Reklama

Kiedy wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, naprawdę wierzyłam, że to będzie początek czegoś lepszego. Naszego. Bez zbędnych emocjonalnych resztek po poprzednich kłótniach, bez śladów po „tym wszystkim”, co już się wydarzyło. Kartka od nowa, jak mówił Tomek. A ja głupia w to uwierzyłam. Wiedziałam, że coś jest nie tak już w dniu przeprowadzki. Kiedy zamiast się cieszyć, że w końcu mamy własne cztery kąty, usłyszałam:

Reklama

– Może po prostu zamówmy pizzę, bo nie chce mi się teraz rozpakowywać tych wszystkich kartonów.

Nie miałam ochoty się kłócić. Jeszcze nie. Przytaknęłam, mimo że w środku aż mnie ściskało. Wszystko było na mojej głowie – od formalności, przez wybór ekipy remontowej, po segregowanie rzeczy. On się „nie zna” – powtarzał. A ja? Czy ja się znałam? Tomek zawsze był mistrzem w unikaniu odpowiedzialności. Ale wtedy jeszcze trzymałam się kurczowo tej wizji – że będzie lepiej. Że nowa przestrzeń będzie szansą, by zbudować coś prawdziwego. Zresztą... nie po to spędziliśmy miesiące na oglądaniu mieszkań i kredytowaniu się po sufit, żeby teraz się poddać.

Po kilku dniach zaczęliśmy urządzać wnętrze. Pierwsze spory pojawiły się przy wyborze koloru ścian – ja chciałam coś ciepłego, on coś „męskiego”, czyli grafit i beton architektoniczny. Ale to przy sofie wybuchło naprawdę. Kto by pomyślał, że kanapa może stać się punktem zapalnym? Że w sklepie meblowym zaczniemy rozdrapywać wszystko, co zakopaliśmy? Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że każda tkanina, każdy odcień i każdy rozmiar będą miały drugie dno. Że nie chodzi o sofę. Że tak naprawdę... chodzi o nas.

Dlaczego zawsze kończy się tak samo?

– A może coś beżowego? – zapytałam niepewnie, wskazując na klasyczną sofę w delikatnym odcieniu piasku. – Taka... neutralna, będzie pasować do wszystkiego.

– Neutralna? – Tomek skrzywił się, jakbym zaproponowała mu tapczan rodem z PRL-u. – Wygląda jak u twojej babci. Taki nudny kolor, że aż boli. Już lepiej weźmy coś w zgniłej zieleni, przynajmniej będzie jakiś charakter.

– Przesadzasz – syknęłam, zerkając ukradkiem, czy nikt nie słucha. – To klasyka. Nie wszystko musi być „charakterne”, czasem może być po prostu przytulne.

– Magda, z tobą nie da się wybierać mebli. Wszystko ma być „ładne” i „ciepłe”, a potem wychodzi jak z katalogu IKEA z 2010 roku.

– Bo ty oczywiście jesteś ekspertem od designu, co? Beton na ścianach i czarna lampa, gratuluję finezji – odbiłam piłeczkę.

– O, zaczynamy? – jego ton się zaostrzył. – Musi być drama, jak zawsze. Byle tylko postawić na swoim.

– Drama? Serio?! Próbuję rozmawiać, a ty mnie atakujesz. To ty zawsze musisz mieć rację. Zawsze.

– Bo ty się obrażasz, jak ci się cokolwiek nie spodoba. To jest chore – rzucił.

Zamilkłam. Spojrzałam na tę cholerną sofę i poczułam, że znowu jestem w miejscu, w którym nie potrafię być sobą. W którym muszę walczyć o każdy centymetr. Nawet ten miękki, tapicerowany. W głowie miałam tylko jedno pytanie: dlaczego za każdym razem kończy się tak samo?

Nie potrafiłam dłużej udawać

Wróciliśmy do mieszkania w milczeniu. Tomek zdjął kurtkę i rzucił ją na krzesło. Ja poszłam do kuchni, udając, że muszę coś zrobić, ale krzątałam się bez celu. Nie chciałam, żeby widział, jak bardzo mnie to ruszyło.

– Wiesz co? – odezwałam się w końcu. – Przecież to tylko mebel. A my się zachowujemy, jakby od tej sofy zależało nasze życie.

Tomek spojrzał na mnie z irytacją.

– Może problem nie jest w sofie, tylko w tobie – rzucił i podszedł do lodówki.

Zamrugałam. Wstrzymałam oddech. Nie wiedziałam, czy dobrze usłyszałam.

– Słucham? – powiedziałam cicho, ale głos mi drżał.

– No bo robisz z igły widły. Przecież wszystko zawsze kończy się awanturą. Z każdej drobnostki – wyjaśnił spokojnie, jakby tłumaczył coś dziecku.

– A wiadomości sprzed dwóch lat to też była drobnostka? – zapytałam, patrząc mu prosto w oczy.

Zamarł. Uchylił drzwi lodówki i znieruchomiał z ręką na butelce wody.

– Myślałam, że już o tym nie będziemy gadać – powiedział cicho.

– Ja też. Ale czasem wystarczy jedno słowo i wszystko wraca. Jedno twoje zdanie, które wbija się jak nóż.

Powoli osunęłam się na krzesło. Czułam, jak wzbiera we mnie coś dusznego, coś, co przez lata próbowałam zagłuszyć. Ta cholerna sofa otworzyła puszkę Pandory.

– Magda, nie dramatyzuj – westchnął.

– Nie dramatyzuję. Po prostu... może już nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku.

Nie chciał mnie skrzywdzić

Nie spałam całą noc. Tomek zresztą też nie. Przewracał się z boku na bok, wzdychał, a w końcu nad ranem zapalił lampkę i usiadł na łóżku.

– Magda... muszę ci coś powiedzieć – zaczął cicho, z pochyloną głową.

Nie odpowiedziałam. Tylko patrzyłam w ciemny sufit. Serce już wiedziało, co zaraz usłyszę.

– Wiesz, jak mieliśmy wtedy tę przerwę... trzy lata temu...

Zamknęłam oczy.

– Spotykałem się z kimś. Krótko. To nie miało znaczenia. Po prostu... tak było.

Powietrze zgęstniało. Nie byłam pewna, czy oddycham. Jego słowa dźwięczały mi w uszach jak jakiś obcy język.

– Dlaczego... dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałeś? – spytałam zduszonym głosem.

– Bo wiedziałem, że cię to zrani. I że się nie da tego wyjaśnić tak, żebyś zrozumiała. A ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić.

– Nie chciałeś mnie skrzywdzić, a pozwoliłeś mi budować wszystko od nowa na kłamstwie?

Wstałam z łóżka. Nogi miałam jak z waty. Wzięłam pierwsze lepsze ubranie, klucze. Wychodząc, powiedziałam tylko:

– Nie dzwoń. Nie teraz.

Drzwi trzasnęły za mną. Nie miałam planu. Szłam bez celu. W głowie jedno pytanie: co jeszcze przede mną ukrywał? Czy można zacząć od nowa, jeśli fundamenty są zbudowane na kłamstwie?

Wszytko było tylko grą pozorów

Zatrzymałam się u Leny. Nie pytała zbyt wiele. Wiedziała, że jeśli milczę, to znaczy, że pękło coś, czego już się nie da posklejać słowami.

– Wiesz – powiedziała, kiedy w końcu usiadłam przy jej kuchennym stole z kubkiem herbaty – zawsze się zastanawiałam, jak wy to robicie. Wyglądaliście na tak zgodnych. Jakbyście wszystko już przepracowali.

– Bo tak miało to wyglądać – wyszeptałam. – Przerwa, nowy początek, mieszkanie. A teraz się okazuje, że wszystko było tylko... grą pozorów.

– Nie jesteśmy uczeni, jak zaczynać naprawdę od nowa – powiedziała cicho. – Tylko jak udawać, że coś się nie wydarzyło.

Spojrzałam na nią i poczułam, że płaczę. Wreszcie. Nie histerycznie, nie głośno. Po prostu łzy płynęły po policzkach.

Wolałabym nie wiedzieć – powiedziałam.

– Nieprawda – Lena pokręciła głową. – Wolałaś nie wiedzieć wtedy. Ale dziś? Dziś musisz wiedzieć, żeby zdecydować, czego naprawdę chcesz.

Siedziałyśmy w ciszy. A ja w środku słyszałam już tylko to jedno pytanie: czy chcę go odzyskać, czy po prostu odzyskać kontrolę nad własnym życiem?

Czy coś jeszcze między nami się tli?

Spotkaliśmy się po czterech dniach. Tomek czekał pod naszym blokiem, z dłonią wsuniętą w kieszeń kurtki, jakby nie wiedział, co zrobić z ciałem. Kiedy mnie zobaczył, wstał z murku.

– Dzięki, że przyszłaś – powiedział ostrożnie.

Skinęłam głową. Nie miałam ochoty na kurtuazję. Po prostu chciałam wiedzieć, czy coś jeszcze między nami jest. Szliśmy w milczeniu przez osiedlowe alejki. Drzewa wypuszczały pierwsze zielone listki, pachniało ziemią. W końcu przystanęłam.

– Co chciałeś powiedzieć?

– Że cię przepraszam – odpowiedział natychmiast. – I nie chodzi tylko o tamtą kobietę. Chodzi o to, że przez lata nie potrafiłem być z tobą naprawdę. Że się chowałem za półprawdami, za milczeniem. I że to był mój wybór.

Poczułam ukłucie w piersi. Nie spodziewałam się takiej szczerości. Ale też nie wiedziałam, czy nie jest za późno.

– Nie wiem, Tomek. Nie wiem, czy chcę się znów łudzić. Boję się, że jeśli dziś ci wybaczę, jutro znów coś pęknie. I znów będę udawać, że wszystko gra.

– Nie chcę, żebyś wybaczała. Chcę, żebyśmy zrobili to razem. O ile ty jeszcze chcesz.

Milczałam.

– Nie kupuj sofy beze mnie – powiedziałam w końcu. – Jeśli jeszcze cokolwiek mamy wybierać razem... to od tego trzeba zacząć.

Uśmiechnął się blado.

– Może ta sofa jednak w kolorze zgniłej zieleni?

Przewróciłam oczami. Ale nie oponowałam.

Czułam, że coś się zmieniło

Minął tydzień. W końcu wspólnie pojechaliśmy do salonu meblowego. Tomek najpierw próbował żartować, jak to zwykle on, żeby rozładować napięcie. Ale nie musiał – ja też czułam, że coś się zmieniło. Nie było we mnie już tej złości, która dławiła, ani tego lęku, że znowu wszystko runie. Zamiast tego była cicha ciekawość. Co będzie dalej?

– Ta? – zapytał, wskazując na oliwkową sofę z drewnianymi nóżkami.

– Serio?

Może pora zmienić zdanie – uśmiechnął się i spojrzał na mnie z taką szczerością, że coś we mnie puściło.

Kupiliśmy ją. Nieidealną. Z charakterem. Taką jak my. Kiedy przyjechała, siedzieliśmy na niej przez pół wieczoru z kubkami herbaty w rękach i nic nie mówiliśmy. A potem Tomek położył dłoń na mojej.

– To od tej sofy wszystko się zaczęło. Może teraz zaczniemy żyć na nowo?

Patrzyłam na niego i wiedziałam, że możemy to zrobić. Że nie wracamy do tego, co było – tylko idziemy dalej, z nową świadomością. Że od dziś, choć różni, jesteśmy po jednej stronie. Nie chcę zapomnieć o tym, co było. Ale nie chcę mu codziennie tego wypominać.

Magda, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama