Reklama

Kiedy wychodziłam za mąż, dobrze wiedziałam, co robię. Nie byłam jedną z tych panien młodych, którym suknia ślubna i eleganckie przyjęcie zaburzają kontakt z rzeczywistością i powodują przymykanie oczu na wady partnera. Znałam Jurka od siedmiu lat i choć oczywiście nasz związek miewał gorsze i lepsze dni, nie miałam wątpliwości, że robię dobrze. Przeszliśmy już razem wiele i byłam przekonana, że damy radę przetrwać jeszcze więcej. I to bez względu na to, co szykowała nam przyszłość. Niestety, bardzo się myliłam…

Reklama

Ma się wyprowadzić ode mnie?

Właściwie cały kryzys zaczął się od tego, że niemal od razu po ślubie straciłam pracę. Nie chciało mi się w to wierzyć! Od lat pracowałam w recepcji hotelowej i szef zawsze mnie chwalił. Nie zarabiałam co prawda zbyt wiele i szczerze mówiąc, uważałam, że moja praca jest strasznie nudna, ale przynajmniej miałam spokój i stabilizację.
Jednak ostatnimi czasy Jura Krakowsko-Częstochowska przestała być popularnym turystycznie miejscem i szef postanowił zredukować moje stanowisko. Teraz to kelnerki miały przychodzić do recepcji na wezwanie. Byłam zdruzgotana, nie wiedziałam, co robić. Jurek co prawda miał pewną pracę w żwirowni, ale kobiety nie były tam mile widziane, bo to bardzo ciężka, fizyczna praca.

– Damy jakoś radę, nie martw się – pocieszał mnie, ale ja miałam wątpliwości.

Wysłałam już wiele CV na różne ogłoszenia o pracę, ale jakoś nikt się o mnie nie bił, a przecież w naszej miejscowości nie było nieskończonej ilości zakładów pracy. Początkowo byłam dobrej myśli, ale z czasem zaczęło do mnie docierać, że będzie naprawdę trudno o zatrudnienie, a my, jak większość młodych małżonków, zdążyliśmy już zaciągnąć kredyt mieszkaniowy. Bank przyznał nam go bez większych zastrzeżeń, bo oboje mieliśmy wówczas umowy o pracę. Teraz jednak większość pensji Jurka szła spłatę kredytu i niewiele zostawało nam na życie.

– Wiesz co, Dorota, może powinnaś spróbować w innym mieście? Na przykład w Krakowie! Przecież wielu ludzi tak robi! – zaproponowała nasza sąsiadka Elwira, gdy wpadła kiedyś do nas na kawę.

Zobacz także

– I co?! Ma się wyprowadzić ode mnie? – wzburzył się Jurek. – Jeszcze tego by nam brakowało…

– Oj tam, wyprowadzić! Może dojeżdżać. Póki nie znajdzie nic na miejscu.

Przyjmowałam to, co mówiła, dość sceptycznie. Wizja płacenia za benzynę, żeby dojechać taki kawał, wydawała mi się absurdalna. Nie wiem, ile musiałabym zarabiać, żeby to mi się to opłaciło. Kilka tygodni wystarczyło jednak, abym postanowiła, że nic nie szkodzi spróbować. Ku mojemu zdumieniu dostałam telefon już po kilku dniach i zaproszono mnie na rozmowę kwalifikacyjną do działu obsługi klienta w biurze podróży. Byłam bardzo podekscytowana, choć wiedziałam, że sama rozmowa jeszcze nic nie oznacza. Elwira oczywiście zareagowała z wielkim entuzjazmem, bo miała świadomość, że to jej było na wierzchu.

– Poczytaj coś na temat firmy, do której idziesz. Na pewno cię o to zapytają – podpowiedziała.

Przyjęłam ją od razu przez telefon

Tak więc zrobiłam. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo faktycznie jednym z pierwszych pytań, które usłyszałam od rekrutującego, było to, czy mogę powiedzieć, dlaczego chcę pracować właśnie dla nich. Gdyby nie Elwira, nie wybrnęłabym z tego. Kiedy wychodziłam, czułam, że poradziłam sobie całkiem nieźle. Wróciłam do domu pełna entuzjazmu, ale Jurek nie był zachwycony ani faktem, że w ogóle tam pojechałam, ani tym, że dobrze mi poszło.

– Wolisz, żebym siedziała na bezrobociu? – spytałam oburzona, a on wzruszył ramionami.

