„Mama dołożyła nam do budowy domu i zażądała w nim swojego lokum. Tak trudnej lokatorki nie życzę nikomu”
„Marzyłam o tym, że kiedy budowa dobiegnie końca, znikną nasze problemy… Niestety po zamieszkaniu we wspólnym dużym domy z moją mamą i teściami zaczęły się schody. Mama była nie do zniesienia. Jak się zestarzeje, zrozumie, że to ona potrzebuje nas. Tylko czy wytrwam do tego czasu?”
- Katarzyna, 39 lat
Nie rozumiem mojej mamy. Nie wiem, dlaczego zachowuje się w ten sposób wobec mnie i mojego męża. Gdyby była starsza, mogłabym zrzucić jej zachowanie na karb demencji, ale mama ma zaledwie 68 lat i czuje się lepiej niż my wszyscy razem wzięci. Dlaczego więc zmieniła zdanie? Z jakiego powodu próbuje wmówić rodzinie i znajomym, że zmusiłam ją do sprzedaży mieszkania tylko po to, by zrealizować swoje marzenie o wielopokoleniowym domu? Przecież musi zdawać sobie sprawę ze swoich kłamstw? Teraz odgrywa rolę samotnej, oszukanej kobiety, zapominając o toczonych z nami latami rozmowach. Takiego domu nie stawia się w miesiąc ani nawet przez rok, więc cała nasza rodzina – ja, mój mąż Jarek, jego rodzice, a nawet moja mama – musieliśmy się dobrze przygotować do tej inwestycji.
Budowa domu wynikła z potrzeby chwili. Ojciec Jarka uległ wypadkowi samochodowemu, po którym został sparaliżowany od szyi w dół. Nasze dotychczasowe życie wywróciło się do góry nogami. Wystarczył miesiąc po powrocie ojca ze szpitala, abyśmy zrozumieli, że teściowie nie poradzą sobie w ciasnym mieszkanku na trzecim piętrze. Dotąd nawet życie z dzieckiem na 40 metrach kwadratowych nie sprawiało im problemu, ale teraz z trudem zmieściliśmy tam specjalistyczne łóżko dla taty, że nie wspomnę o potrzebnej aparaturze czy przestrzeni, aby dwie osoby mogły go przewinąć czy umyć.
Urządziła mi scenę zazdrości, a potem wyszła z propozycją nie do odrzucenia
Jarek stał się praktycznie gościem we własnym domu, ponieważ jako jedynak przejął całkowitą opiekę nad schorowanym ojcem i zagubioną matką, która wkrótce zaczęła chorować. Na mnie spadła opieka nad dwójką naszych nastolatków, prowadzenie domu, robienie zakupów dla obu rodzin i przygotowywanie posiłków. Z mężem widywaliśmy się tylko w weekendy i w te krótkie chwile, gdy wpadałam do teściów między pracą a zajęciami pozalekcyjnymi dzieci.
Po roku życia na dwa domy oboje z Jarkiem przypominaliśmy zombie, więc mimo strachu przed kolejnym kredytem mieszkaniowym, musieliśmy podjąć niełatwą decyzję o sprzedaży obu mieszkań i budowie domu odpowiadającego naszym nowym potrzebom. Z przystosowanym dla taty pokojem, łazienką i korytarzem, gdzie łatwo byłoby manewrować wózkiem albo łóżkiem ratowniczym. Z dwoma osobnymi wejściami, aby dać nam wszystkim nieco intymności.
Przyznaję, że na etapie pomysłu ani razu nie pomyślałam o własnej matce, choćby dlatego, że zawsze miałyśmy trudne relacje. Zmieniłam zdanie, kiedy urządziła mi scenę zazdrości po tym, jak zwierzyłam się jej z naszych planów.
Zobacz także
– No tak! Gdyby to chodziło o ojca, stanęłabyś na głowie, żeby wziąć go do siebie, ale ja… Ze mną nigdy się nie liczyłaś! – wyrzucała mi bliska szlochu. – Nawet nie wiesz, jak jest mi ciężko samej. Nie chciałam narzekać, bo widzę, że i wam nie jest łatwo, ale nie sądziłam, że zostanę pozostawiona sama sobie…
Siedziałam zbita z tropu, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie było sensu zaprzeczać. Z tatą rozumieliśmy się bez słów i wspieraliśmy w trudnych chwilach, znosząc humory mamy. W głębi serca liczyłam, że w przyszłości zajmie się nią mój brat, z którym zawsze byli blisko.
Tyle że on był stale w rozjazdach, a szwagierka Jowita nie pałała do mamy sympatią.
– Myślałam, że cenisz sobie samodzielność – przyznałam zgodnie z prawdą.
– Owszem, ale nie samotność! Moglibyście chociaż przeznaczyć dla mnie jakiś pokój na poddaszu – rzuciła dramatycznym tonem.
W tamtej chwili zapomniałam, jak dobrą potrafi być aktorką. Może rzeczywiście obawiała się samotnej starości, ale przede wszystkim przemawiała przez nią zazdrość, choćby o to, że mogłaby się znaleźć na marginesie mojej rodziny. Dlatego nim zdążyłam porozmawiać z mężem, odwiedziła bank i biuro nieruchomości, i przedstawiła nam propozycję nie do odrzucenia.
– Sprzedam swoje mieszkanie i dołożę się do budowy domu. W zamian oczekuję od was jedynie osobnego pokoiku z kuchnią i łazienką – oznajmiła.
Jej wkład znacznie przekraczał koszt budowy tak niewielkich pomieszczeń, poza tym mój brat zrzekł się swojej części majątku po rodzicach w zamian za przejęcie przeze mnie całkowitej opieki nad mamą. Nie mieliśmy więc na co czekać.
– Starczy nam na dach bez dobierania kredytu – ucieszył się mój mąż.
Kto wie? Może tą budową rozpoczniemy nowy rozdział w relacjach matka-córka – zastanawiałam się. W głębi duszy planowałam wykorzystać energię mamy do opieki nad teściową. Marzyłam, że obie zajmą się ogrodem, na który mnie nie starczy już czasu, albo chociaż zapiszą na uniwersytet trzeciego wieku i w ten sposób teściowa pokona apatię.
Początkowo naprawdę myślałam, że wszystko dobrze się ułoży. Mimo trudności, jaką były sprzedaż trzech mieszkań, przeprowadzki i wynajęcie najtańszego lokum dla naszych kilku rodzin, radziliśmy sobie nadspodziewanie dobrze. Jarek odzyskał dawną energię, mama przejęła ode mnie prowadzenie domu, więc mogliśmy się skupić z mężem na budowie, teściu i zarabianiu pieniędzy. Nie przeszkadzały nam spartańskie warunki ani życie na kupie, bo cieszyła nas każda zmiana na działce zwiastująca nowe życie. Przez prawie dwa lata żyliśmy w miarę zgodnie, skupieni na realizacji celu. Schody zaczęły się po przeprowadzce.
Nawet dla wnuków nie potrafi być wyrozumiała
Najpierw mama obraziła się, widząc metraż swojej części domu. Nie pomogły tłumaczenia, że brała udział w budowie od momentu powstawania planów, i sama wybrała tę lokalizację oraz wielkość. Udobruchaliśmy ją obietnicą dobudowania zimowego ogrodu od strony jej pokoju, w którym mogłaby przyjmować gości i dbać o swoje ukochane rośliny.
Przy tym nie wspomnieliśmy ani słowem, że nie mamy pieniędzy na tę „zachciankę”. Dla świętego spokoju Jarek postanowił poprosić o wsparcie przyjaciela, licząc, że ten odroczy spłatę pożyczki. Najważniejsze było szczęście mamy. Ale nie minęło pół roku, jak moja rodzicielka zażądała osobnego ogrodu (nie tylko zimowego), twierdząc, że męczy ją stałe przebywanie we wspólnej przestrzeni.
Zgodziliśmy się po długich i burzliwych dyskusjach, w które ona wciągnęła pół rodziny i znajomych. Mimo że ogrodzona wysokim żywopłotem część szpeciła teren i zasłaniała nam salon, postawiliśmy płot (zdaniem mamy i tak zbyt niski). W ten sposób zyskaliśmy pół roku spokoju, bo tuż po Bożym Narodzeniu, które spędziła z rodziną mojego brata, oznajmiła, że nie zamierza dłużej pełnić roli darmowej opiekunki dla mojej teściowej.
– Chcecie dla niej damy do towarzystwa, to kogoś wynajmijcie! – rzuciła, zatrzaskując mi przed nosem drzwi swojego mieszkania.
Na nic zdały się próby negocjacji (także mojego brata) czy choćby zrozumienia przyczyn jej zachowania. Mam uparła się, że mimo dzielenia wspólnej przestrzeni, będzie wieść zupełnie osobne życie.
– Nie martw się, na pewno zmieni zdanie, gdy zniedołężnieje – żartowała moja przyjaciółka.
Mnie jednak nie było i nie jest do śmiechu, bo wkrótce mama zaczęła zarzucać nam, że wnuki przeszkadzają jej w spędzaniu czasu z gośćmi, opalając się albo grając w piłkę w naszej części ogrodu. I jeszcze coś.
Już na etapie planów ustaliliśmy, że każde mieszkanko będzie miało odrębne liczniki, aby nie dochodziło do nieporozumień. Jednak mama uznała, że jej rachunki za prąd są dziwnie zawyżone, bo w bloku płaciła mniej. Na nic zdały się tłumaczenia o dodatkowych kosztach zewnętrznego oświetlenia oraz doświetlaniu roślin w zimowym ogrodzie. Mama szła w zaparte, ale tym razem i ja się uparłam.
– Mamo, jak możesz nas wykorzystywać w tak bezczelny sposób? – nie wytrzymałam któregoś dnia.
– Przypominam ci, że to ja zafundowałam wam ten piękny dach i całkiem niezłą część ogrodu! – wypaliła.
Zrobiło mi się bardzo przykro. Mama zawsze traktowała mnie z góry, ale nie spodziewałam się, że jest aż taką hipokrytką. Ona tylko żąda, piętrzy problemy, nawet nie stara się z nami dogadać.
Jest nam bardzo ciężko, bo mimo wkładu własnego, musimy z Jackiem spłacać kredyt zaciągnięty u przyjaciela. Obiecałam sobie jednak, że gdy tylko choć trochę staniemy na nogi, oddam mamie zainwestowane przez nią dodatkowo pieniądze. Tylko co to zmieni? Spłacę dług, ale wciąż będę miała pod dachem uciążliwą lokatorkę, co gorsza taką, która powinna być mi najbliższa!