„Gdy mój mąż zniknął w cieniu altany, bałam się, że mnie oszukuje. To, co odkryłam przerosło moje najczarniejsze myśli”
„Kiedy przed wyjazdem Marek coraz częściej chodził zamyślony, kiedy nie odbierał moich pytań na serio i rzucał, że wszystko w porządku, nie drążyłam. Nie chciałam być tą podejrzliwą. Chciałam być tą, która ufa. Ale gdzieś w środku siedziała we mnie nieprzyjemna myśl, że może on coś jednak ukrywa”.

- Redakcja
Mówią, że urlop to czas oddechu. Czas dla siebie, dla bliskich, dla relacji. Właśnie tego potrzebowałam – wylogowania się z rzeczywistości. Marek też. Pracował ostatnio jak szalony, wracał późno, prawie się mijaliśmy. Urlop nad morzem miał być powrotem do siebie. Miał być... resetem. Dla niego i dla mnie. Byliśmy razem od dziesięciu lat. Uważałam nasz związek za silny, oparty na zaufaniu i szczerości. Nie jesteśmy idealni – kłócimy się, bywamy złośliwi, cisi, uparci. Ale potrafiliśmy się śmiać, trzymać za ręce w kinie, zasypiać plecami do siebie, bo było nam za ciepło. A mimo to – z miłością.
Dlatego kiedy przed wyjazdem Marek coraz częściej chodził zamyślony, kiedy nie odbierał moich pytań serio i rzucał: „wszystko w porządku”, nie drążyłam. Nie chciałam być tą podejrzliwą, czepialską. Chciałam być tą, która ufa. Ale gdzieś w środku siedziała we mnie mała, nieprzyjemna myśl, że może on coś jednak ukrywa. Nie zdradę, nie romans. Ale coś, co równie mocno może wstrząsnąć związkiem. Kłamstwo. A z kłamstwami mam problem. Bo dla mnie to właśnie one są najgorszą formą zdrady.
Ukrywał coś przede mną
Grillowaliśmy na tarasie domku letniskowego. Marek był jakiś spięty, choć próbował się śmiać z żartów mojego brata i co chwilę dolewał sobie piwa. W końcu jego telefon zawibrował. Zmarszczył czoło, zerknął na ekran i – nie tłumacząc się – odszedł na bok. Zniknął za domkiem. Podążyłam za nim wzrokiem. Stał tyłem do nas, z telefonem przy uchu, jedna ręka w kieszeni, drugą pocierał kark. Szeptał coś nerwowo, ale głos miał podniesiony. Kiedy Tomek – jego brat – przeszedł obok, słyszałam, jak mruczy do niego z irytacją, nie wiedząc, że stoję w cieniu altany:
– ...ale ty miałeś to spłacić, zanim Natalia się dowie… Przecież tak się umawialiśmy...
Zamarłam. Cofnęłam się szybko, jakby mnie przyłapano. Usiadłam z powrotem przy stole, ale serce waliło mi jak oszalałe. Spłacić co? Co miał przede mną ukryć? Gdy Marek wrócił, udawałam, że nic nie słyszałam.
– Kto dzwonił? – zapytałam spokojnie.
– Eee... klient. Sprawy firmowe.
– Słyszałam coś o spłacie. To nie brzmiało jak rozmowa z klientem.
Spojrzał na mnie ostro.
– Znowu szukasz problemów?
– Nie szukam. One same się znajdują – odpowiedziałam cicho, ale pewnie.
Nie odpowiedział. Zajął się kiełbasą na grillu, jakby nic się nie stało. A ja siedziałam, zaciskając dłonie pod stołem. Może to błahostka. A może właśnie zaczęłam odkrywać coś, czego nie powinnam.
Czułam narastający niepokój
Kinga zauważyła, że coś jest nie tak, zanim w ogóle zaczęłam mówić.
– Co się dzieje? – zapytała, siadając obok mnie na kocu.
Byliśmy na plaży. Marek z Tomkiem grali w siatkówkę z dzieciakami. Ja tylko patrzyłam w fale, czując narastający niepokój.
– Usłyszałam kawałek rozmowy... – zaczęłam powoli. – Jak mówił do Tomka, że miał to spłacić, zanim ja się dowiem...
Kinga zmarszczyła brwi.
– Może coś w pracy?
– Może... Ale Marek się wyparł. I rzucił, że znowu szukam problemów.
Milczałyśmy chwilę.
– Natalia... Może ma jakieś długi? Może to coś poważnego, ale myśli, że cię ochroni?
– On nie musi mnie chronić – parsknęłam. – Musi mi ufać.
Kinga spojrzała na mnie ostro.
– Znasz siebie. Ty nigdy nie grzebiesz w cudzych rzeczach. Jeśli chcesz to zrobić, to znaczy, że coś cię naprawdę gryzie.
Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że ma rację. Tego samego wieczoru, kiedy Marek poszedł pod prysznic, usiadłam przy jego torbie. Palce drżały. Znalazłam kilka nieotwartych kopert. Wszystkie z pieczątką. To były wezwania do zapłaty. Otworzyłam jedną. Firma windykacyjna. Druga – zaległość za leasing. Trzecia – nakaz zapłaty z sądu. Zrobiło mi się zimno. Trzymałam je w rękach, jakby były trujące. Nie chciałam tego wiedzieć. Ale teraz już nie było odwrotu.
Robił ze mnie idiotkę
Nie spałam całą noc. Patrzyłam, jak Marek spokojnie oddycha, jak drga mu powieka we śnie. Chciałam wierzyć, że miał powód, żeby milczeć. Że to chwilowy kryzys. Że miał plan, tylko coś nie wyszło. Ale rano, kiedy wyszedł na taras z kawą i udawał, że wszystko jest jak zawsze, nie wytrzymałam.
– Marek, musimy pogadać – powiedziałam stanowczo, pokazując koperty. – Co to jest?
Spojrzał na mnie, a potem na papiery. Twarz mu zesztywniała.
– Nie powinnaś tego ruszać.
– Nie powinnam?! Serio?! – głos mi zadrżał. – Marek, ty masz dziesiątki tysięcy długu, a ja się o tym dowiaduję, bo przypadkiem podsłuchałam rozmowę przez telefon?!
– Chciałem ci powiedzieć, ale...
– Ale co?! – przerwałam mu. – Chciałeś mnie dalej okłamywać i udawać, że wszystko gra?! My tu sobie siedzimy na plaży, grillujemy, śmiejemy się, a ty sięgasz dna i robisz ze mnie idiotkę!
Zamilkł. Zsunął okulary przeciwsłoneczne z nosa, jakby go parzyły.
– Bałem się, Natalia. Bałem się, że jak się dowiesz... to odejdziesz.
Przez chwilę był tylko szelest liści na wietrze. Patrzyłam na niego i czułam... pustkę.
– Marek, nie chodzi o długi. Chodzi o to, że kłamałeś. Że wolałeś mnie oszukiwać niż zaufać – powiedziałam cicho.
Nic nie odpowiedział. Usiadł na krześle i wbił wzrok w ziemię.
A ja... ja zaczęłam się zastanawiać, kim on właściwie jest. I czy kiedykolwiek go znałam.
Miałam w sercu wyrwę
Wyszłam z domku i poszłam w stronę plaży. Bez słowa. Bez planu. Czułam się, jakbym miała w środku wyrwę, która z każdym krokiem robi się większa. Słońce świeciło jakby na złość. Turyści śmiali się, dzieci chlapały wodą. A ja, w samym środku tego obrazka, czułam się jak cień. Usiadłam na piasku i zaczęłam grzebać dłonią w muszlach. Przypomniałam sobie początki z Markiem – jego nieśmiałe uśmiechy, jak nosił mnie na barana po lesie, jak mówił, że jestem jego domem. Gdzie to się zgubiło? Zadzwoniłam do Kingi.
– Hej... możesz gadać?
– Jasne. Co się stało?
– Wszystko. Znalazłam wezwania do zapłaty. Długi, windykacje... A on... on tylko siedział i mówił, że się bał.
Przez chwilę w słuchawce była cisza. Potem jej głos:
– Natalia, on cię okłamywał miesiącami. Nie uratujesz kogoś, kto nie chce być szczery.
– Ale może... może on naprawdę myślał, że robi dobrze? Że mnie chroni?
– Serio? Tyle lat jesteście razem i nie przyszło mu do głowy, że bardziej niż „chronienia” potrzebujesz prawdy?
Zacisnęłam usta. Kinga była brutalna. Ale mówiła to, czego ja sama nie chciałam powiedzieć na głos.
– I co teraz? – zapytałam cicho.
– To już twoja decyzja. Albo przebaczasz i budujecie od nowa. Albo... przestajesz łatać coś, co i tak przecieka.
Patrzyłam na morze i nie wiedziałam, czy czuję ulgę, czy żal.
Nie wszystko da się posklejać
Kiedy wróciłam, Marek siedział przy stole z pustym kubkiem po kawie. Nie ruszył się, tylko patrzył na mnie, jakbym była ostatnią osobą na świecie, która może jeszcze coś zmienić. Usiadłam naprzeciwko. Nie zamierzałam się spieszyć. Milczenie, które między nami zapadło, było cięższe niż jakiekolwiek słowa.
– Powiedz mi prawdę. Wszystko. Od początku – powiedziałam w końcu.
Wziął głęboki wdech.
– Firma zaczęła się sypać już w zeszłym roku. Miałem nadzieję, że to chwilowe, że się odbijemy. Brałem zlecenia poniżej kosztów, tylko żeby nie stracić ludzi. Zaczęły się opóźnienia w płatnościach, potem leasingi, kredyty, telefony z banku. I zanim się obejrzałem, byłem w czarnej dziurze.
– I nic mi nie powiedziałeś?
– Wstydziłem się. Myślałem, że cię zawiodłem. Że stracisz do mnie szacunek.
Pokręciłam głową. Łzy paliły mnie pod powiekami.
– Ale już go straciłam – szepnęłam. – Nie przez długi. Przez kłamstwa.
Przyłożył dłonie do twarzy. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim nie męża, nie opokę. Tylko człowieka. Zmęczonego, przestraszonego, pogubionego.
– Nie błagam cię, żebyś została – powiedział cicho. – Ale błagam, żebyś uwierzyła, że nie zrobiłem tego z obojętności. Chciałem cię oszczędzić, nie skrzywdzić.
Siedzieliśmy w ciszy. Już nie w złości, ale też nie w zrozumieniu. Bo nie wszystko można posklejać jednym „przepraszam”.
Natalia, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pojechałam do hotelu na Helu i odkryłam brudny sekret. Mój mąż będzie się smażył w piekle jak mielony na oleju”
- „Pojechałam do Rewala i spotkałam swoją miłość sprzed 27 lat. Był z żoną i 3 dzieci, ale łypał na mnie tęsknym oczkiem”
- „Nieurodziwy sąsiad zabrał mnie windą do nieba. Osiągnęliśmy piękny szczyt, ale zaraz potem zaliczyłam twarde lądowanie”