„Gdy odwiedziłam swojego faceta w Anglii, poznałam tajemnicę jego sukcesu. Nieźle to sobie wymyślił ten leń i głąb”
„Zza ściany dobiegały do mnie jej gniewne czeskie wrzaski, przeplatane komentarzami tego kłamcy. Nie miałam zamiaru dłużej tego słuchać ani czekać na to, co powie. No to takie są efekty jego starań! Tym się para, a mnie od dłuższego czasu robi w konia!”.
- listy do redakcji
Pojechałam do niego w odwiedziny
Opuściłam wagon na peronie. Prawdę powiedziawszy, w tym miejscu metro zmieniało się w zupełnie zwyczajny pociąg jeżdżący po powierzchni. Budowanie podziemnych tras na peryferiach, a już na pewno poza granicami miasta, jest nieopłacalne. A to była najzwyklejsza wioska. Przez szybę dostrzegłam nawet parę krówek na łące. Mieścina leżała niedaleko Londynu, do rezydencji królewskiej było mniej niż trzydzieści kilometrów, sporo zieleni i pól uprawnych. Niezłe położenie. W takim otoczeniu przyjemnie mieszkało się mojemu Jędrkowi. Jędrek… O rany, ale mi go brakowało!
W gruncie rzeczy nie przemyślałam tej decyzji zbyt dokładnie. Po prostu tak bardzo chciałam go zobaczyć! Nasz związek trwał już trzy lata, ale przez ostatnie kilkanaście miesięcy kontaktowaliśmy się głównie przez internet. No i oczywiście widzieliśmy się w czasie wakacji. Nic więc dziwnego, że ciągle za nim tęskniłam. Bez przerwy zerkałam na zegarek, licząc minuty do następnej rozmowy czy spotkania...
Gdy tylko w ofertach last minute przewoźnika lotniczego zobaczyłam bilety za jedyne 199 złotych w dwie strony, decyzja była natychmiastowa. „Andrzej będzie zachwycony niespodzianką – pomyślałam z radością. – Cudowny długi weekend we dwoje, a potem znów powrót do rzeczywistości. Oczekiwanie aż zadzwoni, codzienne obowiązki, szaruga i samotne wieczory. Ale cóż, tak to już bywa". Dopiero zaczynamy dorosłe życie, więc pora zakasać rękawy i ciężko pracować, żeby móc bez obaw planować wspólną przyszłość i myśleć o dzieciach.
Trafił wreszcie na dobrą pracę
W moim przypadku w ojczyźnie wszystko układało się dobrze. Pełnię funkcję lidera grupy w banku. Andrzej radził sobie gorzej, nie potrafił się przystosować do polskich realiów. Cokolwiek rozpoczynał, to momentalnie porzucał, a właściwie to inni z nim kończyli współpracę. Najpierw trafił na przełożonego głupka, potem na despotę, a na koniec na durnia i dusigrosza. Przez ponad rok nasłuchałam się historii o całej rzeszy ludzi, którzy go wykorzystywali. Nie było wśród nich ani jednej porządnej osoby, która pozwoliłaby mu się sprawdzić za godziwe wynagrodzenie. Powoli zaczęło kiełkować we mnie podejrzenie, że problem nie leży w szefach Andrzeja, tylko coś z nim samym jest nie w porządku.
Pewnego dnia postanowił wyemigrować na Wyspy Brytyjskie. Zapowiadał, że tam udowodni wszystkim swoją wartość, jednak początkowy okres pobytu nie był usłany różami. Załamany, ponurym tonem głosu informował mnie przez telefon albo komunikator internetowy, że i tu sytuacja jest nie do zniesienia. Andrzej kreował się na ofiarę nieudolnych rządów w naszym kraju i na kontynencie, a także zaczął uskarżać się na swoich pierwszych pracodawców z Anglii. Krótko mówiąc, historia wciąż trwała. Aż do pewnego momentu. Jakieś trzy miesiące po jego wyjeździe nastąpił przełom. Rozpromieniona, pełna entuzjazmu twarz, problemy zniknęły, skończyło się życie z dnia na dzień. Odniósł zwycięstwo.
Zobacz także
Razem z nim dzieliłam tę radość. Przepełniała mnie duma, że mój Andrzej, będąc na obczyźnie, w zupełnie nowym środowisku, poradził sobie i osiągnął sukces, w dodatku posługując się językiem angielskim. Wcześniej brakowało mu funduszy na podróż powrotną, a gdy sytuacja się zmieniła, zaczęło brakować mu czasu nawet na odwiedziny czy rozmowy przez telefon. Rozumiałam tę sytuację, bo sama borykałam się z trudnościami w pracy, więc potraktowałam te ograniczenia jako cenę, jaką trzeba zapłacić za dobrą posadę. Jaką konkretnie? Nigdy nie zdradził mi tego wprost. Wspomniał tylko, że pracuje gdzieś w branży usługowej.
Ciekawe, czy się ucieszy
Szłam przez miasteczko, przyglądając się szarym, ceglanym budynkom. Prawdę mówiąc, architektura w tym miejscu nie zachwyca, brakuje jej rozmachu, ale być może ta oszczędność jest powodem bogactwa tego kraju... Zerknęłam na świstek papieru z adresem. To tutaj. Andrzej nigdy nie podał mi swoich danych kontaktowych, ale przy dwóch okazjach, gdy wysyłał mi paczki, na formularzach widniał adres nadawcy. Moja twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem. Za chwilę go spotkam. Jeżeli jeszcze nie dotarł do mieszkania z pracy, poczekam na niego. Zastanawiam się, czy będzie zadowolony z mojej wizyty.
Wcisnęłam dzwonek przy wejściu. W środku rozbrzmiał dźwięk. Moment później usłyszałam szelest z drugiej strony, a potem drzwi lekko się uchyliły. W wąskiej szczelinie pojawiła się kobieca twarz. Niewielka szpara uniemożliwiała zobaczenie całej postaci, ale i tak od razu było widać, że to śliczna blondyna przed trzydziestką, ubrana jedynie w podkoszulek i majtki. Zaniemówiłam na parę sekund.
Kobieta zapytała mnie w języku angielskim, czego chcę. Po jej akcencie od razu było wiadomo, że na pewno nie pochodziła z Anglii.
– Czy zastałam Andrzeja? – wykrztusiłam z siebie pierwsze, co mi wpadło do głowy.
Dziewczyna kompletnie zbaraniała, gdy usłyszała polską mowę, po czym odwróciła się i zawołała, tym razem już nie po angielsku:
– Jakaś kobieta czegoś od ciebie chce!
Ten jego sukces ma blond włosy
Mój Andrzejek pojawił się w głębi korytarza, mając na sobie jedynie bieliznę i trzymając w ręku puszkę piwa. Na widok mojej twarzy pomiędzy futryną a lekko uchylonymi drzwiami zastygł w bezruchu. Wyglądał trochę jak posąg greckiego bóg piękna, ale jakby po przejściach i z nadwagą, jakieś dwie dyszki kilo ponad antyczne standardy.
– Helenka?! – wybełkotał w końcu, totalnie ogłupiały. – A ty skąd? Jakim sposobem...
– No a ty? – bąknęłam, równie zdziwiona, ale po chwili zalała mnie fala wściekłości. – A to kto?! – ryknęłam, celując palcem w stronę młodej dziewoi z Czech.
– Helenka, to nie jest tak, jak myślisz. Ja tylko... – próbował się tłumaczyć przez przedpokój i uchylone drzwi, w bokserkach i z piwem w ręce.
Nie zdążył dokończyć swojej wypowiedzi. Dziewczyna z hukiem zamknęła drzwi, ledwie zdążyłam umknąć. Zza ściany dobiegały do mnie jej gniewne czeskie wrzaski, przeplatane komentarzami tego kłamcy. Nie miałam zamiaru dłużej tego słuchać ani czekać na to, co powie. No to takie są efekty jego starań! Tym się para, a mnie od dłuższego czasu robi w konia! Ta lafirynda pewnie go tu utrzymuje, tak jak ja robiłam to w kraju.
Nic dziwnego, że sprawiał wrażenie tak usatysfakcjonowanego. Z jednej strony urocza laska, z drugiej też niezła sztuka, na dodatek niezbyt bystra i oddana. A każda z nich z ochotą oddaje mu swoją wypłatę i chętnie wskakuje do łóżka. Jak on to wykombinował? Czy my, kobity, bez znaczenia skąd pochodzimy, jesteśmy aż tak głupie?
Tu nie ma już co wyjaśniać!
Pędziłam co sił w nogach w kierunku stacji, chcąc jak najprędzej stamtąd zniknąć. Wbiegłam na peron, mając farta, bo skład akurat szykował się do odjazdu. Już po chwili dostrzegłam przez szybę wagonu sylwetkę Andrzeja, który wypadł z tunelu i chaotycznie kręcił się po peronie. Na szczęście drzwi zdążyły się domknąć, a wagony ruszyły z miejsca, więc został daleko w tyle. Nie mam ochoty cię więcej widzieć! Zjeżdżaj!
Siedząc w knajpce w samym sercu Londynu, zamyśliłam się nad swoim życiem, gapiąc się tępo w ciemny płyn w filiżance. Wcześniej łamaną angielszczyzną udało mi się jako tako złożyć zamówienie na małe co nieco – kawę i jakieś ciastko. Zostały mi trzy dni do wylotu, a ja miałam w portfelu jedynie garstkę funtów. Wzięłam je tak na czarną godzinę, kompletnie nie spodziewając się, że przyjdzie mi tu za cokolwiek płacić poza samym dojazdem! Musiałam jakoś przetrwać ten czas.
Przez trzy dni będę przebywać w tym miejscu, a po powrocie do ojczyzny długo będę wspominać swoją nieudaną miłość... Zwiedzanie tego miasta zupełnie mnie nie interesowało, mimo że jeszcze parę godzin wcześniej sumiennie zaznaczałam w moim przewodniku ciekawe atrakcje turystyczne. W tamtej chwili mogłam myśleć tylko o tym, jaka jestem nieszczęśliwa. Przeklęta Wielka Brytania! Co by było, gdyby Andrzej tu nie przyleciał? I tak by mnie zostawił, siedziałby u mnie na utrzymaniu dopóki nie znalazłby innej. Jakiejś młodszej, ładniejszej, a może nawet bogatszej dziewczyny. I tak samo naiwnej jak ja.
Fakt, wyjazd za granicę to tutaj nie jest istotna kwestia. Facet jest po prostu egoistą, interesuje go tylko własny interes. Tak na serio, to chyba dobrze się stało, że teraz się o tym dowiedziałam, a nie za parę lat, kiedy byłabym już starsza, z jednym albo i dwójką dzieciaków, porzucona przez egocentryka dla jakiejś innej laski. Dobra, jeszcze jedno ciasteczko i do tego kolejna kieliszek wódki. I następny. Smutki uciekajcie, należy mi się. Co tu dużo gadać – upiłam się.
Spotkałam tego faceta w pubie. Nie chciał się odczepić. Kiedy usłyszał mój kulawy angielski, dopadł do mnie i wdał się w pogawędkę. Też jest z Polski, od paru lat mieszka w Anglii. Wylałam przed nim żale, szlochając i przeklinając wszystkich facetów na świecie. Wysłuchał mnie wyrozumiale. Potakująco kiwał głową, posyłał mi pełne współczucia uśmiechy, nie mógł uwierzyć, że Andrzej zrezygnował z takiej perełki jak ja. Postawił mi też parę drinków. Stopniowo traciłam kontakt z rzeczywistością...
Wujazd był gorszy niż zakładałam
– Słuchaj Helenka, Polacy zawsze wspomogą bliźnich w tarapatach. Damy radę cię gdzieś ulokować. Przynajmniej do rana. A jutro będziemy kombinować, co dalej… – facet wpuszczał gości do mieszkania w fatalnej, komunalnej kamienicy,.
Przyjęłam jego propozycję noclegu i ruszyłam za nim. Cały świat wokół mnie wirował – neony baru, reflektory przejeżdżających aut, kontrolki w taksówce, do której mnie pakował.
– Proszę wejść, zapraszam – obrócił się w moją stronę i gestem zachęcił do wejścia, zupełnie jakby był lokajem na zamku jakiegoś króla.
Krótki odpoczynek od alkoholu i odrobina czasu spędzonego na dworze sprawiły, że byłam w stanie trzeźwo myśleć. Teraz dostrzegałam detale bez wirujących obrazów w oczach. Po co te masywne drzwi z zamkami niczym w skarbcu? Czemu jego mina zrobiła się taka osobliwa? Wprost mrożąca krew w żyłach.
Jak tylko poczułam ten impuls, zadziałała moja podświadomość. Odwróciłam się na pięcie i co sił w nogach popędziłam w dół po schodach. On chyba się tego nie spodziewał, bo nie od razu ruszył za mną. Ale już po chwili usłyszałam za sobą jego ciężkie kroki. Dobiegłam do wyjścia z budynku. Drzwi były zamknięte na klucz! Próbowałam je otworzyć, szarpiąc za klamkę w panice. Wtedy on wyłonił się zza zakrętu. Uśmiechnął się, widząc, że nie mam gdzie uciec. W tym momencie ktoś inny z mieszkańców wszedł do klatki schodowej. Otworzył drzwi z zewnątrz i stanął oko w oko ze mną, zupełnie zaskoczony. Powiedział coś chyba, ale nawet nie zwróciłam na to uwagi. Błyskawicznie wybiegłam na zewnątrz.
Cisza i mrok panowały dookoła, ale w oddali, może ze sto kroków ode mnie, słychać było gwar ulicy. Puściłam się pędem. Nie miałam pojęcia, czy ten niby życzliwy ziomek ruszył za mną w pogoń. Nawet się nie obejrzałam, po prostu biegłam przed siebie, ile tylko mogłam wycisnąć z nóg chwiejnych od procentów. Wskoczyłam do pierwszej z brzegu taryfy. Zwiałam.
Moje pierwsze 24 godziny na Wyspach zakończyły się totalną klapą. Przypał z niewiernym chłopakiem i przygoda z jakimiś mętami, z których szponów ledwo się wyrwałam – jak na jeden dzień to zdecydowanie za dużo wrażeń. Czy to oznacza, że tu jest do bani? Wcale nie. Każdy ma tu taki klimat, jaki sobie sam zorganizuje.
Aby dopełnić obrazu sytuacji, wspomnę jedynie, że nie wróciłam do ojczyzny. Następnego dnia skontaktowałam się telefonicznie z przyjaciółką z czasów szkolnych, która okazała mi ogromne wsparcie w trudnym momencie. Już po kilkudziesięciu godzinach otrzymałam ofertę zatrudnienia z wynagrodzeniem dwukrotnie przewyższającym moje dotychczasowe zarobki w Polsce. Czy zostanę tu na stałe? Raczej nie. Chociaż wszyscy tak twierdzą, a później powrót do kraju jest przekładany rok po roku.
Helena, 27 lat