„Gdy mąż wyczekiwał adoptowanego syna, we mnie kiełkowało cudze nasionko. Ta zdrada słono mnie kosztowała”
„Miałam być szczęśliwa – właśnie dostaliśmy z Piotrem decyzję o adopcji. Adaś miał być tym brakującym elementem naszego życia, spełnieniem marzeń o rodzinie. Ale w mojej głowie wciąż brzmiał inny głos. Głos z tamtej nocy. Głos Tomka. I teraz… noszę jego dziecko pod sercem”.

- Redakcja
Czasami życie układa się tak, że człowiek sam przestaje rozumieć, kiedy dokładnie się pogubił. Patrzyłam w lustro i nie poznawałam tej kobiety z zaczerwienionymi oczami, zmęczoną twarzą i dłoniami, które drżały nawet wtedy, gdy starałam się je mocno zacisnąć w pięści. Miałam być szczęśliwa – właśnie dostaliśmy z Piotrem decyzję o adopcji. Adaś miał być tym brakującym elementem naszego życia, spełnieniem marzeń o rodzinie. Ale w mojej głowie wciąż brzmiał inny głos. Głos z tamtej nocy. Głos Tomka. I teraz… noszę jego dziecko pod sercem.
Nie mogłam tego ukrywać
Pokój Adasia pachniał świeżością farby i nowymi meblami. Piotr chodził z kąta w kąt, wieszał obrazki ze zwierzątkami na ścianach, układał pluszaki na półkach, mrucząc coś pod nosem o tym, jak to będzie, gdy Adaś zacznie stawiać pierwsze kroki. A ja stałam w drzwiach, z dłonią na brzuchu, którego zarysu jeszcze nie było widać, ale który już przypominał mi o moim kłamstwie z każdym dniem coraz mocniej.
– Kochanie, pomożesz mi zawiesić te półki? – Piotr spojrzał na mnie, w oczach miał błysk, którego nie widziałam od dawna. Tylko że ja nie potrafiłam się cieszyć.
– Piotr, może… – zaczęłam cicho, ale głos uwiązł mi w gardle.
– Co „może”? – spytał ostro, odkładając śrubokręt. – Co się dzieje? Od tygodni jesteś nieobecna, zamyślona, jakbyś była gdzieś daleko. Klara, czy ty w ogóle chcesz tego dziecka?
Zacisnęłam powieki, a łzy napłynęły same. Piotr patrzył na mnie z rosnącym niepokojem.
– O czym ty mi nie mówisz? – zapytał cicho, niemal szeptem.
A ja tylko cicho westchnęłam, prawie niesłyszalnie, i wyszeptałam:
– Jestem w ciąży.
Jego twarz zamarła. Milczał, wpatrując się we mnie, jakby nagle widział kogoś zupełnie obcego. Wtedy coś we mnie pękło. Wybuchłam płaczem, trzęsąc się cała, a Piotr… stał i patrzył na mnie w ciszy. Ciężkiej, długiej, złowrogiej ciszy.
Czułam się jak w pułapce
Spotkałyśmy się z Martą w naszej ulubionej kawiarni, tej małej, z turkusowymi ścianami i cichą muzyką w tle. Marta zamówiła latte, ja tylko herbatę – ostatnio kawa przyprawiała mnie o mdłości. Nie umiałam dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Drżałam, bawiąc się łyżeczką, a Marta przyglądała mi się uważnie.
– Klara, co się dzieje? – zapytała w końcu, kładąc rękę na mojej. – Nie jesteś sobą. Wiem, że się stresujesz tą adopcją, ale… to coś więcej, prawda?
Spojrzałam na nią z zaszklonymi oczami. Próbowałam coś powiedzieć, ale głos mi się załamał. W końcu wybuchłam – słowa wypływały ze mnie w szlochu, który tłumiłam rękawem swetra.
– Marta… ja… jestem w ciąży. – Gdy to powiedziałam, czułam, jakby ktoś ze mnie zdjął ciężar, ale zamiast ulgi poczułam strach. – Nie z Piotrem. Z Tomkiem. To była tylko jedna noc, Marta, przysięgam! Nie chciałam… To się stało… ja nie wiem, co mam teraz robić!
Marta pobladła. Odsunęła się lekko, jakby potrzebowała dystansu, żeby przetrawić moje słowa.
– Klara, o czym ty mówisz… – wyszeptała. – Co zamierzasz zrobić?
Zacisnęłam dłonie na kubku, wpatrując się w parującą herbatę.
– Nie wiem. Piotr myśli, że to jego dziecko. Może… może mu tego nie mówić? Przecież Adaś zaraz będzie z nami, nie mogę tego wszystkiego zniszczyć…
Marta patrzyła na mnie, w jej oczach była mieszanina współczucia i bezsilności.
– Ale co, jeśli dziecko będzie do Tomka podobne? Albo… Klara, jak ty z tym wytrzymasz?
Nie miałam pojęcia. Czułam tylko, że jestem w pułapce, z której nie ma dobrego wyjścia.
Prawda wyszła na jaw
Kiedy Piotr przyniósł do domu dokumenty adopcyjne, wyglądał na najszczęśliwszego człowieka na świecie. W jego oczach iskrzyło się coś, co dawno zniknęło – radość, nadzieja, wiara, że teraz wszystko się poukłada. Adaś był już „nasz”. Tylko że ja ledwo stałam na nogach.
Któregoś wieczoru siedziałam na kanapie, wpatrując się w okno, gdy Piotr wszedł do pokoju z kilkoma papierami w dłoni.
– Klara… co to jest? – zapytał cicho.
Spojrzałam na niego, zmarszczyłam brwi. W jego dłoni migał wydruk z mojej wizyty u lekarza – ten, który bezmyślnie wrzuciłam do szuflady.
– Ten termin porodu... ale przecież wtedy cię nie było, wyjechałaś...
Przez moment czułam, jakby ziemia usunęła mi się spod nóg.
– Piotr…
– Czy to dziecko jest moje?! – krzyknął, a jego głos przeszył ciszę w pokoju.
Nie umiałam kłamać. Nie teraz. Pokręciłam głową, a łzy zaczęły spływać po policzkach.
– Klara, Boże, co ty zrobiłaś… – Piotr opadł na fotel, jakby ugięły się pod nim nogi.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego z mieszaniną rozpaczy i wstydu. Miałam ochotę zniknąć, przestać istnieć. A on siedział, milczał, a potem wstał i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Zostałam sama.
Czułam się osamotniona
Minęły trzy dni, odkąd Piotr wyszedł, trzaskając drzwiami. Nie zadzwonił, nie napisał, nie wrócił. W domu panowała cisza, która bolała mnie bardziej niż jego krzyk. Adaś bawił się w swoim nowym pokoju, a ja siedziałam przy kuchennym stole, patrząc na telefon. W końcu zebrałam się na odwagę i wykręciłam numer Tomka.
– Klara? Co się dzieje? – jego głos brzmiał zaskakująco ciepło, ale czułam, że to fałszywy spokój.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem. – Spotkajmy się.
Umówiliśmy się w małej kawiarni, na uboczu. Siedział tam już, z kawą przed sobą, nonszalancko obracając cukierniczkę palcami. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się, ale ten uśmiech zniknął, gdy zobaczył moją twarz.
– Tomek, jestem w ciąży. – Słowa wyleciały ze mnie tak szybko, że przez chwilę wydawało mi się, że on nie zrozumiał.
Spojrzał na mnie, zmarszczył brwi.
– Klara, nie… – westchnął i odsunął się na krześle. – Przecież… To był tylko jeden raz.
– Ale to twoje dziecko – powiedziałam cicho.
Tomek zaczął pocierać twarz dłońmi, a potem spojrzał na mnie z jakimś dziwnym, pustym spojrzeniem.
– Klara, ja mam swoje życie. Żonę. Dzieci. Nie mogę… Nie chcę tego.
– A myślisz, że ja tego chcę?! Ja też mam rodzinę – szepnęłam. – Ale to twoje dziecko, Tomek.
Wzruszył ramionami.
– Przykro mi, ale musisz sobie z tym poradzić sama.
Zostałam sama przy stoliku, patrząc, jak wychodzi bez słowa.
Chciałam to naprawić
Trzy dni później Piotr wrócił. Wszedł cicho, bez ostrzeżenia, jakby nigdy nie odszedł. Siedziałam wtedy na podłodze w pokoju Adasia, układając jego ubranka w szufladzie, choć i tak wiedziałam, że nie potrafię dłużej udawać normalności. Kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, zamarłam. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe.
Piotr stanął w progu, patrzył na mnie długo, ciężko, z tym zmęczonym wzrokiem, który mówił wszystko.
– Nie wiem, co mam teraz zrobić, Klara – powiedział cicho, a jego głos brzmiał jak zgrzytający mechanizm, który od dawna nie był używany. – Chciałem być ojcem. Dla Adasia. Dla nas… A teraz patrzę na ciebie i... nie wiem, kim jesteś.
Podniosłam się powoli, czułam, jak drżą mi nogi.
– Piotr, ja... przepraszam. Ja się pogubiłam. To był błąd, głupi, nie powtórzy się. Ale Adasia chcę wychować z tobą. Proszę, nie odchodź.
Spojrzał na mnie, jakby analizował każde moje słowo.
– Zdradziłaś mnie. Skłamałaś. Miałem ci ufać, ufałem ci jak nikomu. Jak chcesz to teraz naprawić?
– Spróbujmy. Proszę cię, spróbujmy...
Piotr odwrócił wzrok, a ja poczułam, jak moje serce pęka na pół.
– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedział cicho. – Ale dla Adasia... dla niego spróbuję.
Potem wyszedł do pokoju, a ja zostałam sama, w tej ciszy, która teraz ciążyła mi bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Bolesna prawda
Siedzę w pokoju Adasia, patrzę na ściany w kolorze mięty i zdjęcia, które zawiesiliśmy razem z Piotrem, jeszcze zanim wszystko się posypało. Adaś śpi w swoim łóżeczku, spokojny, nieświadomy tego, jak bardzo skomplikowane jest życie jego rodziców. Dotykam dłonią brzucha – rosnącego, coraz wyraźniej zaokrąglonego, który przypomina mi, że niedługo będę musiała się zmierzyć z tym, co nieuniknione.
Piotr wrócił, ale między nami jest mur. Rozmawiamy o adopcji, o pieluchach, o lekarzu dla Adasia. O tym, co codzienne, praktyczne, bezpieczne. Unikamy tematów, które bolą. Nie pyta o ciążę, o ojca dziecka, a ja… boję się powiedzieć o Tomku, boję się, że wtedy Piotr odejdzie na zawsze.
Czasem myślę, że prawda to przekleństwo. Że może lepiej byłoby kłamać, udawać, że to dziecko Piotra, zbudować świat na fikcji, zamiast patrzeć, jak kruszy się ten, który mieliśmy. Ale wiem też, że kłamstwo rozrasta się jak choroba, a ja… nie potrafię już udawać.
Siedzę teraz i myślę o tym, co dalej. Czy będę sama z dwójką dzieci, czy Piotr zdecyduje się zostać. Czy potrafimy być rodziną po tym wszystkim. Nie znam odpowiedzi. Mam tylko nadzieję, że jakoś odnajdziemy w tym wszystkim sens.
A jeśli nie… będę musiała odnaleźć go sama.
Klara, 37 lat
Czytaj także:
- „W noc poślubną mąż nawet na mnie nie spojrzał. Znalazłam pocieszenie, ale straciłam nie tylko rozsądek”
- „Po rozwodzie ledwie starczało mi na tanie parówki i gaz. Nieznajomy emeryt nie był bogaczem, ale się hojnie podzielił”
- „Mój mąż źle mnie traktował, ale teściowa tym 1 zdaniem ukoiła mój niewyobrażalny żal. Trafiła mi się złota kobieta”