Reklama

Kasia opuściła mnie bez najmniejszych oznak, ostrzeżenia czy jakichkolwiek dyskusji. Któregoś dnia oświadczyła, że ma tego dosyć i postanowiła odejść.

Reklama

– Jak to postanowiłaś? Dlaczego postanowiłaś? Co się wydarzyło? Nic złego się przecież nie stało.

– No właśnie. Sądzę, że chodzi o to, że nic się nie dzieje. Nie ma już między nami tej chemii.

– Jakiej chemii? Jest chemia. We mnie buzuje. Jak jasna cholera. O co chodzi z tym odejściem? Na jakiś czas? Masz ochotę pobyć sama?

– Nic nie rozumiesz? Serio nie dostrzegasz, że nasz związek od dawna już nie żyje? Wojtek, nie zachowuj się jak dzieciak i nie udawaj zaskoczonego.

Zobacz także

– Nieprawda, że nie żyje, przecież sypiamy ze sobą.

– Racja. Ja i ty współdzielimy łóżko. Zastanawiam się tylko, czemu nie zwróciłeś uwagi na to, że od dłuższego czasu nie sypiam z tobą.

– Jak to nie sypiasz?

– Zastanów się przez moment i dojdź do tego sam.

– Kasiu, być może popełniłem jakiś błąd, ale chyba po tym całym czasie, który razem spędziliśmy, zasługuję na pewne wyjaśnienia.

– Pamiętasz, jak to się zaczęło między nami? Iskrzyło, aż miło, mieliśmy jakiś cel. A później, po ślubie, to jakbyś skamieniał. Wojtek, ostatnie lata spędziłeś jak mucha w bursztynie. Zero aktywności. Zero rozwoju. Nie masz żadnych aspiracji ani marzeń, chyba poza dwoma piwami przed snem i okazjonalną pseudorandką w sypialni. Spójrz tylko na nasze imprezy ze znajomymi. Każdy gada o czymś ciekawym, był w kinie albo przeczytał jakąś książkę. A ty? Normalnie każdorazowo czuję zażenowanie z twojego powodu. Ja już tak dłużej nie mogę. Ignorujesz fakt, że świat idzie do przodu, wszędzie zmiany. Ty tkwisz w tym samym punkcie co kiedyś.

– Wcale tak nie jest!

– W porządku, miej swoją opinię. To tylko i wyłącznie twoja sprawa.

Nie czułem się winny

Nasza ostatnia rozmowa miała właśnie taki przebieg. Ogarnęło mnie uczucie, jakbym wpadał w bezdenną przepaść. Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw. Nasze dotychczasowe życie układało się całkiem przyjemnie i spokojnie. Świadomie zrezygnowaliśmy z posiadania potomstwa. Ja byłem zatrudniony w dziale administracyjnym szkoły wyższej i odpowiadała mi ta posada. Moje zarobki utrzymywały się na niezłym poziomie, a godziny pracy były bardzo elastyczne. Z tej perspektywy obserwowałem, jak koledzy dążący do awansu pogrążali się w szaleństwie. Kłócili się między sobą, rzucali sobie kłody pod nogi, knuli intrygi i tworzyli kliki. Im wyższa pozycja, tym bardziej zaciekła i brutalna stawała się rywalizacja.

Kasia pod wieloma względami była ode mnie ambitniejsza. Konsekwentnie wspinała się po kolejnych szczeblach w branży public relations. Osobiście uważam, że cały ten pijarowy światek to jedno wielkie dmuchanie balona. Niczego nie wytwarzają, nie wnoszą nic pozytywnego do otaczającej nas rzeczywistości, a jedynie knują, jak wcisnąć ludziom byle co. Jak zbajerować społeczeństwo, że jakiś durny polityk to wybawca ojczyzny lub że jakaś firma, żerująca na ludzkich obawach, oferuje przepis na szczęście i długowieczność. Ale mniejsza z tym. Kasia to kochała. Do każdego nowego wyzwania w pracy podchodziła śmiertelnie poważnie. Dbała o swój rozwój.

Muszę przyznać, że faktycznie odpuściłem sobie i przestałem wkładać wysiłek w różne sprawy. Kasia ma rację, mówię to wprost. Osiągnąłem już w życiu to, co było mi potrzebne do pełni szczęścia: mam własne cztery kąty, bezstresową pracę, ciszę i błogi spokój, no i wierną (tak wtedy myślałem) małżonkę u boku. Ona z kolei nie próżnowała ani chwili. Ledwo skończyła studia, a już zaliczała jakieś dodatkowe szkolenia, uczyła się hiszpańskiego i co wieczór zasypiała z książkami pod poduszką. Pewnie niepotrzebnie podchodziłem do tego tak lekko, jakby to było nieistotne. Ale czułem się po prostu spełniony i szczęśliwy.

Zostałem sam z dnia na dzień

Ot tak z dnia na dzień Kasia spakowała manatki i wyniosła się z domu. Zero informacji odnośnie do tego, dokąd się przeniosła albo czy z kimś teraz mieszka. Zżerała mnie zazdrość. Chciałem nawet iść za nią, by ją śledzić, ale mi się nie udało. Straciłem ją z oczu, kiedy wsiadła do taksówki, a ja utknąłem w korku. Wystawałem pod jej pracą, ale za każdym razem opuszczała budynek w towarzystwie znajomych z firmy. Sporządziłem spis jej koleżanek i zacząłem do nich wydzwaniać...

– Siemka, Tereska!

– Cześć, co słychać?

– Wiesz, jako tako się trzymam – mijałem się z prawdą.

– A co z Kasią? W porządku?

– No jasne. Kasia ma się jak pączek w maśle.

– Okej, rozumiem... A powiedz, jest z kimś? Czy wciąż siedzi sama?

– Słuchaj, o tym musisz pogadać z Kaśką.

– Ale ona mi nic nie chce powiedzieć i olewa moje telefony.

– No widzisz. I czego ty ode mnie chcesz? Mam jej robić przesłuchanie? Wybij to sobie z głowy. Kaśka to dorosła kobieta, wie, co robi i trzyma się swoich postanowień. Skup się lepiej na własnych sprawach.

Czekałem na jej powrót

Jezus Maria, jak ja nie cierpiałem, gdy ktoś mówił: "weź się w garść i zacznij myśleć o sobie". Całe moje życie kręciło się wokół Kaśki, było dla niej i z nią. Siedzenie samemu w czterech ścianach wpędzało mnie w dołek. Nie mogłem znieść samotności. Raptem zdałem sobie sprawę, że wszyscy moi znajomi to byli NASI znajomi. Odbierali telefon, gadali trochę i dawali rady, żebym zaczął żyć dla siebie.

Nie chcę i nie dam rady zająć się sobą, bo to jakbym przestał wierzyć, że Kasia wróci. Jakbym wymazał naszą historię, odciął się od tego, co było i zaczął wszystko od nowa. A ja nie mam ochoty na nowy rozdział. Ona się ogarnie i wróci. Przecież byliśmy razem szczęśliwi.

– Słuchaj, a masz pewność, że ona była szczęśliwa? – rzucił pytanie mój wieloletni kumpel Paweł, z którym przyjaźnię się od czasów ogólniaka.

– Eee, no chyba tak, a czemu miałaby nie?

– Stary, skoro zdecydowała się zakończyć wasz związek, to raczej nie tryskała szczęściem przy Twoim boku.

– Wszystko mieliśmy, czego potrzebowaliśmy. Super spędzaliśmy czas razem – nie dawałem za wygraną. – Pewnie, że gdzieś po drodze się potknąłem, ale to da się ogarnąć. Teraz sporo czytam o tym, jak radzić sobie z kryzysami w związku i tam...

– Wojtuś, ogarnij się. To już nie jest żaden kryzys. To już finito. – Paweł był brutalnie szczery. – Nikt nie rzuca drugiej połówki po takim czasie ot tak po prostu.

– Mogę ci to wszystko objaśnić. Spotkajmy się na jednego, bo nie mam już nawet z kim się napić – robiłem się coraz bardziej dołujący.

– Wiesz co, Wojtek, od trzech lat jestem abstynentem. Prowadzę wzorowy, trzeźwy tryb życia.

– Nieważne, jak znowu wpadniesz w nałóg, daj znać – zakończyłem rozmowę.

Nie radziłem sobie

Szybko jednak musiałem zadzwonić ponownie. Potrzebowałem porady w paru istotnych kwestiach, a nie miałem się do kogo zwrócić.

– Słuchaj, Paweł... Jako ktoś, kto wiedzie nieskazitelną egzystencję, na pewno będziesz w stanie mi coś doradzić. Jak sprawić, żeby pościel po wypraniu była taka miękka i puszysta...

– Kompletnie ci odbiło?

– Dlaczego nie? Zależy mi na tym, aby pościel wyglądała identycznie jak podczas obecności Kasi.

– Nie mam pojęcia. Po prostu dobrze ją wypierz i wyprasuj.

– Próbuję, ale efekt jest inny niż wtedy.

– Daj spokój. Jak ci nie wychodzi, to po prostu śpij w takiej, jaka jest. I tak po pierwszej nocy będzie pognieciona, więc co za różnica?

– A może byś spytał Sylwii?

Nie mam zamiaru wyjść na kretyna. Faceci nie prasują pościeli.

– Bez prasowania żyjecie?

– Tak, po prostu. Ciuchów też nie prasuję. Góra trzy razy w roku koszulę przeprasowuję, gdy idę na jakąś galę.

– Zaskakujące... A słuchaj, masz może patent na sprzątanie w toalecie?

– Stary, no bez jaj. Bierz szczotkę albo ścierkę, kup parę detergentów i szoruj. No, wielka filozofia!

– No bo ja się staram, ale efekt jest ciągle niezadowalający.

Będę ją błagał

– Zadzwoń po jakąś sprzątaczkę.

– Zwariowałeś? Nie ma mowy. Nie chcę, żeby jakaś nieznajoma grzebała w naszym mieszkaniu.

– Twoim mieszkaniu.

– Naszym. Kaśka wróci. Będę ją błagał, bo nie dość, że nie ogarniam sprzątania, to jeszcze chodzę głodny.

– Okej. Mam już tego po dziurki w nosie. Mordo, spadam, bo zaraz zaczyna się druga część meczu.

– Wstrzymaj się chwilę. Czy mógłbyś mi podesłać parę nieskomplikowanych przepisów na obiady?

– Spoko, podeślę ci coś, chociaż wiesz, u mnie to raczej marna kreatywność w kuchni.

– Bez znaczenia, po prostu przypomnij sobie tę zapiekankę z ziemniakami, którą kiedyś u ciebie jadłem.

Wieczorem napisałem do Kasi SMS-a, że tęsknię za nią i jej obiadami. Liczę, że zmięknie i niedługo zjem domowy posiłek.

Reklama

Wojtek, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama