Reklama

Nie brakowało mi matki

Dorastałam pod opieką taty. Zdaję sobie sprawę, że to nietypowe, ponieważ zazwyczaj to faceci mają dość życia rodzinnego i znikają w sinej dali. W moim przypadku było na odwrót. Grubo ponad dwie dekady temu moja mama udała się na miesięczny pobyt do przyjaciółki mieszkającej w Irlandii i już jej nigdy nie zobaczyłam. Przepadła jak kamień w wodę, zacierając za sobą wszelkie ślady.

Reklama

Kiedy to się wydarzyło, miałam zaledwie 3 latka i byłam pełna życia. Kompletnie nie rozumiałam, co się wydarzyło. Nie mam pojęcia, czy brakowało mi mamy i czy roniłam z tego powodu łzy, ale chyba dość szybko wymazałam ją z pamięci. Przywykłam do tego, że jedyną bliską mi osobą był tata.

Tata był niewątpliwie centralną postacią w moim życiu, choć nie mogę zapomnieć też o babci. Każdego dnia towarzyszył mi od porannego wstawania aż po wieczorne zasypianie. Chętnie spędzał ze mną czas, czytając bajki, bawiąc się i chodząc na przechadzki. Mówił do mnie pieszczotliwie „moja mała księżniczko” i powtarzał, że jestem jego najcenniejszym skarbem. Mimo braku mamy u boku, czułam się naprawdę szczęśliwa w towarzystwie kochającego taty.

Jak miałam im to wyjaśnić?

Na początku wszystko było pięknie i beztrosko, ale ta sielanka skończyła się wraz z pójściem do szkoły. Wtedy zaczęłam dotkliwie odczuwać nieobecność mamy w moim życiu. Do szkoły zawsze odprowadzał mnie tata, podczas gdy inne dzieci przychodziły za rękę ze swoimi mamusiami. Byłam obiektem zainteresowania koleżanek, które przy każdej możliwej okazji wypytywały mnie, gdzie podziewa się moja mama.

Podczas jednej z przerw powiedziałam do dziewczynki, która nie dawała mi spokoju:

Zobacz także

– Nie mam mamy. Mam tylko tatę i babcię.

– Co ty gadasz? Chyba ci się w głowie przestawiło. Przecież każde dziecko ma mamę – odparła, stukając się palcem w czoło, jakbym opowiadała jakieś dyrdymały.

Strasznie się zasmuciłam, aż łzy poleciały mi z oczu. Przy kolacji wszystko opowiedziałam tacie. Posadził mnie sobie na kolanach.

– Ta twoja koleżanka dobrze mówi. Przecież masz mamę – oznajmił.

– Naprawdę? To gdzie ona jest? – aż się rozpromieniłam.

– Pojechała. Daleko.

– Ale wróci?

– Wróci… W przyszłości… I… I jak już tu będzie, to przywiezie ci masę odjazdowych prezentów. Tamta dziewczynka i reszta dziewczyn pękną z zazdrości – tata objął mnie mocno.

Byłam dzieckiem, więc takie wyjaśnienie było dla mnie w pełni satysfakcjonujące. Nie zadawałam dodatkowych pytań o powody wyjazdu mamy. Ucieszyła mnie perspektywa otrzymania prezentów... Ale to szczęście również nie trwało zbyt długo.

W każdej plotce jest ziarno prawdy

Z biegiem lat, kiedy dorastałam, zaczęłam pojmować coraz więcej. Zadawałam sobie pytanie, czemu mama nie powraca, a nawet nie daje znaku życia przez telefon. Rodzice niektórych moich znajomych z klasy również wyjechali w odległe miejsca, ale regularnie kontaktowali się z bliskimi. Do tego nierzadko odwiedzali rodzinę. A jeśli chodzi o mamę – kompletna cisza. Żadnej wiadomości.

Ojciec za każdym razem zmieniał temat, obiecując, że kiedyś mi wszystko wyjaśni, ale nasi wścibscy sąsiedzi i jego koledzy nie mieli oporów, by wtajemniczyć mnie w szczegóły. Od nich usłyszałam, że podobno matka zwiała i najpewniej już dawno zapomniała, że w ogóle ma dziecko. Nigdy nie darzyła uczuciem ani mnie, ani ojca, byliśmy dla niej tylko ciężarem. Zapewne założyła już nową rodzinę, z którą wiedzie szczęśliwe życie.

Takie słowa dla młodej dziewczyny w okresie dojrzewania były niczym sypanie soli na otwartą, krwawiącą ranę. Miałam poczucie zdrady, oszustwa i głębokiego zranienia. Nie tylko jeśli chodzi o matkę, ale również ojca. Nie potrafiłam pojąć, czemu nie wyznał mi prawdy, a zamiast tego dawał złudną nadzieję, snując opowieści o podarunkach.

Zadawałam niewygodne pytania

Raz nie mogłam się już powstrzymać i zadałam mu to pytanie. Strasznie się wtedy zdenerwował. Darł się na mnie, że nie powinnam dawać wiary tym głupim plotkom, że inni gadają bez sensu, mimo że tak naprawdę nic nie wiedzą.

– Jedynie twoja mama wie, jak było naprawdę. Na pewno ci wszystko wyjaśni, gdy się zobaczycie – usiłował mnie przekonać.

– No a co jeśli do tego nie dojdzie? Jeżeli już nie wróci? Jeśli faktycznie nie chce mieć ze mną nic wspólnego?

– To po prostu niemożliwe. Jestem absolutnie przekonany, że mama cały czas o tobie pamięta. Poza tym, kto mógłby zapomnieć o tak cudownej córuni? – próbował mnie uspokoić.

Ukochany, wspaniały ojciec… W żadnym momencie nie próbował mnie zrazić do mamy. Teraz zdaję sobie sprawę, że sam czuł się przez nią głęboko zraniony i poniżony, prawdopodobnie nawet pałał do niej nienawiścią, jednak trzymał te emocje głęboko w swoim wnętrzu. Nigdy nie słyszałam, żeby obgadywał swoją żonę albo wypowiadał się na jej temat w negatywny sposób. Ale z drugiej strony, unikał też wspominania o fajnych momentach z ich związku. Widziałam po nim, że ciężko mu o tym mówić i to go dołuje.

Unikałam drążenia tematu matki, bo nie chciałam, żeby tata cierpiał. Mimo to, od czasu do czasu, zamykałam się sama w pokoju, przeglądałam fotografie w starym albumie i rozmyślałam o niej. Zastanawiałam się nad tym, czy jej wygląd bardzo się zmienił, czy w ogóle wciąż jest wśród żywych. Zadawałam sobie pytanie, czy kiedykolwiek poznam przyczynę jej odejścia. Mijały lata, a zagadka wciąż pozostawała nierozwiązana.

Wtedy wszystko się zmieniło

To wydarzyło się 3 lata temu. W tamtym okresie byłam studentką, mieszkałam w stolicy w domu studenckim. Prowadziłam dość typową, momentami nieco zwariowaną egzystencję adeptki ekonomii. O swojej mamie i sekretach z nią związanych praktycznie już nie myślałam. Zaprzątały mnie znacznie istotniejsze kwestie: zaliczenia, zajęcia na uczelni, a do tego spotkania z chłopakami i prywatki. Aż pewnego wieczoru zadzwonił mój ojciec. Poinformował mnie, że odwiedziła go ciocia Marysia, siostra mojej mamy.

– Podobno jest z powrotem. Pojawiła się w kraju – dotarło do moich uszu.

– O kim mowa?

– O twojej mamie – odparł. – Przebywa w białostockim szpitalu. Zmaga się z ciężką chorobą nowotworową, przeszła zabieg chirurgiczny i pragnie się z nami spotkać, naprawić relacje...

Kolana mi zadrżały. Przez dłuższy moment byłam niezdolna wykrztusić choćby słowo.

– To jaki mamy plan? Odwiedzimy ją? – zapytałam, gdy emocje już opadły.

– Przepraszam, ale ja nie dam rady. Brakuje mi energii i zapału na taki wyjazd.

– No to chyba też zostanę – wymsknęło mi się.

– Jasne, decyzja należy do ciebie. Jakbyś jednak zmieniła zdanie, przebywa na oddziale onkologicznym – rzucił tata na koniec.

Nie wiedziałam, co robić

Po nieprzespanej nocy, podczas której kłębiły mi się w głowie różne myśli, podjęłam decyzję. Przez wiele godzin nie mogłam zmrużyć oka, ciągle rozpamiętując przeszłość i analizując, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Uświadomiłam sobie, że to szansa, na którą czekałam latami – w końcu będę mogła porozmawiać z matką i dowiedzieć się, co skłoniło ją do porzucenia mnie. Gdzieś w środku czułam gniew, że zdecydowała się na kontakt dopiero teraz, w obliczu ciężkiej choroby. Ale z drugiej strony, wróciły wspomnienia i marzenia z dawnych lat. Ta wiadomość obudziła we mnie dawno skrywane pragnienie poznania prawdy.

Z samego rana podjęłam decyzję. Spakowałam do torby parę ciuchów i ruszyłam prosto na stację kolejową. W drodze do Białegostoku nie planowałam okazywać jej współczucia, a już na pewno nie miałam zamiaru dążyć do pojednania czy przebaczenia. Postanowiłam w końcu dowiedzieć się tego, co od dawna nie dawało mi spokoju. Bez względu na to, jaką dostanę odpowiedź, zamierzałam wygarnąć jej wszystko i powiedzieć, jak bardzo zraniła mnie swoim postępowaniem. Na zawsze zapadnie mi w pamięć moment przekroczenia progu szpitalnej sali.

Czułam, że powinnam ją zobaczyć

Pomimo moich usilnych starań, by opanować emocje, moje serce tłukło się w piersi jak szalone. Zatrzymałam się w drzwiach sali, uważnie wpatrując się w twarze pacjentów. Nagle ją dostrzegłam. Siedziała na łóżku tuż przy oknie. Wyglądała zupełnie inaczej niż na fotografiach. Była strasznie wychudzona, sprawiała wrażenie wyczerpanej... Ale to na pewno była ona! Pośpiesznie skierowałam swoje kroki w jej stronę.

– Karolina? – cicho zapytała. Jego spojrzenie zdradzało nikłą nadzieję.

– Owszem, to ja – miałam ochotę powiedzieć: „mamo”, ale zabrakło mi odwagi.

– Zdaję sobie sprawę, że zapewne czujesz do mnie niechęć i rozumiem, że nie zasługuję na współczucie i przebaczenie, jednak dziękuję ci za to, że tu jesteś – wymamrotała przez łzy.

Gdy zobaczyłam, że płacze, mój gniew momentalnie wyparował, a jego miejsce zajęła litość.

– Wszystko ok? – spytałam z trudem.

– Tak, już tak… Bez wątpienia… Bo jesteś tu ze mną… – odpowiedziała, a na jej twarzy pojawił się uśmiech, mimo łez spływających po policzkach.

Wyznała mi prawdę

Po dwóch dekadach mama w końcu zdradziła, co się z nią działo przez cały ten czas. Prawda okazała się zaskakująca – nie wróciła do taty, ponieważ się zakochała… Ta miłość całkowicie zawróciła jej w głowie, sprawiając, że straciła kontakt z rzeczywistością. Niestety, po paru latach partner znudził się nią i porzucił ją niczym zużyty sprzęt. Popadła wówczas w przygnębienie i zaczęła nadużywać alkoholu. Jej życie legło w gruzach. Przez jakiś czas nie miała dachu nad głową i była zmuszona korzystać z pomocy przytułku. Pięć lat temu wzięła się w garść i powróciła do ojczyzny. Osiadła w Białymstoku i podjęła zatrudnienie.

Nikomu nie pisnęła ani słówka o tym, że wróciła do Polski. Nawet najbliżsi, siostra i rodzice, nie mieli o niczym pojęcia. Paraliżował ją wstyd i strach przed odrzuceniem. Dopiero choroba pchnęła ją do przełamania się i wyznania prawdy.

– Zdaję sobie sprawę, że nie można odzyskać straconego czasu. Ale czy dałabyś mi szansę? Zależy mi na tym, żeby cię bliżej poznać – spojrzała na mnie z nutą nadziei w oczach.

– Najpierw powinnaś dojść do siebie. Później się nad tym zastanowimy – odpowiedziałam dyplomatycznie. Gniew na matkę już ze mnie uleciał, ale jednocześnie nie czułam potrzeby, by od razu padać jej w ramiona.

Od tamtych wydarzeń zdążyło upłynąć sporo wody w rzece, a dokładniej – 3 lata. Wiele się zmieniło. Mamie udało się pokonać chorobę i teraz wiedzie życie na Podlasiu. U mną też sporo się działo – udało mi się skończyć studia i zdobyć dyplom, więc postanowiłam powrócić do miejsca, gdzie się wychowałam. Pewnie zastanawiacie się, czy rozmawiam z matką? Tak, ale nie powiedziałabym, że jesteśmy ze sobą jakoś mocno zżyte.

Zdarza się, że rozmawiamy przez telefon, a nawet miałam okazję spędzić u niej jeden raz Wigilię, ale to wszystko. Mogła liczyć na coś więcej, tylko że... Zdążyłam się przyzwyczaić do jej nieobecności w moim życiu. I nie mam zamiaru tego zmieniać.

Reklama

Karolina, 25 lata

Reklama
Reklama
Reklama