„Gdy wylądowałam w szpitalu, nasz związek stanął poważną próbę. Do końca nie byłam pewna, czy mogę polegać na Pawle”
„Przez chwilę nie mogłam trafić w zamek. Palce się trzęsły. Gdy drzwi wreszcie ustąpiły, otworzyłam je powoli. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. A jednak to, co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia”.

- Redakcja
Pracowałam jako graficzka w niewielkim wydawnictwie. Lubiłam swoją pracę. Jednak prawdziwym szczęściem był dla mnie mój pies. Znalazłam go w schronisku cztery lata temu. Nazwałam go Togo – na cześć psiego bohatera z Alaski, który uratował miasto przed epidemią. Nie wiem, czy mój Togo kiedykolwiek uratuje świat, ale wiem, że uratował mnie. Niestety Paweł od początku miał z nim problem. Twierdził, że pies to obowiązek. Nigdy go nie chciał. „Kulawy kundel”, mówił z wyraźnym niesmakiem. A ja udawałam, że to mnie nie rani. Że to tylko słowa.
Musiałam to powiedzieć
To był zwykły, szary wtorek. Togo leżał pod stołem, a ja kończyłam projekt plakatu. Po południu Paweł wrócił z pracy zdenerwowany. Narzekał, że ktoś zajechał mu drogę, że projekt nie został oddany na czas. Rzucił klucze na stół i spojrzał na Togo.
– Był z tobą dziś na spacerze? – zapytał bez cienia ciepła w głosie.
– Byliśmy rano. Teraz odpoczywa – odpowiedziałam spokojnie, nie odrywając wzroku od monitora.
Zerknął z niezadowoleniem i wszedł do kuchni. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, usłyszałam trzask. Togo poruszył się pod stołem, szukając wygodniejszej pozycji. Uderzył przypadkowo w nogę krzesła, a to – w blat. Kubek spadł i rozbił się na kafelkach. Kawa rozlała się szeroko.
– No pięknie – powiedział Paweł lodowato. – Tylko tego brakowało.
Weszłam do kuchni i odruchowo sięgnęłam po ściereczkę. Ale zanim zrobiłam krok, zobaczyłam jego wzrok utkwiony w Togo. Twardy. Oskarżycielski. Pies zwinął się pod ścianą, z opuszczoną głową.
– To tylko kawa – powiedziałam cicho.
– Nie chodzi o kawę! Chodzi o to, że wszystko przez niego jest trudniejsze. On nie pasuje do naszego życia. Przeszkadza nam, obciąża cię, a ty nawet tego nie widzisz.
Stałam w milczeniu. Poczułam lodowatą kulę w brzuchu. I wtedy padły te słowa:
– Może gdybyś bardziej dbała o ludzi, a nie o tego kalekiego psa, mielibyśmy normalne życie.
Świat na moment przestał się poruszać. W głowie rozbrzmiało mi to zdanie niczym echo. Spojrzałam na niego i odpowiedziałam cicho, ale stanowczo:
– Wiesz... czasem myślę, że byłoby mi łatwiej samej. Bez ciebie.
Zamilkł. Stał przez chwilę nieruchomo, po czym odwrócił się i wyszedł z kuchni, nie mówiąc ani słowa.
Wylądowałam w szpitalu
Następnego dnia zachowywaliśmy się tak, jakby nic się nie stało. Paweł zajął łazienkę pierwszy, a ja udawałam, że nie przeszkadza mi jego milczenie. Togo nie odstępował mnie na krok. Chodził tuż za mną, uważnie obserwując każdy mój ruch, jakby wiedział, że coś się we mnie rozpadło i chciał czuwać, zanim zniknę całkiem.
– Spokojnie, maleńki – szepnęłam, klękając przy nim i gładząc jego bok. – To tylko słowa. Już mnie nie bolą.
Ale to nie była prawda. Wyszłam do pracy w pośpiechu. Nie pamiętam, o czym myślałam. Pewnie o tym, czy wrócę dziś wcześniej i zabiorę Togo na spacer do lasu. Tam oddycha mi się lżej. Pamiętam jeszcze, że była śliska nawierzchnia. Mokry asfalt i rozmazane światła.
Ocknęłam się w białym pokoju. Głos mojej mamy był pierwszym, który usłyszałam.
– Słyszysz mnie?
Nie odpowiedziałam od razu. Miałam sucho w ustach, w głowie szumiało. Chciałam się poruszyć, ale bolało. Klatka piersiowa, ramię, skroń.
– Potrącił cię samochód – powiedziała cicho, głaszcząc mnie po dłoni. –Ale jesteś. To najważniejsze.
Zamknęłam oczy.
– Togo…?
– W domu – odparła. – Paweł się nim zajmuje.
Otworzyłam oczy, powoli.
– Był tutaj?
Mama zawahała się na ułamek sekundy. Potem wzruszyła ramionami.
– Nie... jeszcze nie.
A Togo... Jak on znosi moją nieobecność? Nie ufa łatwo. Bałam się, jak sobie poradzi beze mnie, nie byłam pewna, czy Paweł będzie chciał przejąć nad nim opiekę. Któregoś dnia, gdy zadzwoniłam do mamy, powiedziała:
– Twój Paweł dzwonił. Pytał, co lubi jeść Togo. Powiedział, że... chyba się polubili.
Nie odpowiedziałam. Ale poczułam, że coś we mnie lekko drgnęło.
Nie mogłam uwierzyć
Dni w szpitalu wlekły się w nieskończoność, ale najgorszy był brak Togo. Każdy poranek bez jego nosa przy policzku był jak pustka. Jakby nie wstało słońce. Mama czasem mi o nim opowiadała.
– Paweł nauczył się zakładać mu szelki – mówiła. – I gotuje mu ryż z mięsem. Podobno sam znalazł przepis dla psów z problemami trawiennymi.
Nie mogłam uwierzyć. Paweł? Gotujący? Dla Togo?
– Śpią razem na kanapie – dodała kiedyś. – Wczoraj Togo położył mu głowę na kolanach i zasnął. A Paweł się nie ruszał, żeby go nie zbudzić.
Gdy pewnego dnia zobaczyłam wiadomość od Pawła na ekranie telefonu, moje serce zabiło mocniej:
„Chciałem tylko napisać, że on... mnie zaakceptował. I chyba dopiero teraz rozumiem, co znaczy być potrzebnym. Dziękuję ci, że go uratowałaś. I przepraszam, że tego nie widziałem wcześniej”.
Nie odpisałam. Nie od razu, ale po raz pierwszy pomyślałam, że może... coś się jednak zmieniło.
Zaskoczył mnie
Wracałam do domu z kulą pod pachą, otulona szalikiem, choć była już wiosna. Mama odprowadziła mnie pod drzwi, ale nie weszła. Uśmiechnęła się tylko lekko.
– Dasz sobie radę – powiedziała. – Zawsze dawałaś.
Przez chwilę nie mogłam trafić w zamek. Palce się trzęsły. Gdy drzwi wreszcie ustąpiły, otworzyłam je powoli. Nie wiedziałam, czego się spodziewać. A jednak to, co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze wyobrażenia. Paweł siedział na podłodze, bokiem oparty o kanapę. Togo leżał przy nim, wtulony w jego bok, z głową na jego udzie. Oboje spali. Cicho. Bezpiecznie. I razem. Zamarłam. Chwilę później drzwi lekko trzasnęły za moimi plecami. Paweł się obudził i spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem. Togo też podniósł głowę i od razu podskoczył, jakby nie wierzył, że to ja. Pisnął radośnie, a jego ogon zamienił się w rozedrganą gałązkę szczęścia.
– Nie wiem, czy to wystarczy – powiedział cicho. – Ale próbowałem. Każdego dnia. I... chyba go polubiłem.
Zmęczona usiadłam na sofie. Togo przesunął się między nami i położył się dokładnie w środku – jakby był mostem, nie murem. Przez długą chwilę nikt się nie odezwał. Patrzyłam na nich obu – mojego psa i mojego partnera – i nie wiedziałam, co czuję. Nadzieję? Obawę? Chyba wszystko naraz.
Poznałam prawdę
Minęło kilka tygodni. Paweł i Togo spędzają razem czas. Wychodzą na spacery – nie tylko wokół bloku, ale też do lasu. Paweł chętnie robi zdjęcia psiakowi. Na jednym z nich Togo siedzi na skraju łąki, z nosem uniesionym ku słońcu. Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy herbacie. Togo spał między nami. W ciszy było coś nienazwanego – napięcie, ale i gotowość.
– Gdy nie było cię z nami, zrozumiałem coś ważnego – odezwał się Paweł. – Chyba byłem zazdrosny. O niego. O was.
Spojrzałam na niego, zaskoczona.
– O psa?
Skinął głową.
– Czułem się odsunięty. Jakby on był ważniejszy. Jakbyś miała swój świat, do którego ja nie mam dostępu. A potem... potem zacząłem złościć się na samego siebie, że nie potrafię go zaakceptować. Więc łatwiej było udawać, że to jego wina.
Milczałam przez chwilę.
– Togo nigdy nie był przeciwko tobie – powiedziałam w końcu. – Jeśli tego nie rozumiesz... to nie ma nas.
Paweł opuścił głowę.
– Teraz rozumiem. I nie chcę was stracić.
Dotknęłam dłonią futra Togo. Spał spokojnie. Bezpiecznie.
– Nie chodzi o to, żebyś się zmienił dla mnie – dodałam. – Chodzi o to, żebyś chciał się zmienić dla siebie.
Nie odpowiedział, ale ujął moją dłoń i przytrzymał chwilę dłużej, niż się spodziewałam. A ja pozwoliłam mu na to.
Któregoś popołudnia obserwowałam ich przez okno. Szli razem przez skwer – Paweł i Togo. Krok w krok. Jakby znali się od zawsze. Paweł miał lekko pochyloną głowę, mówił coś cicho, a Togo co chwilę podnosił wzrok, jakby naprawdę słuchał. Zatrzymali się przy stawie. Paweł usiadł na ławce, a Togo wdrapał się obok niego, nieśmiało, ale pewnie. Ich sylwetki odbijały się w wodzie, lekko rozmazane – jak szkic niedokończonego obrazu. Wiedziałam, że nasze życie nie jest takie samo, jak kiedyś. Bo Togo nauczył nas więcej, niż moglibyśmy nauczyć się od ludzi. Nauczył nas cierpliwości. Słuchania ciszy.
Ola, 36 lat
Czytaj także:
- „Gdy teść przepisał na mnie warsztat, szwagier nagle przypomniał sobie, że ma rodzinę. Chodziło mu tylko o pieniądze”
- „Moja synowa jest moją powiernicą. Tak obgadywałyśmy naszych facetów, że mężowie wręczyli nam tajemnicze koperty”
- „Przez lata byłam przekonana, że teściowa ma mnie za wroga. Wystarczył 1 wieczór, by uznała mnie za córkę”