– Mogłabyś spróbować wziąć jakąś dotację z urzędu i założyć tutaj firmę.

– Jurek, co ty mówisz? Żeby prowadzić firmę, trzeba orientować się w księgowości, prawie, marketingu! Nie znam się na tym! – parsknęłam.

Awantura wisiała w powietrzu, ale tego dnia oboje byliśmy już zbyt zmęczeni, żeby się kłócić. Poza tym nie wiedzieliśmy, czy w ogóle jest o co, skoro nie miałam jeszcze umowy. Kilka dni później okazało się jednak, że przeczucie mnie nie myliło. Zadzwonili do mnie z propozycją pracy, a ja przyjęłam ją od razu przez telefon. Pieniądze faktycznie były całkiem niezłe. Lepsze niż na recepcji! A dodatkowo dostałam dopłatę do benzyny na dojazdy. Jurek pogratulował mi dość cierpko. Wiedziałam, że nie jest zadowolony, i bardzo mnie to zirytowało. Przecież zdawał sobie sprawę, że na miejscu niczego nie znalazłam. Te jego fochy uważałam za bardzo przesadzone.

– Przyzwyczai się – uspokajała mnie Elwira, która w przeciwieństwie do mojego męża była pełna optymizmu i bardzo entuzjastycznie nastawiona do zmian w moim życiu.

Miałam nadzieję, że ma rację, i postanowiłam nie poruszać już z mężem tego tematu. Wiedziałam, że to strach przed nieznanym tak nim owładnął, a kiedy zobaczy, że nie jest tak źle i na moim koncie pojawi się pierwsza pensja, zrozumie, że był w błędzie, potępiając moją decyzję. Całe szczęście nie musiałam inwestować w ubrania do pracy, bo dostałam trzy uniformy. Byłam szczęśliwa, że coś się w końcu ruszyło i że nasze kłopoty finansowe i moje bezrobocie odejdą w niepamięć. Dojazdy, owszem, były nieco męczące, ale uznałam, że to część pracy i muszę je zaakceptować, tak jak i wszystkie inne warunki.

To ja powinnam się wściekać!

– To Tomek, będziecie razem pracować – powiedział szef, którego znałam już z rozmowy. – Jest tu od pięciu lat, więc wprowadzi cię w tajniki zawodu.

– Dziękuję! Miło mi pana poznać – powiedziałam oficjalnie, a Tomek od razu kazał mi mówić do siebie na ty.

Był w moim wieku. Sprawiał wrażenie nudziarza, ale szybko zorientowałam się, że to tylko pozory. Był bardzo otwarty, sympatyczny i chętnie dzielił się swoją wiedzą. Pierwszy dzień pracy upłynął mi więc spokojnie i bezstresowo. Każdego kolejnego uczyłam się czegoś nowego. Tomek nie pozował na mądralę, choć z mojego punktu widzenia o tej branży wiedział wszystko. Poza tym był życzliwy i bardzo pomocny. Zawsze gdy miałam jakieś wątpliwości, zwracałam się do niego, a on reagował na każdy problem. Żartował, że to zasługa tego, że jest tatą, więc sprawy niemożliwe załatwia od ręki. Po powrocie do domu starałam się opowiadać mężowi, co robiłam, licząc na to, że jeśli go zainteresuję, trochę odżyje.

– Tomek dwa razy w roku jeździ do jakiegoś kraju i poznaje hotele, do których później wysyłamy klientów. Dzięki temu zwiedził pół świata i wie, co poleca – mówiłam, odgrzewając dla nas w mikrofalówce jedzenie z weekendu.

– Szkoda, że nie poznałaś Tomka wcześniej – ironizował mąż. – Może to za niego byś wyszła.

– Czemu musisz być zawsze taki złośliwy? – zapytałam. – Po prostu mam przyjazną atmosferę w pracy. Myślałam, że cię to ucieszy.

