„Gdy w biurze pojawiła się nowa sekretarka, myślałem, że nie uchronię się od romansu. Żona wykazała czujność”
„Zacząłem przywiązywać większą wagę do swojego wyglądu i stylu. Nie przesadziłem jednak z tą zmianą, bo wciąż miałem na tyle oleju w głowie i samokrytyki, żeby wiedzieć, że wyglądałbym idiotycznie w porwanych dżinsach i workowatych bluzach”.
Gdy zbliżałem się do trzeciej dekady życia, bardzo bawiło mnie, gdy widziałem około czterdziestoletnich gości latających za laskami w wieku ich córek. Nagle jak opętani rzucali się na zakup kabrio, którym w naszych warunkach pogodowych mogli pojeździć raptem przez tydzień czy dwa w ciągu całego roku. Chodzili na zakupy do tych samych sklepów, co ich nastoletni synowie i ćwiczyli na siłce, chociaż w głębi duszy marzyli tylko o wylegiwaniu się na kanapie przed telewizorem.
Narobiła zamieszania
Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, a innych po prostu nie przeskoczymy. Ten bezlitosny kryzys wieku średniego, z którego jeszcze parę lat temu sobie kpiłem, dopadł i mnie. A wszystko to za sprawą nowo zatrudnionej w naszej firmie sekretarki.
Dziewczyna z pewnością skończyła osiemnastkę, nie dostałaby tej pracy bez okazania dowodu. Ale pewnie ma go od niedawna. Aż kipiało z niej młodzieńczą energią. Była też niezwykle ponętna i wiedziała, jak to pokazać.
Rezultat? Moi koledzy z pracy nagle zaczęli przykładać większą wagę do swojego wyglądu – częściej się golili, regularnie odwiedzali fryzjera i zignorowali luźne piątki. A do tego zarzucali sekretariat taką liczbą dokumentów, że nasze drukarki padały trzy razy częściej niż zazwyczaj.
Nie powiem, ja też zacząłem się przeglądać w jej oczach. I tak szczerze, to chyba nie prezentowałem się najgorzej. Może i nie miałem już tak bujnej czupryny, ale przynajmniej nie wyhodowałem sobie brzucha od piwa. Choć wiadomo, zawsze jest pole do poprawy.
Zatem postanowiłem, że będę zrywał się skoro świt, czyli o piątej rano, i przez godzinę truchtał ścieżką biegnącą wzdłuż pobliskiego wąwozu. Kiedy nadeszły mrozy i szlak pokrył szron, przeniosłem swoje poranne bieganie do siłowni, ćwicząc na bieżni elektrycznej. Pożegnałem się z fast foodami i zamiast tego delektowałem się sałatkami i pieczonymi kawałkami kurczaka.
Starałem się
Zacząłem też przywiązywać większą wagę do swojego wyglądu i stylu. Nie przesadziłem jednak z tą zmianą, bo wciąż miałem na tyle oleju w głowie i samokrytyki, żeby wiedzieć, że wyglądałbym idiotycznie w porwanych dżinsach i workowatych bluzach. Odświeżyłem za to garderobę, kupując nowe koszule i marynarki.
Nasza nowa sekretarka Patrycja to prawdziwa piękność. Spośród wszystkich facetów pracujących w firmie najwyraźniej to ja wpadłem jej w oko. Często zagadywała mnie o różne sprawy, a w trakcie naszych pogawędek zawsze coś jej się wysypywało z rąk albo spadało ze stolika. Za każdym razem podnosiła to niezwykle wolno, prezentując mi swoje wdzięki.
Byłem dumny, że taka młoda dziewczyna stara się mnie oczarować. Kochałem swoją żonę całym sercem, a dzieci były dla mnie całym światem, ale to nie zmieniało faktu, że moje poczucie własnej wartości rosło jak na drożdżach.
Taka już jest nasza natura! Pragniemy atencji i uznania. Chcemy czuć się docenieni, nawet jeśli osoby, które nas komplementują, nie są dla nas ważne. Ten „układ” był dla mnie wygodny. W domu czekała na mnie żona, z którą wspólnie wychowywaliśmy nasze nastoletnie dzieci, a w pracy urocza, młodziutka koleżanka, która wprawiała mnie w dobry nastrój i nie pozwalała mi czuć się podstarzałym ojcem rodziny.
To było miłe
Niewinne flirty były moją codziennością, miło łaskotały moje ego, ale nigdy nie przekraczały granic. Byłem przekonany, że moja ukochana nie ma o niczym pojęcia. Nie spóźniałem się do domu po pracy, nie szukałem pretekstów, żeby dokądś wyjść, a jeśli już się zdarzało, zawsze wiedziała, gdzie mnie szukać.
Nigdy nie próbowałem jej okłamywać. Dlatego zupełnie mnie zaskoczyło, gdy pewnego dnia zapytała prosto z mostu:
– Wiem, że mnie zdradzasz! Mam rację?
– Chyba sobie ze mnie kpisz! – Byłem w szoku, moje oczy zrobiły się jak spodki. – Powiedz, że to tylko taki niewinny dowcip.
Gdy między nami zapadło trudne milczenie, pełne przemilczanych kwestii, dotarło do mnie, że moja żona nie żartuje. Odebrała te niewielkie zmiany jako zapowiedź czegoś, co byłoby dla niej najgorsze.
W tamtej chwili zobaczyłem siebie samego w jej spojrzeniu. W oczach kobiety, w której zakochałem się, gdy oboje mieliśmy po siedemnaście wiosen, i na której serdeczny palec siedem lat później wsunąłem pierścionek. Teraz, po dwudziestu jeden latach, darzyłem ją uczuciem nieco innym, w końcu sporo razem przeszliśmy, ale kochałem ją tak samo intensywnie.
Zrobiło mi się głupio
Ogarnęło mnie poczucie zażenowania, gdyż dotarło do mnie, że ta młodsza od nas o jakieś piętnaście lat Patrycja, która ciągle rzucała mi uśmieszki i prezentowała swoje wdzięki, tak naprawdę niewiele dla mnie znaczy. Właściwie to nigdy nic nie znaczyła, ale jej zachowanie, które obserwowałem na co dzień w pracy, nagle przestało sprawiać mi jakąkolwiek przyjemność. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że od tej pory będzie mnie tylko irytować, bo ta smarkula za dużo sobie pozwalała.
Moja ukochana żona znaczyła dla mnie wszystko. Jej zainteresowanie i uznanie były tym, na czym tak naprawdę mi zależało. Marzyłem, by zobaczyć w jej spojrzeniu pożądanie. Pragnąłem dostrzec te iskierki w oczach kobiety, z którą zaczynałem każdy dzień przy wspólnym posiłku, która dała mi dwoje cudownych dzieci i u której boku chciałem dożyć starości. Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć, a jej uśmiech przyćmiewał blask tysięcy innych kobiet takich jak Patrycja…
– Skarbie, przysięgam, że w życiu bym cię nie zdradził. Nawet o tym nie myślę. Mam świadomość, co by mnie czekało, widziałem, jak kroiłaś to udko – dorzuciłem żartobliwie, a kiedy fuknęła z oburzeniem, powiedziałem poważniej: – Jestem w tobie zakochany, byłem i będę, dlatego nie ma szans na skok w bok.
Nie chciałem romansu
– No ale te joggingi, modne ciuchy, lekkostrawne dania?
– Zależy mi na tym, żebyś mnie doceniała. Marzę, by twoje spojrzenie było takie samo jak dwie dekady temu. Może obawiam się, że pewnego dnia znajdziesz sobie innego faceta? – ledwie wypowiedziałem te słowa, a już ogarnął mnie lęk. Bo co ja bym zrobił bez mojej ukochanej Basi?
– Mogę szykować ci lekkie posiłki, chociaż wcale nie musisz, bo wciąż masz smukłą sylwetkę, nawet po urodzeniu dzieci. A jak chcesz, to możemy razem pobiegać. Twoja obecność skutecznie odstraszy wszystkie te laski, które tylko czekają na mnie, schowane za krzakami w parku.
Uśmiechnęła się szeroko, a potem wycelowała we mnie palec w żartobliwym geście. Tak rozpoczęliśmy kolejny rozdział naszej relacji. Gdzieś pomiędzy codziennymi obowiązkami straciliśmy z oczu to, co w nas najlepsze i zaczęliśmy się od siebie oddalać. Słowa mojej ukochanej, wypowiedziane donośnie i wyraźnie, zmusiły nas do refleksji. Zrobienia kroku w tył. Docenienia tego, co mamy. Tego właśnie potrzebowaliśmy, żeby iść naprzód ramię w ramię, w przyszłe lata i następne odsłony naszej wspólnej drogi.
Kiedy nasze dzieci wkroczyły w wiek nastoletni, postanowiliśmy pozwolić im samodzielnie spędzać wieczory w domu. Ku naszemu zadowoleniu, nie miały nic przeciwko temu. My natomiast korzystaliśmy z okazji, by pójść we dwoje na potańcówkę, seans filmowy czy spektakl teatralny. Czasem po prostu wybieraliśmy się do przytulnej knajpki na pyszną kolację i lampkę wina. W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że nasze dzieci są już wystarczająco dojrzałe, by poradzić sobie przez kilka dni pod naszą nieobecność.
To był nasz czas
Zaczęliśmy więc organizować sobie weekendowe wypady w góry albo do leśnego domku, gdzie mogliśmy cieszyć się swoim towarzystwem z dala od codziennych obowiązków. Dzieciaki świetnie dawały sobie radę same, nie wzniecając przy tym pożaru w naszym domu, więc obdarzyliśmy je zaufaniem, a sobie podarowaliśmy chwile intymności.
Od chwili, gdy na świat przyszła nasza pierwsza pociecha, minęły już prawie dwie dekady. W końcu mogliśmy cieszyć się sobą, bez ciągłego pośpiechu i gonitwy. Mieliśmy wreszcie czas, by pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, długie nocne rozmowy czy wspólne wpatrywanie się w rozgwieżdżone niebo.
Tak naprawdę powinienem chyba kupić bukiet i podziękować Patrycji, bo dzięki niej na nowo doceniłem to, co mam z żoną. Nie było mi to jednak dane. Patrycja z dnia na dzień przestała się pojawiać w pracy. Dlaczego? Kogo to obchodzi!
Marek, 47 lat