„Gdy znalazłam to miejsce, stanęłam jak wryta. Poczułam paraliżujący strach, który odebrał mi mowę”
„Musiała nocą wymknąć się na górę. Kochała ten dom i jego zakamarki, ale tym razem przyjazne mury ją zdradziły. Dziewczynka po ciemku nadepnęła stopą na stłuczony porcelanowy klosz lampy, tak nieszczęśliwie, że szkło przecięło tętnicę i mała zemdlała z upływu krwi”.
- Jadwiga, 53 lata
Miejsce było tajemnicze
Bóle kręgosłupa doskwierały mi tak bardzo, że pojechałam na zabiegi do sanatorium. Zamieszkałam w kameralnym domu, nieopodal głównego budynku. Willa przycupnęła pod osłoną drzew, jak zmęczona tańcem dama. Wiosną i latem na pewno było tu pięknie, ale teraz nagie konary dramatycznie wyciągały sękate ręce ku niebu, wołając o słońce. Zainstalowałam się w pokoju i wyszłam na rekonesans. W sąsiedniej kwaterze ktoś sprzątał, na drewnianych schodach siedział chłopiec, a dziecięce paluszki śmigały po klawiaturze telefonu, z niebywałą prędkością.
– Jak masz na imię? – przykucnęłam obok.
– On nie lubi mówić, a nazywa się Aloszka. Ja jestem Swieta – z pokoju wyjrzała kobieta, a jej śpiewny akcent nie pozostawiał wątpliwości, że pochodzi ze Wschodu. – Nie przeszkadza pani? Nie mam co z nim zrobić, to biorę go ze sobą. On jest jak myszka, cichutki, nikomu nie wadzi.
– Jaki zdolny! – pochwaliłam zręczność.
Po twarzy matki przebiegł cień.
Zobacz także
– Żeby jeszcze mówić chciał! On inny niż wszyscy. Tylko by rysował albo grał. Dałam mu telefon, żeby miał zajęcie.
– Będę miała sąsiadkę? – wskazałam głową na porządkowany pokój.
– Sąsiada. Jutro przyjeżdża. Miły czieławiek, już trzeci raz u nas. A pani na spacer? Uważajtie na błoto, zaraz ciemno będzie.
– Dam sobie radę – uznałam.
Wróciłam zmarznięta do szpiku kości.
– Dostanę herbatę? – uśmiechnęłam się do Aloszki zawzięcie rysującego w kącie.
– Zaraz będzie – jego mama wyjrzała zza przepierzenia. – Wypije pani na dole?
– Wezmę do siebie, trochę poczytam – weszłam po trzeszczących schodach.
Chłopiec miał swój świat
Byłam przy trzecim rozdziale kryminału, kiedy usłyszałam szybki tupot małych stópek. Nad moją głową biegał Aloszka. Co on robi na strychu, zdziwiłam się, czy jego opiekunka wie, że tam jest? Wyjrzałam na korytarz pewna, że zobaczę Swietę. Półmrok panujący w pustym domu nie zachęcał do spacerów. Czy oprócz Swiety, małego i mnie nie ma tu nikogo?
– Halo! Halo! – powtórzyłam głośniej, a wtedy coś na górze zatrzeszczało pod przemieszczającym się ciężarem. – Kto tam jest? – krzyknęłam przestraszona.
Z ciemnej czeluści stromych schodów, które zapewne prowadziły na strych, wysunęła się drobna figurka. Aloszka.
– Uff, ale mnie przestraszyłeś – złapałam się za serce. – Dlaczego jeszcze nie śpisz?
Minął mnie jak lunatyk zatopiony we własnym świecie. Patrzyłam za nim zaniepokojona, nagle mały odwrócił się i na moment wyciągnął rękę i pokazał mi rysunek.
– Piękny – pochwaliłam, chociaż niewiele widziałam w półmroku i bez okularów.
Zanim zasnęłam, jeszcze raz usłyszałam tupot biegnącego dziecka, a potem szuranie, jakby ktoś przeciągał po podłodze pudło.
Rano zapomniałam o nocnych niepokojach, bo moją uwagę przykuł przyjazd kolejnego kuracjusza, pana Mieczysława.
– Cieszę się, że ktoś zamieszka na piętrze, będzie mi raźniej – powiedziałam.
– Coś panią przestraszyło? Willa nie jest nawiedzona, słowo. Interesuję się jej historią, więc coś bym na ten temat wiedział.
– O ile wiem, miałam do czynienia z małym, całkiem zwyczajnym chłopcem. Ale nie ukrywam, że nocne hałasy wprowadziły mnie w dziwny nastrój.
– Może i mnie uda się coś usłyszeć, przynajmniej nie będzie nudno – ucieszył się.
Przeżyłam szok na ten widok
Późnym wieczorem, ledwie rozległ się tupot, zapukał do moich drzwi.
– Aloszka bawi się na strychu – wyjaśniłam, ale to go nie zadowoliło.
– Sprawdzimy? I tak nie mogę spać.
Na schodach prowadzących na poddasze było ciemno, ale Mieczysław zapobiegliwie miał ze sobą latarkę.
– Widzi pani? Zamknięte na kłódkę. Aloszka nie mógł tu wejść, to nie on biega po poddaszu.
Niemiły dreszcz przebiegł mi po plecach.
– Wracajmy – szepnęłam.
Mieczysław wyjął z kieszeni scyzoryk o wielu ostrzach i zaczął grzebać przy kłódce.
– Droga wolna – otworzył drzwi.
Światło latarki wydobywało z mroku zarysy przyczajonych postaci, rozsądek podpowiadał, że to stare graty, ale wyobraźnia mówiła co innego. Mieczysław zrobił kilka kroków i zniknął mi z oczu. Postanowiłam wracać. Wtedy rozbłysło światło.
– Znalazłem włącznik – pochwalił się Mieczysław, z namysłem wpatrując się w podłogę pokrytą równą warstwą kurzu, w którym odbiły się ślady butów sąsiada. Tylko one.
Przecież słyszałam, jak Aloszka tu biegał.
– Wyjdźmy stąd – zaproponowałam.
– Chwileczkę, tylko odsapnę – Mieczysław usiadł ciężko w starym fotelu.
Przycupnęłam obok. Nocną ciszę przerywało krakanie wron pozostawionych na straży śpiącego na drzewie stada.
– Ma–ma – usłyszałam dziecięcy głosik przesycony skargą.
Zerwałam się na równe nogi.
– Na miłość boską, co to?
– Mówiąca lalka – Mieczysław wskazał okazałą lalę wpatrującą się w sufit błękitnymi porcelanowymi oczami.
Leżała w kołysce, przykryta kołdrą ozdobioną haftem richelieu. Obok stał koń na biegunach, wyglądał jak prawdziwy kucyk.
– Opuszczony kącik zabaw dziecka sprawia dość makabryczne wrażenie – oceniłam, starając się nie myśleć, co spowodowało, że mówiący mechanizm lalki ożył.
Alosza miał kontakt z duchem dziewczynki
– Może królestwo małej Rosie? – szepnął Mieczysław. – Nie słyszała pani o Różyczce, która z rodzicami mieszkała w tym domu na początku XX wieku? Odnalazłem nawet zdjęcie zrobione podczas familijnego przyjęcia ogrodowego, pokażę pani. Rosie miała około siedmiu lat, gdy zaginęła. Jej rodzice pojechali z wizytą, ona została pod opieką guwernantki. Kobieta wyszła na chwilę z pokoju, a gdy wróciła, dziewczynki nie było w łóżku. Przeszukano okolicę, stawy przeczesano niewodami, ale ciała nie znaleziono.
Słuchałam zaciekawiona tej historii.
– Dopiero później… Gospodarzy zaintrygowały hałasy na strychu. Na poddaszu często mieszkają łasice lub sowy. Zawezwano ogrodnika, żeby je wykurzył, a on odnalazł Rosie. Musiała nocą wymknąć się na górę. Kochała ten dom i jego zakamarki, ale tym razem przyjazne mury ją zdradziły. Dziewczynka po ciemku nadepnęła stopą na stłuczony porcelanowy klosz lampy, tak nieszczęśliwie, że szkło przecięło tętnicę i mała zemdlała z upływu krwi.
– To prawdziwa historia?
– A jak pani myśli? Kto tu biega wieczorami, nie naruszając pokładów kurzu? Zresztą, mogę pokazać pani zdjęcie małej Rosie.
Opuściliśmy poddasze. Mieczysław zamknął kłódkę i zaprosił mnie do siebie. W komputerze wyszukał odpowiednie zdjęcie. Rosie miała rozpuszczone, falujące włosy i poważną minę. Śliczne dziecko, szkoda, że tak młodo umarła. Biedna mała. Już zasypiałam, kiedy nóżki dziecka zatupotały nad moją głową. Potem usłyszałam trzeszczenie stopni, jakby ktoś ostrożnie schodził ze strychu. Wyskoczyłam z łóżka i przywarłam do drzwi, bojąc się odetchnąć. Z drugiej strony ktoś był, na pewno.
– Rosie? – spytałam niepewnie.
Coś upadło na podłogę i zaległa cisza. Ktokolwiek stał po drugiej stronie, odszedł. Tej nocy już nie zasnęłam, zmęczenie pokonało mnie dopiero nad ranem, gdy ciemność zaczęła powoli ustępować. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
– Przegapi pani śniadanie! – wołał radosnym głosem pan Mieczysław.
Wyjrzałam na korytarz.
– Uratowałem panią od porannego głodu. A także od poślizgnięcia się na tym – pokazał mi szklaną kulkę. – Znalazłem ją pod pani drzwiami, ładna, prawda? Kilkadziesiąt lat temu dzieci kolekcjonowały takie kulki. Musiała się stoczyć po schodach ze strychu, chociaż nie wiem jak.
Kulka była niewielka. W przezroczystym wnętrzu, jak w bursztynie, zatopiona była chmurka i czerwony, mikroskopijny płatek kwiatu. Czyżby róży? Postanowiłam obejrzeć znalezisko pod lupą. Pospiesznie ubrałam się i zeszłam na śniadanie. Kończyłam już posiłek, kiedy podszedł do mnie Aloszka. Znów wyjął rysunek, ale tym razem, nie tak jak poprzednio, mogłam zobaczyć to, co chciał mi pokazać. Namalował siebie i długowłosą dziewczynkę. Dzieci trzymały się za ręce.
– Czy to należy do Rosie? – wyjęłam z kieszeni kulkę i pokazałam chłopcu.
Nie odpowiedział, ale spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się, pierwszy raz odkąd się poznaliśmy. On wiedział.