„Gdy mąż przeszedł na emeryturę, moje życie się skończyło. Zrobił sobie ze mnie darmową opiekunkę i służącą”
„Coraz częściej mam wrażenie, że nie jestem już jego żoną. Jestem jak opiekunka. Pielęgniarka. Zatroskana kobieta do wszystkiego. A kiedy czasem się buntuję, słyszę, że przecież mam więcej wolnego niż kiedyś, bo pracuję tylko na pół etatu. Mam ochotę któregoś dnia po prostu wyjść i nie wrócić”.

- Redakcja
Kiedy Marek przeszedł na emeryturę, myślałam, że zaczniemy drugą młodość. Że będziemy chodzić na spacery, jeździć na wycieczki, może nawet pojedziemy w Bieszczady, o których tyle mówił. Że wreszcie będziemy mieli czas, by się sobą nacieszyć. Naiwna. Już po pierwszym tygodniu wiedziałam, że coś poszło nie tak. Marek nie tylko nie planował zorganizować nam wspólnego życia – on kompletnie przestał cokolwiek planować. Wstaje, siada na kanapie i siedzi. Telewizor, gazeta, drzemka, obiad. Czasem idzie do sklepu po piwo. I tyle. A ja?
Ja wciąż pracuję na pół etatu w bibliotece, prowadzę dom, robię zakupy, gotuję, piorę, sprzątam. I jeszcze słyszę: „A co tak późno wróciłaś?” albo „Znowu zupa z wczoraj?”. Coraz częściej mam wrażenie, że nie jestem już jego żoną. Jestem jak opiekunka. Pielęgniarka. Zatroskana kobieta do wszystkiego. A kiedy czasem się buntuję, słyszę: „Przecież masz więcej wolnego niż kiedyś, o co ci chodzi?” Mam ochotę któregoś dnia po prostu wyjść i nie wrócić. Tylko kto wtedy zrobi mu kolację?
Byłam służącą nie żoną
– Marek, mógłbyś chociaż raz wynieść te śmieci, zanim znowu zaczną śmierdzieć? – zapytałam, nie ukrywając irytacji, stojąc z pełnym workiem przy drzwiach.
– Zaraz wyniosę, tylko niech się wiadomości skończą – odpowiedział, nie odrywając wzroku od telewizora.
– Mówisz to codziennie. I codziennie stoją. Śmieci, zmywarka, pranie... Naprawdę nie zauważasz, że wszystko robię ja?
– Przecież ty w tym domu siedzisz całymi dniami, to co ci szkodzi? – burknął, wzruszając ramionami.
– Siedzę? – aż mnie zatkało. – Siedzę?! Naprawdę tak to widzisz? Pracuję, sprzątam, gotuję, ogarniam twoje bałaganiarstwo po całym mieszkaniu, a ty mówisz, że ja siedzę?
– Przecież nie pracujesz na cały etat. Pół dnia masz wolne.
– Wolne?! – głos mi się załamał. – To nie jest wolne, Marek. To czas, który poświęcam tobie. Dzieci wyfrunęły, moglibyśmy coś robić razem, ale ty tylko kanapa, telewizor, i te same spodnie od tygodnia!
– A co, mam się stroić jak na randkę? – zakpił.
– Nie, masz po prostu być obecny. Żyć. A nie być kolejnym obowiązkiem na mojej liście rzeczy do zrobienia. Bo wiesz co? Czasem czuję się bardziej, jak twoja służąca niż jak żona!
Nie odpowiedział. Tylko wzruszył ramionami i jeszcze głośniej podkręcił telewizor. Wtedy coś we mnie pękło. Nie to, że się złościłam. Przestałam czuć cokolwiek poza jednym – obojętnością. I jego milczenie bolało mnie bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Miałam ochotę odejść
– Ty dziś jakaś inna – powiedziała Basia, gdy tylko weszłam do pokoju socjalnego w bibliotece. – Coś się stało?
Nie chciałam mówić. Przez chwilę milczałam, gapiąc się w parującą herbatę. Ale kiedy Basia usiadła obok i dotknęła mojej dłoni, słowa same się ze mnie wylały.
– Mam dość. Mam po prostu dość. On od kiedy przeszedł na emeryturę, zamienił się... nie wiem... w roślinę. Nic nie robi. Dosłownie nic. Wszystko jest na mojej głowie. A jak coś powiem, to słyszę, że przesadzam.
– A ty mu na to pozwalasz – wtrąciła spokojnie Basia.
– Co?
– No właśnie to. Że mu pozwalasz. Robisz, znosisz, tłumaczysz, znów robisz. A on się przyzwyczaił. Bo wie, że możesz być wściekła, ale i tak zrobisz.
Westchnęłam. Wiedziałam, że ma rację. I jednocześnie nie chciałam, żeby ją miała.
– Przez całe życie byłam tą „porządną”. Grzeczna, spokojna, oddana. Najpierw dzieci, potem szkoła, potem Marek. A teraz? Dzieci wyjechały, szkoły nie ma, a Marek... Marek zamienił mnie w cień.
Basia nic nie mówiła. Patrzyła na mnie tak, jakby widziała mnie naprawdę. Może jako pierwsza od bardzo dawna.
– Myślałaś kiedyś, żeby odejść? – zapytała nagle.
Nie odpowiedziałam. Ale gdzieś w środku ta myśl już zakiełkowała.
Byłam dla niego problemem
Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Drzwi były przymknięte, ale usłyszałam głos Marka. Rozmawiał przez telefon, nie wiedząc, że stoję za ścianą w korytarzu.
– Mówię ci, Tomek, twoja matka ostatnio zupełnie oszalała. Ciągle coś wypomina, jęczy, czepia się, jakby całe życie była święta.
Zamarłam. Stałam jak wmurowana, kurczowo trzymając torbę z zakupami.
– Nie wiem, może ma kryzys wieku czy coś. Ale naprawdę ciężko z nią wytrzymać. Ciągle jakieś żale, fochy, o wszystko pretensje. A przecież ja nic złego nie robię! – śmiał się.
– Pewnie. Pracowałem całe życie, to teraz mam prawo odpocząć. A jej się wydaje, że jestem leniem. Zresztą... nieważne. Jakoś się przemęczę. Może jej przejdzie.
Nie słyszałam już dalej. Drzwi skrzypnęły i wślizgnęłam się do sypialni. Usiadłam na brzegu łóżka. Serce waliło mi jak młotem. „Może jej przejdzie”. To o mnie. O kobiecie, z którą przeżył ponad trzydzieści lat. O matce jego dzieci. O partnerce, która przez całe życie robiła wszystko, żeby było mu łatwiej. I on teraz mówi „przemęczę się”? Nie wiem, co bolało bardziej, czy to, że mówił tak do naszego syna, czy to, że naprawdę tak myślał. Byłam dla niego problemem. Kłopotem. Bagażem emocjonalnym. I wtedy zrozumiałam. On nie tylko mnie nie rozumie. On mnie nawet nie widzi.
Czułam się samotna
W końcu zebrałam się na odwagę, żeby porozmawiać z córką Olą, ale ona była bardzo łagodna dla ojca. Nie wiem, czy to nie był błąd.
– Tato po prostu się pogubił. On całe życie miał rozpisane na harmonogramy i służbowe meldunki. Teraz nie wie, co z sobą zrobić.
– A ja mam wiedzieć? – podniosłam głos, aż spojrzała na mnie zaskoczona. – Całe życie to ja się dostosowywałam. Do jego wyjazdów, do jego humorów, do jego planów. I wiesz, kiedy ostatni raz on dostosował się do mnie?
– Ale... przecież wy zawsze byliście zgodni... – bąknęła, jakby dopiero teraz zobaczyła we mnie człowieka, nie tylko matkę.
– Byliśmy zgodni, bo ja się zgadzałam. Bo milczałam, żeby dzieci miały spokój. Żeby dom się nie rozsypał.
Ola zamilkła. A ja, zanim się powstrzymałam, dodałam:
– Wiesz, że nigdy nie czułam się tak samotna, jak teraz? Nawet kiedy zostawałam z wami sama, jak Marek wyjeżdżał. Przynajmniej wtedy wiedziałam, że muszę dać radę. A teraz tylko patrzę, jak się rozpływam. Każdego dnia trochę bardziej.
