Reklama

To był naprawdę okropny tydzień. Magda wracała do domu od rodziców, zmęczona i zmartwiona. We wtorek zadzwoniła do niej pani banku z wiadomością, że nie przyznano jej pożyczki na wymarzoną kawalerkę. A w środę odezwał się właściciel mieszkania, które od lat wynajmowała, i powiedział, że musi się w ciągu dwóch tygodni wyprowadzić.

Reklama

„Co ja mam teraz zrobić – zastanawiała się – jak nie urok, to przemarsz wojsk, wiecznie spod rynny w deszcz”. Nieświadomie przekręciła znane powiedzenie i wtedy, jakby na potwierdzenie jej czarnych myśli, zrobiło się czarno, niebo przecięła błyskawica i lunął deszcz tak rzęsisty, że trudno było cokolwiek zobaczyć zza ściany wody. Magda zwolniła i przysunęła nos do szyby.

Nieszczęścia chodzą parami

– No i wykrakałam – mruknęła – nic, cholera, nie widać…

Wcisnęła hamulec jeszcze głębiej i wtedy kątem oka dostrzegła na poboczu jakiś ruch. Odwróciła głowę – zdawało jej się, że widzi pod drzewem małe stworzonko, ale zdążyła już minąć „to coś”. Zerknęła w tylne lusterko. „To chyba pies – pomyślała. – Ale przecież nie mogę zabrać psa! Nie mam nawet własnego kąta. Na pewno zatrzyma się ktoś inny”.

W tym momencie minęła ją jadąca z naprzeciwka toyota. Magda w lusterku widziała, jak kierowca zwalnia, ale po chwili znika za wzniesieniem szosy. Pies – nie było już wątpliwości –wił się pod drzewem i skomlał, przerażony, bo akurat znowu zagrzmiało. Magda westchnęła, a potem wrzuciła wsteczny bieg.

Nie mogła go tak zostawić

– Chyba masz nierówno pod sufitem. – Ewa, przyjaciółka Magdy, nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała w słuchawce. – Co to znaczy, że masz jamnika? Teraz kiedy lada dzień musisz się wyprowadzić, bierzesz sobie psa?

– To nie była moja decyzja. – Magda próbowała się tłumaczyć, jednocześnie otwierając drzwi do mieszkania i wciągając do środka przerażonego czworonoga. – Po prostu mam za słabe nerwy, nie umiałam go zostawić w deszczu!

– I co teraz zrobisz?

– Nie zdążyłam się zastanowić, chyba go wykąpię, bo wygląda jak półtora nieszczęścia, i przejdę się po bankach. Gdzieś mi muszą dać kredyt…

Wykąpany i wyczesany pies prezentował się naprawdę przystojnie. Kiedy Magda postawiła przed nim talerz z porcją makaronu, zdobył się nawet na pełne akceptacji merdanie ogonem.

– Ładny jesteś, wiesz? – powiedziała Magda. – Żebyś jeszcze mi szczęście przyniósł.

Pies łypnął na nią i zaszczekał. Zupełnie jakby chciał powiedzieć, że załatwione! Szczęście zjawi się raz-dwa!

Dobrze byłoby mieć dom

Ruszyli w miasto i szybko wyszło na jaw, że rzeczywistość bankowa jest psom nieprzychylna: w pierwszym banku nie chciano jej wpuścić do środka z jamnikiem, podobnie w drugim. „Do trzech razy sztuka – mruknęła do siebie niezadowolona dziewczyna. – Jeśli znów nas przegonią, to będziesz musiał posiedzieć w domu sam”.

Szczęśliwie filia dużego banku okazała więcej zrozumienia dziewczynie ratującej psy.

– Może pani z nim postać w kolejce, proszę tylko na niego uważać – powiedział starszy pan w mundurze strażnika i uśmiechnął się przyjaźnie, a jamnik w odpowiedzi zamerdał ogonem.

– Jak on się wabi?

– Nie wabi się jeszcze – speszyła się Magda. – Dopiero wczoraj go znalazłam. Wracałam właśnie od rodziców i… – nie dokończyła jednak opowieści, bo nagle powietrze przeciął huk. Na środek sali, nie wiadomo skąd wyskoczył uzbrojony mężczyzna w kominiarce naciągniętej na twarz.

– To jest napad! – ryknął i znów strzelił w górę. – Nie ruszać się, to nic się nikomu nie stanie!

Magda czuła, że serce za moment wyskoczy jej z piersi. Tymczasem jamnik, który z niezrozumiałych przyczyn pozostał obojętny wobec wystrzału, zaczął spokojnie drapać się za uchem tylną łapą i jakby chciał powiedzieć: Wyluzuj się, kochana, biorę tę sprawę w swoje psie łapy.

Najbardziej przerażony był strażnik.

– Nie ma pan broni – syczał mu do ucha szpakowaty mężczyzna ukryty za donicą z palmą.

– Nie – szepnął drżącym głosem mężczyzna. – Kabura jest pusta, nosimy ją dla niepoznaki.

Tymczasem napastnik przystawił pistolet do okienka i zmusił rozdygotaną urzędniczkę, żeby załadowała pieniądze do skórzanej teczki.

– Jeśli ktoś ośmieli się wezwać policję, nie ręczę za siebie! – krzyknął jeszcze, ale w tym momencie stało się coś niespodziewanego.

Jamnik do zadań specjalnych

Jamnik, który cały czas siedział spokojnie przy nodze Magdy, jednym susem doskoczył do bandyty i wgryzł się w jego nogę. Ten krzyknął i łapiąc się za zranione miejsce, upuścił pistolet. To wystarczyło strażnikowi, by rzucić się na ziemię i potężnym brzuchem nakryć broń, natomiast pan zza palmy wskoczył napastnikowi na plecy i go obezwładnił.

Pół godziny później było po wszystkim. Magda pocieszała rozdygotaną kasjerkę, dumny strażnik prężył pierś przed dyrektorem banku, a jamnik z zadowoleniem pałaszował bułkę z szynką, którą ofiarował mu szpakowaty pan.

– Proszę pani – dyrektor zwrócił się do Magdy – ten bohaterski pies zasłużył na większą nagrodę niż kanapka. Być może mógłbym coś zrobić dla niego lub dla jego właścicielki?

– Owszem, mógłby pan – odparła szybko Magda.

Opowiedziała, jak bezskutecznie stara się o kredyt. Dyrektor słuchał uważnie. Nie był to osobnik specjalnie hojny ani miły, ani czuły na ludzkie kłopoty – nie mógłby być dyrektorem banku, gdyby było inaczej. Wiedział jednak, co to jest wdzięczność i przyzwoitość, a to w tym wypadku wystarczyło. Jeszcze tego samego dnia przyznano Magdzie pożyczkę na maleńkie mieszkanko.

– Wiesz co… – Magda trzymała jamnika na kolanach i drapała go po brzuszku. – Chyba nazwę cię Szczęściarz.

Pies zastrzygł uchem i przekręcił łeb.

– Podoba ci się? – odpowiedziało jej krótkie szczeknięcie. – No to będziesz Szczęściarz, choć to właściwie ja jestem szczęściarą, że mi się trafił taki niesamowity pies. A skoro jesteś takim czarodziejskim stworzeniem, to może znajdziesz mi jeszcze chłopaka? – zaśmiała się dziewczyna. Jamnik zaszczekał dwa razy, a Magda mogłaby przysiąc, że chciał przez to powiedzieć: „Prosisz i masz, kochana!”

Pies, który swatał

Minęło pół roku. Dziewczyna i jej pies wprowadzili się do wymarzonego mieszkanka, w ładnej dzielnicy, blisko parku. Już pierwszego dnia Magda odkryła, że w kawalerce obok mieszka jeszcze jeden jamnik, a raczej – jamniczka. I że w dodatku ma ona bardzo przystojnego właściciela. Spotkali się na porannym spacerze, a potem na wieczornym i znów rano, i znów wieczorem. Psy wesoło baraszkowały na trawie, a Magda i jej sąsiad rozmawiali i rozmawiali, tak że wyprowadzanie psów trwało naprawdę długo.

Gdy po paru dniach Adam – bo właściciel jamniczki tak właśnie miał na imię – spytał, czy Magda nie wpadłaby do niego na herbatę, od razu się zgodziła. A potem wyciągnęła z szafy najładniejszą sukienkę i wpięła w uszy kolczyki w kształcie różyczek.

– Wiesz co – powiedziała, zerkając w lustrze na odbicie Szczęściarza – chyba wiem, jaki będzie dalszy ciąg tej historii.

Reklama

Jamnik zaszczekał trzy razy. Zupełnie, jakby mówił: ze mną wszystko ci się uda.

Reklama
Reklama
Reklama