynie przebywał gdzieś w pobliżu, myślami błądząc gdzieś daleko, rozmawiając przez komórkę albo pogrążając się bez reszty w grach komputerowych.

Wszystko grało, ale Radkowi zachciało się większych zmian. Pewnego pięknego poranka rzucił w diabły stałą, bezpieczną pracę, w której całkiem nieźle zarabiał. Wpadł na pomysł, by razem z bratem rozkręcić własny biznes.

– W zeszłą niedzielę odwiedziłem tatę na strzelnicy – oznajmił dumnie Kamil.

– To nie jest zbyt ryzykowne? – zaniepokoiłam się. – No wiesz, odbite pociski, wypadki i inne takie…

Mój trzynastoletni już synek, który z dnia na dzień coraz bardziej upodabniał się do swojego taty, skrzywił się ironicznie.

– Maaamuś, no błagam cię – wymamrotał z niezadowoleniem.

Lekko uniosłam ramiona w geście rezygnacji. Szczerze mówiąc, nie za bardzo podobał mi się pomysł, aby Radosław zabierał naszego syna na strzelnicę.

Starał się

– Pragnąłem sprawić Kamilowi radość – tłumaczył mój były. – No i pokazać mu, czym się aktualnie zajmuję… Posłuchaj, dasz radę odpuścić mi w tym miesiącu trzysta złotych z alimentów? Oddam ci z nawiązką kiedy biznes zacznie przynosić zyski.

– Kamil musi mieć nowe buty. Jeśli uda ci się go przekonać do jakichś normalnych, bez metki, to nie ma sprawy.

Podobnie działo się w kolejnych miesiącach. Oczywiste było, że synek w obecności taty godził się na kompromisy, jednak w zaciszu domowym narzekał, że pragnie buty popularnej marki. Twierdził, że wszyscy kumple je noszą, a paradowanie w kiepskich rzeczach to wstyd na całej linii.

Może powinnam była poradzić mu, aby wytłumaczył ojcu te meandryczne kwestie, ale ugryzłam się w język. Ostatecznie nie chciałam być przyczyną konfliktów między nimi, a poza tym pieniądze to nie wszystko. W końcu więc zdecydowałam się na pożyczkę i sprawiłam mu wymarzone buty. Stwierdziłam, że kiedy interes Radosława wreszcie zacznie przynosić profity, były małżonek ureguluje zaległości alimentacyjne i wyjdę na swoje. Tak przynajmniej wtedy sądziłam…

Dni mijały, a sytuacja nadal była taka sama. Co gorsza, zbliżała się data, kiedy trzeba było zapłacić za zagraniczny kurs językowy naszego syna.

– Wiesz co – zaczął Radek, gdy mocniej naciskałam go o oddanie pożyczki. – Czy Kamil faktycznie musi wyjeżdżać do Francji? Ja, będąc w jego wieku, jeździłem na wakacje na Mazury.

– No a ja do cioci zrywać czarne porzeczki – odparłam. – I co?

Ciagle nie miał kasy

Dałam w końcu eksmałżonkowi dwa tygodnie na spłacenie długu. Nie mogłam przecież wiecznie żyć na kredyt. Poczuł się nieco urażony, sugerując, że nie mam do niego zaufania, mimo iż nigdy wcześniej mnie nie rozczarował i zawsze wywiązywał się ze wszystkich zobowiązań. Miałam ochotę rzucić: „Poza małżeńską przysięgą”, ale ugryzłam się w język. Może niepotrzebnie, bo zaraz potem padły słowa:

– Zawsze najbardziej ceniłem w tobie tę naiwność i idealizm. W życiu bym nie pomyślał, gdyby ktokolwiek mi kiedyś powiedział, że pewnego dnia staniesz się taka wyrachowana.

Zaniemówiłam z wrażenia. Ja wyrachowana? Ledwo mi wystarcza na podstawowe potrzeby!

W piątek, gdy Kamil spędzał czas z tatą, postanowiłam wyskoczyć na pływalnię. Kiedy pokonuję parę basenów, za każdym razem się wyciszam i łatwiej mi się skupić, to mój sposób na stres od momentu rozwodu. Wtedy pływałam na takich odległościach, że spokojnie mogłabym wziąć udział w olimpiadzie.

– Wioletko, czy to ty? – w przebieralni zagadnęła mnie dobrze zbudowana blondynka.

– Marysia? – odpowiedziałam zaskoczona.

Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że krewna mojego eks z prowincji chodzi na basen czy coś w tym stylu!

Prawda się wydała

Marynia oznajmiła, że pragnie zrzucić parę kilo, a do tego nie czuje się już prowincjuszką. Panowie dali jej pracę w strzelnicy, więc niedawno przeniosła się do Warszawy.

– Dali ci pracę? Mimo że ledwo wiążą koniec z końcem?

Marynia tylko uniosła ramiona:

– Daj spokój! Interes idzie jak po maśle! Nigdy bym nie przypuszczała, że całe rodziny będą się zjeżdżać, żeby się powyżywać na tarczach!

Kompletnie nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale że Marynka od zawsze była mi bliska, spytałam wprost, czy ma pewność, że chłopaki nie mają długów.

– Ktoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem, raczej nie jeździ na shopping do Wiednia z jakąś nową panienką, nie? – odparła, ale zaraz dodała: – Słuchaj, jakby co, to nie ode mnie to słyszałaś, jasne?

Szczerze mówiąc, nie zaskoczyła mnie wiadomość, że były mąż z kimś się spotyka – w końcu to jego życie, ale w życiu bym nie pomyślała, że Radek zechce oszczędzać kosztem naszego syna. Co to w ogóle za facet? Jak można zarzucać mi, że jestem wyrachowana i żądam od niego każdej złotówki, podczas gdy on sam jeździ na zagraniczne wojaże ze swoją nową wybranką?

I co ja mam teraz począć w tej sytuacji? Robić awantury jak jakaś przekupka na targu, błagać go na kolanach czy może po prostu podrzucić mu dzieciaka pod drzwi?

Reklama

Wioleta, 39 lat

Reklama
Reklama
Reklama