Spojrzała na mnie uważnie. Może chciała coś powiedzieć, ale nie potrafiła. A może wcale nie chciała.
– Mamo, daj mu czas. Naprawdę. On cię kocha. Tylko... no, pogubił się.
Nie odpowiedziałam. Wyszłam z jej mieszkania i szłam długo, bez celu, zbyt szybko, żeby myśleć. Wiedziałam jedno, że mi nikt nie daje czasu. A ja już nie chcę być tą, która zawsze rozumie wszystkich innych, a mnie nikt nie chce nawet zrozumieć.
Nie mogłam tak dalej żyć
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Było cicho. Marek siedział w salonie, przy zgaszonym świetle, tylko telewizor migotał niebieskawym blaskiem. Przez chwilę patrzyłam na niego zza framugi. Wyglądał na starego człowieka. Nie jak mój mąż, tylko jak ktoś obcy, kto w moim domu czeka na kogoś, kto już nigdy nie wróci.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam w końcu.
Nie odpowiedział od razu, tylko przełączył pilotem kanał. Dopiero po chwili rzucił:
– No to mów.
– Myślę o odejściu – powiedziałam cicho, ale wyraźnie.
Zamarł. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a potem parsknął śmiechem.
– Ty? Przestań. I niby dokąd?
– Nie wiem. Może do Basi, może do hotelu, może na kilka dni nad morze. Ale wiem jedno, że nie mogę tak dalej żyć. Nie chcę być tylko dodatkiem do twojego dnia. Albo gderliwym dźwiękiem w tle. Jestem człowiekiem. A ty traktujesz mnie jak mebel.
– Nie dramatyzuj... – mruknął, ale głos mu się załamał. – Nie wiem, jak mam być z tobą. Może faktycznie powinienem zostać sam.
– Może – odpowiedziałam, a łzy same zaczęły spływać mi po twarzy. – Ale ja już nie mam siły ciągnąć tego sama. I nie chcę się budzić z myślą, że jestem nikim.
Po raz pierwszy od bardzo dawna nie wiedział, co powiedzieć. Patrzył na mnie z czymś, co mogło być strachem. Albo żalem. Albo po prostu pustką.
Przestałam się starać
Minęło kilka dni. Nie wyprowadziłam się. Jeszcze nie. Ale coś się we mnie zmieniło. Wstaję rano i już nie pytam Marka, co chce na śniadanie. Robię kawę tylko sobie. Idę na spacer, nie informując go, dokąd. Nie pytam, czy czegoś potrzebuje. Nie dlatego, że chcę mu dopiec. Po prostu... przestałam się starać. Marek jest milszy. Oczywiście. Pyta, czy coś mi nie pomóc, odkurza bez proszenia. Raz nawet sam ugotował obiad. Ale ja już wiem, że to nie o te gesty chodzi. Chodzi o to, że przez całe lata mnie nie było. Byłam tłem, cichym „wsparciem”. A teraz chcę odzyskać siebie.
Basia poleciła mi pensjonat nad morzem. Samotny weekend. Mam zarezerwowany pokój na przyszły miesiąc. Nie wiem jeszcze, czy pojadę. Ale fakt, że w ogóle o tym myślę, już jest dla mnie rewolucją. Marek wie, że coś się skończyło. Przechodzi obok mnie ostrożnie, jakby bał się, że jeden nieostrożny ruch zepchnie wszystko w przepaść. Może tak. A może to wszytko już dawno spadło... Nie wiem, co dalej. Nie podjęłam żadnej decyzji. Ale pierwszy raz od dawna mam ochotę zrobić coś dla siebie. I to nie z poczucia obowiązku. Tylko dlatego, że po prostu... chcę.
Krystyna, 63 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na polu ogórków mój mąż chodził z sąsiadką do stodoły. Udawał niewiniątko, ale czułam, że nasze małżeństwo już skisło”
- „Moje odmiany tulipanów, których nikt nie miał w okolicy, zniknęły. Gdy sąsiad zbudował szklarnię, wiedziałem, że ma coś za uszami”
- „Zostałam w domu z synkiem i poświęciłam karierę dla rodziny. Na nic mi zgrywanie matki-polki, bo mąż i tak mną gardzi”