– Ucieszyłoby mnie, gdybyśmy zjedli coś innego niż ryż z warzywami – mruknął, a ja spojrzałam na niego morderczym wzrokiem. Obiady, owszem, nie były ostatnio zbyt zróżnicowane, ale równie dobrze mógł sam pójść na zakupy i coś przyrządzić. Mnie nie było w domu po dziesięć godzin, a żwirownia była od nas zaledwie parę minut drogi. To ja powinnam się wściekać! Jurek oczywiście twierdził, że ma do kuchni dwie lewe ręce i za każdym razem, kiedy prosiłam go o pomoc, coś przypalił albo przesolił. Czasami miałam wręcz wrażenie, że robi to specjalnie, żebym nic od niego nie wymagała…

Miałam ochotę wygarnąć mu wszystko

Kiedy zbliżała się wiosna, a wraz z nią sezon urlopowy, szefostwo zaproponowało mi tygodniowy wyjazd do Hiszpanii, żebym zapoznała się z hotelami i okolicą. Byłam zachwycona, ale Jurek zdecydowanie mniej.

– Jedziesz z pięknym Tomkiem?

– Oczywiście, że nie! Przecież ktoś musi być na miejscu. Poza tym on jest żonaty, ma dzieci i wcale nie jest piękny! Co ty w ogóle opowiadasz? – wściekałam się na Jurka.

Nie miałam zamiaru słuchać jego złośliwości. Spakowałam się i pojechałam. Hiszpania mnie oczarowała. Hotele były proste, ale czyste, a do tego w doskonałych lokalizacjach. Miałam okazję pozwiedzać i poznać lokalną kuchnię.
„Mam najlepszą pracę na świecie!” – napisałam na Facebooku, a po chwili otrzymałam komentarz mojego męża: „To już sobie tam zostań!”. Tego było za wiele.

Kłótnie w domu to jedno, ale wywlekanie naszych nieporozumień na światło dzienne to już przesada! Postanowiłam, że pokażę mu, gdzie raki zimują. Miałam ochotę wygarnąć mu wszystko, żeby dotarło do niego, że zachowuje się jak palant! Nie chciałam jednak kłócić się z nim przez telefon ani tym bardziej przez internet, więc postanowiłam, że zajmę się tym po powrocie do domu. Nawet nie zadzwoniłam do niego z lotniska. Miałam samochód na parkingu, więc wróciłam sama.

Nie takiej reakcji się spodziewałam

Ku mojemu zdumieniu zastałam tam męża w wyśmienitym nastroju popijającego sobie winko z Elwirą! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom!

– Co wy wyprawiacie?! – wrzasnęłam oburzona. – To dlatego napisałeś, żebym została w Hiszpanii? Żebyś mógł sobie romansować z sąsiadką? A ty zgrywasz się na przyjaciółkę, dobrze mi radzisz, a teraz podrywasz mi męża? – zwróciłam się do Elwiry. – Widzę, że było ci na rękę, żebym pracowała daleko!

Mój mąż postukał się wymownie w czoło, a Elwira zaczęła się tłumaczyć, że przyszła z winem, bo myślała, że już wróciłam, i przecież nie robią nic złego. Nie chciałam ich jednak słuchać. Wściekła wzięłam torby, w których miałam spakowane rzeczy, i pojechałam do mojej siostry, która mieszkała sama kilka ulic dalej. Jurek na przemian z Elwirą wydzwaniali do mnie całą drogę, ale wiedziałam swoje. Cały wieczór użalałam się na swój los i na to, jacy mężczyźni są okropni i zdradzieccy, a kobiety wcale nie lepsze.

– Nie podejrzewałabym Jurka o takie rzeczy – dziwiła się siostra, ale kiedy naskoczyłam na nią, że trzyma jego stronę, wycofała się i tylko już słuchała.

Rano zauważyłam, że dostałam wiadomość od Jurka. „Skoro tak to ma wyglądać, składam pozew o rozwód” – przeczytałam i zupełnie mnie zatkało. Rozwód?! O czym on mówi? Przecież to tylko kłótnia… Z drugiej strony zaczęłam myśleć, że faktycznie ostatnimi czasy kłótnie są naszym jedynym sposobem komunikacji. Kłóciliśmy się o sprzątanie, gotowanie, wynoszenie śmieci, moją pracę, rachunki i wyjazdy. Powoli brakowało tematów, co do których mielibyśmy takie samo zdanie. Nie odpowiedziałam na wiadomość Jurka. Cały weekend przepłakałam.
Kiedy przyszłam do pracy, Tomek spytał zaniepokojony:

– Aż tak źle było w tej Hiszpanii?

Spojrzałam na niego i nie wiem czemu, postanowiłam wszystko mu opowiedzieć. Słuchał mnie w milczeniu, a na koniec nic nie powiedział.

