„Gdy zmarła moja babcia, 1. listopada stał się dla nas piekłem. Nad jej grobem matka kłóciła się z ciotką jak przekupka”
„Po pogrzebie babci coś się zmieniło. Niby wszyscy byli, niby się trzymaliśmy, ale czułam, jakby między nimi zgasło coś więcej niż tylko świeczka na trumnie. Jakby odeszło coś, co trzymało nas w kawałku. A może nigdy nie byliśmy całością? Może tylko babcia potrafiła skleić to, co było popękane”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy Wszystkich Świętych przestało być dla mnie dniem ciszy i refleksji. Może wtedy, kiedy umarła babcia Wanda – jedyna osoba, która naprawdę potrafiła mnie wysłuchać. Albo wtedy, kiedy zobaczyłam, jak mama i ciotka Danuta – dwie siostry, które przez całe życie uczyły mnie, że rodzina jest najważniejsza – patrzą na siebie jak obce kobiety, które łączy tylko nazwisko na nagrobku. Zawsze lubiłam ten dzień. Był w nim jakiś porządek, rytuał, coś, co sprawiało, że nawet milczenie miało znaczenie. Najpierw cmentarz – zapach wosku, dym z wypalonych zniczy unoszący się leniwie w zimnym powietrzu, rzędy świateł drżących jakby na krawędzi wspomnień. Potem herbata u babci. Opowieści. Zdania niedokończone, a mimo to pełne. To było nasze – moje i jej – święto.
A teraz? Teraz wszystko się rozsypało. Mama – chłodna jak lód, z wiecznie zaciśniętymi ustami i tą swoją maską „wszystko pod kontrolą”. Ojciec – cichy cień, który nie umie nawet wykrztusić, czy dobrze się czuje. I Danuta – ciotka, która zawsze była inna. Pyskata, niezależna, z tym swoim „mówię, co myślę”, co w naszym domu oznaczało zawsze: „mówisz za dużo”. Po pogrzebie babci coś się zmieniło. Niby wszyscy byli, niby się trzymaliśmy, ale czułam, jakby między nimi zgasło coś więcej niż tylko świeczka na trumnie. Jakby odeszło coś, co trzymało tę rodzinę w jednym kawałku. A może nigdy nie byliśmy w jednym kawałku? Może tylko babcia potrafiła skleić to, co było popękane?
W tym roku pierwszy raz od dawna wszyscy mieliśmy iść razem – na grób babci. Całą czwórką: ja, mama, ojciec i ciotka. Mama powiedziała, że „tak będzie najlepiej”. Danuta nie skomentowała, tylko spojrzała na nią tym swoim spojrzeniem pełnym pogardy i ironii. A ja? Czułam, że coś wisi w powietrzu. Że ta cisza, do której byłam przyzwyczajona, tym razem pęknie. I że spod niej wyleje się coś, na co nie jestem gotowa. Ale przecież i tak poszliśmy. I nigdy nie zapomnę, co się wtedy wydarzyło.
Napięcie na cmentarzu
– Może te złote? – zapytała mama, trzymając w ręku znicze z cmentarnego straganu. – Babcia lubiła eleganckie rzeczy.
– A może po prostu zwykłe? Takie jak co roku? – wtrąciła ciotka Danuta, unosząc brew. – Wanda nie była księżniczką z katalogu.
Zrobiło się niezręcznie. Sprzedawczyni spojrzała na nas z udawanym uśmiechem, jakby chciała powiedzieć: „Weźcie już cokolwiek i idźcie”.
– Po prostu kupmy i idźmy dalej, dobrze? – wtrąciłam się, czując jak napięcie wbija mi się w kark.
Ale nikt mnie nie usłyszał. Mama zaczęła przebierać dalej, ciotka kręciła głową. Ojciec stał z boku, trzymając bukiet chryzantem jak chorągiewkę.
– Ty zawsze wszystko musisz mieć po swojemu – rzuciła Danuta, gdy już staliśmy nad grobem. – Nawet martwym dyktujesz gust.
– Przynajmniej się staram – odparła lodowato mama. – Ale przynajmniej nie znoszę zniczy z dyskontu, jak ty co roku.
Zamarłam. Zrobiło mi się gorąco, choć wokół wiał listopadowy wiatr. Nagle poczułam, że coś we mnie pęka.
– Może to ciocia powinna być moją matką – powiedziałam głośniej, niż planowałam.
Cisza. Mama pobladła, ciotka otworzyła usta, jakby nie wiedziała, co powiedzieć. Ojciec odwrócił wzrok.
– Przepraszam – szepnęłam, ale słowa wisiały już w powietrzu, cięższe niż marmur nagrobka.
Świetnie, przechodzimy do kolejnego fragmentu historii.
Nie chcieli mi powiedzieć prawdy
W samochodzie panowała taka cisza, że słyszałam każde tyknięcie zegarka na desce rozdzielczej. Mama siedziała sztywno, patrząc przed siebie. Ojciec prowadził, jakby nie był w tym samochodzie. A ja… próbowałam zniknąć. Jeszcze bolało mnie gardło od tamtych słów. W domu mama rzuciła torebkę na fotel i od razu poszła do kuchni. Ojciec stanął w przedpokoju, jakby się zgubił.
– Mamo… – zaczęłam, idąc za nią. – Przepraszam za to, co powiedziałam.
– Nie zaczynaj – odparła, odkręcając kran z taką siłą, że woda rozprysła się na zlew. – Powiedziałaś, co myślisz. Wyszło szydło z worka. I dobrze.
– Ale ja nie… To nie tak! Po prostu mam dość tego, jak traktujesz Danutę. Ona też cierpi po stracie babci, a ty ją traktujesz jak powietrze. Albo gorzej jak jakiś kamień.
Mama odwróciła się do mnie powoli. W oczach miała coś, czego nie znałam. Strach? Zmęczenie?
– Ty nic nie wiesz, Julia – powiedziała cicho, ale ostro. – Naprawdę sądzisz, że wiesz, co się działo między nami?
– To powiedz mi w końcu! – wybuchłam. – Zasługuję na prawdę!
W drzwiach stanął ojciec. Zerknął na nas, westchnął.
– Dość tego. Nie czas, nie miejsce.
– Niech się w końcu dowiem! – krzyknęłam. – Jestem waszą córką, a czuję się, jakbym była tylko niechcianym widzem!
Mama spuściła wzrok. Po raz pierwszy od lat wyglądała na kruchą. Ale nie powiedziała nic. Tylko zamknęła się w łazience. Znowu.
Serce waliło mi jak młotem
Nie mogłam spać. Wciąż słyszałam w głowie echo moich własnych słów. „Jestem waszą córką, a czuję się, jakbym była tylko widzem”. I to spojrzenie mamy – jakby coś się w niej złamało. Zeszłam do kuchni po wodę. Wtedy usłyszałam ciche głosy z salonu.
– Marek, ja już nie wiem, czy nie jest za późno – mówiła mama.
Zamarłam. Stałam w półmroku, bosa, opierając się o ścianę.
– Trzeba jej powiedzieć. Danuta też ma prawo wiedzieć, że Julia… – ojciec zawahał się.
– Cicho! – przerwała mu mama. – Julia nie może się dowiedzieć. Nie teraz. Nie w ten sposób.
Poczułam, jak lodowaty strach przesuwa mi się po kręgosłupie. Oparłam się o framugę drzwi. Serce waliło mi jak młotem.
– Czego ja mam się niby nie dowiedzieć?! – weszłam gwałtownie do salonu.
Mama podskoczyła, ojciec się aż się wzdrygnął. Patrzyli na mnie, jakbym właśnie rozbiła szybę.
– Wszystko słyszałam! Co ukrywacie? Co to ma znaczyć?! – krzyczałam, trzęsąc się.
Mama złapała się za głowę. Ojciec spuścił wzrok.
– Usiądź, Julia – powiedziała w końcu mama, ledwo słyszalnie.
– Chcę znać prawdę. Teraz. – Nie zamierzałam się cofać. – Albo mówicie mi wszystko, albo wychodzę stąd i nie wracam już nigdy!
Usiadła powoli. Ojciec podszedł do stołu i nalał sobie wody, ręka mu drżała.
– Julia… to długa historia – zaczęła mama. – I nie jestem dumna z tego, co ci powiemy.
– Więc mów. – Podskórnie czułam, że za chwilę zawali się mój świat.
Okłamywali mnie całe życie
Mama przez chwilę milczała, jakby zbierała odwagę. Ojciec patrzył na blat stołu, jakby chciał się w nim zapaść.
– Miałam dwadzieścia jeden lat, kiedy zaszłam w ciążę – zaczęła w końcu. – Ale nie z Markiem, nie z twoim ojcem.
Usiadłam jak rażona prądem.
– Co…?
– Poznałam go w czasie wakacji. Byłam na praktykach, on też. Krótkie szaleństwo. Wakacyjna głupota. Nie miałam pojęcia, że zajdę w ciążę. A kiedy się dowiedziałam… on już zniknął. Nie zostawił nawet numeru.
W ustach mi zaschło.
– Więc tata nie jest moim ojcem?
Ojciec odezwał się po raz pierwszy.
– Julia… Wiedziałem o tym od początku. Zgodziłem się wychować cię jak własną. Kochałem cię od dnia, kiedy cię tylko zobaczyłem.
Spojrzałam na niego. I nagle zrobiło mi się go strasznie żal.
– A Danuta? Co ona ma z tym wspólnego?
Mama skrzywiła się.
– Ona wiedziała od początku. To ona pojechała ze mną do lekarza. Pomogła mi wszystko ukryć przed rodzicami. Tylko ona wiedziała całą prawdę. Ale potem… wyrzucała mi, że nic nie mówię, że uciekam od odpowiedzialności. Nasze relacje się bardzo pogorszyły i nigdy nie naprawiły.
Wstałam gwałtownie, aż krzesło zgrzytnęło po podłodze.
– Przez całe życie mnie okłamywaliście. Przez całe życie! – wrzasnęłam. – I teraz chcecie, żebym to po prostu zaakceptowała?!
– Julia, posłuchaj… – ojciec wstał, ale ja już byłam przy drzwiach.
– Nie. Mam dość!
Trzasnęły drzwi. Wyszłam w noc. I szłam. Bez celu. Jakby tylko ruch mógł mi nie pozwolić się rozsypać.
Odpowiedzi, które ranią
Zapukałam do drzwi ciotki Danuty tuż przed północą. Było zimno, ręce mi drżały, ale bardziej ze strachu niż z chłodu. Gdy otworzyła, spojrzała na mnie przez dłuższą chwilę, bez słowa.
– Już wiesz, prawda? – zapytała cicho.
Kiwnęłam głową. Głos ugrzązł mi w gardle. Wpuściła mnie do środka. Zapaliła tylko lampkę nad stołem. Podała mi kubek z herbatą, jakbyśmy miały rozmawiać o pogodzie.
– Mama mi wszystko powiedziała – wydukałam w końcu. – Chcę znać resztę.
Usiadła naprzeciwko mnie. Na twarzy miała chyba zmęczenie całego życia.
– Pomogłam jej, bo nie miała nikogo. Rodzice by ją wydziedziczyli, zniszczyli. Ja byłam jedyną osobą, która mogła przy niej milczeć. I tak zrobiłam. Ale zapłaciłam za to. Od tego czasu już nigdy mi nie ufała. Bała się, że powiem coś więcej. Codziennie mnie za to karała. A przecież ja... nie ja tu zawiniłam.
– A kim był mój ojciec?
Danuta odwróciła wzrok.
– Nie wiem. Wakacyjny chłopak. Obcy. Imienia nawet nie pamiętała. Zniknął. A ty… ty zostałaś.
Milczałam. Łzy cisnęły się do oczu.
– Zawsze byłaś dla mnie jak córka – powiedziała cicho. – To ja cię uczyłam jeździć na rowerze. To ja znałam twoje ulubione bajki. Ale nie mogłam zrozumieć dlaczego nigdy ci nie powiedzieli.
Nie wytrzymałam. Wyciągnęłam do niej ręce, a ona objęła mnie mocno. I chyba po raz pierwszy od lat poczułam się naprawdę kochana.
Nie wiedziałam, co dalej
Wróciłam nad ranem. Ulice były puste, miasto jeszcze spało. W domu panowała cisza. Drzwi do sypialni rodziców były uchylone, ale nie zajrzałam. Nie chciałam widzieć ich twarzy. W kuchni zrobiłam sobie herbatę. Usiadłam przy stole, na którym jeszcze stał pusty talerz z kolacji. Wpatrywałam się w niego długo, aż w końcu zrozumiałam, że już nigdy nie spojrzę na moich rodziców tak samo. A może nigdy nie powinnam była nazywać ich „rodzicami”? Mama wyszła z pokoju bez makijażu, w starym szlafroku. Zobaczyła mnie i się zatrzymała.
– Julia…
Podniosłam dłoń. Bez krzyku. Bez łez.
– Nie teraz. Potrzebuję ciszy.
Skinęła głową, odwróciła się i zniknęła w korytarzu. Nie było już nic do powiedzenia. Tego samego dnia spakowałam walizkę. Tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka ubrań. Książka babci. Zdjęcie z Danutą sprzed lat. Zamknęłam drzwi bez pożegnania. Nie dlatego, że ich nienawidziłam. Po prostu coś się skończyło. I nie wiedziałam, czy chcę, żeby zaczęło się na nowo. Wieczorem siedziałam na ławce w parku. Patrzyłam w niebo, w którym gasły kolejne światła dnia. W ręce ściskałam kubek z gorącą herbatą. Czułam się pusta, ale też… lżejsza. Może pierwszy raz w życiu byłam sobą, nie kimś, kogo stworzyli inni. Nie wiedziałam, co dalej. Ale przynajmniej wiedziałam, od czego uciekam.
Julia, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W Zaduszki czułem się jeszcze bardziej samotny. Nad grobem żony stałem zupełnie sam jak porzucony znicz”
- „Żona kolegi zawróciła mi w głowie, więc zarzuciłem wędkę. To była kwestia czasu, aż złapie ją na miłosną przynętę”
- „Zapalałam światełko na grobie męża i szłam do sąsiada, by rozpalił inny ogień. Moje potrzeby przecież nie umarły”