„Gdy szwagier przyniósł mi rabarbar, na chwilę straciłam głowę. Na kanapie nie omawialiśmy przepisu na ciasto”
„Nie wiem, kiedy to się stało. Może wtedy, gdy przysunął się odrobinę za blisko, by sięgnąć po cukier do kawy. Albo, gdy przez przypadek nasze kolana się dotknęły pod kuchennym stołem i żadne z nas nie cofnęło nogi. Adam patrzył mi w oczy dłużej, niż było to potrzebne. Za długo”.

- Redakcja
Nie planowałam tego. Przysięgam, wszystko miało być jak zawsze – zwykłe popołudnie, z kawą, radio grające w tle i zupą na kuchence. Ale kiedy Adam zapukał do drzwi z pękiem świeżego rabarbaru w rękach, coś we mnie drgnęło. Może przez to, że Michał od dawna patrzył na mnie jak przez szybę. A może dlatego, że szwagier umiał słuchać. Albo przez ten słodko-kwaśny zapach rabarbaru. Tego dnia nie potrafię wymazać z pamięci.
Czułam się niezręcznie
– Wpadłem tylko na chwilę – powiedział Adam, stojąc w drzwiach z tym swoim rozbrajającym uśmiechem i pękiem rabarbaru w dłoni. – Mama miała za dużo, a ja wiem, że ty zawsze coś z niego wyczarujesz.
Wcale się go nie spodziewałam. Michał był jeszcze w pracy, dzieci na zajęciach dodatkowych. Dom był cichy, pachniało mięsnym wywarem. Wzięłam rabarbar od szwagra i mimowolnie musnęłam jego palce. Chyba drgnął, a może to tylko moje złudzenie?
– Wejdź, napijesz się kawy? – zapytałam, próbując nadać wszystkiemu normalny ton.
Już wtedy czułam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Usiadł w kuchni, rozglądając się, jakby był tu pierwszy raz, choć przecież znał każdy kąt. Kiedyś bywał częściej. Potem przestaliśmy się widywać, bo... Nie wiedziałam, nawet kiedy między nami zaczęło robić się niezręcznie. Może wtedy, gdy po imprezie rodzinnej powiedział, że wyglądam zbyt dobrze, by siedzieć całe dnie przy garach?
– Sam jesteś? – zapytałam, podając mu filiżankę.
– Jak palec – uśmiechnął się półgębkiem. – I chyba trochę za długo już sam.
Poczułam ciepło w policzkach. Wiedziałam, co chce powiedzieć, ale udawałam, że nie wiem. Przekładałam łodygi rabarbaru z jednej ręki do drugiej, jakbym szukała w nich jakiegoś rozwiązania. Cisza między nami zgęstniała.
– To co, będzie ciasto? – zapytał nagle.
– Może… – odpowiedziałam, ale myślałam o czymś zupełnie innym niż pieczenie.
Poczułam jego dłoń na mojej
Nie wiem, kiedy to się stało. Może wtedy, gdy przysunął się odrobinę za blisko, by sięgnąć po cukier do kawy. Albo, gdy przez przypadek nasze kolana się dotknęły pod kuchennym stołem i żadne z nas nie cofnęło nogi. Adam patrzył mi w oczy dłużej, niż było to potrzebne. Za długo. A ja nie potrafiłam oderwać wzroku.
– Magda… – powiedział cicho, jakby moje imię dopiero wtedy zaczęło mu brzmieć inaczej.
Nie jak „żona brata”, ale jak ktoś więcej. Odwróciłam wzrok. Na blacie leżała połowa łodygi rabarbaru, niedbale odłożona. Wsunęłam ją do reklamówki, byleby tylko coś zrobić z rękami. Nagle poczułam jego dłoń na mojej.
– Nie… – powiedziałam, ale nie odsunęłam ręki.
– Porozmawiajmy – szepnął, choć oboje wiedzieliśmy, że już jesteśmy o krok za daleko.
To był ten moment. Ten głupi moment. Wiedziałam, że powinnam go wyprosić, odwrócić się, zamknąć się w łazience, cokolwiek. A zamiast tego zapytałam:
– Chcesz zobaczyć, co zrobiłam z sypialnią?
– Michał zmieniał coś ostatnio?
– Nie. Ja zmieniłam. Sama. W zeszłym tygodniu.
Kiedy wstał, by iść za mną, serce mi waliło. Każdy krok po schodach brzmiał jak zdrada. Ale przecież jeszcze nic się nie stało. Jeszcze.
Czułam ciepło jego ciała
Weszliśmy do sypialni. Zamknęłam za nami drzwi. Cicho, bez słowa, jakby to był odruch. Adam stanął na środku pokoju. Rozejrzał się. Wzrok zatrzymał na zasłonach, które niedawno sama uszyłam.
– Ładnie tu. Ciepło – powiedział.
Skinęłam głową. Wiedziałam, że nie mówi o zasłonach ani kolorze pościeli. Chciałam coś powiedzieć, zagłuszyć napięcie, ale głos mi zadrżał. Usiadłam na skraju łóżka i czekałam, aż serce przestanie mi łomotać.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – szepnęłam.
– Ja też nie wiem – odpowiedział, siadając obok.
Między nami było może dziesięć centymetrów. A może mniej. Czułam ciepło jego ciała. I przez sekundę, może dwie, zapragnęłam tego ciepła bardziej niż wszystkiego, co znałam przez ostatnie lata.
– Gdybyś była moją… – zaczął, ale nie dokończył.
Bo ja już wiedziałam, co chciałby dodać. Nasze twarze były teraz niebezpiecznie blisko. Adam podniósł rękę i odgarnął mi kosmyk włosów z policzka. Dotyk miał miękki, delikatny, ale to wystarczyło. Zamknęłam oczy. I wtedy zrozumiałam, że jeśli nie wstanę teraz, jeśli nie wyjdę – już nie będzie odwrotu. Nie wstałam.
Nie było mi wstyd
Nie dotknął mnie gwałtownie. Nie było w tym nic, co mogłabym później uznać za przypadek czy impuls. Każdy jego ruch był świadomy. I każdemu się poddałam. Gdy jego dłoń przesunęła się po moim ramieniu, zadrżałam – nie ze strachu, ale z tej dziwnej, zapomnianej ekscytacji, którą kiedyś czułam jako nastolatka, a której od dawna nie było w moim małżeństwie. Adam patrzył mi w oczy, jakby chciał się upewnić, że się nie cofnę. Ale ja tylko siedziałam – nieruchoma, rozdygotana w środku. Kiedy mnie pocałował, zrobił to delikatnie, z szacunkiem, jakby był bardziej pewny mnie niż siebie. Nie powstrzymałam go. Nie odsunęłam się.
– Jesteś pewna? – zapytał, ledwo słyszalnie, szeptem, który mógłby rozsypać mnie na kawałki.
Nie odpowiedziałam słowami. Wystarczyło, że dotknęłam jego dłoni i przyciągnęłam go bliżej. A potem wszystko stało się rozmyte. Jak sen, z którego człowiek nie chce się wybudzić. Tylko nasze ciała mówiły – dotyk, oddech, szmer materiału zsuwającego się na podłogę. Nie było w tym dzikości. Nie było gwałtowności ani pospiechu. Było ciepło. I głód. Taki, którego nie da się wytłumaczyć. Nie chcieliśmy się zranić – ale i nie potrafiliśmy się zatrzymać. Gdy leżeliśmy obok siebie, z jego palcem zataczającym leniwe kręgi na mojej dłoni, uświadomiłam sobie, że nie czuję wstydu. Było tylko zmęczenie. I dziwny spokój.
Unikałam jego spojrzenia
Zasnęliśmy na chwilę. Krótko, niespokojnie, jakby nasze ciała próbowały oszukać rzeczywistość i uciec przed tym, co miało nadejść. Kiedy się obudziłam, Adam już się ubierał. Stał tyłem do mnie, z nagim ramieniem, na którym dostrzegłam ślad mojego pocałunku. Jak znak, który zostawiłam zbyt pochopnie.
– Muszę iść – powiedział bez odwracania się.
– Wiem – odparłam, chociaż wcale nie chciałam, żeby wychodził.
Ani wracał do swojego pustego mieszkania. Ani tym bardziej do normalności, w której znów będę tylko żoną jego brata. Kiedy w końcu spojrzał mi w oczy, nie było w nich wahania. Było coś innego – jakby od dawna wiedział, że ten moment przyjdzie. Że między nami coś wybuchnie. Może nawet na to czekał.
– To nie powinno się wydarzyć – powiedział cicho.
– A jednak się wydarzyło – odpowiedziałam.
Wstałam i zaczęłam zbierać z podłogi swoje ubrania. Unikałam jego spojrzenia. Wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na łzy. Nie przy nim. I nie teraz.
– Powiesz Michałowi? – zapytał, gdy już stał w drzwiach.
– A ty? – odbiłam pytanie.
Nie odpowiedział. Tylko skinął głową i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zostałam sama. Na łóżku, które jeszcze godzinę temu było zwykłą sypialnią, a teraz stało się sceną czegoś, czego nie dało się odwrócić. Wpatrywałam się w sufit i próbowałam zrozumieć, co właściwie się stało. I dlaczego czułam, że to jeszcze nie koniec.
Nie miałam odwagi
Minęły dwa tygodnie. Wszystko wróciło do pozornej normy. Michał nie zauważył niczego – albo udawał, że nie zauważa. Adam przestał wpadać bez zapowiedzi. Rabarbar wyrzuciłam, nie zaglądając nawet do torebki. Nie mogłam. Próbowałam zająć się codziennością, ale nawet zmywając naczynia, czułam na dłoniach dotyk Adama. Czasem wieczorem stawałam przy oknie i wypatrywałam jego samochodu, chociaż wiedziałam, że nie przyjedzie. Miałam nadzieję, że to minie. Że uda mi się wrócić do tego, co było. Do spokojnych wieczorów z Michałem, do rozmów o pracy, do zasypiania w tym samym łóżku bez emocji. Do związków bez napięcia.
Adam czasem pojawiał się u teściowej, widywałam go przez kuchenne okno. Raz spojrzał w moją stronę. Nie uśmiechnął się. Ja też nie. A mimo to poczułam, jak całe ciało ściska mi się na nowo. Jak wtedy, gdy stał w mojej kuchni z tym głupim rabarbarem. Nie rozmawialiśmy od tamtej chwili. Żadne z nas nie miało odwagi. Może to dobrze. Może jedno złamane tabu wystarczy na całe życie. Kiedy Michał przytula mnie do snu, kiedy całuje w czoło, zamykam oczy i nie czuję czułości. Czuję smak. Kwaśny, ostry, zostający na języku – smak rabarbaru.
Magda, 39 lat
Czytaj także:
- „Romans z żonatym kolegą wciągnął mnie już od pierwszych sekund. On zdradzał, ale to ja straciłam wszystko”
- „Myślałam, że powinnam już szykować się do trumny, a nie myśleć o amorach. On udowodnił mi, że miłość nie ma terminu”
- „Żona sołtysa ma świecić przykładem, a ja szalałam z kościelnym. Mąż mi nie wybaczy, a ksiądz nie rozgrzeszy”