Reklama

– Mamusiu, a wiesz, że Bartek był na feriach w Niemczech? I codziennie chodził do akwaparku i umie już pływać! Pokazywał nam zdjęcia! – zachwycał się umiejętnościami kolegi z zerówki mój sześcioletni synek. – A kiedy ja się nauczę? Zapiszesz mnie na basen? Maamooo! – drążył.

Reklama

– Toleczku, wiesz, że ja nie bardzo mam czas, bo całymi popołudniami pracuję – to mówiąc, wskazałam na stojącą w kuchni maszynę do szycia. – Ale jak poprosimy tatę, na pewno się zgodzi chodzić z tobą na pływalnię. W końcu tata to były… – i tu ugryzłam się w język.

Gustaw nie wyglądał mi na sportowca

Żarcik, który chciałam rzucić, chyba jednak nie nadawał się jeszcze dla uszu Tolka. Na szczęście syn – zadowolony z danej mu w pierwszym zdaniu obietnicy – odwrócił się na pięcie i zniknął w swoim pokoju. A ja, zasiadając do niezawodnego, starego singera, pogrążyłam się we wspomnieniach…

Poznałam Gutka 10 lat temu, na dyskotece. Tancerz był z niego marny, ciągle mylił kroki i deptał mi po palcach. Za to gadane miał, że ho ho! I mnóstwo wdzięku. Aby zatrzeć wrażenie, że taniec to jednak nie to, co lubi najbardziej, zaczął mi opowiadać o swoich zainteresowaniach i o sportach, które uprawia. Nade wszystko uwielbiał pływanie. Znał wszystkie style pływackie. Ba, był nawet mistrzem naszego województwa w stylu grzbietowym na 100 metrów. Naprawdę mi zaimponował, chociaż…

No cóż, Gustaw nie wyglądał mi na sportowca, i to wyczynowego. W tamtych czasach był raczej chucherkiem, niewiele wyższym ode mnie, a na jego patykowatych rękach nie zauważyłam śladu mięśni (po ślubie wprawdzie nie urósł, lecz za to sporo przybrał na wadze). Jednak znał mnóstwo dowcipów i był naprawdę zabawny. Przetańczyliśmy, czy raczej przedeptaliśmy, całą noc, po czym wymieniliśmy się numerami telefonów. Chyba mu wpadłam w oko, bo zadzwonił już następnego dnia.

Zobacz także

Lubiłam spędzać z Gutkiem czas, lubiłam nasze sobotnie wędrówki po bieszczadzkich połoninach i gdy szeptał mi wiersze, które podobno sam napisał…

Miejmy to już za sobą

Tamten lipiec był wyjątkowo upalny. Pomyślałam, że dobrze byłoby zmienić trochę scenariusz naszych weekendów i zamiast w góry, udać się nad wodę, by złapać trochę słońca i popływać.

– Tak blisko mamy na Węgry – kusiłam – wyskoczmy na ciepłe baseny. W końcu jesteś mistrzem stylu grzbietowego, może i mnie trochę podszkolisz – przymilałam się. – Bo wiesz, ja to po trzech metrach idę na dno.

Gustaw skrzywił się lekko.

– Przykro mi, skarbie – powiedział – ale już umówiłem się na sobotę z rodzicami. Obiecałem im pomóc przy malowaniu kuchni. Nie mogę ich zawieść.

– Skoro obiecałeś, to trudno – skapitulowałam. – Całe lato przed nami. Tylko na przyszły weekend już się na nic nie umawiaj! – zastrzegłam.

Jednak tydzień później znowu nic nie wyszło z pływania, bo tym razem Gutka strasznie bolała głowa i żadne tabletki nie przynosiły ulgi. A jechać na Węgry z migreną – bez sensu. No to poszliśmy na spacer.
W pewnym momencie rozdzwoniła się Gutkowa komórka.

– To moja mama – powiedział, odebrawszy telefon. – Pyta, czy doradzisz jej w sprawie przeróbki jakiejś garsonki. Możemy pójść do mnie? Co ty na to?

Było mi szalenie miło, że pani Marta zwraca się z tym właśnie do mnie, choć mogłaby znaleźć bardziej doświadczoną krawcową niż taką dopiero po szkole.

– Jasne! – zgodziłam się więc. – Bardzo lubię twoją mamę.

Gdy już omówiłyśmy nasz babski temat, pani Marta stwierdziła, że oboje z Gutkiem powinniśmy złapać trochę słońca.

– Jak mamy to zrobić – poskarżyłam się – skoro Gutka nijak nie da się wyciągnąć ani na basen, ani nad rzekę?!

Oczy pani Marty nagle zrobiły się okrągłe jak pięciozłotówki, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdumienia.

– To on nic ci nie powiedział, nie przyznał się? – spytała, z trudem powściągając uśmiech.

– Owszem, pochwalił się swoimi osiągnięciami pływackimi, więc tym bardziej nie mogę zrozumieć, czemu tak unika wody!

Gutek najpierw oblał się rumieńcem, a potem zbladł.

– Wiesz co, Guciu? – odezwała się jego mama. – Opowiem Basi i miejmy to już za sobą, dobrze?

Nie mogłeś sobie wymyślić innej dyscypliny?

Historia, którą usłyszałam, brzmiała mniej więcej tak: gdy Gutek miał 13 lat, pojechał ze swoją klasą na szkolną wycieczkę na Węgry. Czerwiec był upalny, więc aby się ochłodzić, zrobili sobie postój nad jeziorem, którego główną atrakcją okazała się olbrzymia wodna zjeżdżalnia. Cała klasa doskonale się bawiła, z wyjątkiem Gutka. Nie dość, że biedak nie umiał pływać, to jeszcze cierpiał na lęk wysokości, i za żadne skarby nie dawał się namówić na harce w stromej rynnie. Gdy jednak koledzy i koleżanki zaczęli z niego kpić, przełamał strach, wspiął się na szczyt i z zamkniętymi oczami ruszył w ślizg. Był tak przerażony, że nawet gdy już znalazł się na dole, w wodzie po kolana, cały czas nerwowo zaciskał powieki.

I wtedy usłyszał dziki rechot. Zaciekawiony powodem tej wesołości zdecydował się w końcu otworzyć oczy i… zobaczył, że stoi w wodzie, jak go Pan Bóg stworzył – bez gatek! Sfatygowana gumka nie wytrzymała obciążenia i pękła, a bez niej kąpielówki nie miały jak się utrzymać na chudym tyłku!

– No to znasz już prawdę o tym sławnym pływaku! – trzęsła się ze śmiechu mama Gustawa, a on jej wtórował. – Nic dziwnego, że do tej pory stroni od wody. Z dzisiejszej perspektywy to zabawna historyjka, lecz wtedy było to dla niego traumatyczne doświadczenie. Musieliśmy z mężem przenieść go do innej szkoły, bo dzieci są okrutne, cały czas nie dawały mu o tym incydencie zapomnieć. Ale na szczęście chłopak ma poczucie humoru i to go uratowało.

Niezły numer, co? – śmiał się Gutek. – Gdybym był na miejscu tej dzieciarni, też pękałbym ze śmiechu.

– Biedaku… – pożałowałam narzeczonego. – Tylko dlaczego na dyskotece powiedziałeś mi, że jesteś mistrzem akurat w pływaniu? Nie mogłeś sobie wymyślić jakiejś innej dyscypliny?

– Może i mogłem – przyznał. – Tyle że nie myślałem wtedy logicznie. Po prostu chciałem urosnąć w twoich oczach, wydać ci się bardziej interesujący, żebyś się ze mną umówiła… Dobrze, że już o wszystkim wiesz – dodał. – Ciążyło mi to, a duma nie pozwalała się przyznać.

Gdy zostaliśmy małżeństwem, Gutek przełamał strach przed wodą. Nauczył się pływać i jest w tym całkiem niezły. Może nie osiągnął klasy mistrzowskiej, wystarczy jednak, żeby uczył syna. Może gdy Tolek dorośnie, i jemu opowiemy tę historię.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama