„Gdy zobaczył mój luksusowy dom, szczęka mu opadła. Myślałam, że to wielka miłość, a on chciał tylko wygodnego życia”
„Poznałam go na konferencji dla młodych przedsiębiorców. Prowadziłam prelekcję o skalowaniu sprzedaży w branży beauty, on siedział w pierwszym rzędzie i chłonął każde moje słowo. Po wystąpieniu podszedł, przedstawił się, pogratulował mi prezentacji i tak to się zaczęło. Kilka żartów, błysk w oku”.

- Redakcja
Kiedy się poznaliśmy, miałam wszystko – dom z ogrodem, samochód, firmę przynoszącą dochody, o jakich wielu mogło tylko pomarzyć. On był przystojny, uroczy i zafascynowany moim stylem życia. Wydawało mi się, że kocha mnie dla mnie samej, a nie dla tego, co mam na koncie. Planowaliśmy wspólną przyszłość, snuliśmy marzenia, które miały się spełniać jedno po drugim. Gdy firma zaczęła mieć problemy, a ja z dnia na dzień straciłam grunt pod nogami, zniknął szybciej, niż się pojawił. Ta historia to nie tylko o nim. To historia o mnie, o tym, jak upadłam i jak się pozbierałam.
Wydawało mi się, że to miłość
Poznałam go na konferencji dla młodych przedsiębiorców. Ja prowadziłam prelekcję o skalowaniu sprzedaży w branży beauty, on siedział w pierwszym rzędzie i chłonął każde moje słowo. Po wystąpieniu podszedł, przedstawił się, pogratulował mi prezentacji i… tak to się zaczęło. Spontaniczna kawa w hotelowym lobby, kilka żartów, błysk w oku. Na końcu rozmowy zapytał, czy może mnie odwiedzić w Warszawie. Nie wahałam się ani chwili. Coś we mnie drżało z przejęcia na samą myśl o nim. Pamiętam pierwsze spotkanie w moim domu – był zachwycony każdym detalem. Marmurowy blat w kuchni, ogromne łóżko z baldachimem, lodówka pełna produktów, których nazw nawet nie znał. Zapytał, czy sama to wszystko wypracowałam. Gdy kiwnęłam głową, patrzył na mnie jak na boginię sukcesu.
– Jesteś niesamowita – szepnął, obejmując mnie od tyłu. – Naprawdę cię podziwiam.
Z miesiąca na miesiąc wchodził w moje życie coraz głębiej. Zaczęliśmy mówić o wspólnym mieszkaniu, dzieciach, ślubie. On wnosił do mojego życia lekkość, której mi brakowało, ja dawałam mu wszystko – miłość, komfort, perspektywy. Moja mama mówiła:
– Uważaj, bo jeszcze nie poznałaś go od tej trudnej strony.
A ja tylko się uśmiechałam, bo przecież kto by zostawił kobietę, która kocha i dzieli się wszystkim? Nie widziałam wtedy, że on nigdy nie dorzucał się do rachunków, że zawsze ja płaciłam za wakacje, że samochód, którym jeździł, był na moje nazwisko. Widziałam tylko jego spojrzenie – pełne uwielbienia. Wydawało mi się, że to miłość.
Był jak dziecko w lunaparku
Byłam wtedy na szczycie. Moja firma zatrudniała ponad trzydzieści osób, miałam kontrakty z dużymi sieciami drogerii, a klientki walczyły o terminy w moim salonie jak o bilety na koncert gwiazdy. Pieniądze płynęły szerokim strumieniem. Nowy Mercedes? Proszę bardzo. Weekend w Barcelonie? Jasne, kupowałam bilety jeszcze zanim skończyliśmy śniadanie. On w tym wszystkim był jak dziecko w lunaparku. Pierwszy raz leciał biznes klasą, pierwszy raz widział Paryż, pierwszy raz zjadł kolację w restauracji, gdzie rachunek przekraczał jego miesięczną wypłatę.
– Gdyby nie ty, nigdy bym tego nie doświadczył – mówił z wdzięcznością w głosie, a mnie to wzruszało.
Czułam się ważna. Potrzebna. Mieszkał już ze mną na stałe. Miał swoje szuflady, swoją szczoteczkę, swoje miejsce po prawej stronie łóżka. Rano robiłam nam kawę i przynosiłam ją do sypialni. Wieczorami oglądaliśmy seriale w moim ogromnym salonie, popijając same najdroższe rzeczy, nawet woda mineralna była z najwyższej półki. On przytulał się do mnie i mówił, że nigdy nie był tak szczęśliwy. Nie zauważyłam, kiedy przestał pracować. Najpierw mówił, że musi się „zastanowić nad swoją ścieżką zawodową”, potem, że chce założyć swój biznes.
– Jak ty to zrobiłaś? – zapytał pewnego wieczoru. – Od zera do takiego sukcesu?
Zaoferowałam pomoc. Pożyczyłam mu pieniądze na jego „projekt”. Nie spisał umowy, ja nie nalegałam. W końcu byliśmy razem. Kiedy kochasz, nie kalkulujesz. Przynajmniej ja tak myślałam. Wtedy jeszcze wierzyłam, że jesteśmy drużyną. Nie zauważyłam, że on nigdy nie planował grać fair.
Musieliśmy zacisnąć pasa
Wszystko zaczęło się rozjeżdżać po cichu, bez dramatycznych scen. Najpierw były niewielkie sygnały. On coraz rzadziej pytał, jak minął mi dzień. Przestał mnie odprowadzać do pracy jak kiedyś, z kubkiem kawy w ręku i buziakiem na pożegnanie. Wieczorami był rozkojarzony, częściej siedział z telefonem, scrollując coś w milczeniu, jakby mnie przy nim nie było. Zapytałam raz:
– Coś się dzieje? – Odburknął, że wymyślam problemy.
Że nie jestem już taka wyluzowana jak dawniej. Zmroziło mnie. Miał rację – nie byłam. Moja firma zaczęła mieć problemy. Wzrosły koszty, kontrahenci przeciągali płatności, a kilka większych klientek zrezygnowało z usług. W głowie miałam tylko liczby, zaległe faktury i pytanie, jak to wszystko ogarnąć? On tego nie zauważał. Albo nie chciał zauważyć. Nadal żył jak królewicz, robił zakupy w modnych butikach, zamawiał jedzenie na dowóz, wychodził ze znajomymi. Kiedy raz powiedziałam, że musimy trochę zacisnąć pasa, spojrzał na mnie, jakbym go obraziła.
– Przecież mówisz, że to tylko przejściowe – rzucił z irytacją. – To po co panikujesz?
Próbowałam mu tłumaczyć, jak wygląda sytuacja. Opowiedziałam o kredycie, który musiałam zaciągnąć, żeby zapłacić pensje dziewczynom z salonu. Kiwał głową, ale nie słuchał. A wieczorem zapytał, czy może kupić sobie nowy telefon „na pocieszenie”. Poczułam, jakbym rozmawiała z obcym człowiekiem. I wtedy po raz pierwszy przemknęło mi przez myśl, że on kocha nie mnie – tylko wygodne życie, które mu dawałam.
Skończyło się moje złudzenie
Pamiętam dokładnie ten dzień – wtorek, zimny, szary, zupełnie jak moje myśli. Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle, bo odwołano mi dwa spotkania. Kiedy weszłam do mieszkania, on siedział na kanapie z jakąś dziewczyną. Blondynka, młodsza ode mnie, w śnieżnobiałym golfie i kozakach za kolano. W ręku trzymała mój ulubiony kubek. Śmiali się z czegoś, jakby byli u siebie.
– Co to ma być? – zapytałam, czując, jak palce drżą mi przy klamce.
– Spokojnie, to znajoma – powiedział nonszalancko, jakby nie widział nic dziwnego w tym, że w naszym domu gości się kobiety pod moją nieobecność.
– Znajoma? W naszym salonie? Z przekąskami za trzysta złotych i ty bez koszuli?
Nie odpowiedział. Spojrzał tylko na mnie chłodno, jakbym przeszkadzała w czymś ważnym. Dziewczyna, wyraźnie zaskoczona, wstała i wyszła bez słowa. A ja wtedy zapytałam go wprost:
– Zdradzasz mnie?
Wzruszył ramionami.
– Już dawno nie jesteśmy tym, czym byliśmy. Jesteś spięta, wiecznie zmęczona. Tylko liczby, faktury i problemy. Gdzie się podziała ta kobieta, którą podziwiałem?
Stałam w milczeniu. On odszedł do sypialni i zamknął drzwi. Ja usiadłam na tej samej kanapie, gdzie przed chwilą śmiali się razem, i poczułam, że wszystko się skończyło. Nie tylko związek. Skończyło się moje złudzenie, że on mnie kochał. Kochał luksus, łatwe życie. A kiedy to się skończyło – wyszedł bez walki.
Zostałam sama jak ten głupi palec
Wyprowadził się trzy dni później. Zabrał swoje rzeczy, a razem z nimi moje złudzenia, że byliśmy czymś więcej niż tylko wygodnym układem. Nie powiedział „przepraszam”, nie zapytał, czy coś mi potrzeba. Zostawił mi tylko SMS-a z informacją, że „to dla nas obojga lepsze”. Nie odpisałam. Nie byłam mu już nic winna. Przez pierwsze tygodnie miałam wrażenie, że dom jest większy niż kiedykolwiek. Każde puste miejsce, każdy niedopity kubek po kawie przypominał mi o tym, że dałam się nabrać. Że zbudowałam wszystko – firmę, dom, związek – na piasku. A potem przyszła egzekucja komornicza. Spóźnione raty, zaległe składki. Musiałam zamknąć salon. Dziewczynom wypłaciłam zaległe pensje z ostatnich oszczędności. Zostałam sama. Bez firmy, bez niego, bez planu na przyszłość. I wtedy zadzwoniła do mnie Basia, moja dawna księgowa.
– Widziałam go – powiedziała bez wstępów. – Stał w galerii, pod sklepem z zegarkami. Z tą samą blondyną. Wyglądał na bardzo zajętego opowiadaniem jej, jaką to miał firmę, jakim był wspólnikiem… Zgadnij, czyją firmą się chwalił?
Zamknęłam oczy. Nie zdziwiło mnie to. On nawet własnej przeszłości nie miał. Musiał pożyczyć ją ode mnie. Od tamtej pory nie próbował się odezwać. Ja też nie. Wyrzuciłam wspólne zdjęcia, sprzedałam auto, wynajęłam mieszkanie. Zaczęłam wszystko od nowa, bez światełek, bez blichtru, ale z jednym ważnym dodatkiem – własną godnością.
Lepsze moje życie bez niego
Dziś mija rok od dnia, w którym się wyprowadził. Czasem łapię się na tym, że wspominam pewne chwile – śmiech przy winie, wspólne poranki, jego spojrzenie, gdy mówił, że jestem wyjątkowa. Nie dlatego, że za nimi tęsknię. Po prostu zastanawiam się, jak bardzo można się pomylić w ocenie człowieka. Nie było mi łatwo. Odbudowanie siebie po takim zawodzie nie dzieje się z dnia na dzień. Były chwile, gdy nie miałam siły wstać z łóżka. Gdy czułam się winna, że pozwoliłam mu zbyt dużo, że dałam się zmanipulować, ale nie obwiniam już siebie. Bo miłość nie powinna być kontraktem. Kochałam go. On kochał to, co mógł ode mnie dostać.
Dziś pracuję jako konsultantka dla początkujących przedsiębiorców. Doradzam kobietom, które chcą budować coś swojego. Opowiadam im nie tylko o sukcesach, ale też o błędach. Moich błędach. I każda z tych historii sprawia, że czuję, iż tamta porażka nie była końcem, tylko początkiem. A on? Czasem mignie mi w social mediach. Nowa dziewczyna, nowy samochód, te same uśmiechy. Jakby jego życie było jednym wielkim powtórzeniem. Nie zazdroszczę mu. Już nie. Bo dziś wiem, że warto być samą niż z kimś, kto kocha tylko wtedy, gdy wszystko się układa. Prawdziwe uczucie poznaje się nie w chwilach bogactwa, ale w kryzysach. A on w takim kryzysie pokazał swoją prawdziwą twarz. Mam mniej niż kiedyś, ale jestem szczęśliwsza. I silniejsza.
Oliwia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż 6. grudnia w tajemnicy poszedł w odwiedziny do sąsiadki. Dał jej coś więcej niż mały prezencik na mikołajki”
- „Siostra wyrzuciła moje ubrania na śmietnik, a matka jej przyklasnęła. Nie miałam już domu, bo nikt mnie tam nie chciał”
- „Kalendarz adwentowy od teściowej roztopił moje serce. Ukryła w okienku drobiazg, który zapamiętam na całe życie”