– Myślisz, że to moja wina? – zapytałam, a on wzruszył ramionami. Nie takiej reakcji się spodziewałam.

Tomek, który zawsze znał odpowiedzi na wszystkie moje pytania i problemy, nagle zamilkł. Po chwili w biurze zaczęli się pojawiać klienci, więc nie miałam już czasu wrócić do tego tematu.

Co byś na to powiedziała?

Kiedy wychodziłam z pracy, Tomek wciąż nie skomentował mojego problemu. Wróciłam do siostry, choć szczerze mówiąc, nie marzyłam o niczym poza tym, żeby wrócić do domu i po prostu przytulić się do Jurka. Tęskniłam za moim dawnym życiem i coraz bardziej się bałam, że już go nie odzyskam. Być może miał już dość ciągłych starć albo naprawdę zakochał się w Elwirze. Dotarło do mnie, że ta sytuacja może być już nieodwracalna, a ja przecież wcale nie chciałam się rozwodzić. Poszłam do pokoju i zaczęłam płakać, a siostra weszła i spojrzała na mnie zasmucona.

– Dorota… co się dzieje? – zapytała.

Powiedziałam, że żałuję, że w ogóle podjęłam tę pracę, bo to przez nią posypało się moje życie.

Następnego dnia w pracy dostałam maila od szefa z zaproszeniem na rozmowę. Tego jeszcze brakowało! Dopiero dotarło do mnie, że minęło właśnie pół roku mojego okresu próbnego. Poszłam do gabinetu wystraszona, czy mnie nie zwolnią, a szef oświadczył, że jest bardzo zadowolony ze współpracy ze mną i dostałam świetną opinię od Tomka.

– Bardzo mi miło – odparłam z ulgą.

– Mam dla ciebie propozycję. Wpadliśmy na pomysł, żeby otworzyć nowy punkt naszego biura w twoim mieście. Tomek zaproponował ciebie jako kierowniczkę. To wielkie wyzwanie. Musiałabyś zająć się wszystkim – od wynajmu lokalu, przez zamówienie mebli aż po lokalną reklamę. Oczywiście wiąże się to też z podwyżką. Co byś na to powiedziała? – zapytał, a ja miałam ochotę go uścisnąć.

Wracając do domu, nie mogłam pozbierać myśli. Byłam wdzięczna Tomkowi za pomoc, bo wiedziałam, że zrobił to nie ze względu na moje kompetencje, ale w trosce o moją rodzinę. Nie mogłam uwierzyć, że udało mu się namówić szefa do swojego pomysłu.

Tyle zmian i nowości ciężko było sobie poukładać w głowie. Jedno wiedziałam na pewno! Chciałam odzyskać swojego męża. Wierzyłam, że jeśli zacznę pracować w moim mieście, to wszystko się zmieni.

Nie mieliśmy nawet za bardzo o czym gadać

Pojechałam do siostry, a ona spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem. Po chwili wiedziałam dlaczego. Zza rogu wyłonił się Jurek.

– Co ty tutaj robisz? – spytałam go zaskoczona.

– Przyjechałem po ciebie. Byłem głupi. Nie mogę pozwolić ci odejść. Wszystko przemyślałem, Dorotka. Będę się bardziej starał. Też będę gotować i zajmować się domem. I nie będę narzekał na twoją pracę. Jakoś to razem udźwigniemy – powiedział błagalnie, a ja rzuciłam mu się na szyję ze łzami w oczach.

Siostra aż klasnęła w dłonie.

– A co z Elwirą? – zapytałam.

– Nie wygłupiaj się. Przecież nic nas nie łączy. Naprawdę przyszła na wino do ciebie. Nie mieliśmy nawet za bardzo o czym gadać. To było niezręczne i czekaliśmy tylko, aż się pojawisz.

Zaczęłam się śmiać. Kiedy powiedziałam mu o tym, że zmieniam miejsce pracy, aż odetchnął.

Do tej pory gdy wspominam czas, kiedy omal go nie straciłam, dziękuję Bogu, że tak się nie stało. Udało nam się wszystko ułożyć na nowo. Teraz oboje pracujemy, wprowadziliśmy w domu podział obowiązków, a Jurek w końcu zaczął gotować. A na dokładkę nasza rodzina wkrótce się powiększy. Tak mało brakowało, żebyśmy nie byli razem, a teraz jest tak, że nie mogłoby być lepiej!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama