Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie zaczęłam czuć się przezroczysta. Może wtedy, gdy mój były partner, z którym spędziłam siedem lat życia, oznajmił mi, że „chce czegoś nowego”. Albo gdy spakował walizki i wyszedł, zostawiając tylko lakoniczne: „To nie twoja wina”. Wtedy wszystko straciło smak. Nawet herbata z miodem – moja ulubiona – wydawała się jak przegotowana woda. Aż do momentu, gdy zainstalowałam aplikację randkową.

Reklama

Marek miał ładny uśmiech. I oczy, które wyglądały, jakby znały wszystkie moje smutki, ale i coś obiecywały. Pierwsze spotkanie było zwyczajne: kawa, spacer, rozmowa. Drugie – już bardziej swojskie. Śmiał się z moich suchych żartów, a ja z jego przesadnej manierki z herbatą z imbirem. Trzecie zakończyło się pocałunkiem, który nie był filmowy – był cichy, ciepły, pełen troski. Wróciłam do domu i nie płakałam. Po kilku tygodniach znajomości zaproponował mi wypad na jego działkę pod lasem. „Tylko my, w ciszy, bez miasta, bez telefonu” – napisał. Trochę się wahałam, ale uznałam, że warto zaryzykować.

– Mówisz, że działka? – spytała Magda przez telefon. – Serio? Nie boisz się, że tam cię uwięzi na zawsze, albo zakopie w jakiejś norze?

– Madzia, błagam... – zaśmiałam się. –On nie wygląda na psychopatę. Poza tym... jest w nim coś. Taki spokój.

– Jak za spokojny to też niedobrze – zamruczała. – Zbyt idealny. Facet bez skazy? Albo coś ukrywa, albo ma podwójną osobowość.

Wiedziałam, że coś w nim jest nieprzeniknionego. Że czasem patrzy gdzieś jakby poza mnie. Ale czyż wszyscy nie nosimy w sobie czegoś, czego nie chcemy pokazać? Jego ostatni SMS przed wyjazdem: „Przyjedź. Będzie cisza. I ja”. Odpisałam: „Już się pakuję i nie mogę doczekać”.

Mocno zaskakująca niespodzianka

Kiedy Marek odebrał mnie z dworca, wszystko zapowiadało się dobrze. Uśmiechnięty, w dżinsowej kurtce, przytulił mnie mocno i powiedział, że „z taką pasażerką to nawet w korku miło postać”. Jechaliśmy jego starą skodą przez polne drogi, aż dotarliśmy do bramy działki. Drewniany dom, dużo zieleni, cisza. Wysiadłam z auta z uczuciem lekkości, aż do momentu, gdy otworzyły się drzwi werandy i... ktoś zawołał:

– Ooo, Mareczku, to twoja Natalia? No w końcu!

Na progu stali jego rodzice – kobieta z upiętymi siwymi włosami i mężczyzna w kraciastej koszuli. Uśmiechali się, ale coś w ich spojrzeniach mnie zmroziło. Chyba najbardziej to, że ich tam w ogóle nie powinno być.

– Co tu się dzieje? – szepnęłam do Marka, próbując się nie uśmiechać zbyt sztucznie.

– No co, rodzice tu czasem bywają... – rzucił szybko. –Spokojnie, zaraz sobie pójdą.

Ale nie poszli.

– Natalia, kochanie, rozgość się – powiedziała jego mama, wkładając mi do ręki talerz z ciastem.

–My już cię trochę znamy, Marek sporo o tobie mówił.

Nie zdążyłam zapytać, dlaczego Marek mówił o mnie, jakby planował mnie przedstawić rodzinie, bo w tym momencie zza domku wyłoniła się... kobieta. Wysoka, rudowłosa, z zadziornym spojrzeniem. Szła pewnym krokiem, jakby była tu u siebie.

– Anitka! – zawołała z radością matka Marka. – Zobacz, Marek przywiózł koleżankę.

Koleżankę. Anitka zmierzyła mnie wzrokiem i uniosła brew.

– Cześć – powiedziała chłodno. – Nie wiedziałam, że działka to teraz takie... spotkaniowe miejsce.

Marek zbladł.

– Anita, nie zaczynaj – mruknął, ale było już za późno. W powietrzu zawisło coś gęstego. Niewypowiedzianego.

– To żona Marka. Była oczywiście – szepnęła jego mama, jakby mówiła o kimś z rodziny królewskiej. – Ale wiesz, ona zawsze będzie już naszą Anitką.

Zakręciło mi się w głowie.

Była żona odstawiła istny teatr

Wieczorem siedzieliśmy przy ognisku. Marek grzebał patykiem w żarze, a ja próbowałam zapanować nad tym, co się we mnie gotowało. Anita siedziała obok jego mamy, śmiejąc się głośno z jakiejś anegdoty o wspólnych wakacjach. Wakacjach, na których, jak się właśnie dowiedziałam, byli z Markiem... rok temu.

– A pamiętasz, Mareczku, jak zgubiłeś klucze od auta w Chorwacji? – rzuciła Anita, patrząc prosto na mnie. –Dobrze, że miałeś mnie, bo inaczej spałbyś na parkingu.

Zadrżałam. Spojrzałam na Marka. Zamiast protestu – tylko ciche „No tak...”. Nawet nie spojrzał w moją stronę.

Zebrałam się w sobie i szepnęłam mu na osobności:

– Dlaczego ona tu jest? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?

– Bo... nie chciałem, żebyś zrezygnowała z przyjazdu – wymamrotał. –To miała być spokojna sobota. Wpadli tak niespodziewanie.

– Wszyscy? Niespodziewanie? Z kiełbasą i winem?

Nie odpowiedział.

Wróciłam do stołu i usiadłam sztywno. Anita nagle podała mi kieliszek:

–Przyjechałaś, to świętuj z nami. Marek zawsze mówił, że kobiety z charakterem są najseksowniejsze.

Zadrżałam. To był teatr. I to przemyślany. W tym całym ich działkowaniu nie chodziło o spokój – chodziło o pokaz siły. O przypomnienie mi, że Anita tu była pierwsza. I chyba nadal jest.

Przegrałam już na starcie

Nie mogłam zasnąć. Leżałam na wąskim łóżku w pokoju gościnnym i słyszałam, jak ktoś rozmawia w kuchni. Wstałam cicho, przywarłam do drzwi. Głos Marka. I Anity.

– ...nie wiem, Anita. To nie tak, że coś czuję. Ale nie jestem pewien, czy jestem gotowy. – Marek mówił cicho, szybko. – Z Natalią... to wszystko dopiero się zaczyna. Ale z tobą... my mamy wspólną historię.

– Więc ją przywiozłeś tutaj, żeby co? Zobaczyć, jak wypada na moim tle? – parsknęła Anita. – Ty naprawdę myślisz, że możesz balansować między nami?

– Chciałem tylko... zrozumieć.

Przeszył mnie dreszcz. Cofnęłam się o krok, skrzypnęła podłoga. Drzwi kuchni otworzyły się i zobaczyłam ich oboje. Stali blisko siebie. Marek zamarł. Anita uniosła brodę z triumfem.

– To właśnie chciałeś mi pokazać? – zapytałam drżącym głosem. – Że jesteś pomiędzy? Że nie wiesz, kogo chcesz?

Marek ruszył w moją stronę, ale się cofnęłam.

– Nie mogę uwierzyć, że mnie tu przywiozłeś, wiedząc to wszystko.

W tym momencie do kuchni weszli jego rodzice. Jego matka spojrzała na mnie jak na zbędny mebel.

– Anita zawsze była częścią naszej rodziny – powiedziała z chłodnym spokojem. –I nadal nią jest.

Marek spuścił wzrok. Anita oparła się o framugę i nie powiedziała nic. Bo już wygrała.

Sam nie wiedział, czego chce

Wyszłam bez słowa. Buty wciąż miałam niezasznurowane, plecak niedopięty. Droga do stacji była ciemna i nierówna, ale szłam jak w transie. Zostawiłam za sobą ich śmiechy, spojrzenia, wspomnienia, których nie byłam częścią. Na stacji benzynowej kupiłam herbatę w papierowym kubku i usiadłam przy stoliku. Nagle poczułam wszystko naraz: wstyd, złość, żal, samotność. Drżały mi ręce. Wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Magdy.

– To był jakiś chory teatr – powiedziałam, zanim zdążyła się odezwać. – Rodzice, była żona, grill... a ja jak idiotka z sernikiem na kolanach.

– Co?! Natalia, co ty mówisz?

– On nie wiedział, czego chce. I chyba nadal nie wie. A ja znowu... znowu dałam się wciągnąć w coś, co miało być prawdziwe. Wymyśliłam sobie bajkę o stabilnym facecie. A to tylko dobrze uczesany chaos.

Przez chwilę w słuchawce było cicho.

– Wiesz, co najbardziej boli? – ciągnęłam. –Że nawet nie próbował mnie zatrzymać. Stał tam, jakby czekał, aż zniknę i zwolnię scenę.

– Wracaj do domu – powiedziała cicho Magda. – Potem zrobimy reset. Ale teraz, po prostu... wracaj.

Wróciłam. Po cichu, nie patrząc nikomu w oczy. Czułam się pusta. Ale pod tą pustką coś się budziło. „Chyba muszę przestać wierzyć, że ktoś mnie uratuje” – powiedziałam półgłosem do siebie. I pierwszy raz od dawna... poczułam ulgę.

Nie chcę już grać w tę grę

Wróciłam do mieszkania późno w nocy. Na kuchennym stole stał jeszcze kubek po mojej porannej kawie. Przesiąkł chłodem, jakby czekał, aż wrócę z jakiejś wyprawy i postawię go z powrotem na półkę. Ale ja tylko usiadłam przy stole i wpatrywałam się w telefon. Wiedziałam, że Marek napisze. Napisał. Oczywiście, że napisał: „Przepraszam. Nie chciałem, żebyś się tak poczuła. Nie wiedziałem, jak to wszystko ogarnąć. Zależało mi na tobie. Ale chyba nie jestem gotowy”.

Nie był gotowy. Nie odpisałam. Przekręciłam telefon ekranem do dołu i wstałam. W łazience spojrzałam na siebie w lustrze. Z rozmazanym tuszem i z włosami jak po burzy wyglądałam jak ktoś, kto w końcu zrozumiał, że nie chce już grać w cudzych przedstawieniach. Następnego dnia wzięłam wolne. Spakowałam torbę i pojechałam nad jezioro, do domku ciotki, gdzie jako dziecko spędzałam wakacje. Weszłam boso na pomost, usiadłam i patrzyłam, jak wiatr marszczy wodę. Nie tęskniłam za Markiem. Tęskniłam za sobą sprzed tego wszystkiego – naiwną, ale wierzącą, że jeśli ktoś mówi „tylko my dwoje”, to naprawdę ma to na myśli, a nie „wszyscy moi bliscy plus moja była”. Wieczorem, jeszcze nad jeziorem, zadzwoniła Magda. Odebrałam.

–Wiesz, że go zablokowałam? – powiedziałam pierwsza.

–Dobrze zrobiłaś. A teraz zrób coś jeszcze.

–Co?

–Pomyśl jak być szczęśliwą bez faceta.

Natalia, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama