„Gdy facet zostawił mnie z brzuchem, uciekłam do dziadka. Miałam doglądać staruszka, a to on zajął się mną i dzieckiem”
„Mogłabym mu pomóc nie tylko w porządkach, ale także w prowadzeniu warsztatu. Był to jeden z wielu moich pomysłów, ale gdy dostrzegłam jego wzruszenie, przyszło mi do głowy, że może powodem mojego przyjazdu tutaj nie jest wyłącznie moja ciąża”.

- Listy do redakcji
Zastanawiałam się, czy lepiej pójść do rodziców i liczyć na ich wsparcie, czy może samej ogarnąć temat, pożyczając kasę od znajomych. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia. Wynagrodzenie ledwo pokrywało moje podstawowe potrzeby, a co tu mówić o maluszku? Kompletnie nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Może skontaktować się z tatą Tomka? Niech się dowie, jakim samolubem jest jego synek! Chociaż nie można go obwiniać, przecież to nie on zostawił bezradną kruszynkę i umył ręce. Jedyną deską ratunku była moja rodzina.
To upokarzające
Kłębiło się we mnie mnóstwo uczuć. Przede wszystkim czułam rozgoryczenie w stosunku do faceta, który jeszcze całkiem niedawno wariował na moim punkcie, ale w obawie przed ojcostwem czmychnął bez słowa do matki do Anglii. Kompletnie nie wiedziałam, co mu chodzi po głowie ani kiedy zamierza wrócić, bo po prostu urwał ze mną kontakt.
Dobrze znałam jego rodziców, mogłam w każdej chwili do nich zapukać i wszystko im powiedzieć. Najpierw jednak sama musiałam sobie odpowiedzieć, co tak właściwie chcę zrobić w tej sytuacji.
– Jadę w odwiedziny do dziadzia! – powróciły wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to jego dom stanowił moją bezpieczną przystań. – Spędzę u niego tydzień czy dwa i porządnie się nad sobą zastanowię.
– Zaraz, zaraz, a co z pracą? – Anka zwróciła mi przytomnie uwagę.
– Od roku błagam szefa choćby o żałosną jedną trzecią etatu i nic! Mam czekać w nieskończoność? Ile można tyrać na umowie śmieciowej?! – warknęłam ze złością.
Dwie godziny później siedziałam w pociągu i czułam ulgę, że udało mi się uwolnić z co najmniej jednego toksycznego układu – tego z moim zakładem pracy. A kilka godzin później pukałam do wejściowych drzwi w domu dziadka Zenka.
Bardzo się postarzał
Kiedyś był krzepkim facetem, a teraz otworzył mi przygarbiony, wymizerowany i lekko zaniedbany starszy pan. Dziadek słynął z pedanterii, ale najwidoczniej i to uległo zmianie. Wszędzie walały się jakieś papiery, ubrania, niedojedzone resztki… A do tego pełno kurzu, którego chyba od wieków nikt nie ścierał.
– Lidziu, poczekaj chwileczkę, zrobię ci coś do picia – powiedział dziadziuś, próbując chwycić szklankę, żeby przygotować mi herbatę, ale byłam szybsza.
Zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, czajnik był już pełen, a ja w mgnieniu oka opłukałam filiżanki i łyżki. Żartobliwie stwierdziłam, że moim celem jest pomóc dziadkowi w codziennych obowiązkach domowych i obróciłam całe zdarzenie w zabawną historię.
– Porzuciłaś pracę i faceta z mojego powodu? – dokładnie mi się przyjrzał.
– No w sumie to można tak ująć – mrugnęłam do niego porozumiewawczo. – Babcia zawsze marzyła, żebym kiedyś się tu przeniosła…
– No tak, ale raczej chodziło jej o czas po naszym odejściu, a póki co ja cieszę się niezłym zdrowiem!
Jego udawana złość mnie rozśmieszyła
Dziadek trafnie zauważył, że ja również nie wyglądam kwitnąco, ale zignorowałam jego spostrzeżenie. Nie miałam teraz czasu, by rozmyślać nad własnym życiem. Byłam spłukana, lecz niezależna, więc teoretycznie mogłam zrobić ze sobą cokolwiek, choćby wesprzeć dziadka w prowadzeniu gospodarstwa i pracowni kaletniczej.
Zanim promienie słońca zdążyły w pełni rozświetlić horyzont, dziadek wyszedł z domu, by ruszyć do pracy. Ja jednak nie zamierzałam spędzić całego dnia, wylegując się w pościeli. Zabrałam się więc ochoczo do roboty i nim wybiła druga po południu, miałam już lśniącą łazienkę i kuchnię. Ten wysiłek sprawił, że poczułam się znakomicie, a mój entuzjazm sięgnął zenitu. Wtedy wpadłam na pomysł, by zaskoczyć dziadka i dostarczyć mu drugie śniadanie do pracy.
Odkąd sięgam pamięcią, warsztat dziadka jawił mi się niczym zaczarowana kraina. Pamiętam, jak będąc małą dziewczynką, marzyłam o tym, by pójść w jego ślady i zostać kaletnikiem. Ostatecznie jednak wybrałam inną drogę i postawiłam na marketing. Mimo to widok, jaki zastałam na miejscu, wstrząsnął mną bardziej niż zaniedbany dom.
Nie wierzyłam własnym oczom
Pracownia dziadka Zenka przypominała istne pobojowisko. Farba na ścianach odchodziła płatami, a na zakurzonych stołach piętrzyły się stosy zużytych, zniszczonych narzędzi. Regały i wieszaki, kiedyś wypełnione po brzegi futrami i skórzanymi dodatkami, teraz ziały pustką. Jedynie gdzieniegdzie można było dostrzec jakieś pojedyncze paski czy nadszarpnięte zębem czasu torebki, które dziadek zapewne reperował dla starych znajomych.
Przenigdy nie spodziewałabym się, że mężczyzna, który od zawsze był dla mnie autorytetem i ideałem przedsiębiorcy, może doprowadzić się do takiego stanu. Zrobiło mi się smutno, a jednocześnie ogarnęło mnie poczucie wstydu – zaślepiona miłością, pochłonięta własnymi zmartwieniami, zapomniałam o swoim dziadku.
Owszem, spotykałam się z nim, kiedy odwiedzał nas na święta po tym, jak babcia odeszła, rozmawialiśmy i żartowaliśmy, ale tak naprawdę nie poświęcałam mu należytej uwagi. Ostatni raz byłam w jego pracowni jakieś dziesięć lat temu, mniej więcej rok po śmierci babci, ale wtedy dziadek wciąż wyglądał dobrze, a jego miejsce pracy było uporządkowane i zadbane.
Jego pracownia była w opłakanym stanie
Kiedy to zobaczyłam, od razu zadałam sobie pytanie – jak to możliwe, że moja matka nie dostrzegła, w jakim jest stanie?! W pierwszym odruchu chciałam do niej zadzwonić i zrobić jej wymówki, ale zdałam sobie sprawę, że wtedy musiałabym wyjaśnić powód mojej wizyty, więc odpuściłam. Zamiast tego jakoś pod wieczór zdecydowałam, że zostanę u dziadka na dłużej i pomogę mu dojść do siebie.
A co z tą ciążą? Na razie zupełnie nic nie czułam. Cieszyłam się doskonałym apetytem, wysypiałam się. Dlatego w pewnym sensie ucieszyłam się, gdy zobaczyłam zdewastowaną pracownię. „Zajmę się sprzątaniem i odwrócę myślenie od zamartwiania się co dalej”. Pozostało mi jedynie przekonać dziadka, żeby poszedł na współpracę.
Początkowo stanowczo odrzucał jakiekolwiek wsparcie. Ba, wpadł w furię, gdy zobaczył posprzątane mieszkanie, ale z biegiem czasu zaczął mięknąć. Jak zwykła mawiać babcia, od zawsze miałam go owiniętego wokół małego paluszka, więc sięgnęłam po kilka niezawodnych trików i w końcu postawiłam na swoim. Nie minął tydzień, a większość pokoi lśniła i błyszczała, dziadek również odzyskał swój dawny wigor i z wielką ochotą pozbywał się zbędnych przedmiotów.
Po całym dniu harówki powinnam skakać z radości, ale brzuszek skutecznie mi to uniemożliwiał. Żadna siła nie była w stanie powstrzymać mnie przed realizacją planu opanowania pracowni.
Wpadłam w szał sprzątania
Porządki, układanie gratów, skrobanie farby z sufitu i ścian, szlifowanie powierzchni papierem i masą szpachlową, a na koniec szorowanie podłogi? Nic nie mogło ostudzić mojego zapału do roboty, nawet ciąża.
– Dziadku, daj spokój z tymi ponurymi myślami! Twój fach może i przechodzi kryzys, ale nie gadaj głupot o umieraniu – odpowiadałam mu z śmiechem, bo z dnia na dzień czułam się tam coraz swobodniej.
Poczułam napływ sił witalnych i kreatywności. Nie pamiętam dokładnie, kiedy zasugerowałam dziadkowi, że mogłabym mu pomóc nie tylko w generalnych porządkach, ale także w prowadzeniu jego warsztatu. Był to tylko jeden z wielu moich pomysłów, ale gdy dostrzegłam jego wzruszenie, przyszło mi do głowy, że może powodem mojego przyjazdu tutaj nie jest wyłącznie moja ciąża.
Sprawy niestety potoczyły się tak, że przy remoncie ja i dziadek złapaliśmy paskudną alergię. Generalnie nic poważnego się nie wydarzyło. Dziadkowi dali leki, ale mnie, z uwagi na dziecko, doktor wysłał na obserwację do szpitala. Niefart, bo zrobił to przy zaskoczonym dziadku. Musiałam go prosić na kolanach, żeby tylko nie pisnął słówka mamie.
– Może uda się tego uniknąć – wyrwało mi się, na co popatrzył na mnie z naganą.
Martwił się o mnie
Choć dziadek nie należał do osób specjalnie panikujących, to jednak uważał, że niepotrzebne ryzykowanie zdrowiem jest skrajną nieodpowiedzialnością. Mimo że opuściłam oddział szpitalny już po dwóch dniach, stanowczo zakazał mi powrotu do mojego atelier. Może to zabrzmieć dziwnie, ale do momentu wystąpienia reakcji alergicznej nie myślałam wcale o tym, czy pragnę zostać mamą.
Perspektywa macierzyństwa jawiła mi się jako coś, co miało nadejść w odległej przyszłości, gdy już do woli wyszaleję się z moją drugą połówką i osiągnę stabilizację zawodową, a nie w wieku zaledwie 24 lat… Tym bardziej w tak nietypowych okolicznościach.
Aż do tego momentu nie chciałam o tym rozmawiać z nikim poza moim chłopakiem i ewentualnie najlepszą kumpelą, no ale stało się. Dziadek zasypał mnie stosem pytań, ale w końcu dał spokój, bo zobaczył, że jestem bliska łez. Nie musiałam mu nic więcej tłumaczyć, bo sam się domyślił, o co chodzi.
– Ale z niego kanalia! – wybuchł, gdy dotarło do niego, że facet mnie zostawił.
Od rana dziadek był na nogach. Obudził się wcześnie, zrobił mi coś do jedzenia i powiedział, że od dziś będzie o mnie dbał jak prawdziwy dziadek. Nagle do jego pracowni weszło dwóch robotników, których on sam ściągnął. W ekspresowym tempie, dosłownie w parę dni, skończyli remont.
Poznałam super faceta
– No i super! A teraz Sławek weźmie się za przerabianie starych pokoi twojej mamy i wujka, żebyście ty i maluch mieli swoje miejsce! – powiedział z uśmiechem.
Chciałam się sprzeciwić, bo wciąż nie czułam się w pełni gotowa na bycie matką, nie wiedziałam też, czy powinnam zostać z dziadkiem na dłużej. Jednak dostrzegłszy iskierkę szczęścia w jego spojrzeniu, doszłam do wniosku, że nie mogę odebrać mu tej nadziei. Przez tych parę tygodni, odkąd tu jestem, dziadek przeszedł ogromną przemianę. Nie dość, że nabrał rumieńców, to jeszcze okrzepł. Nasza relacja stała się o wiele bliższa.
– Pani Aniu, zmienia pani Zenona na lepsze – zauważył Sławomir, gdy dziadek poszedł do nowo odświeżonej kuchni przygotować dla nas herbatę.
– Chyba bardziej on zmienia mnie – zażartowałam w odpowiedzi.
Sławek odpowiedział jedynie uśmiechem. Jak później powiedział mi dziadek, znali się już od jakiegoś czasu i chłopak sporo o mnie wiedział. Sławek, podobnie jak ja, dawniej marzył o zostaniu kaletnikiem, ale z biegiem czasu postawił na bardziej perspektywiczną ścieżkę kariery w budownictwie. Mimo to lubił odwiedzać dziadka i pomagał mu w prowadzeniu zakładu na tyle, na ile potrafił. Nie umiał jednak poradzić sobie z coraz bardziej chorym i zrzędliwym starszym panem.
Został ojcem mojej córki
– Dopiero tobie udało się go zmienić – przyznał, gdy już się zaprzyjaźniliśmy.
Nasze uczucie rosło nieśpiesznie, niczym maleństwo pod moim sercem. Gdy Julka przyszła na świat, to właśnie on ściskał moją dłoń, dodając mi sił. Co prawda Tomek w końcu dał znak życia i przez moment nawet chciał uratować naszą relację oraz zostać tatą, ale na kilka tygodni przed rozwiązaniem znów naszły go wątpliwości. Nie pojawił się u nas tego dnia, ani przez następne.
Po wielu przemyśleniach stwierdziłam, że nie ma sensu naciskać na niego w żadnej kwestii. Los zdecydował za niego, kto ma być tatą dla naszej córeczki i dlatego w dokumentach Julki figuruje nazwisko Sławka. Nie porzucił pracy na budowie, a ja z kolei postanowiłam zrealizować swoje dziecięce marzenia. Odbyłam kursy pod czujnym okiem największego eksperta w branży, a mianowicie mojego dziadka, i dzięki temu mogę się pochwalić, że jestem kaletnikiem.
Dziadek powiedział mi, że od lat uważał mnie za swoją następczynię. Nie zajmujemy się produkcją okryć wierzchnich z futra czy skóry, ale tworzymy różne akcesoria – portmonetki, eleganckie saszetki, etui na notebooki oraz teczki. Moje wynagrodzenie nie jest wysokie, ale nareszcie mam poczucie, że ktoś docenia moją pracę i mogę realizować się zawodowo jak jeszcze nigdy wcześniej.
Lidka, 29 lat