Reklama

Było coś magicznego w porankach spędzanych razem z Maćkiem. Nasze mieszkanie wciąż pachniało kawą, a na parapecie w kuchni leniwie układało się słońce. Przez dwa lata zdążyliśmy wypracować swoje małe rytuały – wspólne śniadania, żarty o sąsiadach z bloku naprzeciwko, wieczory z serialami, które oglądaliśmy na raty, bo Maciek zawsze zasypiał w połowie odcinka.

Reklama

Nie byliśmy idealni

Nieraz irytowały mnie jego niedopowiedzenia i ta jego typowa, chłopięca beztroska, którą kochałam, ale która jednocześnie doprowadzała mnie do szału, gdy przychodziło do poważnych rozmów.

– Myślałem, że będzie ci to obojętne – potrafił powiedzieć z rozbrajającym uśmiechem, gdy zapominał o czymś ważnym.

Ale mimo wszystko miałam wrażenie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Może nie gotowi na wielkie kroki, jak ślub czy dzieci, ale szczęśliwi tu i teraz.

Szuflada z dokumentami Maćka zawsze była lekko chaotyczna, jak zresztą wszystko, czego się dotykał. Paragony sprzed kilku lat, jakieś nieotwarte listy i pliki papierów spiętych gumką recepturką, która już dawno straciła elastyczność. Przeglądałam to wszystko w pośpiechu, szukając rozliczenia za prąd. Wtedy coś przykuło moją uwagę – ozdobna, czerwona koperta z błyszczącym nadrukiem. „Dla najukochańszego Maćka” – głosił napis na froncie, wypisany drobnym, pochylonym pismem. Poczułam niepokój. To nie było moje pismo.

Otworzyłam kopertę. W środku znajdował się list, napisany na świątecznym papierze w stylu wiadomości od Świętego Mikołaja. Na górze widniał nagłówek: „Kochany, mamy najpiękniejszy prezent na świecie!”. Zanim zdążyłam zareagować, coś ciężkiego wysunęło się na moje kolana – plastikowy test ciążowy. Wynik był jednoznaczny: dwie wyraźne, różowe kreski.

Byłam wstrząśnięta

– Maciek? – zawołałam, czując, jak serce przyspiesza z każdą sekundą. – Maciek!

W przedpokoju rozległy się kroki. Pojawił się w drzwiach, z lekko zmieszaną miną, jakby już wiedział, co trzymam w dłoniach.

– Co to jest? Dlaczego w twojej szufladzie leży test ciążowy? – Zapytałam lodowatym tonem.

– Co? Jaki test? – Wydukał, próbując podejść bliżej. – Poczekaj, zaraz ci wszystko wyjaśnię.

– Wyjaśnij teraz! – Rzuciłam ostro, czując, że coś we mnie pęka.

Zaczął mówić, ale jego słowa były jak tuman mgły. Mętne, niejasne i kompletnie niewiarygodne. W tej jednej chwili wiedziałam, że coś przede mną ukrywa.

– Julia, to nie tak, jak myślisz… – zaczął Maciek, unosząc ręce w uspokajającym geście.

– Więc jak? Wytłumacz mi, dlaczego w twojej szufladzie znalazłam test ciążowy i list od jakiejś dziewczyny? – Wycedziłam, trzymając kopertę w dłoni jak dowód zbrodni.

Maciek zawahał się, jego wzrok uciekał na boki, jakby szukał pomocy, której tu nie było.

– To… to nie ma nic wspólnego z nami – odwrócił wzrok, a jego ramiona opadły, jakby właśnie przegrał jakąś wewnętrzną walkę.

– Nic wspólnego z nami? – wybuchnęłam. – To test ciążowy!

Próbował tłumaczyć

Zaczął mówić szybciej, jakby chciał wszystko załatwić jednym chaotycznym zdaniem:

– To od Ani, mojej byłej. Wpadła tu kilka dni temu i zostawiła to. Nie wiem dlaczego. Nie miałem czasu tego wyrzucić.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Ania. Jej imię zawsze unosiło się w tle naszego związku, jak zapomniany, niewygodny przedmiot, o którym oboje udawaliśmy, że nie trzeba rozmawiać.

– Zostawiła to? – powtórzyłam cicho, niemal szeptem. – I co jeszcze „zostawiła”? Maciek, o czym ty mi nie mówisz?

– Julia, to nic nie znaczy… – Zaczął znowu, ale przerwałam mu, wbijając wzrok w jego twarz.

– Nie znaczy? To czemu w ogóle tu była? Co to za prezent? – Złość wypełniła mnie od stóp do głów. Czułam, jak ręce zaczynają mi drżeć.

Maciek spuścił głowę, jakby liczył, że jeśli nie będzie patrzył na mnie, to uniknie konsekwencji.

– Przyszła do mnie, bo… – urwał na chwilę. – Chciała porozmawiać.

– Porozmawiać? – Wyrzuciłam z siebie, nie mogąc uwierzyć. – O czym? O dziecku, które z tobą planuje?!

– Nie planuje! – wykrzyknął. – Ono już… Ja nie mam z tym nic wspólnego!

Nie uwierzyłam mu

Widziałam w jego oczach, że coś ukrywa, a jego słowa były zbyt płytkie, by zatrzymać wodospad moich podejrzeń. Rozumiałam już, że to dopiero początek prawdy, którą bał się wyznać. Maciek wyszedł do kolegi i wrócił dopiero w nocy.

Nie mogłam spać całą noc. Siedziałam na łóżku z listem i testem ciążowym leżącym obok mnie. W głowie kłębiły się myśli. „Co to w ogóle ma znaczyć?”. Nad ranem, zanim jeszcze zrobiło się jasno, sięgnęłam po telefon. Szukanie Ani w mediach społecznościowych nie zajęło mi długo. Otworzyłam jej profil. Uśmiechnięte zdjęcia, komentarze pełne zachwytów, ale w tle – coś w jej spojrzeniu, co wydawało mi się niemal triumfalne.

„Muszę to wiedzieć” – pomyślałam, zanim napisałam krótką, bezpośrednią wiadomość: „Cześć, znalazłam Twój list i test u Maćka. Chcę porozmawiać”. Nie minęło pięć minut, gdy przyszła odpowiedź: „Nie musimy pisać. Spotkajmy się. W kawiarni na rogu”. Zacisnęłam szczękę. Wiedziałam, o którą chodzi. Kawiarnia na rogu ulicy – ta sama, o której Maciek kiedyś wspominał, że „tam zawsze chodzili na kawę”.

Spotkałam się z nią

Anka przyszła punktualnie, ubrana w dopasowany płaszcz i z szalem, który idealnie podkreślał jej nienaganną figurę. Była pewna siebie, jakby wszystko już dawno zaplanowała.

– Długo zajęło ci, żeby mnie znaleźć – zaczęła bez wstępu, siadając naprzeciwko mnie.

– Nie przyszłam na pogaduszki. Powiedz mi, o co chodzi.

Ania uśmiechnęła się lekko, jakby z lekką pogardą.

– Maciek nie powiedział ci prawdy? Cóż, jak zwykle. Nie umie tego robić – wyciągnęła telefon i zaczęła przeglądać coś w galerii, zanim podsunęła mi ekran. Zdjęcie – ona i Maciek, przytuleni, uśmiechnięci. Datowane na kilka tygodni temu.

– Raz wystarczył – jej wzrok stał się twardszy. – A teraz jestem w ciąży. On o tym wie, ale wiesz, jaki jest, myśli, że jeśli nie powie, to problem sam zniknie.

– I postanowiłaś wpakować mi to pod nos? – zapytałam ostro, czując, jak łzy cisną mi się do oczu.

– Nie mam nic do ukrycia – odpowiedziała spokojnie. – A ty?

Byłam rozbita. Wyszeptałam coś niezrozumiałego, złapałam torebkę i wybiegłam z kawiarni. Ania mnie nie zatrzymała. Po co? Wygrała. Wróciłam do domu z sercem rozbitym na milion kawałków, gotowa do kolejnej, ostatniej konfrontacji.

Oszukał mnie

Maciek siedział na kanapie, wpatrując się w telefon. Gdy mnie zobaczył, jego twarz spochmurniała, a ramiona zadrżały, jakby próbował przygotować się na cios.

– Powiedz mi prawdę. Wszystko. Teraz – moje słowa były spokojne, ale czułam, że za chwilę mogę wybuchnąć.

Maciek spuścił głowę, a cisza, która zapanowała, była gorsza niż jakiekolwiek wyznanie.

– Spotkałem się z nią raz, mówiłem ci – zaczął w końcu, jego głos był tak cichy, że ledwo go słyszałam. – To było kilka miesięcy temu. Przypadkowo. Nie byłem wtedy szczery, to nie była tylko kawa. Nie planowałem tego, ale… skończyło się, jak się skończyło.

Poczułam, jak wszystko we mnie zamarza.

– A potem co? Myślałeś, że to po prostu zniknie? – spytałam drżącym głosem.

– Nie wiedziałem, co robić – wyznał. – Nie sądziłem, że ona naprawdę jest w ciąży. Myślałem, że blefuje.

– Blefuje? – przerwałam mu, czując, jak gniew rozrywa mnie od środka. – Myślałeś, że wszystko to blef? Że dziecko, które może być twoje, to żart?

Miałam dosyć

Maciek milczał, a jego twarz wyrażała coś, co można było nazwać żalem, choć nie byłam pewna, czy to nie było jedynie poczucie przyłapania.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś? – spytałam, bardziej do siebie niż do niego. – Myślałeś, że nigdy się nie dowiem?

– Bałem się – przyznał w końcu. – Nie chciałem cię stracić.

Zaśmiałam się gorzko, choć łzy płynęły mi po policzkach.

– Więc postanowiłeś mnie oszukać? To był twój plan na utrzymanie tego związku?

Maciek wyciągnął rękę, jakby chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się.

– To był błąd. Ogromny błąd. Ale kocham cię. Proszę, daj mi szansę, żebym mógł to naprawić.

Spojrzałam na niego, próbując znaleźć w sobie coś, co pozwoliłoby mi mu uwierzyć. Ale wszystko, co widziałam, to kłamstwa.

– Zrujnowałeś coś, co mogło być piękne. Nie potrafię z tym żyć.

Wstałam, czując, że to koniec. Zostawiłam go na tej kanapie – smutnego, bezradnego i tak bardzo oddalonego od człowieka, którego myślałam, że znam. Wiedziałam, że tym razem to ja muszę odejść, żeby ocalić siebie.

Podjęłam decyzję

Spakowałam najważniejsze rzeczy. Każdy ruch wydawał się nierealny, jakbym obserwowała siebie z boku. W głowie wciąż słyszałam jego słowa, jego błagania. Część mnie chciała odwrócić się, zostać, uwierzyć, że to był tylko jeden błąd. Ale każda chwila spędzona z tym listem, tym testem ciążowym, z jej triumfalnym uśmiechem w kawiarni, przypominała mi, że to nie była chwila. To było echo. Echo zdrady, które brzmiało we wszystkim, co teraz mówił.

Maciek siedział na kanapie, jakby zamienił się w posąg. Nawet nie próbował mnie zatrzymać. W końcu odezwał się cicho, kiedy sięgałam po klamkę:

– Czy to już naprawdę koniec?

Zatrzymałam się na moment. Moje serce zadrżało, ale nie odwróciłam się.

– Koniec był wtedy, kiedy postanowiłeś mnie zdradzić – odpowiedziałam.

Wyszłam, a za drzwiami powietrze wydawało się lżejsze, choć ciężar na piersi wciąż mnie przytłaczał. Każdy krok w dół schodów był trudny, ale z każdym czułam, że odzyskuję część siebie.

Reklama

Julia, 26 lat

Reklama
Reklama
Reklama