Reklama

Mieszkam w bloku i samotnie wychowuję ośmioletnią Zuzię. Mój dzień zaczyna się o szóstej, kiedy jeszcze jest ciemno i cicho. Potem jest śniadanie, kanapki, ogarnięcie włosów córki, poszukiwanie zaginionej skarpetki, a na koniec nerwowe zerknięcie na zegarek, bo znów jesteśmy spóźnione. Robię wszystko, co muszę. Czasem nawet z uśmiechem. Ale w środku jestem pustką.

Reklama

Umarła nagle

Najtrudniejszy był ten ostatni rok – pierwszy bez mamy. Odeszła niespodziewanie, jakby ktoś odciął prąd. Zostawiła mnie z córką, z bólem i z całym tym światem, który nagle przestał być znajomy.

Mama była ze mną zawsze. Gdy byłam w ciąży, robiła mi zupy na zmianę z owsianką, bo tylko to tolerował mój żołądek. A później była jak druga mama dla Zuzki – robiła jej warkoczyki, pakowała śniadaniówki i zawsze dorzucała naklejkę z księżniczką. Teraz wszystko robię sama, a każdy poranek smakuje jak rozstanie. Bo wiem, że nie podzielę się tym dniem z mamą. Nie opowiem jej, że Zuzia ma nowy plecak z jednorożcem, że zaczyna drugą klasę.

Pierwszego dnia szkoły obudziłam się przed budzikiem. Zsunęłam się z łóżka bezszelestnie i poszłam do kuchni. Kanapki, sok, pudełko śniadaniowe – wszystko starałam się przygotować tak, jak robiła to mama. Jeszcze rok temu to ona układała plasterki ogórka w kształt uśmiechu. Ja nie potrafiłam tego robić. Nie miałam w sobie tej miękkości. Zamiast tego sprawdzałam, czy wszystko się zmieści, czy jest zdrowe, czy wystarczy.

Zuzia obudziła się kilka minut później. Zawsze była podekscytowana w takie dni. Miała nową sukienkę, w której już tydzień wcześniej chodziła po domu i pytała, czy wyglądam jak uczennica.

Brakowało mi jej

Przyszła do kuchni z rozczochranymi włosami i z uśmiechem od ucha do ucha.

– Mamo, pamiętasz, jak babcia zawsze mówiła, że szkoła to przygoda?

Uśmiechnęłam się, choć czułam, jak coś ściska mi gardło.

– Tak, kochanie. Babcia była mądra.

Zuzia poprawiła sukienkę i z powagą spojrzała na mnie.

– To dzisiaj zaczyna się moja przygoda, prawda?

Pokiwałam głową. Nie chciałam mówić nic więcej, żeby głos mi nie zadrżał. Odwróciłam się i udawałam, że sprawdzam, czy sok jest dobrze zakręcony.

Miałam ochotę powiedzieć: „Tak, dzisiaj zaczyna się twoja przygoda, a ja muszę być silna, nawet jeśli w środku rozpada mi się wszystko”. Ale tego nie zrobiłam. Przy niej zawsze starałam się być tą, która trzyma świat w całości.

Pod szkołą było już tłoczno. Dzieci biegały między samochodami, matki nerwowo poprawiały krawaty i kokardy, ojcowie gapili się w telefony. Zuzia miała na sobie tę nową sukienkę, włosy zaplecione w dwa grube warkocze, które starałam się upleść dokładnie tak, jak robiła to mama. Nawet gumki były te same, schowane na dnie jednej z szuflad.

– Mamo, chyba się stresuję – powiedziała cicho.

– To dobrze – odpowiedziałam. – Stres znaczy, że ci zależy.

Denerwowała się

Wyszłyśmy z auta i ruszyłyśmy w stronę wejścia. Nagle poczułam, że ten tłum mnie przytłacza. Z każdej strony docierały do mnie szczęśliwe głosy. Dzieci biegły do dziadków, dziadkowie wręczali kwiaty, babcie ocierały oczy. Próbowałam się nie porównywać, ale to było silniejsze ode mnie. Zazdrość i żal wślizgnęły się pod moją skórę jak chłód.

Nagle zatrzymałam się. Kilka metrów przed nami stała starsza kobieta z siwymi włosami upiętymi w kok, w beżowym płaszczu, z czarną torebką przewieszoną przez ramię. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że to mama. Przypływ wspomnień zalał mnie jak fala. Mama z torbą z zakupami, mama na moim rozpoczęciu szkoły, mama z bukietem kwiatów, kiedy sama zostałam mamą.

– Wszystko w porządku? – zapytała jakaś kobieta obok mnie.

– Tak – odpowiedziałam, chociaż czułam, że nie jestem w stanie zebrać się w całość.

– To pani pierwszy raz? – kontynuowała. – Ciężko, co? Ale potem jest tylko gorzej – rzuciła z uśmiechem, który pewnie miał być pocieszający.

Pokiwałam głową i tylko się uśmiechnęłam. Chciałam, żeby zamilkła. Wzięłam Zuzkę za rękę mocniej, niż powinnam. Odwróciła się i spojrzała na mnie pytająco.

– Wszystko dobrze, skarbie – powiedziałam. – Jesteś gotowa?

Skinęła głową z entuzjazmem, jakby cały ten chaos dookoła nie miał dla niej żadnego znaczenia. Patrzyła na szkołę jak na coś ekscytującego. A ja stałam tam, wśród innych rodziców, z duszą w gardle i łzami w oczach, które nie mogły się wydostać.

Wszystko zrozumiałam

Wróciłam do domu wolno. Ulice były już puste, jakby wszyscy zdążyli wrócić do swoich obowiązków, a tylko ja nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Winda znowu się zacięła, więc wdrapałam się na trzecie piętro, próbując nie myśleć o tym, że jeszcze niedawno to mama narzekała na te schody. „W tej klatce chyba nigdy nie zrobią remontu,” mówiła, a ja tylko wzdychałam i zmieniałam temat.

W kuchni usiadłam przy stole i spojrzałam na zdjęcie stojące na parapecie. Mama uśmiechała się z niego jak zwykle – ciepło, spokojnie, z tym spojrzeniem, które mówiło „wszystko będzie dobrze”. Patrzyłam na nią długo, bez słów. A potem zaczęłam mówić.

– Nie wiem, czy to usłyszysz, ale dziękuję ci za wszystko. Za to, że byłaś, że zawsze wiedziałaś, co powiedzieć, kiedy ja nic nie rozumiałam. Za to, że codziennie mnie uczyłaś, jak być mamą, nawet wtedy, kiedy już dawno nie musiałaś. I za to, że nie dawałaś mi się poddać.

I wtedy zrozumiałam… Nie mogę się dłużej trzymać tej pustki. Czas przestać być córką, która cierpi. Czas być matką, która daje siłę. Zrozumiałam, że teraz to ja jestem tą, do której ktoś będzie biegł po radę, po pocieszenie, po ciepłą herbatę. I muszę być na to gotowa.

Musiałam być silna

Wieczorem leżałyśmy z Zuzką w łóżku. Była jeszcze zbyt podekscytowana, żeby zasnąć. Rzucała się po pościeli, opowiadała wszystko naraz, tak szybko, że nie nadążałam zrozumieć. Mówiła o nowej koleżance, o pani, która pachniała cukierkami, o sali z kolorowymi zasłonami. Patrzyłam na nią i czułam, jak ten dzień układa mi się w głowie. Jeszcze rano myślałam, że nie dam rady. A teraz byłam tu. Słuchałam mojej córki i czułam się… obecna.

– Wiesz, mamo? – powiedziała nagle, przerywając swoją opowieść. – Babcia byłaby ze mnie dumna.

Zaniemówiłam. Spojrzałam na nią, jakby po raz pierwszy zobaczyłam, jak bardzo rośnie i jak wiele rozumie.

– Byłaby… i ja też jestem – odpowiedziałam po chwili.

Zuzia się uśmiechnęła i wreszcie położyła głowę na poduszce. Trzymała mnie za rękę, jej małe palce zaciskały się na moich, jakby chciała się upewnić, że jestem, że nie zniknę, że jutro też będę obok.

Katarzyna, 32 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama