Reklama

Od dziecka wiedziałam, że nie chcę być mamą. Po prostu o tym wiedziałam. Nigdy nie interesowały mnie lalki ani zabawa w dom. To nie dla mnie. Gdy mówiłam o tym na głos, matka powtarzała jak mantrę:

Reklama

Będziesz starsza, to ci się zmieni. Musisz tylko poznać odpowiedniego mężczyznę i sama się przekonasz, że zapragniesz mieć dziecko. Już ja wiem, co mówię.

Nie byłam przekonana do jej słów. Jej gderanie było jak slogany, które pochodziły z minionej epoki.

– Daj spokój, mówisz, jakbyśmy żyły w XIX wieku. Jedne kobiety chcą mieć dzieci inne nie. Normalna sprawa, a ty dorabiasz do tego jakieś teorie – zbijałam jej argumenty.

Byłam przekonana, że może i tak było za jej czasów, ale teraz jest inaczej. Teraz nie zachodzi się w ciążę zaraz po maturze, bo tak trzeba. Byłam w kilku związkach, ale nigdy nie czułam potrzeby bycia mamą. Poza tym moja matka wychowywała mnie samotnie, więc wiem, jak wysoka jest cena posiadania potomstwa i jak duże jest ryzyko, że mimo dobrych chęci, coś pójdzie nie tak.

Musiałam być szczera

Kiedy poznałam Marcina, od razu wiedziałam, że to ten jedyny. Było nam razem naprawdę dobrze i rozumieliśmy się bez słów. Mieliśmy podobne poczucie humoru i podejście do wielu spraw. Dość szybko zamieszkaliśmy razem i zaczęliśmy budować wspólną przyszłość. Wiedziałam, że muszę być szczera i już pierwszego dnia „na swoim” odbyłam z Marcinem szczerą rozmowę.

– Chciałabym, żebyś coś wiedział, żeby później nie było nieporozumień – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał normalnie.

– Tak? – powiedział ukochany, podnosząc głowę znad ekranu komputera.

Wzięłam głęboki oddech i powiedziałam jednym tchem.

Nie chcę mieć dzieci.

– Naprawdę?

– Tak, jestem tego absolutnie pewna. Macierzyństwo nie jest dla mnie, zupełnie tego nie czuję.

– Zawsze marzyłem, żeby mieć syna... – wyszeptał, a ja czułam, że moje słowa go zabolały.

Zapadła cisza. Nie miałam zielonego pojęcia, co kryje się w jego głowie.

– Kocham cię i jesteś dla mnie najważniejsza – powiedział, patrząc mi w oczy. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i nie będę cię do niczego zmuszał.

– Ja też cię kocham.

W tym momencie byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiedziałam, że Maciek kocha mnie taką, jaką jestem.

Uważałam się za szczęściarę

Decyzja o ślubie była tylko formalnością. Po prostu wiedzieliśmy, że jesteśmy sobie pisani. Nasze życie przypominało bajkę. Mieliśmy stabilną pracę i mogliśmy pozwolić sobie na życie bez większych wyrzeczeń. Powoli pięliśmy się po szczeblach kariery, a wolnym czasie podróżowaliśmy, chodziliśmy do kina i na wystawy lub spędzaliśmy leniwe popołudnia, oglądając wciągające seriale. Cieszyliśmy każdym dniem spędzonym razem. Nasi znajomi pozakładali rodziny, mieli dzieci i chociaż zarzekali się, że są szczęśliwi, widziałam, ile wyrzeczeń kosztuje ich rodzicielstwo. Koleżanki, które zawsze wyglądały jak milion dolarów, teraz chodziły rozczochrane w wyciągniętych dresach. Koledzy stali się rozkojarzeni, a na ich twarzach widać było, że mają niejedną nieprzespaną noc za sobą. To tylko upewniało mnie w decyzji o bezdzietności z wyboru. Wolałam być szczęśliwą i uśmiechniętą ciocią z doskoku niż umęczoną i sfrustrowaną mamą. Uważałam się za wyjątkową szczęściarę.

Im dłużej myślimy małżeństwem, pytania o dzieci pojawiały się rzadziej. Być może ludzie przyzwyczaili się do tego, że nie zmienię zdania. Przyjmowałam to z ulgą. Nienawidziłam sytuacji, kiedy obcy ludzie zaglądali nam do łóżka. Tego wiecznego tłumaczenia się z naszych prywatnych decyzji. Moja mama także wydawała się być pogodzona z tym, że nie dam jej wnuka. Dlatego, gdy przekroczyłam czterdziestkę, w końcu odetchnęłam z ulgą. To był czas, kiedy czułam się w pełni spełnioną kobietą. Nie wiedziałam jeszcze, że wystarczy chwila nieuwagi, by wszystko, co brałam za oczywistość, zamieniło się w koszmar.

Byłam przerażona

Czułam, że coś jest nie tak. Gdy nie dostałam spodziewanej miesiączki, w mojej głowie pojawiła się czerwona lampka. Mimo wszystko starałam się nie panikować. Tłumaczyłam sobie, że to nic nie znaczy, że cykl mi się rozregulował przez przeziębienie albo przez stresujące projekty w pracy. Ale nie mogłam przeć się wrażeniu, że moje wyjaśnienia są dalekie od prawdy. Siedziałam jak na szpilkach, a kolejne dni nie przynosiły odpowiedzi. Musiałam o tym porozmawiać z mężem.

– Okres mi się spóźnia – powiedziałam ze łzami w oczach. – Nie wiem, co teraz…

W pierwszej chwili zobaczyłam panikę w oczach Marcina. Jednak po chwili jego spojrzenie stało się łagodne i pełne troski. Miałam wrażenie, że może nawet się ucieszył.

– Czy... czy to znaczy, że jesteś w ciąży? – zapytał z nadzieją.

– Nie wiem, nic nie wiem – mój głos drżał z przejęcia. – Czuję się zagubiona...

– Robiłaś test? – Marcin starał się zachować spokój.

– Nie, bałam się wyniku – powiedziałam, wtulając się w jego ramiona. – Czuję się jak dziecko błądzące we mgle. Przecież to nie tak miało być...

– Damy sobie radę, bo jak nie my to kto? – Marcin starał się podnieść mnie na duchu. – Wszystko się ułoży, zobaczysz.

W głębi serca nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Byłam przerażona i chciało mi się płakać.

Miałam coraz więcej wątpliwości

Tej nocy nie mogłam zasnąć. Widziałam, że Marcin także nie mógł znaleźć sobie miejsca. Ta cała sytuacja wydawała mi się absurdalna. Nierealistyczna. To nie była moja bajka. Następnego rano z bijącym sercem poszłam do apteki po test ciążowy. Bałam się wyniku, ale niewiedza doprowadzała mnie do rozpaczy. Po powrocie natychmiast zamknęłam się w łazience. Czekanie na wynik było męczarnią. Po pięciu minutach stanęłam przed mężem.

– Dwie kreski. Gratuluję, zostaniesz tatą – powiedziałam z ironią w głosie.

Nie potrafiłam się cieszyć. Byłam pełna obaw i nie miałam pojęcia, co dalej. Nie chciałam zmienić swojego idealnego życia.

– Naprawdę? Przecież... – głos męża był przepełniony emocjami, których nie potrafiłam nazwać. – Może to znak? Może...

– Nie ma co gdybać, jeszcze wszystko może się wydarzyć – stanowczo przerwałam mu w połowie zdania. –Muszę umówić się do lekarza, sam test to za mało – próbowałam zachować zimną krew.

Marcin przyjął wiadomość o potencjalnej ciąży nie tylko ze spokojem, ale i z entuzjazmem. Nie spodziewałam się tego po nim. Przecież mieliśmy inne ustalenia. Ale to nie było wszystko. Sama zaczęłam patrzeć na siebie inaczej niż wcześniej. Ku swojemu zdziwieniu czułam się odpowiedzialna za nowe życie, które być może zaczęło we mnie kiełkować, a moje poglądy na temat macierzyństwa już nie były takie radykalne. Coraz częściej myślałam, że to nie przypadek, a opatrzność losu, może dar. Im dłużej czekałam na wizytę u ginekologa, tym miałam więcej wątpliwości.

W mojej głowie panował chaos

Marcin jednak lepiej zaadaptował się do nowej sytuacji, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Widziałam w jego oczach coś na kształt dumy, jakby się cieszył, że zostanie ojcem, jakby dla niego było to oczywiste. A przecież nie mieliśmy jeszcze pewności. Codziennie kupował mi owoce, świeżo wyciskane soczki i dbał, żebym się nie przemęczała. Uważałam, że to jest zupełnie zbędne, ale mąż był nieugięty. Nie chciał słyszeć odmowy. Im dłużej o tym wszystkim myślałam, tym wizja macierzyństwa mniej mnie przerażała. Może faktycznie mama miała rację, a Marcin jest tym facetem, z którym pisane jest mi posiadanie dzieci? W mojej głowie panował chaos.

Do gabinetu lekkiego weszłam z duszą na ramieniu. Gdy po kwadransie wyszłam od lekarza, mąż, który czekał na mnie na korytarzu, natychmiast do mnie podszedł. Widziałam w jego oczach niepokój, ale i nadzieję.

Nie jestem w ciąży – powiedziałam sucho.

– Co? – Marcin nie ukrywał zdziwienia. – Ale...

– Lekarka mówiła, że czasem się tak zdarza...

Wróciliśmy do domu z posępnymi minami. Chociaż nigdy nie chciałam mieć dziecka, było mi smutno, że jednak nie zostanę mamą. Widziałam, że Marcin także jest przygnębiony. W końcu kiedyś marzył o tym, by być tatą. W tym momencie postanowiłam, że czas odstawić antykoncepcję. Niech los za nas zadecyduje. Nie wiedziałam, co przyniesie nam przyszłość, ale byłam pewna, że to dobra decyzja.

Reklama

Karolina, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama